Mitsubishi ASX - dla wymagającego mieszczucha
Moda na małe crossovery nie przemija i dziś niemal każdy liczący się producent ma w swojej ofercie podwyższoną wersję takiego auta. Jednak większość kupowanych crossoverów napędzana jest tylko na jedną oś. To podważa ich przydatność poza asfaltem. A czy "miejska terenówka" z napędem na cztery koła i mocnym dieslem sprawdza się poza szosą i czy crossover może być autem uniwersalnym? Sprawdźmy to na przykładzie Mitsubishi ASX.
Zanim zabierzemy ASXa w teren spójrzmy, czym Mitsubishi walczy w popularnym segmencie uterenowionych aut miejskich. ASX nazywany jest mniejszym bratem Outlandera. Nie ma w tym przesady, gdyż oba auta zbudowane są na tej samej płycie podłogowej. W Stanach Zjednoczonych ASX jest nawet sprzedawany pod nazwą Outlander Sport. Globalizacja produkcji poszła dziś tak daleko, że ta sama platforma posłużyła do stworzenia blisko 20 aut kilku marek; od Jeepa przez Chryslera, Citroena, Peugeota do Dodgea. Mamy tu więc do czynienia z konstrukcją niezwykle popularną, sprawdzoną na różnych polach. Kupujący mają prawo spodziewać się auta dopracowanego. Czy tak jest w rzeczywistości? Zacznijmy od początku.
Globalizacja produkcji przekłada się na wygląd ASXa. W założeniu projektantów auto ma podobać się zarówno w Kentucky, Mediolanie, Tuluzie jak też w Kioto czy Hultajewie na Podlasiu (tam też, bo klienci globalnego rynku są wszędzie). Podobanie się oznacza w takim przypadku brak kontrowersji. ASX po prostu jest. Ani ładny, ani brzydki. To auto estetyczne, poprawne, ale jego wygląd nie budzi emocji. Na widok ASXa serce nie zabije nam mocniej. Z drugiej strony linia japońskiego crossovera będzie starzeć się wyjątkowo powoli. Jedyny designerski smaczek o który pokusili się projektanci to atrapa chłodnicy. W założeniu przypominać ma wlot powietrza produkowanego również przez Mitsubishi myśliwca F-2. Ocenę stopnia pokrewieństwa pomiędzy ASXem a samolotem bojowym pozostawiam już państwu. Podział opinii, co do wyglądu japończyka wygląda mniej więcej tak: Szukasz auta, które będzie przyciągać spojrzenia? Omijaj ASXa szerokim łukiem. Chcesz pojazdu, którego linia nie będzie za 2-3 lata trącić myszką? Weź pod uwagę to Mitsubishi.
Z zupełnie niekontrowersyjnym obliczem naszego crossovera współgra absolutnie klasyczne, pozbawione jakichkolwiek stylistycznych fanaberii wnętrze. Chętnie ogłosiłbym konkurs i nagrodził rocznym zapasem płynu do spryskiwaczy każdego, kto wskaże chodź jeden element, który wyróżnia wnętrze ASXa. Może oryginalny kształt nawiewów powietrza? Nie. Może nietypowe zegary? Nie. Może kierownica, panel centralny, dźwignia zmiany biegów, boczki drzwi, podsufitka? Musi tu być coś budzącego choć cień zaciekawienia. Nie. ASX jest w swym wnętrzu autem tak poprawnym, tak standardowym, że gdyby ktoś na tej planecie nie miał pojęcia o tym, czym jest samochód, to właśnie wnętrze trzeba by mu pokazać jako archetyp auta. I znowu są tego plusy i minusy, bo męczyć się tu będzie fan fantazyjnej kreski. Za to jak pączek w maśle poczuje się kierowca traktujący auto jako przedmiot służący do przemieszczania się od punktu A do punktu B. Wykonanie wnętrza stoi na przyzwoitym poziomie. Jakość materiałów nie oszałamia, ale nie ma się też do czego specjalnie przyczepić. Kierownica dobrze leży w dłoniach, podobnie gałka dźwigni zmiany biegów. Siedzenia są wystarczająco obszerne, sprężyście twarde, może nawet odrobinę za twarde w dalszą trasę. Zegary wzorowo czytelne, panel klimatyzacji dziecinnie łatwy w obsłudze, podobnie radio i... tyle. Testowany model nie był wyposażony w nawigację, więc o obsłudze multimediów będę milczał, nie było czego obsługiwać. Moim zdaniem ergonomia, łatwość obsługi stawia małe Mitsubishi w czołówce nie tylko swojej klasy, ale w ogóle w czołówce dostępnych na rynku aut, łącznie z samochodami miejskimi (które z natury są dość proste w obsłudze). Do łatwości obsługi dochodzi użyteczność na co dzień. Bagażnik Japończyka pomieści przyzwoite 440 litrów a po złożeniu tylnej kanapy jego pojemność wzrośnie do niemal 1170 litrów. Niewielkim minusem są częściowo wnikające do wnętrza kufra nadkola, ale to bardziej kwestia estetyki bo nie przeszkadzają one w istotny sposób w załadunku bagażu.
Testowany przez nas ASX napędzany jest 150-konnym dieslem o pojemności 1.8 litra. To optymalne źródło napędu w aucie tej wielkości. Silnik pracuje cicho i bardzo chętnie wchodzi na obroty zapewniając Mitsubishi godne uwagi osiągi, bo za takie można uznać trwający 10 sek. sprint do "setki". Dobra dynamika nie odbija się na spalaniu. W gęstym ruchu miejskim ASX potrzebuje ok. 7.7 litra na 100 km. W trasie bez problemu możemy osiągnąć wynik na poziomie 6 litrów, a próby "jazdy o kropelce" dają rezultat nawet o litr mniejszy. Świetnie wypada również elastyczność motoru - wyprzedzanie nawet na 6 biegu nie stanowi problemu. Pomimo to ASX nie jest na pewno sportowcem, auto jest dość wysokie i w szybko pokonywanych zakrętach nieprzyjemnie się przechyla. Trudno jednak robić z tego zarzut, gdyż crossovery w typie ASXa nie są po prostu stworzone do zgrabnego tańca w ciasnych serpentynach. Natomiast to, co przemawia za właściwościami jezdnymi Mitsubishi to napęd na cztery koła. Do wybory mamy właściwie trzy tryby napędu. Naciskając umieszczony poniżej dźwigni skrzyni biegów przycisk możemy wybierać pomiędzy: napędem tylko na przednią oś, napędem na przednią oś z automatycznie dołączanym w razie konieczności tyłem i stały napęd na obie osie. O aktualnie wybranym trybie informuje nas wyświetlana pomiędzy zegarami grafika.
Skoro do testów trafił model z napędem 4WD spróbujmy sprawdzić jak ów zachowuje się poza asfaltem. Czy podwyższone, miejskie auto da radę? Nie mam tu na myśli szutru. Po szutrowej drodze bez problemów jeździła moja pierwsza Skoda 105 o mocy bliskiej współczesnemu skuterowi. Szutrowe drogi nie były żadnym wyzwaniem dla podkradanej (w czasach gdy chcieliśmy już jeździć a na prawo jazdy było za wcześnie) przez przyjaciela z garażu ojca leciwej Dacii. Dziś, w drugiej dekadzie XXI wieku od auta za ponad 100 tysięcy, legitymującego się napędem na obie osie oczekujemy czegoś więcej. Dlatego zabrałem japończyka na wyprawę w teren nieco bardziej wymagający. Na pierwszym planie: strome, piaszczyste podjazdy, wyżłobione w pół-glinie, pół-torfie głębokie koleiny po ekstremalnie ciężkich ciężarówkach z fabryki asfaltu, do tego zalepiające bieżnik opon błoto, po którym nie ma szans przejechać zwykłe auto osobowe. W tym miejscu muszę przyznać, że Mitsubishi nie zawiodło mnie na żadnej z tych prób. Zapięty na stałe napęd na cztery koła i powoli, w ślimaczym, pełzającym tempie auto jechało do przodu. Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że to już, że to za wiele, że zaraz ugrzęznę, że jeszcze metr i staniemy bez widoku na ratunek. Nie. ASX, jak na swoją klasę, pokonał przygotowaną przeze mnie próbę wzorowo, zadając kłam opiniom, że małe crossovery nadają się tylko do dojazdu na działkę i to pod warunkiem, że droga jest sucha i nieprzesadnie wyboista. Musimy jednak pamiętać, że tak dobre rezultaty możliwe są do osiągnięcia jedynie, gdy nasz ASX będzie wyposażony w napęd 4WD. Kiedy odłączałem tylną oś, natychmiast pojawiały się problemy. Przód próbował ciągnąc samochód, tył w tym czasie żył własnym życiem myszkując w śliskich koleinach, gdyby auto dodatkowo obciążyć trójką pasażerów zakopanie się byłoby niemal murowane. Rozumiem, że nie każdy użytkownik będzie zabierał swoje Mitsubishi w teren. Większość ASXów tak naprawdę zjedzie z asfaltu od święta, ale gdy chcemy, by auto było naprawdę uniwersalne koniecznie trzeba pomyśleć o wersji z napędem na obie osie. W przeciwnym wypadku dostaniemy podwyższony samochód miejski, który co najwyżej łatwiej wjedzie na krawężnik.
Kupując ASXa warto zastanowić się, do czego tak naprawdę będzie nam służył, bo cena auta ogromnie zależy od wybranej wersji. I tak podstawowe, benzynowe modele z napędem na przednią oś kosztują od 66 tys. zł. Testowane auto ze 150 konnym dieslem, napędem 4WD w "środkowej" wersji wyposażenia Intense to wydatek ok. 100 tysięcy. W zamian dostaniemy auto dopracowane, uniwersalne. Może niezbyt ładne ale solidnie wykonane, bajecznie proste w obsłudze, któremu zjazd z ubitego szlaku nie będzie straszny.