Mitsubishi Eclipse Cross – śniegu się nie boi
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Mitsubishi Eclipse Cross ma specyficzną bryłę i proste wnętrze. A jednak oddałem go z lekkim żalem. Dlaczego?
Mitsubishi Eclipse Cross jeździłem wcześniej okazyjnie. Kiedyś zostało u mnie na jeden dzień, ale kto inny je testował, później widziałem się z nim jeszcze raz. Za każdym razem jednak pogoda była co najmniej sprzyjająca.
A teraz spadł śnieg i patrzę na niego zupełnie inaczej.
W stylu coupe
Ileż to już samochodów „w stylu coupe” zostało wyprodukowanych? Klienci jednak to lubią i taki też jest Eclipse Cross. Tylna szyba opada pod dość małym kątem. Ten tył jednak jest dość dyskusyjny – szyba podzielona jest jak kiedyś w Hondzie CRX, a przez jej środek biegnie czerwony pas.
Przód podoba mi się bardzo. Tył? Niekoniecznie. Nie można jednak bryle Eclipse Crossa odmówić dynamiki – ciekawie poprowadzono przetłoczenia na boku.
Wszystkie SUV-y Mitsubishi są zbudowane na tej samej platformie, więc niezależnie od tego, czy kupujecie Mitsubishi ASX, Outlandera czy Eclipse Crossa, dostajecie ten sam rozstaw osi – 2670 mm. To całkiem sporo, jak na samochód długości 4,4 m. Z pozostałych wymiarów – 1,8 m szerokości, 1,68 m wysokości, prześwit – 18,3 cm.
W środku Mitsubishi Eclipse Cross jest – po japońsku
Wnętrze Mitsubishi kojarzy się z typowo japońskimi projektami, w których przyciski są duże i proste, ale jest w tym jakaś metoda.
Obsługa poszczególnych funkcji jest logiczna i przyciski są tam, gdzie się ich spodziewamy. Nie przepadam tylko za obsługą multimediów za pomocą touchpada. Czasem nie rozpoznawał wciśnięcia.
Pozycja za kierownicą jest dość wysoka, fotele bardzo miękkie, zegary czytelne, kierownica dobrze leży w dłoniach. Ciekawie też prezentują się materiały – deska rozdzielcza jest miękka, jest też materiał imitujący karbon, a materiałowa tapicerka ma dość charakterystyczny, błyszczący wzór.
Podróże umila i usprawnia Apple CarPlay (lub Android Auto), jest też ogrzewanie foteli, czerwone podświetlenie wnętrza, a w zimowych miesiącach przyda się też ogrzewanie kierownicy i przedniej szyby.
Typowo dla Mitsubishi, Eclipse Cross bardzo dużo „pipczy”. A to że nie zapiąłeś pasów, chociaż dopiero wsiadłeś do samochodu, że droga oblodzona, że stracił inny samochód z widoku, że go znowu widzi – niby są to przydatne informacje, ale dźwięk mógłby być trochę mniej denerwujący.
Mitsubishi zadbało na szczęście o komfort pasażerów i zaczęło obniżać dach dopiero za tylną kanapą. Dlatego też nie ma tu większych powodów do narzekania. W połączeniu z długim rozstawem osi, nawet siadając samemu za sobą (186 cm wzrostu), mam wystarczająco dużo miejsca na nogi i nad głową. Dodatkowo, kanapa ma nawet regulowany kąt oparcia i… podgrzewanie skrajnych miejsc!
Zaskoczeniem jest bagażnik Mitsubishi Eclipse Cross, który mieści tylko 341 litrów. Snowboard o długości 153 cm w pokrowcu wszedł dopiero po złożeniu fotela, ale nie było problemu z dwoma średniej wielkości walizkami.
Mitsubishi + śnieg
Markę Mitsubishi można obecnie postrzegać trochę jak Subaru. Może i wnętrza mają proste, ale jeśli chodzi o jazdę, to są prawdziwymi pogromcami śniegu i deszczu.
Testowaliśmy wersję z benzynowym silnikiem 1.5 o mocy 163 KM i z 250 Nm momentu w zakresie od 1800 do 4500 obr./min. Zestawiono go ze skrzynią CVT, która ma możliwość symulacji 8 biegów.
Mitsubishi Eclipse Cross zabrałem na weekend do Wisły. Jechaliśmy z Krakowa po zupełnie suchych drogach, ale już na miejscu zaskoczyły nas dość intensywne opady śniegu. O tym za chwilę.
W podróży Eclipse Cross prowadzi się bardzo przyjemnie i pewnie, bo przecież ma stały napęd na cztery koła. Nie do końca podoba mi się tylko praca tylnego zawieszenia. Ma architekturę multilink, a jednak potrafi czasem przeskakiwać na nierównościach w łuku.
Dynamika benzynowego silnika jest jednak bardzo dobra, chociaż od 0 do 100 km/h przyspiesza w 10,4 sekundy. Nie sprawia jednak problemów z wyprzedzaniem i ogólnie potrafi się „odpychać”. Dużym plusem jest też program CVT, który stopniowo buduje obroty, pracując podobnie, jak klasyczne skrzynie, a nie wchodzi od razu na najwyższe obroty i wyje.
To jednak dość paliwożerny samochód. Jeśli byliście w Wiśle w trakcie sezonu, być może też trafiliście na te korki. 6 km jechałem 40 minut, a zużycie paliwa wynosiło nawet 30 l/100 km! W trasie też było poniżej oczekiwań – 9,2 l/100 km, choć producent deklaruje 7,5 l/100 km.
Układ kierowniczy Mitsubishi Eclipse Cross ma silną tendencję do centrowania i tu znowu nawiążę do Subaru, bo tam efekt jest podobny. Nie musi to być wadą, bo przez to zawsze mamy dość przyjemny opór na kierownicy, ale lepiej dobrze trzymać kierownicę, żebyśmy nie byli zaskoczeni po mocniejszym wciśnięciu gazu.
Chociaż Eclipse Cross bazuje na platformie Outlandera, to jednak nie mamy tu przycisku blokady napędu S-AWC. Są za to trzy tryby – Auto, Snow i Gravel. Auto można dodatkowo wspomóc przyciskiem Eco, by częściej korzystać z napędu przedniej osi i zużywać mniej paliwa.
Chociaż tryb Snow powinien pracować najpłynniej, czasem potrafi szarpnąć przy zmianie wirtualnego biegu. Swoją drogą te zmiany są szybkie, ale jednak czuć, że trochę sztuczne. Brakuje mi tu trochę asystenta zjazdu ze wzniesienia. Udało mi się wjechać w trybie Snow na dość dużą górę, ale kiedy trzeba było z niej zjechać, przydałaby się pomoc. Na szczęście zawsze można wbić wirtualną „jedynkę” i powoli staczać się w dół.
Ta jazda na śniegu w Eclipse Crossie to chyba najlepsze, co można w nim robić. Jeśli chcemy jechać stabilnie, jedzie jak po sznurku, może z lekką podsterownością. Jeśli jednak chcemy ustawiać samochód gazem – reaguje na wszystkie polecenia. Można się tu poczuć, jak w jakiejś rajdówce – tylko siedzimy wysoko. Nawet ruszanie po mocno wyślizganym śniegu nie było problemem.
I chyba tym mi ten samochód zaimponował najbardziej.
Mitsubishi Eclipse Cross – samochód dla górali?
Chociaż dla większości mieszkańców Polski napęd na cztery koła może być zbędny, ewentualnie używany tylko od święta, to w bardziej górzystych terenach, gdzie jednak śnieg może utrzymywać się dłużej, Mitsubishi Eclipse Cross mógłby być naprawdę dobrym kompanem. Ma świetny napęd, ale też daje dużo frajdy podczas jazdy po górskich serpentynach.
W dodatku nie kosztuje kroci, bo choć ceny z napędem na przednią oś i 1.5 163 KM, zaczynają się od 98 tys. zł, to wersje z napędem na cztery koła kosztują niecałe 135 tys. zł już z bogatym wyposażeniem. Na wyprzedaży rocznika można liczyć jeszcze na prawie 13 tys. zł rabatu.
Ciekawa opcja – pod warunkiem, że podoba wam się ta tylna część samochodu i jego wnętrze.
Redaktor