Muzyka miasta
Jazz ma typowe cechy Hondy, nie licząc jedynie dobrych osiągów, typowych dla silników V-TEC. Ale i tak sprawnie da się nim poruszać w zatłoczonym mieście, a właśnie tego oczekujemy po aucie tej wielkości. Dodajmy, że jak na swoje gabaryty Jazz jest całkiem przestronny w środku i ma kilka interesujących patentów ułatwiających przewożenie większych przedmiotów.
Od razu przyznam się, że nie lubiłem drugiej (licząc razem z modelem powstającym w latach 80. ubiegłego wieku, którego egzemplarze w naszym kraju da się policzyć na palcach jednej ręki) generacji Jazza. Przede wszystkim dlatego, że kiedy jedna z redakcji poprosiła mnie o opis tego modelu w dziale „używane”, nie miałem o czym pisać. Żeby czymś zapchać materiał musiałem skupić się na gdybaniu co by było, gdyby to auto uległo awarii i ile kosztowałyby części blacharskie w ASO. Pisałem także o tym jak łatwo składa się tylne fotele. Zabrakło jednak prawdziwego „mięsa” a więc informacji o tym, co w tym aucie się psuje, bo praktycznie nie psuje się nic. Oczywiście nie trzeba dodawać, że Jazz II ma numer VIN świadczący o tym, że produkowany jest w Japonii. Co ciekawe w trzeciej generacji nie jest to już takie oczywiste, w naszym kraju oferowane są bowiem zarówno auta powstałe w Kraju Kwitnącej Wiśni, jak i w Anglii oraz uwaga w… Chinach. Czy w przyszłości będę miał o czym pisać, zobaczymy. Gdybym to jednak ja miał kupować to auto sprawdził bym kraj pochodzenia konkretnego egzemplarza.
Dzisiaj jednak czas, aby przyjrzeć się Jazzowi w krótkim teście i ocenić jego przydatność na co dzień. Pojazd ten jest przeznaczony do miasta, jednak gdyby porównać go z tym, co producenci oferowali jeszcze przed kilkoma laty okaże się, że ma całkiem obszerne wnętrze. Uzyskano to rzecz jasna dzięki zwiększeniu dwóch parametrów – przede wszystkim rozstawu osi – Jazz ma dokładnie 2495 mm (dla porównania podajmy, że prezentowany w tle Nissan Note, a więc bezpośrednia konkurencja Jazza, ma 2600 mm); konstruktorzy poszli także dość mocno w górę, bowiem Jazz ma wysokość 1525 mm. Dzięki tym rozwiązaniom udało się uzyskać całkiem sporo przestrzeni. Jasne, że przede wszystkim z przodu, ale i z tyłu da się usiąść. Znakiem rozpoznawczym Hondy, szczególnie, gdy porównać ją z innymi miejskimi minivanami, jest nisko umieszczony fotel, który świetnie wyprofilowano (przymykamy oko na skokową regulację oparcia, typową dla „japończyków”). To w połączeniu z ciekawie zaprojektowaną deską rozdzielczą świadczy o sportowym zacięciu firmy. Świetny jest także lewarek skrzyni biegów – krótki i dobrze leżący w dłoni, widać, że to ta sama firma, która wypuszcza takie kultowe wozy jak różne modele ze znaczkiem Type-R, a przed laty także „kopię Ferrari” sportowe NSX. Obsługa wozu jest banalnie prosta, a jeżeli chcielibyśmy się do czegoś przyczepić napisalibyśmy, że plastik deski rozdzielczej jest dość tandetny… no, ale znajdźcie miejskie auto za podobne pieniądze, o którym nie dałoby się powiedzieć tego samego.
To co przekonuje nas do Jazza to także jego przydatność w przewożeniu różnych przedmiotów – zacznijmy od tego, że bagażnik ma pojemność 346 litrów, co robi wrażenie, nie tylko w tej klasie. Do tego nisko umieszczono próg załadunku, a otwór powstały po otwarciu tylnej klapy jest bardzo duży. Zresztą owe 346 litrów dotyczy wersji z kołem zapasowym, a producent przewidział także odmianę z zestawem naprawczym (co powinno wystarczyć, aby dojechać do wulkanizatora w mieście), która ma aż 375 litrów. Patent przejęty z drugiej generacji auta pozwala na bardzo łatwe złożenie tylnej kanapy. Można także jednym pociągnięciem rączki podnieść tylne siedzisko i uzyskać niezależną od bagażnika przestrzeń bagażową o pojemności 120 litrów (do tego dzieloną asymetrycznie). Zmieści się tam, po zdjęciu kół i siodełka, rower MTB, o różnych doniczkach z kwiatami itp. nie wspominając.
Pod maską testowanej przez nas Hondy umieszczono mniejszy z dostępnych silników benzynowych o pojemności 1,2 litra i mocy 90 KM, całkiem sporej jak na małe auto. Jakby tego było mało motor ten miał to co w benzynowych Hondach lubimy najbardziej, a więc system zmiennych faz rozrządu. Piszemy o 90 koniach, że to dużo, bo mamy w pamięci, co robiliśmy 90-konną Hondą Civic (szósta generacja) pożyczoną od znajomego w latach wczesnej młodości. I nie chodzi nawet o to, że byliśmy młodzi i głupi, ale tamto auto dość dobrze sobie radziło podczas jazdy, Jazz zaś jest ospały. Jasne, że po mieście daje radę, ale aby utrzymywać dobre tempo jazdy trzeba trzymać go na wysokich obrotach, co nie zawsze jest możliwe, gdy podróżuje się od świateł do świateł. Na szczęście przy spokojnej jeździe auto potrafi odwdzięczyć się w miarę umiarkowanym spalaniem, nam w trasie spalało poniżej sześciu litrów benzyny na 100 km. Stara Honda Civic miała także wielowahaczowe tylne zawieszenie, które mimo upływu lat przewyższa pod względem właściwości jezdnych możliwości Jazza, w którym zastosowano z tyłu zwykłą belkę. Warto dodać, że dość twardo zestopniowano powozie auta, ale i tak, do śmigania po zakrętach z wysokimi prędkościami ten model raczej się nie nadaje.
Za prezentowaną wersję auta trzeba zapłacić 52,9 tys. zł (aktualnie obowiązuje rabat w wysokości 2 tys. zł), co jest sumą dość wysoką. Za porównywalne pieniądze można bowiem kupić dobrze wyposażone kilku letnie kombi klasy średniej z silnikiem Diesla. Z drugiej strony Honda niewiele traci na wartości, a konkurencja ma podobne ceny.
Plusy
Duże wnętrze i bagażnik. Świetny patent ze składanym siedziskiem tylnej kanapy. Sportowa pozycja za kierownicą. Dobrze wyprofilowane fotele.
Minusy
Ospały silnik. Przeciętne materiały kokpitu. Nie tylko japońskie miejsce produkcji. Skokowa regulacja foteli.