Miejska osobowość - Mini One
Drogie i niezbyt praktyczne, a do tego w wariancie One także nieco dychawiczne - takie jest Mini. Ale nawet podstawowy wariant potrafi zapewnić tyle frajdy z jazdy, jakiej nie gwarantuje niemal żaden inny mały samochód.
Spośród wielu prób wskrzeszania motoryzacyjnych legend sprzed dziesięcioleci, to właśnie koncernowi BMW udało się to w sposób najbardziej spektakularny. Współczesne Mini wygląda bardzo rasowo i nowocześnie, a zarazem zachowuje styl pierwowzoru Sir Alec’a Issigonisa z 1959 roku.
Zmysłowy gadżet
Na tle współczesnych maluchów Mini wyróżnia się płaskim dachem, niemal pionowymi szybami bocznymi, a do tego dużymi, okrągłymi reflektorami oraz garścią ciekawych detali na całym nadwoziu, choć mniej atrakcyjnych niż w droższym wariancie Cooper (np. dach wersji One ma kolor nadwozia, brakuje chromowanego korka wlewu paliwa itp.).
Po zeszłorocznym faceliftingu, „miniak” zyskał nieco na atrakcyjności. Zmieniono wówczas zderzaki, wnętrze reflektorów, boczne kierunkowskazy a w tylnych lampach pojawiło się oświetlenie w technologii LED. Samochód ma również nową paletę kolorów i wzory felg.
Jeszcze zanim wsiądziemy do brytyjskiego malucha, pozytywne wrażenie zrobi na nas brak ramek szyb w drzwiach. Unikatowy styl wnętrza Mini i liczne niebanalne detale przywodzą na myśl sportowe pojazdy sprzed dziesięcioleci. Projektanci potrafili stworzyć małe dzieła sztuki ze zwykłego kluczyka, opcjonalnej trójramiennej kierownicy, czy gustownego zestawu przełączników na środkowej konsoli odpowiadających np. za włączenie lamp przeciwmgielnych, centralnego zamka czy regulację szyb. Smaczku dodają przyciski i wyświetlacz klimatyzacji ułożone w kształt logo Mini. Najbardziej skupia uwagę ogromny prędkościomierz umieszczony na środku deski rozdzielczej. Jego jasne tło i pomarańczowe podświetlenie może zrobić wrażenie na pasażerach, ale w praktyce jest niezbyt czytelny dla kierowcy. Częściej będzie on spoglądał na cyfrowy wyświetlacz prędkości umieszczony tuż przed jego oczyma, na zegarze obrotomierza. Oczywiście, jak przystało na segment premium, jakość wykończenia, dobór materiałów i kolorów nawet w najtańszych wersjach Mini One są perfekcyjne.
Najbardziej z jazdy Mini będą się cieszyć pasażerowie najwyżej średniego wzrostu. Na przednich fotelach bez uczucia klaustrofobii usiądą osoby o wzroście do 180 cm. Tylko im fotele zapewnią wystarczającą wygodę i trzymanie w zakrętach. Tężsi pasażerowie będą kręcić nosem. Dwie osoby z tyłu mają niewiele miejsca, a jeśli z przodu usiądą rośli pasażerowie, i postanowią zająć wygodną pozycję, to tym samym całkowicie pozbawią osoby na tylnej kanapie miejsca na nogi. Mini nie nadaje się na dłuższe turystyczne eskapady, chyba, że w dwie osoby. Maleńki bagażnik ma pojemność 160 litrów, ale po opuszczeniu oparć tylnych foteli powiększa się do 680 litrów.
Żywiołem jest miasto
Mini jest oferowane z silnikami benzynowymi i diesla o pojemności 1,6 litra. Jednostkę benzynową możemy zamówić w różnych wariantach mocy: od 75 do 211 KM, jednak w wersji One dostaniemy tylko motory o mocach 75 lub 98 KM. I to właśnie mocniejszą wersje mieliśmy okazję testować. Zawiedzie się ten, kto oczekuje sportowych osiągów i narowistego charakteru nawet w najtańszych „miniakach”. Nawet 98-konna jednostka ma charakter bardzo łagodny. Pracuje ona harmonijnie i cicho, co w zupełności wystarczy do sprawnego przemieszczania się po mieście. Po wdepnięciu pedału w podłogę dzieje się niewiele, a to za sprawą dość długich przełożeń skrzyni biegów. Aby uzyskać sensowne przyśpieszenia trzeba wkręcić silnik Mini co najmniej na 3000 obr./min., kiedy to uzyskuje on maksymalny moment obrotowy 153 Nm, a najlepiej o kolejne tysiąc obrotów wyżej. Taka praktyka, w parze ze sprawnym operowaniem zmianą biegów, umożliwi nam osiągnięcie katalogowego sprintu do setki w czasie 10,5 sekundy. Za to skoki dźwigni biegów to prawdziwe mistrzostwo świata – przełożenia wchodzą niezwykle precyzyjnie i z umiarkowanym oporem. Akceptowalne okazuje się zużycie paliwa. Mini spalał w mieście średnio 8,5 l/100 km, a w trasie zadowalał się ok. 6 l/100 km.
Perfekcyjne mechanizmy
Prawdziwą siłą Mini, także w najtańszej wersji, jest układ jezdny. Doskonale zestrojone zawieszenie zapewnia pewne trzymanie się drogi. Nie ma ono charakterystyki gokarta – jest wystarczająco sprężyste aby zachować nieco komfortu dla pasażerów. Duża precyzja układu kierowniczego sprawia, że nawet minimalne dygnięcie kierownicą, powoduje natychmiastową zmianę toru jazdy Mini. Dzięki dopracowanemu zawieszeniu i pewnemu prowadzeniu pierwszy szybszy przejazd zakrętu wzbudzi uśmiech na twarzy kierowcy, a każdy kolejny – już tylko zachwyt. Mini jest przy tym bardzo zwinne w ruchu miejskim, w czym pomaga wyśmienita widoczność z miejsca kierowcy. Średnica zawracania (10,8 m) mogłaby być nieco mniejsza.
Dlaczego tak drogo?
Ceny najsłabszego Mini One zaczynają się od 66 500 zł, a wariant z testowanym silnikiem o mocy 98 KM kosztuje już 70 500 zł (diesel jest o kolejne 6400 zł droższy). Te ceny to jednak tylko chwyt marketingowy, który świetnie wygląda na billboardzie. Wyposażenie standardowe „miniaków” jest spartańskie jak na segment premium. Owszem, mamy tu komplet poduszek i kurtyn powietrznych, ale takie elementy jak klimatyzacja, ASR, regulacja wysokości siedziska, bluetooth, radio CD z USB, lampy przeciwmgłowe, alufelgi a nawet komputer pokładowy wymagają dopłaty! Warto się przyjrzeć się pakietom wyposażenia dodatkowego. Na przykład z pakietem Pepper uzupełnimy większość powyższych braków (koszt 9400 zł). Zadowalająco wyposażony Mini One kosztuje co najmniej 80 tys. zł, i to z zaledwie 98-konnym silnikiem. Za tę cenę kupimy znacznie mocniejsze topowe wersje Citroëna DS3 czy Alfy Romeo MiTo, a nawet Audi A1 z motorem o mocy 122 KM i siedmiobiegową przekładnią S Tronic. O zawał serca mogą przyprawić ceny mocniejszych wariantów Mini. Za topowego John Cooper Works z silnikiem o mocy 211 KM zapłacimy 122 800 zł, a tenże wariant bez dachu kosztuje kolejne 15 tys. zł więcej! Nic dziwnego, że nawet na Zachodzie na zakup Mini mogą sobie pozwolić głównie ludzie majętni. Świadczy o tym średnia wieku przeciętnego nabywcy – 45 lat. Kontrastuje to z promowanym obrazem Mini jako zabawki dla bogatej młodzieży.