Mitsubishi Galant - zacny z założenia
Jego spojrzenie onieśmiela. Te oczy wprawiają jednocześnie w zakłopotanie i swego rodzaju trwogę. Jest w nich coś nieopisanego, groźnego, w pewnym sensie przeraźliwego, ale jakże pociągającego zarazem. Chyba żadne inne auto nie ma tak zadziornego nosa i tak aroganckich świateł przednich, jak ósma generacja Mitsubishi Galanta. Mimo, że auto mocno się już zestarzało, projektem wnętrza mocno odbiega od dzisiejszych standardów, to jednak za sprawą doskonale narysowanego nosa nadal może się podobać.
Mitsubishi Galant to auto, które już poprzez swoją nazwę miało wzbudzać szacunek (nazwa pochodzi od francuskiego słowa galant, które oznacza rycerski). Szlachetny, honorowy, uczciwy, prawy – Galant miał uosabiać każdą z tych cech. Elegancki, dostojny, wyróżniający się z tłumu i onieśmielający już przy pierwszym spotkaniu. Gdy debiutował w 1996 roku świat oszalał na punkcie jego nosa. W ojczystej Japonii nawet przyznano mu tytuł Samochodu Roku. Szkoda, że do Polski trafiło ich tak niewiele za sprawą horrendalnie wysokiego cła. Gdyby nie to, z pewnością niemiecka trójca, czyli Audi, Mercedes i BMW, miałaby godnego sobie rywala.
By stać się właścicielem Galanta wystarczy mniej niż 10 tys. PLN. Za taką kwotę kupimy 10-letnie auto sprowadzone z Niemiec. Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku aut sprowadzanych, dość trudno zweryfikować faktyczny przebieg i stan techniczny pojazdu. Jednak jeśli już uda się trafić na zadbany egzemplarz – warto, bo jak twierdzą użytkownicy i mechanicy – zadbany Galant to doskonała inwestycja.
Produkowany w Japonii model od lat uchodzi za auto doskonale wykonane i niezawodne. Każda z montowanych pod maską jednostek napędowych zapewnia autu wystarczające osiągi (no może poza słabym dieslem, który w odczuciu wielu fanów modelu znalazł się tam chyba przez pomyłkę). Jednostka wysokoprężna o pojemności 2.0 l i mocy zaledwie 90 KM to wybór raczej tylko dla osób bardzo uprzedzonych do jednostek benzynowych: motor 2.0 TDI po pierwsze nie zapewnia zbyt dobrych osiągów, a po drugie wcale nie jest ekonomiczny (średnie spalanie ok. 7 l na 100 km wobec 6.2 l/100 km w przypadku klasowych rywali).
Zdecydowanie lepszym wyborem okazują się silniki benzynowe – każdy z nich, poczynając na najsłabszym dwulitrowym o mocy 136 KM, a na najmocniejszym 163-konnym 2.5 24V kończąc, zapewnia autu wystarczającą dynamikę i akceptowalne zużycie paliwa. Szczególnie dobrze pod tym względem wypada jednostka 2.5 l – spokojni kierowcy w cyklu miejskim uzyskają spalanie na poziomie 11 l/100 km, co biorąc pod uwagę gabaryty auta, masę własną oraz doskonałe osiągi należy uznać za wynik nadspodziewanie dobry. Co innego kierowcy o zacięciu sportowym – w ich przypadku Galant potrafi spalić nawet i 16 l/100 km. Wszystko zależy tak naprawdę od stylu jazdy.
W ofercie znalazła się także ekstremalna odmiana Galanta – wersja VR4. Pod maską tego monstrum pracowała turbodoładowana wersja silnika 2.5 l o mocy, bagatela, 280 KM! Galant z tą jednostką napędową pod maską do 100 km/h rozpędzał się w 6 s, a wskazówka prędkościomierza ochoczo „dobijała” do 250 km/h. Niestety, w Polsce auto praktycznie nie występuje, a jak już się pojawia, to zwykle znajduje się w nienajlepszej kondycji. I tutaj niestety pojawia się największy problem tej odmiany auta – dostępność części jest bardzo ograniczona, a ich ceny niewspółmiernie wysokie w porównaniu do wartości auta. Dlatego przed zakupem warto wszystko dobrze przekalkulować, bo zakup Galanta VR4 to dopiero początek wydatków.
Trwałe zawieszenie, niezniszczalne benzynowe jednostki napędowe, dość bogate wyposażenie, nietuzinkowa stylistyka nadwozia i niepowtarzalny charakter – każdy bez wątpienia znajdzie w tym aucie coś dla siebie. A, że ceny części zamiennych są stosunkowo wysokie – cóż z tego, skoro w przypadku tego auta z rzadka się po nie sięga.