Mercedes EQC – jak jaskółka
Jedna jaskółka wiosny nie czyni. Ale kilka? Prędzej. Na rynku mamy już kilka takich jaskółek zapowiadających nadejście elektrycznej ery motoryzacji. Przyjrzeliśmy się kolejnej z nich – Mercedesowi EQC.
To, że motoryzacja idzie w stronę elektryczności, to fakt. To, że Tesla mocno ją w tę stronę popchnęła – też. I nie dziwi już nawet fakt, że do grona producentów samochodów elektrycznych dołączyło Audi i Mercedes z bohaterem tego testu – modelem EQC.
Teslę i Mercedesa sporo jednak łączy. Mercedes wyciągnął do Tesli pomocną dłoń w 2009 roku, kiedy ta znalazła się w poważnym kryzysie. Odkupił 10% udziałów i tym samym nawiązał współpracę w zakresie budowy pojazdów elektrycznych. Stąd też poprzednia klasa B w wersji elektrycznej.
Mercedes sprzedał jednak później te udziały – nauczył się, czego miał się nauczyć, zyskał 800 milionów dolarów i ostatecznie stwierdził, że konkurując, obie firmy mogą zrobić więcej dobrego dla motoryzacji.
Tak więc EQC to w pełni samodzielny projekt Mercedesa. Czy to nadal Mercedes? I czy to dobry samochód elektryczny? Odpowiedzi poniżej.
SUV nie kojarzy się z oszczędnością…
Nie bez powodu pierwszy samochód z linii EQ to średniej wielkości SUV. To obecnie jeden z najpopularniejszych segmentów, który wykorzystywany jest głównie do jazdy w miastach. Dla tej grupy zasięg, o którym za chwilę opowiem, powinien być wystarczający.
Łatwo jednak zauważyć, że EQC nie wygląda, jak inny Mercedes z tej kategorii – GLC. Samochód elektryczny zdecydowanie wyróżnia się stylistyką.
Najbardziej widoczną zmianą jest nowy rodzaj grilla zwany black panel, z którego „wylewają się” przednie reflektory. Ciekawie jednak wygląda samo oświetlenie, bo to chyba pierwszy samochód, który tzw. pas świetlny ma zarówno z tyłu, jak i z przodu. W nocy efekt jest wyśmienity – patrzą się na niego wszyscy.
Mercedes EQC został dopracowany pod względem aerodynamiki. Współczynnik oporu powietrza wynosi tu standardowo 0,29; z felgami optymalizującymi opływ powietrza wyniesie 0,28; a z pakietem AMG i 19-calowymi kołami AMG ta wartość może spaść nawet do 0,27.
Mercedes EQC ma zdecydowanie opływowy kształt, w dodatku przypominający nieco coupe. I nie ma relingów dachowych. Bo podobno tak lepiej wygląda – a i powietrze opływa dach bez zakłóceń.
Mercedes wśród samochodów elektrycznych
Mercedes EQC ma z jednej strony mnóstwo cech typowych dla „zwykłego” Mercedesa. To kierownica z gładzikami czy ekrany wirtualnego kokpitu i systemu Command Online zamknięte pod jedną taflą szkła. To też charakterystyczna konsola centralna z panelem klimatyzacji z przyciskami w stylu lotniczym i panel dotykowy z przyciskami do obsługi samochodu.
Są jednak też elementy dla Mercedesa nietypowe. Jak prostokątne nawiewy. Mają dodatkowo ramkę w kolorze różowego złota i ten akcent ciągnie się dalej we wnętrzu – jest na desce rozdzielczej, na ekranach i może pojawić się w przeszyciach tapicerki. To jest element charakterystyczny i zarezerwowany tylko dla wersji EQ, czyli elektrycznych.
Oczywiście jest tu też MBUX i wszystkie inne systemy z innych Mercedesów, ale akurat MBUX został wzbogacony o funkcje typowe dla samochodu elektrycznego. Możemy więc powiedzieć „Hej Mercedes, naładuj baterię do 80%” albo „Hej Mercedes, gdzie jest najbliższa stacja ładowania?” i to zadziała.
Podobnie, jak w Audi e-tron, nawigacja uwzględnia czas ładowania w obliczaniu trasy i wybiera takie stacje ładowania, na których będziemy musieli najrzadziej i najkrócej się zatrzymywać. Nawigacja uczy się też często pokonywanych tras i z czasem zacznie proponować je automatycznie – czego oczywiście w nawet dwutygodniowym teście nie jesteśmy w stanie sprawdzić.
Mercedes EQC może pracować w pięciu trybach – comfort, eco, max range, sport i individual. Comfort jest nastawiony na wygodę, ale jeśli prowadzimy trochę bardziej dynamicznie, sam dostosowuje się do naszych aktualnych potrzeb. Eco to program, który pozwoli obniżyć zużycie energii, ale jeśli naprawdę zależałoby nam na zasięgu, to jest właśnie Max Range, który na przykład poprzez opór na pedale gazu sugeruje kierowcy, co robić, żeby zużywać jak najmniej prądu. Sport za nic ma zasięg i zaprzęga te elektryczne silniki do jak najszybszej jazdy, a Individual pozwala ustawić swoje własne preferencje dla poszczególnych podzespołów.
Za kierownicą mamy też łopatki do regulacji stopnia rekuperacji – lewą zwiększamy ten stopień, prawą go zmniejszamy. Standardowo może działać w trybie automatycznym, a z najmocniejszą rekuperacją możemy przez większość czasu jeździć, używając tylko jednego pedału, bo siła hamowania jest już wystarczająco duża, żeby szybko zwolnić.
W samochodach elektrycznych zdarza się, że klimatyzacja jest problemem, bo zużywa dość dużo prądu, ale Mercedes EQC został wyposażony w odpowiednią pompę cieplną, która ma znacznie obniżać zapotrzebowanie na energię. Samochód jest też standardowo wyposażony w ogrzewanie postojowe – przez 5 minut po otwarciu auta, klimatyzacja uruchamia się automatycznie, ale można też to uruchomienie zaplanować jednorazowo lub jako cały harmonogram tygodnia.
Rozstaw osi i kół w Mercedesie EQC jest dokładnie taki sam, jak w GLC. I ilość miejsca jest podobna, jak w owym GLC – jest wygodnie i szeroko, ale z tyłu pięć dorosłych osób jest już trochę ściśnięte. Miejsca na nogi jest w sam raz. Bagażnik EQC mieści 500 litrów.
Czy Mercedes EQC jeździ jak Tesla?
Pod maską Mercedesa EQC, a w zasadzie na osiach, znajdują się dwa silniki elektryczne o łącznej mocy 408 KM i z aż 760 Nm momentu obrotowego. Silnik z przodu w zakresie małego i średniego obciążenia pozwala ograniczyć zużycie energii. Silnik z tyłu odpowiada za dynamikę. To taki „napęd na tył z dołączaną przednią osią”.
Dynamiki jest tu całkiem sporo, bo Mercedes EQC rozpędza się do 100 km/h w zaledwie 5,1 sekundy. Prędkość maksymalna to 180 km/h. Tesla model X 100D do 100 km/h potrafi się rozpędzić nawet w 3,1 sekundy i maksymalnie pojedzie 250 km/h. Oczywiście znacznie skracając zasięg.
Ale Tesla robi to właśnie po to, by wygrywać w takich porównaniach. Na papierze jest lepsza od prawie każdego innego samochodu elektrycznego – szybciej przyspiesza, ma lepszą prędkość maksymalną, większy zasięg. Dopiero Porsche Taycan zakwestionowało status Tesli jako lidera – na Nurburgringu, bo w kwestii danych technicznych nie podjęli rękawicy.
Tylko, że samochód elektryczny nie musi wbijać gałek ocznych do potylicy. 5,1 sekundy w Mercedesie EQC to i tak wynik, który wprawi Was w osłupienie, szczególnie biorąc pod uwagę to, że nie usłyszycie przy tym nic.
Osiągi EQC wydają się tym lepsze, jeśli spojrzymy na masę EQC – same akumulatory ważą 652 kg, a cały samochód 2495 kg. 2,5 tony w segmencie C-SUV to już trochę dużo.
Ten „elektryk” zapewnia jednak pełną funkcjonalność SUV-a, czyli może ciągnąć przyczepę o masie do nawet 1800 kg.
Zasięg EQC, według normy WLTP to od 374 do 417 km. Deklarowane przez producenta zużycie prądu wynosi 22,3 do 25 kWh/100 km. Akumulator produkcji Mercedesa ma pojemność 80 kWh i możemy go naładować od 10 do 100% w około 40 minut na szybkiej stacji i w około 11 godzin na stacji z ładowaniem 7,4 kW.
Jak jeździ się takim samochodem na co dzień? Mieszkając w bloku i nie mając garażu? Powiem tak – zaczynam rozumieć, dlaczego galerie handlowe tak chętnie budują „słupki” do ładowania. Bo nie mając możliwości naładowania takiego samochodu, jeździsz do tych galerii na siłę, szukasz sobie tam zajęcia, żeby przez tę godzinę-dwie naładować akumulator o kilkadziesiąt procent.
Mieszkając jednak blisko centrum, szansa na to, że przynajmniej raz w tygodniu pojawisz się w miejscu, w którym będziesz mógł Mercedesa EQC naładować, jest spora. Ale też nie przesadzajmy – EQC kosztuje co najmniej tyle, co nieduże mieszkanie – 328 tys. zł. Przyszli właściciele albo mają domy, albo uda im się dogadać z sąsiadami, by ładować samochód w garażu. Chociaż to akurat nie jest oczywiste i pamiętam właściciela hybrydowego BMW Serii 5, któremu wszyscy wokół rzucali kłody pod nogi, by tylko nie mógł ładować tego samochodu w garażu.
Jeśli chodzi o samą jazdę, w Mercedesie EQC naprawdę nie ma na co narzekać. Pneumatyczne zawieszenie aksamitnie wybiera nierówności, fotele są wygodne, cisza wspaniała. To jeden z tych samochodów, dla których mógłbym rzucić spalinową motoryzację. No dobrze, bardziej dla Taycana. Ale jeśli na co dzień miałbym jeździć żwawym samochodem elektrycznym, a weekendowo czymś mocnym i spalinowym – nie narzekałbym na nadchodzące zmiany.
Idzie nowe. Mercedes EQC jest na to doskonałym przykładem
W Mercedesie EQC nie ma żadnego przypadku. Każdy element i każde rozwiązanie w tym samochodzie zostało dokładnie przemyślane, zaprojektowane i wyprodukowane. I to czuć – to nie jest coś stworzone tylko i wyłącznie dlatego, że „trzeba”. To próba stworzenia czegoś, co realnie może zastąpić nam samochody z silnikami spalinowymi.
I wydaje mi się, że może je zastąpić, nawet już teraz. Takie samochody elektryczne najbardziej docenią osoby mieszkające poza miastami, w domach jednorodzinnych. To oni naładują je sobie spokojnie na podjeździe.
Nie widzę przeszkód, żebyśmy nie mieli przesiąść się do samochodów elektrycznych na co dzień. Bo co jest ekscytujacego w Skodzie Fabii czy Toyocie Aygo? Albo w 150-konnym dieslu? Problemem w przypadku elektryków jest sieć szybkich ładowarek, ale to powinno zostać w przeciągu kilku lat rozwiązane. I wtedy chętnie sobie taki samochód elektryczny kupię.
Pod warunkiem, że na rynku zostanie miejsce dla samochodów z silnikami spalinowymi. Inaczej będę protestował ;)
Redaktor