Mercedes X250d – wyprzedza konkurencję
Mercedes Klasy X trochę „namieszał”. Do tej pory pickupy były uważane za samochody do pracy. Rzadko kiedy mamy jednak z nimi na co dzień kontakt – być może dlatego rodzą się stereotypy. Tymczasem prawda może być całkiem inna.
Październik 2015. Polska. Prezentacja nowego Nissana Navary. Nowy model wygląda bardziej elegancko. Ma więcej chromu i bardziej płynne kształty nadwozia. Wewnątrz materiały są przyjemniejsze w dotyku, deska rozdzielcza wygląda też bardziej elegancko.
Maj 2016. Namibia. Prezentacja nowej generacji Toyoty Hilux. Na odprawie dotyczącej modelu dowiaduję się, że nowy Hilux zachowa zdolności terenowe, ale poprawiono w nim zawieszenie, by było bardziej komfortowe na asfalcie. Poprawiono też jakość materiałów we wnętrzu – możemy nawet zamówić fotele ze skóry. Na desce rozdzielczej znajduje się też system multimedialny Toyota Touch & Go z dużym, dotykowym ekranem.
Co łączy te dwie prezentacje? Kierunek rozwoju pickupów. Już prawie 3 lata temu producenci tego typu samochodów chcieli się przypodobać tzw. klientom rekreacyjnym – tym, którzy dostawcze terenówki wykorzystują do realizacji swoich pasji. Producenci ten zwrot robili jednak powoli. Musieli mieć też na uwadze klientów, którzy faktycznie wykorzystują te samochody do pracy.
A Mercedes… nie musiał.
Luksusowa Navara?
Nasze postrzeganie świata jest tylko w niewielkim stopniu „nasze”. Widzimy go przez pryzmat własnych doświadczeń i uprzedzeń. Tak też Klasa X widziana jest przez wielu jako droższa kopia Nissana Navary. Patrzą na Mercedesa i widzą w nim Nissana.
Ciężko jednak powiedzieć, by takie porównanie było obiektywne. Oczywiście – to są modele oparte o tę samą technologię. Technicznie są niemal identyczne. Jeśli jednak chodzi o wygląd… Mercedes sporo się natrudził, by w japońskiego pickupa tchnąć swojego ducha.
I to się udało – przednia część samochodu jest kompletnie „przebudowana”. Mercedes wygląda jak Mercedes, powiedziałbym nawet, że ten front w jakimś stopniu przypomina GLS-a. Elementy przodu, choć to wymaga sporego nakładu pracy i zwiększa koszty, można dowolnie modyfikować. Trudniej jest już jednak z samą bryłą, więc nic dziwnego, że kształt profilu jest prawie identyczny jak w Nissanie. Ze skrzynią ładunkową też nikt nie zamierzał walczyć – zmieniły się tylko tylne lampy.
Mercedes Klasy X wygląda z zewnątrz bardzo dobrze i wcale nie przypomina na każdym kroku, że technicznie to nadal Navara. A jak jest wewnątrz?
Górna część deski rozdzielczej jest charakterystyczna dla Mercedesa. Mamy okrągłe nawiewy, wystający ekran Command Online i panel sterowania tym system, wyjęty wprost z Klasy V. Skórzana kierownica, zegary, komputer pokładowy czy przełącznik zmiany świateł to również typowy Mercedes. Niżej robi się już nieco bardziej nietypowo, ale jest nadal funkcjonalnie.
Wyobrażam sobie, że najtrudniej było w X-klasie połączyć jej roboczy charakter z luksusem. Wobec tego plastiki są dość twarde – jak to w pickupie – ale fotele są już ze skóry. Żeby skonfigurować wnętrze tak, jak w modelu testowym, trzeba by wybrać skórzane fotele za 4615 zł, elementy ozdobne imitujące drewno za 1158 zł i Command Online za 11 537 zł. Jak na Mercedesa to te ceny są całkiem niskie.
Działanie systemu infotainment nie odbiega od tego z innych Mercedesów, ale dodano do niego funkcje „biurowe”, jak np. kalendarz czy możliwość planowania połączeń telefonicznych. Nie wiem, czy ktokolwiek z tego skorzysta, ale zawsze lepiej mieć niż nie.
Pozycja za kierownicą jest wysoka – jeszcze bardziej potęguje to wrażenie, jak duży jest ten samochód. Zakres regulacji kierownicy jest jednak dość ograniczony, przez co ciężko znaleźć optymalne ustawienie. Albo siądziemy zbyt blisko, albo zbyt daleko.
A jaka jest pojemność „bagażnika”? 2466 litrów lub – co w tym wypadku może mieć więcej sensu – jedna europaleta. Wejdzie i sprzęt sportowy, i budowlany. Maksymalna ładowność to 1042 kg. „Samochód ciężarowy” w dowodzie rejestracyjnym zobowiązuje.
Ciężko go zatrzymać
Mercedes Klasy X to twardy samochód, którego nie zatrzyma byle górka. Standardowo wyposażony jest w reduktor, ale za 2568 zł dodamy jeszcze blokadę tylnego mechanizmu różnicowego.
Góry, piach, ani błoto go nie zatrzymają, ale i kierowca będzie miał z tym problem. X-klasa lekka nie jest, bo waży 2234 kg. W zatrzymywaniu nie pomagają też naprawdę konkretne, tarczowe hamulce o średnicy 320 mm z przodu i 308 mm z tyłu. Podczas ostrego hamowania czuć pchającą nas do przodu masę – to potrafi zjeżyć włos na głowie, kiedy wbiega wam pod koła pieszy, który chce zdążyć na tramwaj.
Obecnie w ofercie znajdują się dwa silniki Diesla o tej samej pojemności 2,3 litra – i tylko te. 220d osiąga 163 KM, a 250d 190 KM. Testowaliśmy ten drugi.
Demonem prędkości to on nie jest. Z automatem przyspieszenie do 100 km/h zajmuje aż 11,8 s. Prędkość maksymalna to 176 km/h. To bez ładunku – z nim będzie jeszcze wolniej. Zadowalające jest za to 450 Nm momentu obrotowego, dostępne już w zakresie od 1400 do 2400 obr./min. To dzięki niemu X-klasa nie ma problemu z ruszaniem pod wzniesienia, nawet z obciążeniem.
Czy Klasa X jeździ jak większość pickupów? Nie. To może jak jej technologiczny bliźniak, Navara? Też nie. Mercedes włożył wiele wysiłku, by to auto prowadziło się tak, jak na tę markę przystało. Ten wysiłek liczony był w setkach milionów euro, wydanych na rozwój Klasy X.
W przeciwieństwie do większości pickupów, przy tylnej osi znajdziemy wielowahaczowe zawieszenie ze sprężynami śrubowymi – rozwiązanie stosowane w większości samochodów osobowych. Nie jest ono jednak najlepsze do jazdy w terenie – ruch kół jest ograniczony możliwościami wychyłu wahaczy. Udało się jednak tak dostosować to zawieszenie, że w terenie nie czuć, by ograniczało Klasę X w jakikolwiek sposób.
No dobrze, ale Navara została skonstruowana w ten sam sposób. Dlaczego więc Klasa X miałaby się prowadzić inaczej? Mercedes zmienił sprężyny, amortyzatory, tuleje, geometrię, wzmocnił ramę i poszerzył rozstaw kół aż o 6,2 cm. Wszystko po to, by jego pickup nie jeździł ani jak Nissan, ani jak żaden inny pickup. I to się udało.
Klasa X jest stabilna przy wyższych prędkościach i bardzo dobrze radzi sobie z zakrętami – szczególnie, jeśli weźmiemy pod uwagę jej wysokość i 20-centymetrowy prześwit. Przede wszystkim jednak pickup Mercedesa jest wygodny. Przejechanie paruset kilometrów nie stanowi tu problemu. Zawieszenie dobrze wybiera też nierówności. Tracimy stabilność dopiero wtedy, gdy jedziemy po bardzo wyboistej drodze – lekki tył zaczyna wtedy trochę przeskakiwać.
Zużycie paliwa jest dość przyzwoite – przynajmniej to, które deklaruje producent. Ciekawe, że wersja z mocniejszym silnikiem zużywa średnio o 0,1 l/100 km. W mieście ma potrzebować 8,3 l/100 km, poza nim 7,0 l/100 km, a średnio 7,5 l/100 km. Z 73-litrowym zbiornikiem zajedziecie całkiem daleko.
Poczuj różnicę
Porsche 911 „przezywa się” mianem Garbusa. Ta plotka się niesie, a faktem jest, że wszystko, co Porsche miało wspólnego z Garbusem to umiejscowienie silnika i nazwisko twórcy. Nie powiedziałbym, że Klasa X różni się od Navary tak, jak 911 od hippisowskiego Volkswagena.
Ten samochód mimo wszystko zrodził się z projektu Nissana. A jednak miliony wydane na odróżnienie Klasy X od Navary nie poszły na marne – nie ma zbyt wielu elementów wizualnych, które byłyby podobne. O ile technicznie samochody są bardzo podobne, tak Mercedes wykonał świetną robotę z dostrajaniem właściwości jezdnych.
Tak powstał samochód, który ma zdolności terenowe i transportowe pickupa, ale na asfalcie wcale jak pickup nie jeździ. Nie jest też toporny wewnątrz – a nawet oferuje możliwości personalizacji, czego też wcześniej w tym segmencie nie widzieliśmy.
Mercedes Klasy X nie jest tani, jeśli chodzi o samochody robocze – ceny zaczynają się od 175 tys. zł. To jednak nieprawda, że dopłacamy około 40 tys. zł za sam znaczek. Dopłacamy za najlepsze w klasie właściwości jezdne na asfalcie i lepiej wykończone wnętrze. Dla klientów rekreacyjnych – warto.
Redaktor