Na pohybel ekologom - Mercedes CL55 AMG
Kiedyś to były czasy. Chcąc kupić drogie, ekskluzywne i szybkie auto, przeglądając prospekty różnych producentów zwracaliśmy uwagę na moc silnika, wartości przyspieszeń oraz prestiż marki. Zużycie paliwa schodziło na dalszy plan. Teraz, żyjąc w czasach "eko-mody", oprócz wspomnianych wyżej wartości wpływających bezpośrednio na frajdę z jazdy, w materiałach reklamowych widnieją tak abstrakcyjne pojęcia jak średnia emisja CO2 do atmosfery przypadająca na każdy przejechany kilometr. Jakby tego było mało miłe Panie w salonach sprzedaży ze szczerym uśmiechem na ustach opowiadają nam ile to krów czy innych szkockich owiec ocalimy decydując się na bardziej ekonomiczną (przynajmniej w teorii) wersję.
Na przekór wszystkim tym, w których żyłach płynie zielona krew a Dolina Rospudy jest tym, czym Częstochowa dla chrześcijan, auto z którym przyszło mi się zmierzyć posiada paliwożerną 5,4-litrową ”V-ósemkę” pod maską. Dodam, że mniejszego silnika do tego modelu nie wkładano. O jaki samochód chodzi? Ferrari? Lamborghini? Porsche? Nie do końca. Zanim zdradzę Wam tajemnicę, jakie auto stanęło na naszym redakcyjnym parkingu, postaram się być choć trochę poprawny ekologicznie, zadając samemu sobie pytanie: ile ten wehikuł emituje do atmosfery tego ustrojstwa w postaci CO2? Nie wiem i szczerze nie obchodzi mnie to.
Mercedes CL55 AMG, bo o nim mowa, ma tyle wspólnego z ekologią co Kuba Wojewódzki z otyłością. Do prezentowanego egzemplarza pasują natomiast trzy inne wyrazy zaczynające się również na literkę ”e”. Elegancki, elitarny i ekstrawagancki. Taki bez wątpienia jest Mercedes CL. Model oznaczony kodem C215, produkowany w latach 1999-2006, był następcą niemalże kultowego już ”kanciaka” C140. Subiektywnie rzecz ujmując, Mercedes jest jedną z niewielu marek, których auta bardzo atrakcyjnie wyglądają polakierowane na jakże uniwersalny, ale i zarazem trochę bezpłciowy kolor srebrny. Testowany egzemplarz również został ”ubrany” w srebrne szaty i trzeba przyznać, że prezentuje się w nich bardzo elegancko i dostojnie. Mimo szczerych chęci, nie potrafię sobie wyobrazić tego auta w ekologicznym, zielonym kolorze.
Stylistyka ”CL-a” wydaje się być ponadczasowa. Śmiem twierdzić, że to auto równie dobrze jak w dniu swojej premiery, będzie wyglądało także za kilkanaście lat. Dynamiczna i opływowa linia nadwozia z wyraźnie zaznaczonym bagażnikiem może się podobać. Warto dodać, że na żywo auto samochód prezentuje się o wiele bardziej okazale niż na zdjęciach. Po części jest to zasługą długości nadwozia, które mierzy, bagatela, prawie 5 metrów. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z dwudrzwiowym coupe, a nie typową czterodrzwiową limuzyną.
W wyglądzie egzemplarza, z którym miałem przyjemność obcować, maczali swoje paluchy spece z AMG. Dla tych, którzy spodziewali się masy plastikowych dodatków na karoserii tego Mercedesa, nie mam dobrych informacji. Nieco inaczej wyprofilowany przedni zderzak, 19-calowe felgi z logo AMG, uwydatnione progi i … to wszystko, co tak naprawdę odróżnia z zewnątrz wersję 55AMG od bardziej standardowych egzemplarzy. Jednym słowem, dopóki nie zajrzymy pod maskę lub do wnętrza samochodu, nigdy nie będziemy mieli pewności czy dany egzemplarz jest zmieniony przez niemieckiego tunera, czy być może niedowartościowany właściciel postanowił na własną rękę upodobnić swoją ”pięćsetkę” do oryginału spod znaku trzech liter.
Bliższy kontakt z wnętrzem naszego głównego bohatera znów zacznę nieco ekologicznym, a raczej anty-ekologicznym stwierdzeniem. Cała kabina Mercedesa CL55 AMG została wykończona wysokogatunkową skórą. Skórą jak najbardziej prawdziwą, a nie żadną ekologiczną czy ”plastikową”. Tam, gdzie zabrakło miejsca dla tego szlachetnego materiału, znajdziemy wstawki z drewna, również prawdziwego. Atmosfera jaka panuje we wnętrzu tego auta jest naprawdę magiczna.
Wyposażeniem tego samochodu można by obdzielić kilka aut segmentu B. Oprócz całej masy trzyliterowych systemów wspomagających kierowcę, ośmiu poduszek powietrznych, funkcji automatycznego domykania drzwi, TV i DVD na pokładzie znajdziemy taki gadżet jak … lodówka. Jeśli któryś z pasażerów w trakcie lub po długiej podróży zapragnie napić się kieliszka wytrawnego, schłodzonego wina, to nie ma ku temu większych przeszkód.
A propos pasażerów - Mercedes CL jest autem 4-osobowym. Wbrew pozorom, na tylnej kanapie wygodnie zajmą miejsce dwie, nawet rosłe osoby. Jeśli ktoś nie ma postury Marcina Gortata, nie powinien narzekać na brak przestrzeni zarówno nad głową, jak i w okolicy kolan. Sytuacja zmienia się nieco przy maksymalnym odsunięciu przednich foteli. Wtedy wyżsi pasażerowie siedzący za nami, mogą niezbyt przyjemnie masować swoimi kolanami nasze plecy.
Co do masażu, oczywiście w tym samochodzie również nie mogło go zabraknąć. Nie mam na myśli tajskiej piękności, która podczas podróży siada za nami i swoimi nieskazitelnymi dłońmi masuje nasze kręgi szyjne, jednak przednie fotele z funkcją masażu pozwalają na chwilę relaksu podczas długiej podróży lub równie długiego stania w miejskim korku. O samych fotelach, a dokładniej o ich regulacji, również można opowiadać niemalże godzinami. Jeśli ktoś lubi niską sportową pozycję za kierownicą, fotel kierowcy można tak opuścić, że mniej wyrośniętym osobom obręcz kierownicy będzie przesłaniała niemalże cały widok w przód. Jeśli natomiast ktoś lubi siedzieć wysoko i mieć wgląd na wszystko i wszystkich wokół auta, wystarczy podnieść siedzisko fotela do maksimum. Oparcie także daje się regulować od położenia płaskiego jak deska, po głęboki kubełek, w którym bezpiecznie i wygodnie usnąłby niejeden niemowlak.
Ten wspaniały sen może jednak zostać przerwany w momencie uruchomienia potężnego silnika. Co prawda kabina Mercedesa CL55 AMG jest dobrze wyciszona, jednak groźny pomruk wydobywający się z dwóch owalnych końcówek wydechu sprawia, że ptactwo nagle podrywa się z drzew, a okoliczne łasice stają się jeszcze bardziej czujne. Do dyspozycji kierowcy jest 360 KM oraz 530 Nm momentu obrotowego. W stosunku do standardowej wersji CL500 są to wartości odpowiednio lepsze o 54 KM i 70 Nm.
Sprint do pierwszej setki zajmuje, temu ważącemu blisko dwie tony autu, równo 6 sekund. Większe wrażenie robią jednak wartości przyspieszeń powyżej 100 km/h. O ile przy gwałtownym wciśnięciu pedału gazu przy ruszaniu czuć, jak wszystkie elektroniczne systemy nieco dławią pracę silnika i uniemożliwiają wejście w poślizg tylnym kołom, to gdy auto osiągnie już trzycyfrową prędkość, wtedy każdemu ostrzejszemu potraktowaniu prawego pedału towarzyszy natychmiastowy zryw auta w przód.
Dzięki systemowi ABC, czyli Active Body Control, zawieszenie oraz ogólna konfiguracja auta dostosowuje się do naszego stylu jazdy. Jeśli leniwie toczymy się z przepisowymi prędkościami, wszystkie nierówności i niedoskonałości dróg są dobrze filtrowane, a samochód prowadzi się bardzo komfortowo. W momencie wybrania opcji ABC Sport, zawieszenie staje się twardsze, układ kierowniczy bardziej precyzyjny a dźwięk wydechu płoszy już nie tylko ptactwo, ale także wspomniane łasice, które wcześniej zachowywały czujność.
5-biegowy automat korzysta z całego zakresu obrotów i nie boi się zapoznawać wskazówki obrotomierza z czerwonym polem.
Pomimo tych sportowych ustawień, duża masa własna oraz spore wymiary zewnętrzne sprawiają, że auto na krętych drogach musi podkulić ogon i uznać wyższość dużo zwinniejszych samochodów ze słabszymi silnikami. Jednak do szybkiego pokonywania autostrad Mercedes CL55 AMG nadaję się idealnie.
Planując dłuższą podróż należy też pamiętać o wcześniejszym zaznaczeniu na mapie stacji benzynowych. Rekordowo właścicielowi auta w trasie udało się zejść poniżej 10 litrów na 100 km. Co prawda było to bardzo dawno, za siedmioma górami i siedmioma lasami, jednak jeżeli jesteśmy w stanie przeboleć fakt, iż nawet auta przedstawicieli handlowych będą nas co chwilę wyprzedzały, taki wynik jest do osiągnięcia.
Przy nazwijmy to normalnej, jeździe auto spala około 17 litrów ”bezołowiówki” na każde przejechane 100 km. Przy bardzo mocnym operowaniu pedałem gazu, siła grawitacji mająca wpływ na działanie wskazówki poziomu paliwa, zdaje się działać ze zdwojoną mocą.
Tak naprawdę, jednym minusem tego samochodu jest właśnie średnie spalanie benzyny. Chociaż z drugiej strony, jeśli ktoś może pozwolić sobie na tego typu auto, to na takie szczegóły, jak ilość pieniędzy wydawanych na stajach benzynowych nie zwraca uwagi. Komfortowy, elegancki, dostojny i prestiżowy. Te słowa najbardziej oddają naturę Mercedesa CL55 AMG. Zapewne tylko kwestią czasu jest, kiedy pod maski współczesnych wersji ”CL-a” trafią silniki 6-cio, a może i nawet 4-cylindrowe. Całe szczęście istnieje jeszcze taka firma jak AMG, która póki co, całą tę ekologiczną poprawność wydaje się mieć w głębokim poważaniu.