Mitsubishi Outlander - recepta na problemy?
Podczas gdy jedni producenci dość często chwalą się nowościami, inni zdają się spać snem zimowym - w ich salonach nie widzimy zbyt wielu nowinek. Wydaje się, że Mitsubishi plasuje się gdzieś po środku tej stawki. Dziś testujemy niedawno zaprezentowany model japońskiego koncernu - Outlander. Czy ten zupełnie nowy SUV jest jaskółką zwiastującą zmiany na lepsze?
Dwie generacje i blisko milion sprzedanych egzemplarzy – to krótki bilans modelu Outlander, który swój debiut miał w 2001 roku. Podczas ubiegłorocznego Salonu Samochodowego w Genewie zadebiutowała kolejna generacja, a dziś, po roku od premiery mam wreszcie okazję ocenić, czy niesie ona ze sobą wystarczającą siłę, aby wynieść Mitsubishi na wyżyny, na których będzie w stanie powalczyć z konkurencją.
Wygląd zewnętrzny
Przez rok zdążyliśmy już przywyknąć do wyglądu Outlandera, który nabrał zupełnie innych kształtów. Auto dość mocno nawiązuje do konceptu PX-MIEV, ale jak to zwykle bywa, do akcji wkroczyli księgowi, którzy tu dodali, tam odjęli, jeszcze gdzie indziej rozciągnęli – i tak powstał model, którego wygląd nie każdemu może przypaść do gustu. Moim zdaniem poprzednia generacja wyglądała lepiej, prezentując bardziej spójną stylistykę. W tym przypadku ciekawe zabiegi przeplatają się z nieco banalnymi powierzchniami, a całość sprawia wrażenie niedokończonej – tak, jakby stylistom zabrakło pomysłu już w połowie procesu projektowania.
Nowy Mitsubishi Outlander wygląda trochę zbyt ciężko i mało finezyjnie. Przy długości 4655 mm długości, 1800 mm szerokości i 1680 mm wysokości, auto charakteryzuje się rozstawem osi na poziomie 2670 mm oraz wagą (wersji testowej) 1485 kg. Pojemność bagażnika przy rozłożonych fotelach wynosi 591 litrów, zaś po ich złożeniu podskakuje do 1022 litrów. Na uwagę, niestety negatywną, zasługuje tylna klapa, która otwiera się do wysokości ok. 180 cm – wyższy kierowca musi uważać, aby nie dorobić się gustownego siniaka na czole.
We wnętrzu pierwsze wrażenie jest pozytywne. Po zajęciu miejsc zaskakuje zapas przestrzeni – nawet dwumetrowiec zajmie wygodną pozycję za kierownicą i bez problemu zasiądzie „sam za sobą” na tylnej kanapie. Również nad głową miejsca jest mnóstwo – także z tyłu. W przedniej części znajdziemy sporą liczbę praktycznych schowków, zaś piątego pasażera na tylnej kanapie ucieszy niemal płaska podłoga.
Im dłużej rozglądam się po wnętrzu, tym więcej znajduje też minusów. O ile jakość użytych materiałów na konsoli przed kierowcą jest przyzwoita, to ta obok niego jest już przeciętna, a za nim już całkiem budżetowa. To jeszcze nie tragedia, ale kiedy podczas zamykania drzwi czuję, że wewnętrzne uchwyty drzwi po mocniejszym pociągnięciu odkształcają się wraz z obiciem o niemal centymetr, to nie mogę się pozbyć wrażenia, że ktoś tu za bardzo zaoszczędził… Mało tego, tapicerka na fotelach w testowym aucie z przebiegiem poniżej 20 tys. km wygląda tak, jakby auto miało na karku, co najmniej pięć razy tyle – miejscami jest po prostu zmechacona. Nie wiem, kto jeździł autem testowym przede mną, ale raczej nikt, kto zakłada spodnie z papieru ściernego. Można również doczepić się do twardego podłokietnika, w którym sztuczne tworzywo nieudolnie udaje skórę, ale w porównaniu do powyższego to mały drobiazg.
W drogę
Po ruszeniu z miejsca zastanawiam się przez dłuższą chwilę, czy zawieszenie jest twarde czy miękkie i nie mogę się zdecydować. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że jest po prostu w sam raz - nie wybija plomb z zębów, ale dobrze radzi sobie w zakrętach. A na prostej? Kiedy wcisnąłem pedał gazu do oporu i zacząłem wyprzedzać, to w tym momencie do głosu – dosłownie i w przenośni – doszła automatyczna, bezstopniowa skrzynia biegów CVT. Przypomnę – auto z bezstopniową skrzynią biegów przyspiesza, utrzymując obroty na stałym poziomie. Kiedy potrzebuję maksymalnej mocy, to skrzynia od razu ustawia silnik na obroty, przy których rozwija on swoje 150 koni mechanicznych. A tak się składa, że dwulitrowy silnik benzynowy w Outlanderze osiąga tę wartość przy 6000 obr./min. Efekt - dostajemy specyficzne dla CVT jednostajne jęczenie, które skutecznie denerwuje ucho. Rozumiem, że wykres mocy biegnie właśnie tak i wysokie obroty są technicznie uzasadnione, ale skrzynia nie wie, że tym razem wyprzedzam tylko osobówkę, a nie TIRa i za każdym razem daje z silnika wszystko, serwując mi symfonię wycia i hałasu, skutecznie uprzykrzając podróż. Dodajmy do tego, że dobicie do 6000 obr./min również zajmuje sporo czasu, co sprowadza się do długiego czasu reakcji po naciśnięciu gazu i mamy komplet wrażeń.
Beznadziejnie? Na szczęście nie. Po pierwsze wystarczy nauczyć się komunikować ze skrzynią biegów i precyzyjnie ją informować ile koni mechanicznych jest w tym momencie potrzebne. Po prostu należy przestać naciskać pedał gazu do oporu podczas wyprzedzania, które nie wymaga 150 KM. Brzmi logicznie, ale podczas wyprzedzania jakoś tak odruchowo zwykle naciskam pedał gazu głębiej, więc nauczenie się języka CVT zajęło mi jakąś chwilę. Jest jeszcze jeden sposób - możliwość manualnej zmiany biegów łopatkami przy kierownicy – to także rozwiązuje problem wycia, bo w trybie ręcznym skrzynia biegów bezwarunkowo utrzymuje wybrany bieg. Sprawdziłem – działa, ale po sprawdzeniu zapomniałem o istnieniu łopatek – w końcu nie po to mam automatyczną skrzynię, aby cały czas skupiać się na biegach.
Niezależnie od skrzyni biegów, auto nie jest stworzone do sportowej jazdy. Co prawda mamy dość sztywne zawieszenie, ale i tak po kilku szybszych łukach zauważymy nerwowe zachowanie auta – odjęcie gazu w zakręcie może wywołać nadsterowność. Co innego spokojna jazda - wtedy nawet skrzynia CVT da się lubić. Utrzymuje możliwie najniższe obroty (nawet 1300 obr./min) i toczy auto z niesłyszalnie pracującym silnikiem. Jazda w tym trybie to sama przyjemność, bo przy spokojnej jeździe w mieście możemy nie uświadczyć obrotów powyżej 2000, a przeważnie wskazówka obrotomierza będzie spoczywać w okolicy 1500.
A jak wygląda wtedy zużycie paliwa? W trasie auto pali około 8 l/100km (zakładam, że manualna skrzynia pozwoli zejść poniżej 7), ale w mieście Mitsubishi Outlander 2.0 CVT potrafi wypić 10-12 litrów benzyny na 100 km.
Coś jeszcze? Parę drobiazgów, które nie przeszkadzają, ale są do poprawki: tempomat nie pokazuje prędkości, na jaką został ustawiony, a zmiana wskazań komputera wymaga sięgnięcia po niewidoczny przycisk, ukryty gdzieś za kierownicą. Warto docenić dobrej jakości światła, nawet te zwykłe, halogenowe, które dostaniemy już w podstawowej wersji. Do tego wypada pochwalić dobrą widoczność, która idzie w parze z przyzwoitą, jak na takie gabaryty, manewrowością i sterownością.
Co, z czym i za ile?
Mitsubishi Outlander oferowany jest w trzech wersjach wyposażenia: Invite Plus, Intense oraz Instyle Navi. Do wyboru mamy również dwa silniki – benzynowy o pojemności 2,0-litra i mocy 150 KM z momentem obrotowym na poziomie 195 Nm oraz diesla 2,2-litra o mocy 150 KM z momentem obrotowym 380 Nm – oraz dwie skrzynie biegów – manualną oraz automatyczną CVT. Testowa wersja z 2,0-litrową benzyną i skrzynią CVT zdaniem producenta rozpędza się od 0 do 100 km/h w czasie 12,6 sekundy i osiąga prędkość maksymalną na poziomie 185 km/h. Średnie zużycie paliwa według deklaracji producenta to 8,2 l/100km w mieście, 5,9 poza nim oraz 6,7 w cyklu mieszanym. Jak wspomniałem wyżej, takie wyniki podczas normalnej jazdy są nieosiągalne.
Najtańszy wariant z 2,0-litrowym silnikiem, napędem na przednią oś oraz manualną skrzynią biegów w wariancie Invite Plus kosztuje 86 990 złotych. A co dostaniemy w zamian? W pakiecie Invite Plus znajdziemy przednie, boczne i kurtynowe poduszki powietrzne, poduszkę kolanową kierowcy, systemy stabilizacji toru jazdy i kontroli trakcji (ASC + TCL), wspomagania hamowania (BAS) oraz ostrzegania o nagłym hamowaniu (ESS), jak również system ABS z elektronicznym rozkładem siły hamowania (EBD), system wspomagania ruszania pod górę (HSA), 16-calowe felgi aluminiowe, 3-ramienną skórzaną kierownicę z elektrycznym wspomaganiem, skórzany drążek zmiany biegów, automatyczną klimatyzację dwustrefową, tempomat, radioodtwarzacz CD/MP3 z 6 głośnikami i sterowaniem z kierownicy. Dość dobre wyposażenie jak na tę cenę, ale efekt psuje słabe wykonanie. Najdroższa wersja modelu z 2,2-litrowym silnikiem Diesla, napędem na cztery koła, skrzynią CVT w wariancie Instyle Navi kosztuje aż 178 500 złotych. W tej cenie możemy mieć nawet Mercedesa GLK 220 CDI 4MATIC BlueEFFICIENCY, który dysponuje bagażnikiem o pojemności 450 w standardowej konfiguracji, ale po rozłożeniu siedzeń pojemność wzrasta do 1550 litrów. Jak nie Mercedes, to Audi Q5 z 2,0-litrowym silnikiem TFSI o mocy 180 KM z napędem na cztery koła w cenie 151 900 złotych. Jeśli jednak zamierzamy kupić wersję podstawową, ciężko znaleźć dla Outlandera konkurenta. Powyżej kwoty 120-130 tysięcy, opłacalność zakupu drastycznie spada.
Podsumowanie
Czy Mitsubishi Outlander będzie udaną receptą na przyciągnięcie klientów? Z pewnością auto wzbudza mieszane uczucia. Niby ma tę samą bryłę co poprzednik, ale wymaga przyzwyczajenia. Wnętrze jest ładne, ale jakość wykonania gdzieniegdzie kuleje. Zawieszenie jest dobrze wyważone, ale nie jest to sportowiec. Mamy wygodną automatyczną skrzynię biegów, ale CVT ma swoje humory. Sporo tych sprzeczności, a skłonność do ich wybaczenia maleje wraz ceną. Dlatego myślę, że Mitsubishi Outlander właśnie w podstawowych wersjach z przyzwoitym wyposażeniem i dobrą ceną może być dobrym lekiem na kryzys.