Nissan LEAF - wiodący, ekologiczny samochód rodzinny?
Czy auta napędzane energią elektryczną to przyszłość? Tego jeszcze nie wiemy. Wiemy natomiast, że elektryczny Nissan LEAF to obiecujący przedstawiciel motoryzacji przyszłości. Dlaczego?
Zastanawialiście się kiedyś, dlaczego Wasze laptopy nie są zasilane malutkim silniczkiem spalinowym? W teorii to przecież całkowicie wykonalne, ale... Byłoby to bardzo niewygodne, niepraktyczne i zapewne nieekonomiczne rozwiązanie. Ot książkowy przykład "przerostu formy nad treścią". Istnieją konkretne przesłanki, dla których telefony, komputery czy radia zasilane są energią elektryczną, a statki, samoloty czy samochody silnikami spalinowymi.
Mimo to producenci aut zdecydowali się stworzyć czterokołowe pojazdy, które do poruszania się będą wykorzystywać prąd. Cóż, bez względu na to, jak bardzo (przy obecnym poziomie technologii) nietrafiony to pomysł, trzeba przyznać, że w przypadku Nissana LEAF-a efekt jest... obiecujący.
Właśnie w takich samochodach jak LEAF producenci upatrują odpowiedzi na gwałtownie kurczące się zasoby ropy naftowej (teoria równie naciągana co globalne ocieplenie) i rosnące zanieczyszczenie atmosfery.
O tym, czy to dobra odpowiedź przyjdzie nam się dopiero przekonać. I mimo iż trudno pisać o samochodzie elektrycznym bez nakreślenia całego elektro-ekologicznego tła, to pozostawimy tę polemikę ekoczubkom i działom PR koncernów motoryzacyjnych. Skupmy się na naszym aucie przyszłości, którym już dziś można poruszać się po ulicach miast. Bo raczej tylko w mieście będziecie mogli spotkać Nissan LEAF-a.
W podłodze naszej obłej, pozbawionej układu wydechowego, wariacji na temat hatchbacka umieszczono 48 modułów litowo-jonowego akumulatora. W tym celu zastosowano zupełnie nową platformę, a całe auto jest długości mniej więcej Opla Astry czy Forda Focusa. Łącznie baterie (takie same, jak zasilają wasze laptopy) mają pojemność 24 kWh - jakieś 500 razy więcej niż w przeciętnym komputerze przenośnym. Dzięki nim napędzane silnikiem elektrycznym auto, ważące 1550 kg może pokonać w teorii do 175 km.
W praktyce jednak, w zimowych warunkach w jakich przez tydzień testowaliśmy LEAF-a, przy ujemnych temperaturach i konieczności korzystania z klimatyzacji, 24 kWh wystarczą na około 110 km. Potem auto musi wylądować przy gniazdku i dopiero po 8 godzinach ładowania będzie gotowe do pokonania kolejnych 110 km (przy bardzo delikatnym obchodzeniem się z pedałem przyspieszenia i w trybie Eco, który znacznie "przytłumia" silnik). Owszem istnieje możliwość tzw. "szybkiego ładowania" - 80 proc. energii w 20 min - jednak w Polsce nie ma jeszcze stacji, które by to umożliwiały. Przybywa ich za to w Europie.
Z ładowaniem LEAF-a wiąże się kilka problemów. Jednym z mniej oczywistych jest ten związany z kablem. Codzienne zwijanie i rozwijanie 5 metrowego sznura grubości solidnej parówki to nic przyjemnego, szczególnie w zimie, kiedy leży on najczęściej w kałuży spływającej z samochodu mieszanki śniegu, błota i soli. Cóż zapewne 100 lat temu podobnie narzekano na niedogodności związane z uruchamianiem samochodu za pomocą korby, a dziś...
110 km - teoretycznie nie powinno być problemu. Wystarczy do codziennego poruszania się po mieście. Praca, szkoła, sklep, dom. Fachowcy wyliczyli, że przeciętnemu mieszkańcowi dużego miasta więcej do szczęścia nie potrzeba. I wszystko jest O.K. Samochód o napędzie czysto elektrycznym zdaje się sprawdzać. Pod jednym, bardzo ważnym, warunkiem. Otóż musicie mieć możliwość ładowania LEAF-a w domu (tudzież dowolnym miejscu gdzie spędzacie noce). Jeżeli nie posiadacie jeszcze domku z garażem, albo przynajmniej miejsca garażowego w bloku zapomnijcie o LEAF-ie. Bez łatwego dostępu do gniazdka elektrycznego użytkowanie auta na prąd zmienia się w walkę o każdy kilometr, permanentny stres czy zapasy energii pozwolą dotrzeć do celu. Wyobraźcie sobie ciągłą jazdę na oparach benzyny. Nic przyjemnego, prawda?
Załóżmy, że macie już łatwy dostęp do gniazdka. Pamiętajmy, że Nissan nie zaleca używania przedłużaczy więc LEAF musi znajdować się nie dalej niż jakieś 5 m od miejsca, w które można "wetknąć wtyczkę". Elektryczny Nissan jest całkiem rozsądnym i przede wszystkim tanim w eksploatacji środkiem transportu. Automobilem, którym komfortowo i oszczędnie przemieścicie się z punktu A do punktu B przy założeniu, że nie są one zbyt daleko.
Zakładając średnią cenę kWh na poziomie 60 gr. (taryfa G11) pełne ładowanie LEAF-a to koszt 15 zł. Za to 15 zł przejedziemy około 120 km. A jeżeli weźmiemy pod uwagę nawet kilkukrotnie tańsze nocne taryfy energii elektrycznej, okaże się, że LEAF-em możemy przemieszczać się praktycznie za darmo. Dalsze kalkulacje i porównania z Waszymi obecnymi środkami transportu pozastawiamy Wam. Wspomnijmy tylko, że gwarancja na zestaw baterii to 8 lat lub 160 tys. kilometrów.
Pod maską LEAF-a nic nie wybucha i nic się nie spala, a to oznacza całkowitą ciszę i absolutny brak wibracji w trakcie jazdy. Mało które auto potrafi zapewnić taki komfort akustyczny jak LEAF. Przy wyższych prędkościach słychać jedynie szum wiatru, przy niższych - opon. Cichutki szmer towarzyszący przyspieszaniu i liniowy charakter nabierania prędkości zapewniony przez bezstopniową skrzynię są niezwykle kojące, tak samo jak jazda za stałą prędkością. Dzięki temu LEAF staje się idealnym miejscem na chwilę relaksu po całym dniu pracy.
W LEAF-ie zasiadasz w wygodnym i obszernym fotelu, chociaż nie oczekuj od niego trzymania bocznego. Miejsca w jasnej kabinie jest pod dostatkiem, a jedynym zgrzytem w kwestii ergonomii okazuje się kierownica regulowana jedynie na wysokość. W aucie za około 150 tys. zł? Nissanie, to nie wypada. Niemniej dosyć wysokiej pozycji za kierownicą nie można nic zarzucić, a duże przeszklone powierzchnie zapewniają świetną widoczność (coraz większy rarytas w nowych samochodach).
Warto podkreślić, że LEAF to pełnowartościowe auto nawet dla 5 osób. Elektryczny Nissan jest znacznie bardziej wyrafinowany i praktyczny niż małe Mitsubishi i-Miev i jego dwa odpowiedniki od Citroena i Peugeota oferowane w podobnej cenie. W LEAF-ie z tyłu mogą zasiąść 3 osoby, a za nimi znajduje się jeszcze 330-litrowy bagażnik. Biorąc pod uwagę, że tym autem raczej nigdy nie wybierzecie się na wakacje, więcej do szczęścia nie trzeba.
Wnętrze LEAF-a (podobnie jak wygląd) można uznać za umiarkowanie futurystyczne. Wszelkie parametry jazdy wyświetlane są cyfrowo, tak jak choinka, która rozkwita na tablicy wskaźników wynagradzając nasz łagodny styl jazdy. Nawigacja na dotykowym ekranie pokazuje obszar będący w naszym zasięgu przy obecnym poziomie naładowania akumulatorów, a zamiast lewarka skrzyni mamy stylowego "grzybka" - popychasz go do tyłu i jedziesz. Dodatkowo LEAF-a łatwo połączyć ze specjalną aplikacją na smartphona. Takie "sparowanie" umożliwia sterowanie klimatyzacją i ogrzewaniem w samochodzie i ustawienie ich na ściśle określoną godzinę.
Jakość materiałów i ich spasowanie to solidna szkoła Nissana i można śmiało zakładać, że niepożądane dźwięki nigdy nie zakłócą ciszy w kabinie. Co prawda plastiki swoją jakością nie wyprzedzają epoki - w przeciwieństwie do idei całego auta - ale oszczędności można dostrzec tylko w niektórych zakamarkach kabiny.
Jazda LEAF-em jest komfortowym i relaksującym doświadczeniem również ze względu na charakterystykę zawieszenia. W związku z tym, że sportowe aspiracja elektrycznego Nissana są równie wysokie jak piłkarzy naszej reprezentacji, zawieszenie można było zestroić bardzo komfortowo. Jest po prostu wyjątkowo miękkie i świetnie sprawdza się na ulicach miast. Owszem w zakrętach trzeba przygotować się na spore przechyły, ale LEAF nawet nie prowokuje do jazdy, w której często mógłbyś ich doświadczyć. Tym bardziej, że mocne wspomaganie układu kierowniczego nie sprzyja precyzyjnemu wykrawaniu łuków, i podobnie jak w przypadku zawieszenia, jego charakterystyka podporządkowana jest komfortowi.
Może i LEAF w otoczeniu niemieckich hatchbacków wygląda niczym szkolny fajtłapa na lekcji wychowania fizycznego, jednak swoim przyspieszeniem potrafi zawstydzić niejednego kierowcę "Passacika w dieslu" czy przeciętnych BMW. Charakterystyka jednostki elektrycznej zapewnia solidne 280 Nm już przy muśnięciu pedału gazu, a to sprawia, że niebieski "listek" w miejskim zakresie prędkości jest bardzo żwawy. Słowem przy starcie spod świateł "nie ma wstydu" i nie musicie się obawiać, że kierowcy kopcących diesli będą szydzić z napisu "zero emission". Ok, czas przyspieszenia do 100 km/h to 11,9 s, ale 100 km/h w mieście? Do 60-80 km/h nie można mieć powodów do narzekań. Poza terenem zabudowanym LEAF dysponujący mocą 109 KM rozpędzi się do 145 km/h (pilnujcie zasięgu!).
Na koniec warto zaznaczyć, że podczas gdy polski rynek wciąż czeka na debiut LEAF-a (prawdopodobnie w połowie tego roku) na świecie do sprzedaży trafiła już jego wersja po liftingu. O ile zmiany estetyczne są marginalne, to japońscy inżynierowie gruntownie zmodernizowali mechanikę. Dzięki temu zasięg LEAF-a (ten teoretyczny) wzrósł ze 175 do 198 km, a jego cena (w Wielkiej Brytanii) spadła - w przeliczeniu ze 150 tys. zł do 138 tys. zł. Mimo to wciąż należy uznać ją za dosyć wysoką, tym bardziej, że w naszym kraju nie możemy liczyć na żadną formę rządowego "wsparcia" przy zakupie samochodu elektrycznego.
Tak czy inaczej, nie licząc Tesli, LEAF to obecnie najlepsze auto elektryczne na rynku. Jest faktycznie tym, co zakodowano w jego nazwie. W wolnym tłumaczeniu z języka angielskiego LEAF to skrót od wiodący, przyjazny środowisku, samochód rodzinny o przystępnej cenie. Za wyjątkiem tej ostatniej cechy wszystko się zgadza. Dodajmy, że elektryczny Nissana jest również praktyczny, a poruszanie się nim jest faktycznie niedrogie i potrafi wywołać uśmiech na twarzy... Pytanie tylko, czy nasze miasta są już gotowe na elektryczną rewolucję?