Nissan Qashqai - miejski nomad?
Już ponad pół roku na naszym rynku dostępny jest poddany faceliftingowi mniejszy brat Nissana Murano. Qashqai, bo o nim mowa należy do segmentu popularnych ostatnimi czasy corssoverów – samochodów miejskich, wyglądających jak małe SUV-y. Oczywiście niewielkim Nissanem nie wjedziemy w dżunglę. Chyba, że mowa o miejskiej, betonowej dżungli. Do tego samochód nadaje się wyśmienicie.
Lifting objął przód pojazdu, deskę rozdzielczą oraz drobnostki w wykończeniu wnętrza. Samochód przez to nieco wyładniał. Nie zmieniła się jednak jego typowo miejska charakterystyka, która nijak ma się do nazwy – Kaszkajowie to przecież naród koczowniczy z terytoriów dzisiejszego Iranu. Qashqai bez wątpienia nie ma cech nomada – nie odnalazłby się na pustyni, długa jazda po bezdrożach z pewnością by mu nie służyła. Jest to jednak samochód, który może być lekarstwem na naszą polską (i nie tylko) bolączkę – nawierzchnie. Nie muszę nikogo przekonywać, że polskie drogi są po prostu złe – dziurawe, niefachowo połatane, a do tego rozjeżdżone przez ciężarówki.
Właśnie dlatego Nissan Qashqai jawi się jako bardzo ciekawy pojazd na naszą rzeczywistość. Nie każdy ma pieniądze i chęci na zakup SUV-a, nie mówiąc już o terenówce z prawdziwego zdarzenia. Jednak ktoś to jest w stanie wydać siedemdziesiąt tysięcy złotych na doposażonego hatchbacka z segmentu C, może również sięgnąć po Qashqai – wyżej zawieszoną, ładniejszą Tiidę. A dzięki temu dziury, kostka brukowa, koleiny i wyboje będą mniej straszne, a komfort podróżowania ulegnie znacznej poprawie.
Warto również pamiętać, że mimo stosunkowo niewielkiego nadwozia, Nissan zmieścił trzeci rząd siedzeń. Ten model sprzedawany jest pod nazwą Nissan Qashqai +2. Niestety – siedmioosobowa wersja jest droższa aż o 8 tysięcy złotych. Jeśli jesteśmy już przy wnętrzu - nawet po modernizacji wnętrze nie robi jakiegoś szczególnie pozytywnego wrażenia - poprawiono jakość materiałów, dodano miejsce na wyświetlacz LCD, ale konsola środkowa nie wygląda szczególnie urodziwie.
Jak przystało na auto miejskie, Qashqai może mieć pod maską stosunkowo małe i oszczędnie silniki. Podstawową jednostką jest motor 1.6 o mocy 115 KM. Droższy, a zarazem znacznie mocniejszy jest dwulitrowy benzyniak generujący 140 koni. Silniki wysokoprężne dCi dostępne są w wariancie 1.5 i 2.0. Pierwszy z nich ma 106, drugi 150 koni mechanicznych. Oba pochodzą ze stajni Renault.
Na polskim rynku Nissan oferuje swojego crossovera w czterech pakietach wyposażenia: Visia (od 67 tys.), Acenta (od 73 tys.), I-Way (od 79 tys.) oraz Tekna – od 83 tys. zł. Chcąc skonfigurować sobie Qashqaia z dwulitrowym dieslem o mocy 150 KM i bogatym wyposażeniem należy liczyć się z wydatkiem grubo przekraczającym sto tysięcy złotych. Szybko okazuje się, że za taką kwotę dostaniemy X-Triala z takim samymi wysokoprężnym motorem. Oczywiście nie będzie to samochód tak dobrze wyposażony, ale na pewno nie będziemy bać się przejechać po nieco większym błocie, głębokiej kałuży czy wybrać się na wycieczkę w góry – wszak X-Trial posiada napęd na cztery koła w standardzie. W mniejszym Nissanie trzeba za niego zapłacić 8 tysięcy ekstra, a do tego nie jest dostępny w każdej wersji wyposażenia. Pytanie jednak czy rzeczywiście warto zdecydować się na taki wydatek jeśli samochód będzie przemieszczał się tylko po asfalcie? Jedyne co może przekonać potencjalnego nabywcę to lepsza trakcja, co na ośnieżonych czy mokrych odcinkach może być czasem bardzo przydatne.
Największym konkurentem dla modelu Qashqai wydaje się Toyota RAV 4 – samochód posiadający dobrą opinię i stosunkowo popularny. Jest jednak znacznie droższy – w podstawowej opcji wyposażenia, z dwulitrowym silnikiem to wydatek ponad 90 tysięcy. Podobne pieniądze trzeba wydać na Suzuki Grand Vitarę i Forda Kugę. Z drugiej jednak strony ktoś powie: przecież te samochody są nieco większe. Szukając dalej możemy natrafić na samochody mniejsze, aspirujące do miana crossovera – np. Toyotę Urban Crusier, która posiada opcjonalny napęd na cztery koła. Przyglądając się jednak gamie silników szybko okaże się, że benzynowe 1.3 i diesel 1.4 to trochę za mało, a mimo tego za tę Toyotę należy zapłacić około 75 tys. zł! Można kupić również SX4 – czterometrowego crossovera od Suzuki, którego ceny zaczynają się od 52 tys. zł. Nie należy jednak zapominać, że wersja z mocnymi silnikami benzynowymi i wysokoprężnymi to wydatek sporo większy niż pięćdziesiąt tysięcy.
Okazuje się więc, że pozornie Nissan Qashqai ma sporą konkurencję pośród innych crossoverów, jednak de facto dość trudno jest wskazać podobny gabarytowo, wyposażeniowo i cenowo model, z którym jednoznacznie konkuruje. Oczywiście podane przeze mnie propozycje to tylko niektóre pojazdy z tego segmentu. Mamy przecież jeszcze Skodę Yeti, Hondę CR-V, Citroëna C-Crossera i Peugeota 3008, jednak mimo wszystko Quashqai jawi się jako bardzo ciekawa oferta. Nic więc dziwnego, że wersji przedfiltingowej, produkowanej od 2007 r. sprzedano ponad 300 tysięcy sztuk. Co więcej: w ubiegłym roku w niemieckim badaniu opinii kierowców mały Nissan uzyskał najlepszy wynik w swojej klasie – aż 85,8 % nabywców jest zadowolonych ze swojego małego nomada.