Niech inni zazdroszczą!
Niedługo miną cztery dekady od kiedy na rynku pojawił się pierwszy Range Rover. W 1970 roku był trzydrzwiowym lekkim pojazdem zbudowanym w oparciu o wytrzymałą ramę zapewniającą doskonałe właściwości w terenie. Dziś, po prawie czterdziestu latach ewoluował do miana wzorca dla innych stając się przy okazji wizytówką statusu majątkowego idącego w parze z dobrym gustem właściciela.
Na rynku właśnie pojawiła się jego czwarta generacja która jeszcze wyżej podniosła poprzeczkę nielicznej konkurencji. Kanciaste nadwozie Range Rovera z charakterystyczną dwudzielną klapą bagażnika mieszczącego co najmniej 994 litry, otrzymało „nową twarz" zachowując zarazem w 100% swoją tożsamość. Prosty zabieg w postaci nowych kloszy lamp i atrapy chłodnicy, trochę inaczej wyprofilowanych zderzaków oraz modnych świateł dziennych w technice LED, wyraźnie odmłodził brytyjskiego arystokratę.
Jak na tradycyjnego Range’a w środku prawdziwa rewolucja! Tradycyjny zestaw wskaźników zastąpił 12-calowy wyświetlacz z matrycą TFT. Oprócz wyświetlanych wirtualnie „zegarów" pełni on również funkcję komputera pokładowego z wysoce zaawansowaną grafiką poszczególnych komunikatów. Szczególnie przydatne podczas jazdy w terenie są te płynące z napędu pokazujące między innymi kąt wychylenia kół, nastawy pneumatycznego zawieszenia, lub aktualnie wybrany tryb systemu Terrain Response.
Range Rover 2010 jako pierwsze auto na świecie wyposażony jest również w podwójny dotykowy ekran znajdujący się w centralnym miejscu deski rozdzielczej. Pozwala to kierowcy i pasażerowi na widok dwóch niezależnych obrazów jednocześnie. I tak film DVD oglądany przez pasażera jest niewidoczny z miejsca kierowcy, który na ekranie widzi jedynie np. wskazania nawigacji.
Luksusowe wnętrze Range’a wciąż robi duże wrażenie. Wśród kilkudziesięciu kolorów skórzanych obić i rodzajów drewnianych listew ozdobnych, nawet największy esteta znajdzie coś dla siebie. Naturalnie istnieje możliwość dowolnej personalizacji wnętrza. Zamawiając topową wersję Autobiography jedyną granicą jest wyobraźnia i co tu kryć, gruby portfel nabywcy.
Wybór jednostek napędowych ograniczono zaledwie do dwóch, ale za to jakich. Ten całkowicie nowy zasilany benzyną ma osiem cylindrów, pięć litrów pojemności, bezpośredni wtrysk paliwa, sprężarkę Rootsa, dwa intercoolery, 510 KM i obłędne 625 Nm maksymalnego momentu obrotowego!
Uwzględniwszy jednakże rekreacyjny charakter auta, według mnie zdecydowanie bardziej optymalnym źródłem napędu jest diesel. Też zbudowany w układzie V8, nie z jedną lecz dwiema turbosprężarkami i mimo mniejszej mocy 272 koni, dysponujący potężną siłą ciągu 640 Nm przy zaledwie 2000 obr./min, czyli w praktyce niemal od zera!
Suche dane techniczne nie są w stanie oddać wrażeń towarzyszącym nabieraniu prędkości przez ważącego niemal trzy tony mastodonta z brytyjskim paszportem. Co ciekawe robi to w sposób wysoce ucywilizowany bez widowiskowych przeciążeń dla pasażerów podróżujących w atmosferze absolutnego luksusu i izolacji od nieprzyjemnych hałasów świata mijanego za oknem.
Wychodzi więc na to, że Range Rover jest idealny w roli luksusowego salonu na kołkach - sorry, kołach w rozmiarze nawet 20 cali. Ale to tylko część prawdy. Terenowe geny Land Rovera budzą się bowiem zaraz po zjechaniu w miejsca, gdzie inne, równie luksusowe auta konkurencji kończą zazwyczaj swoją jazdę zazdrośnie patrząc na Range’a znikającego za stromym piaszczystym podjazdem. Zresztą nie ma większego znaczenia czy będzie to piasek, skały, kamienie, błoto, głębokie koleiny lub mokra trawa. Range Rover wyposażony w odpowiednie opony na pewno nie raz zadziwi swojego właściciela.
Żeby tak się stało wystarczy spełnić tylko dwa warunki. Pierwszy, to pieniądze i to mówiąc dyplomatycznie niemałe. Drugi, znacznie trudniejszy do spełnienia dla jego nabywców, to chęć zabrania go na „porządny spacer" w terenie. Miejsca jego narodzin.