Nowe Renault Clio – ciekawe, czy Adam i Ewa by kupili
Czy nowe Renault Clio wróciło prosto z Raju?
Motoryzacja pełna jest stereotypów. Niemieckie auta kojarzą się z dużymi limuzynami pokonującymi autostrady, włoskie są idealne na tory wyścigowe i obłędnie piękne, Amerykanie lubują się w potężnych silnikach, Japończycy wyznają zaś zasadę niezawodności (choć z tym ostatnio bywa różnie). A jakie są francuskie samochody? Francuzi są ekspertami od maluchów!
Peugeot produkował kultowe 205, Citroen – 2CV, a Renault model 5 i Super 5. W 1991 roku pojawił się następca rewolucyjnej pod wieloma względami „piątki”, a Renault chwaliło się w reklamach, że przywiozło go „prosto z Raju”. Przez cztery kolejne generacje Clio zaskarbiło sobie serca Europejczyków, stając się drugim (po VW Golfie) najlepiej sprzedającym się samochodem na Starym Kontynencie (od debiutu pierwszej generacji sprzedano ponad 15 milionów egzemplarzy).
Nowe Ranault Clio – niby takie samo, a jednak całkowicie inne
Na pierwszy rzut oka najnowsza odmiana miejskiego Renault różni się od ustępującego modelu tylko kształtem przednich lamp, standardowo teraz wykonanych w technologii LED, w których w końcu udało się zintegrować światła do jazdy dziennej. To jednak tylko pozory. Renault Clio piątej generacji to zupełnie nowy samochód, skonstruowany w oparciu o zaprojektowaną od podstaw płytę podłogową. Gdy przyjrzymy się dokładnie zobaczymy, że nieznacznie zmieniły się proporcje nadwozia. Mała „Renówka” stała się nieco szersza, krótsza i niższa. Sylwetka auta jest teraz bardziej muskularna, co szczególnie widoczne jest w tylnej części nadwozia. W testowanej przez nas odmianie Intens karoserię dodatkowo ozdabiają liczne chromowane dodatki.
Podobnie jak w przypadku modelu odchodzącego, tak i w najnowszej odsłonie, Renault Clio dostępne jest wyłącznie z nadwoziem pięciodrzwiowym. Klamka otwierająca tylne drzwi pozostała ukryta w linii szyb. To niezbyt ergonomiczne rozwiązanie, zapoczątkowane ponad dwie dekady temu przez model Alfa Romeo 156, w małym Renault znacząco poprawiono. Uchwyt jest teraz większy i łatwiej się nim posługuje. Nie można tego samego powiedzieć o sposobie otwierania bagażnika. Przycisk zwalniający zamek umieszczono bowiem bardzo nisko, na zderzaku – nad tablicą rejestracyjną. Takie rozwiązanie wymusza wykonanie dodatkowych niepotrzebnych ruchów – najpierw odryglowujemy klapę, a następnie wsuwamy dłoń między zderzak, a drzwi bagażnika i unosimy je do góry.
Renault Clio – wzorzec malucha
Pozostając w tylnej części nadwozia, zaglądamy do przestrzeni ładunkowej. Tu miło zaskakuje nas nowe Clio. Bagażnik powiększył się o kilkadziesiąt litrów i jest już teraz „kompaktowych” rozmiarów (390 litrów). Taka objętość wynika niestety głównie z wysokości „kufra” i skutkuje niezwykle długim, ponad trzydziestocentymetrowym progiem załadunkowym. To mocno utrudnia pakowanie i przywodzi na myśl samochody z lat ’80. Co ciekawe, pod podłogą znajdziemy jeszcze pełnowymiarowe koło zapasowe. Również po złożeniu siedzeń nie uzyskamy równej podłogi, ale ten mankament na pewno zostanie usunięty w wersji Grandtour.
W części pasażerskiej miejsca jest pod dostatkiem. Mimo krótszego nadwozia, wnętrze Renault Clio nadal oferuje dość miejsca – zarówno z przodu jak i z tyłu. Oczywiście dwumetrowiec nie usiądzie wygodnie za równym sobie kierowcą, ale nie zapominajmy, że to samochód miejski. Dwoje dzieci w fotelikach nie będzie narzekać w drodze do szkoły, a i czworo znajomych, jadąc na przykład do kina, nie odczuje ciasnoty. Będą oni też mieli, gdzie włożyć drobne przedmioty, które ze sobą zabiorą. Począwszy od obszernych kieszeni w drzwiach, przez głęboką skrytkę w podłokietniku, a na przepastnym schowku przed pasażerem skończywszy, wszystkie miejsca na drobiazgi są nadspodziewanie duże.
Fotele są bardzo francuskie. Miękkie i nie oferują nadzwyczajnego trzymania bocznego. Dzięki temu łatwo zajmuje się na nich miejsce i równie prosto opuszcza się samochód. Niecodziennie i nieintuicyjnie Renault rozwiązało regulację pochylenia oparcia siedzenia kierowcy. Prawy fotel klasycznie przestawiamy dźwignią przy słupku B, lewy natomiast pochyla się uchwytem przy przedniej krawędzi siedziska, czyli w miejscu, gdzie spodziewalibyśmy się znaleźć regulator wysokości lub odległości.
Pokryta skórą kierownica spłaszczona jest od dołu, dzięki czemu bez problemu mieszczą się pod nią kolana nawet rosłego kierowcy. Z powodów, dla których ciężko znaleźć uzasadnienie jest ona też spłaszczona od góry. Kierownica to nie jedyny element wnętrza Renault Clio wykonany z przyjemnych w dotyku tworzyw. Całe boczki drzwiowe i deska rozdzielcza również są miękkie. Nieco zdominowane przez czarną podsufitkę wnętrze doskonale ożywiają liczne jasnokremowe dodatki i jasne przeszycia tapicerki foteli. Niestety w nocy, zaledwie dwie malutkie lampki przy lusterku wstecznym nie są dość mocne, by wystarczająco oświetlić środek auta.
Wersja Intens oferuje miedzy innymi system MY SENSE, w ramach którego możemy regulować czułość pedału gazu, intensywność klimatyzacji czy kolor i siłę podświetlenia ambientowego. W tym standardzie wyposażenia znajdziemy też cyfrowe zegary. Renault wzięło sobie do serca uwagi klientów i prędkościomierz nie wygląda już jak wyświetlacz kalkulatora sprzed trzydziestu lat. Po bokach głównego cyfrowego licznika zlokalizowano również elektroniczne wskaźniki poziomu paliwa i temperatury cieczy chłodzącej. Na ich polach wyświetlają się charakterystyczne dla samochodów francuskich liczne kontrolki – osobne dla świateł pozycyjnych, mijania, drogowych, przeciwmgłowych przednich i tylnego. Te oraz inne wskazania przekazują kierowcy istotne informacje. Zarówno grafika ekranu przed kierownicą, jak i głównego (niestety mocno wystającego ponad płaszczyznę deski rozdzielczej) jest bardzo nowoczesna, a sam system działa płynnie i nie zawiesza się, co było częstą bolączką zarówno dotychczasowego Renault Clio, jak i jego napompowanej wersji, czyli Captura.
Czego więcej można chcieć?
Samochody Renault od blisko dwóch dekad odpala się starterem za pomocą płaskiego pilota. Nowe Clio, wzorem swoich starszych braci, otrzymało inteligentną kartę, po wykryciu której samochód sam się otworzy. Nie musimy zatem już nawet naciskać na klamkę w celu odryglowania zamków. W standardzie Intens otrzymujemy również zestaw kamer o zasięgu 360 stopni. Niezależnie od nich małym Renault bez problemu da się zaparkować, gdyż gabaryty auta są bardzo łatwo wyczuwalne.
Kolejnym przyjemnym zaskoczeniem jest standardowy system audio. Często za podobnej jakości dźwięk zestawu Hi-Fi znanej marki, producenci każą sobie sporo dopłacać. Szkoda, że pilot sterujący radioodbiornikiem nie został lepiej pomyślany. Pokrętło znajdujące się na nim służy bowiem do zmiany stacji radiowej, a przyciski do zmiany poziomu głośności. Odwrotnie byłoby znacznie bardziej intuicyjnie.
Dziś nie wyobrażamy już sobie samochodu bez klimatyzacji. W Renault Clio Intens temperaturę ustawiać możemy automatycznie, a to nie jest często spotykana opcja w samochodach miejskich.
Żadne współczesne auto nie obędzie się bez asystentów kierowcy. W Renault Clio sterowanie nimi rozrzucone jest po całym samochodzie. Na kierownicy znajdziemy przełączniki tempomatu (w końcu nie trzeba ich szukać gdzieś na podłodze miedzy siedzeniami jak w poprzedniku). Asystenta utrzymania pasa ruchu włączamy guzikiem po lewej stronie zegarów, na desce rozdzielczej. Te i pozostałe systemy wspomagające (miedzy innymi określający odległość w sekundach od samochodu poprzedzającego czy asystenta martwego pola) możemy aktywować przez osobne menu na ekranie głównym.
Nowe Renault Clio – do miasta … i nie tylko!
Pod maską nowego Clio może pracować kilka odmian silnika 1.0 lub znany z Mercedesa Klasy A czterocylindrowy silnik 1.3. Jest też 115-konny diesel. W naszym testowym Renault Clio znalazł się najmocniejszy z trzycylindrowców o mocy 100 KM. Motor sprzężony jest z mechaniczną przekładnią o zaledwie pięciu biegach. Ta konfiguracja również miło zaskakuje, gdyż Clio z tym silnikiem jest żwawsze, niż wskazywałby na to dane techniczne. W żadnym zakresie obrotów nie brakuje mu mocy i praktycznie nie występuje typowe dla małych wysilonych jednostek zjawisko turbodziury. Doskonale dobrane przełożenia pozwalają po mieście poruszać się praktycznie cały czas na „trójce”, a mimo braku „szóstki” nawet na autostradzie w Clio nie jest głośno (przy 140 km/h jest nieco ponad trzy tysiące obrotów). W swoim naturalnym – miejskim środowisku, wykorzystując możliwości turbodoładowanego silnika, małe Renault Clio będzie zużywać około 8,5 litra na 100 kilometrów. W trasie bez problemów możemy tę wartość obniżyć do pięciu. Przewidując, że w dzisiejszych czasach małym samochodem zazwyczaj pokonujemy krótkie dystanse, inżynierom z Francji udało się stworzyć motor, który bardzo szybko się nagrzewa, co także wpływa na obniżenie zużycia paliwa. W chłodne dni, już po dwóch kilometrach z nawiewów zaczyna lecieć ciepłe powietrze.
Dzięki dużym lusterkom, nowemu Renault Clio łatwo odnaleźć się w intensywnym ruchu miejskim. W szybszych manewrach pomaga precyzyjny układ kierowniczy. Nowa płyta podłogowa, całkowicie przekonstruowane zawieszenie i niższy środek ciężkości sprawiają, że małe Renault wychyla się na zakrętach znacznie mniej niż poprzednik. Może straciło przez to nieco ze swojego francuskiego charakteru, ale za to zyskało na właściwościach jednych.
Adam i Ewa by kupili
Za podstawową wersję Life trzeba zapłacić 47 tysięcy złotych i nie otrzymamy za to nawet klimatyzacji. Po dokupieniu jej nieznacznie przekroczymy 50 tysięcy. Kolejny poziom wyposażenia – Zen – kosztuje 56 tysięcy i oferuje system multimedialny Easy Link, klimatyzację i komplet elektrycznych szyb. Standard Intens to wydatek następnych 6 tysięcy. Za takie, jak nasze testowe Clio z wyposażeniem dodatkowym trzeba zapłacić około 77 tysięcy złotych. To wszystko ceny nieznacznie niższe niż propozycje konkurentów.
Najnowsze dzieło francuskich inżynierów ma wszystko, co jest potrzebne, żeby kontynuować sukces poprzedników. Praktyczne nadwozie, duży bagażnik, niezłe wyposażenie i przystępne ceny.
Czy zatem nowe Clio znowu weźmie szturmem segment B w Europie? Czas pokaże.