Mercedes GLE – takiego premium nam trzeba
Zaczął jako ML po faceliftingu. Rozwinął się jako zupełnie nowy model. Mercedes GLE już w pierwszym wcieleniu był dobry – a jak jest teraz? My już wiemy.
Pamiętam, kiedy cztery lata temu Mercedes zaprezentował pierwsze GLE. To był moment, kiedy producent ze Stuttgartu postanowił uprościć nazwy modeli – od teraz wszystkie SUV-y miały mieć w nazwie „GL”, a kolejna litera oznaczała jego rozmiar. GLA, GLB, GLC, GLE, GLS – każdy model Mercedesa zyskał w ten sposób – po czasie – swój odpowiednik o podwyższonym prześwicie.
Już na prezentacji w Austrii wszyscy wiedzieliśmy, że choć nazwa jest nowa, to tak naprawdę GLE jest jedynie ML-em po faceliftingu. Pod spodem był to ten sam samochód – a to oznacza, że jeszcze do zeszłego roku Mercedes GLE był tak naprawdę 6-letnią konstrukcją. Technologicznie nie brakowało mu niczego – był wygodny, w odpowiednich wersjach zaskakująco szybki (AMG 63S!), ale można było w nim wyczuć te lata wysługi. Miał na przykład pełną klawiaturę telefonu na desce rozdzielczej. Nawet w 2018 roku!
Nic dziwnego, że w końcu przyszedł czas na wskazanie następcy. W ciągu ostatnich kilku lat, to dizajn i technologia w samochodach stały się elementami, które mogą stanowić o dobrej sprzedaży auta klasy premium. Dlaczego?
Nowy Mercedes GLE – witamy w 2019 roku
Mamy rok 2019. Dzisiaj bezpieczeństwo uznajemy za bezwzględny standard w praktycznie każdym nowym samochodzie. Im większy i cięższy, tym bardziej bezpieczny z poziomu fizyki. Ale tutaj postęp był na tyle duży, że nawet mała Fabia może pochwalić się pięcioma gwiazdkami w testach zderzeniowych i szeregiem systemów zapobiegających wypadkom.
Jakość wykonania to standard w segmencie premium – chociaż nie da się ukryć, że dzisiejsze samochody nie mają już tak dobrych materiałów w każdym zakamarku wnętrza, jak kiedyś – dopóki nie kosztują od połowy miliona wzwyż. Koncerny motoryzacyjne to jednak duże firmy – a każdy powie Wam, że w takich firmach, chcąc zwiększyć zysk i lepiej wypaść przed zarządem, łatwiej jest obniżyć koszty, niż zwiększyć sprzedaż. Mimo wszystko, nadal segment premium góruje jakością nad autami popularnymi.
Jednak poza garstką osób, które narzekają na taki stan rzeczy, zgodziliśmy się wymienić bezkompromisowe, drogie materiały, na prawdopodobnie wyższe wypłaty dla projektantów, którzy tworzą świetnie wyglądające, efektowne samochody. W końcu na tym poziomie to wizytówka naszego statusu – czy się z tym zgadzamy, czy nie.
Mercedes GLE skorzystał chyba na tych podwyżkach dla projektantów, bo wygląda o wiele lepiej niż poprzednik – mimo że zachował mnóstwo jego cech i w zasadzie można by pomyśleć, że to tylko kolejny, może trochę większy, lifting.
To jednak zupełnie nowa generacja Mercedesa GLE. Masywna, ze światłami LED, technologią Multibeam i świetną aerodynamiką. GLE może się pochwalić współczynnikiem oporu powietrza tak niskim, jak 0,29. To takimi osiągnięciami nowoczesnej technologii chcesz się chwalić, rozmawiając o samochodach przy kolacji z innymi dyrektorami.
Idzie nowe
Ale poza grillem z aktywnymi klapami, spoilerami przy nadkolach, klapie bagażnika i tylnych światłach, i płaską podłogą, masz jeszcze o czym opowiadać.
Wnętrze Mercedesa GLE rozpieszcza przestrzenią, bagażnik mieści od 690 do 855 litrów (!) bez składania foteli, pozycja za kierownicą jest odpowiednio wysoka, a świetna ergonomia pozwala korzystać z każdej, zaszytej w systemie MBUX funkcji na przynajmniej kilka sposobów.
Jakość materiałów, jak na dzisiejsze standardy, jest naprawdę dobra. Mamy naturalną skórę wysokiej jakości, miękkie podłokietniki i materiały na desce rozdzielczej, i zaskakująco mało plastiku piano black, który wygląda ładnie tylko przez jakieś pięć minut po odebraniu samochodu z salonu.
Jednak tak, jak napisałem wcześniej – jakość w tym segmencie uznajemy za coś dostępnego powszechnie. Inaczej Mercedes przestałby być Mercedesem, a Audi nazywałoby się Skoda – oczywiście mówię to bez ataku na Skodę – tam materiały są po prostu odpowiednie dla klasy.
To, jak bardzo „premium” jest samochód, określa technologia. I tej w nowym Mercedesie GLE nie brakuje. Zaczyna się od tak prostych funkcji, jak podświetlenie budujące atmosferę, które możemy ustawić w dosłownie każdym kolorze albo wybrać połączenie dwóch.
Za tym oświetleniem idą funkcje Energizing (nie wiem, czemu nazwa jest przymiotnikiem lub czasownikiem?), które dostosowują oświetlenie, muzykę (Mercedes ma nawet swoje utwory wgrane na dysk) i „masaż” do humoru kierowcy – może nas pobudzać lub relaksować. Nie przepadam jednak za tak realizowanym masażem – poruszającym jedynie oparciem i siedziskiem, zmieniając przy tym pozycję za kierownicą. Ale wyobraźcie sobie, że jeśli macie smartwatcha Garmin, to Mercedes GLE może dopasować nastrój automatycznie do waszego poziomu stresu i jakości snu.
Dalej są jednak te wszystkie rzeczy, które wniósł do marki MBUX – z naszym Mercedesem możemy sobie pożartować, spytać go o drogę czy ceny paliw. Na postoju możemy przeglądać Internet, zmieniać motywy i układy wirtualnego kokpitu, nawigacja współpracuje z tempomatem i pokazuje drogę w rozszerzonej rzeczywistości, jest też integracja z serwisem Tidal – to jeżdżący komputer, który dba o to, by czas płynął tu… wolniej.
Tempo: majestatyczne – jak jeździ nowy Mercedes GLE?
Nie ukrywajmy, Mercedes GLE 300d nie jest mistrzem prędkości. Ten „zaledwie” 2-litrowy, czterocylindrowy diesel osiąga 245 KM, ale musi napędzać kolosa ważącego 2170 kg. Owszem, z 500 Nm momentu dostępnym już od 1600 obr./min., dynamika jest przyzwoita, bo 100 km/h osiągamy już w 7,2 sekundy, ale część klientów mogłaby się zawieść. W tym segmencie nie zawsze, ale dość często, oczekujemy też dobrej dynamiki.
W Mercedesie GLE mamy jednak 9-biegową skrzynię biegów, która skutecznie obniża zużycie paliwa. W wersjach z czterocylindrowymi silnikami napęd przenoszony jest jednak na obie osie stale, w proporcji 50:50, co nie pozwala obniżyć zużycia paliwa tak mocno, jak by sugerowały dane producenta. Nie zbliżyłem się nawet do 4,7 l/100 km w trasie. Na drodze S7 pomiędzy Krakowem a Kielcami zużycie paliwa wynosiło raczej 10 l/100 km. Przy tej masie to jednak nadal niezły wynik.
Aha, ten stały napęd w czterocylindrówkach nie musi być jednak tak dobry, jak się wydaje – jeśli jedna z osi się ślizga, moment na tej osi ograniczany jest przez hamulce. Lepiej pod tym względem mogą wypadać motory 6-cylindrowe, które mają już sterowane elektronicznie sprzęgło, rozdzielające moment w pełnym zakresie, od 0 do 100%. Dla fanów offroadu jest też opcjonalny układ przeniesienia napędu z reduktorem i płynnie blokującym się dyferencjałem.
Tego byśmy się spodziewali po tym samochodzie – moc, osiągi, skrzynia biegów, możliwości terenowe. Czym więc Mercedes GLE nas zaskoczył? Komfortem pisanym z wielkiej litery w każdym języku. Naprawdę.
Ależ to jest przyjemny samochód do dalekich podróży. Wyciszenie – super. Pneumatyczne zawieszenie – płynie. Wygoda fotela – idealna.
Szczególnie zawieszenie Mercedesa GLE odgrywa tutaj dużą rolę, bo w trybie Comfort jest aż do bólu nastawione na wygładzanie nierówności. Do tego stopnia, że na bardziej krętych drogach z podbiciami w zakrętach sprawia wręcz wrażenie nie do końca stabilnego. Nadwozie przesuwa się na boki. Nie mogę tego jednak uznać za wadę, bo możemy wybrać tryb sportowy i wszelkie tego typu ruchy znikają – a komfort nadal jest spory. Wszystko zależy więc od drogi, po której się poruszamy – musimy tylko wybrać odpowiedni tryb dla jej charakteru.
W opcji możemy jednak dostać zawieszenie E-Active Body Control z 48-woltową instalacją elektryczną. Działa to trochę, jak w Klasie S z Magic Body Control. Samochód skanuje drogę za pomocą kamery i innych czujników i dopasowuje pozycję nadwozia do nawierzchni. W ten sposób może ograniczać podnoszenie osi, nurkowanie czy przechyły boczne. W zakrętach kładzie się do wewnętrznej strony, ograniczając wyczuwalną siłę odśrodkową wewnątrz samochodu. Brzmi świetnie – ale takie czary tylko w wersjach 6-cylindrowych.
Ale nasz Mercedes GLE też mógł się pochwalić nowoczesną technologią. Kiedy włączymy kierunkowskaz, jadąc na tempomacie, potrafi sam zmienić pas. Nawet kilka, o ile pozwalają na to warunki. Tempomat zwalnia też przed zakrętami i – uwaga – jadąc w korku zatrzymuje się, rusza, a nawet utworzy korytarz ratunkowy na autostradzie, zjeżdżając na bok!
Takiego premium nam trzeba – nowy Mercedes GLE
Wygląd – kwestia gustu. Może się podobać, może nie, ale nikt raczej nie powie, że Mercedes GLE nie wygląda imponująco. Wnętrze – bardzo dobra jakość i zaskakująco mało tanich materiałów. Komfort – ogromny. Najnowsze technologie – są.
Nie jest to tani samochód, bo choć 300d otwiera cennik, to i tak kosztuje co najmniej 271 tys. zł. Myślę jednak, że wydając te pieniądze właśnie na Mercedesa GLE, nie pożałujecie ani złotówki. To premium „pełną gębą”. Choć to kompletnie nie mój typ samochodu, to jazda nim sprawiała mi mnóstwo przyjemności – ale nie płynącej z emocji, tylko właśnie z ich… braku. To gabinet relaksu na kółkach i chwilami Twój osobisty szofer.
Czy Mercedes GLE ma jakieś wady? Wolałbym jednak jeden z 6-cylindrowych silników. Tacka do bezprzewodowego ładowania niby działa, ale w trasie iPhone X odtwarzający muzykę przez Bluetooth raczej wolniej się rozładowywał, niż ładował. Szkoda, że nie ma już opcji analogowych zegarów.
A – i kiedy spytałem „Hej, Mercedes, robisz tyle rzeczy – a podwieziesz mnie na imprezę?”, odpowiedział „Nie rozumiem”.
Jeszcze nie rozumiesz, Mercedes. Jeszcze.
Redaktor