Mercedes-AMG GT na torze Laguna Seca - spełnienie dziecięcych marzeń
Gdy na początku września światło dzienne ujrzał model Mercedes-AMG GT, wielu fanów marki było zachwyconych, choć w tej grupie pojawiło się kilku malkontentów, którzy kręcili nosem uważając, że jest to biedniejszy następca Mercedesa SLS AMG. Nowość jest mniejsza, nie ma otwieranych do góry drzwi, ma mniejszy silnik itp. Tak się jednak składa, że nie jest to następca SLS-a, tylko zupełnie nowy model w gamie niemieckiego producenta.
Gdy pojawiła się szansa na poznanie tego auta nieco bliżej, nie zastanawiałem się i przyjąłem propozycję. Nie była to jednak prezentacja na wielkim parkingu przed siedzibą dealera, tylko zorganizowana ze sporym rozmachem wycieczka do San Francisco w stanie Kalifornia oraz przejazd na słynny tor Mazda Raceway Laguna Seca. Szansa pojeżdżenia po słynnym torze wspaniałym samochodem nie zdarza się zbyt często. Ba! Zdarza się raz na wiele lat lub nie zdarza się wcale. Owszem, to daleko, ale czy ktokolwiek by odmówił? Nie odmówiłem, wsiadłem do samolotu i poleciałem do San Francisco.
Kalifornijska legenda
Jeśli ktoś kiedykolwiek miał styczność ze sportami motorowymi lub przynajmniej grami komputerowymi pokroju Gran Turismo z pewnością kojarzy ten słynny tor usytuowany w okolicach Monterey w stanie Kalifornia. Jeśli jednak ktoś nie ma pojęcia o czym mówię, już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż obiekt powstał w 1957 roku i od tego czasu praktycznie bez przerwy odbywają się tu różne imprezy sportowe, choć ostatnio najczęstszymi gośćmi są panowie w skórzanych spodniach startujący w serii MotoGP. Tor ma długość 3602 metrów i posiada 11 zakrętów, co teoretycznie nie robi większego wrażenia, ale to tylko pozory. Oczywiście najsłynniejsze zakręty należą do sekcji o nazwie Korkociąg – droga najpierw pnie się w górę, a następnie opada stromo w dół prowadząc przez zakręty 7, 8 i 8A. Kierowca praktycznie do ostatniej chwili jedzie na wyczucie, by potem wpaść w szykanę – najpierw lewo w dół i potem ostro w prawo. Auto najpierw lekko odrywa się do drogi chętnie tracąc przyczepność tylnej osi, a po chwili nurkuje w dół do tzw. siodła wciskając się w asfalt. Wystarczy chwila nieuwagi, by w najlepszym wypadku obrócić auto, a w najgorszym wylądować na ścianie z opon. A tego za kierownicą najnowszego modelu Mercedesa z pewnością bym nie chciał.
Najnowsze dziecko inżynierów ze Stuttgartu
Jeśli tor Laguna Seca nie robi na kimś wrażenia, takowe powinien wzbudzić Mercedes-AMG GT. Oczywiście nie twierdzę, że auto musi się każdemu podobać – nic z tych rzeczy – ale jego obecność z pewnością wzbudza zainteresowanie. Trudno koło tego auta przejść obojętnie, nie odwrócić się za nim na ulicy czy zachować kamienną twarz słuchając niesamowitego dźwięku generowanego przez widlastą ósemkę. Zacznijmy jednak od stylistyki.
A ta jest naprawdę ciekawa. Klasyczne linie zostały połączone z nowoczesnymi detalami. Wyszło pięknie, wręcz cukierkowo. O ile model SLS AMG można określić mianem dobrze skrojonego garnituru, to AMG GT, pozostając w nomenklaturze odzieżowej, mógłby być sportowym butem z zielonymi sznurówkami. Samochód jest mniejszy, lżejszy – również wizualnie – oraz bardziej ekstrawagancki. Linia boczna jest bardzo płynna, zastosowano tradycyjną długą maskę, ale tył to zupełna nowość przypominająca odrobinę Klasę S Coupe. Czy to wada? Konserwatyści pewnie będą lekko kręcić nosem, ale tylko przez chwilę bo ciężko od auta oderwać wzrok. Drzwi otwierają się tradycyjnie – trochę szkoda - zaś linia dachu opada jednostajnie niemal do samego końca auta. Oczywiście Mercedes oferuje kilka ciekawych akcentów do nadwozia oraz cały szereg pięknych lakierów oraz aluminiowych felg z możliwością montażu 19-calowych obręczy z przodu oraz 20-calowych z tyłu. Pozwala to spersonalizować auto „pod siebie” osiągając naprawdę ciekawe efekty.
Podobną wolność mamy we wnętrzu, które swoją drogą prezentuje się zjawiskowo. Wszystko zdominowane jest przez ogromną wręcz konsolę centralną. Momentami wydaje się, że ktoś przesadził i na upartego po jej demontażu można by tam zmieścić szczupłego pasażera, ale taki był zamysł stylistów. Czy to wygląda ładnie? To już z pewnością kwestia gustu, ale trzeba przyznać, że tak odważne rozwiązanie jest godne podziwu. Jeśli chodzi o wyposażenie, to we wnętrzu znajdziemy wyświetlacz o przekątnej 7 lub 8,4 cala, całe połacie skóry, wstawek z aluminium, carbonu itp. Zresztą w tym przedziale cenowym Mercedes nigdy nie oszczędzał. Nie musi oszczędzać również potencjalny klient, który ma możliwość wyboru dodatków za kwotę, która starczyłaby na dobrej klasy auto.
Serce jest najważniejsze!
W ofercie znajdziemy dwa modele. Podstawowy wariant Mercedes-AMG GT skrywa pod maską 4-litrową jednostkę V8 z dwiema turbosprężarkami o mocy 462 KM z momentem obrotowym rzędu 600 Nm. Napęd trafia na tylne koła za pośrednictwem 7-biegowej dwusprzęgłowej skrzyni automatycznej która pozwala rozpędzić auto od 0 do 100 km/h w czasie 4 sekund i osiągnąć prędkość maksymalną 304 km/h. Jeśli ktoś woli jeszcze więcej emocji, z pewnością wybierze wariant Mercedes-AMG GT S, który również wyposażony jest w podwójnie doładowany silnik 4.0 V8, ale o nieco wyższej mocy 510 KM z momentem obrotowym podniesionym do 650 Nm. W tym przypadku przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 3,8 sekundy, zaś prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 310 km/h. Jeśli chodzi o wagę, producent stosując różne materiały osiągnął niezły wynik - 1540 kilogramów. Trzeba przyznać, że to czuć, choć półtorej tony to nadal dość sporo.
Waga wpływa również na hamowanie, dlatego też w modelu Mercedes-AMG GT zastosowano cztery wentylowane i nawiercane tarcze hamulcowe o średnicy 360 mm, podczas gdy odmiana S na przedniej osi ma nieco większe tarcze o średnicy 390 mm podkreślone czerwonymi zaciskami. Na zamówienie można dostać jeszcze mocniejszą odmianę z tarczami o średnicy 402 mm z przodu oraz 360 mm z tyłu.
Przyjemności później. Najpierw finanse!
Cennik jest skromny. Oczywiście jeśli chodzi o ilość pozycji gdyż do wyboru są tylko dwie wersje modelu AMG GT. Wersja „zwykła” z silnikiem o mocy 462 KM kosztuje 552 500 złotych, natomiast wzmocniona do 510 KM wersja z kilkoma zmianami w układzie hamulcowym i zawieszeniu to koszt 642 500 złotych. Oczywiście Mercedes nie byłby sobą, gdyby nie zaoferował wielu dodatków, oczywiście odpowiednio wycenionych. I tak za pakiet utrzymywania pasa ruchu zapłacimy 4234 zł, za pakiet lusterek monochromatycznych z automatycznym składaniem trzeba wydać 3049 złotych, za przyciemniane tylne szyby trzeba wydać 4516 złotych, zaś za pakiet karbonowy do nadwozia bagatela 22 300 złotych, a to oczywiście tylko część listy dodatków. Kwota 800 tysięcy? Nie powinno być problemu.
W drodze na tor
Zanim przejdziemy do wrażeń z jazdy po torze, warto powiedzieć kilka słów o tym, jak to auto prowadzi się w normalnych warunkach. Pierwsze wrażenie - jest twardo! Bez znaczenia, czy wybierzemy tryb sportowy, czy też komfortowy, z pewnością poczujemy każdą nierówność na drodze. Prawdę mówiąc aktywowanie trybu sportowego w większości przypadków mija się z celem, gdyż już w trybie jazdy komfortowej auto prowadzi się pewnie, jest stabilne i przewidywalne. Do tego wspaniała jednostka napędowa, która w wersji S wytwarza 510 KM dość skutecznie zachęca do agresywnej jazdy generując przy tym wielokrotnie już wspominany fenomenalny wręcz dźwięk. Zwieńczeniem całości jest 7-biegowa dwusprzęgłowa przekładnia automatyczna, która idealnie dobiera odpowiedni bieg w zależności od potrzeby. Możemy również wspomnieć o średnim spalaniu, które przy normalnej jeździe kształtuje się w okolicach 11-13 l/100km, ale akurat ten aspekt nie interesuje potencjalnego nabywcy.
Lewy nawrót, potem ostry prawy, znów prawy, prosta... Hamowanie!
Jeśli ktoś kiedykolwiek spotkał się z tym torem Laguna Seca choćby wirtualnie lub oglądając relację z wyścigu w telewizji doskonale wie, że mimo dość krótkiej pętli tor jest ciekawy i urozmaicony, zaś wspominana sekcja „Korkociąg” to prawdziwa wisienka na torcie. Muszę przyznać, że nie znałem tego toru i te dwa trójwymiarowe zakręty wywarły na mnie ogromne wrażenie. Naprawdę trudno utrzymać tam idealną linię tym bardziej, że ciężko nauczyć się toru i obrać najlepszy tor jazdy podczas kilku okrążeń. Przejazd prowadzony był przez instruktora, który pierwszą pętle poprowadził wolnym tempem pozwalając „zapoznać” się z układem zakrętów. Kolejne okrążenia to już zupełnie inne tempo. Momentami instruktor pozwalał na wiele i trudno było za nim nadążyć, choć mimo to pozostał pewien niedosyt – chciałoby się pojechać kilka okrążeni na 100 procent bez żadnego nadzoru.
Mercedes-AMG GT to bez wątpienia torowy zawodnik, który w takich warunkach czuje się jak ryba w wodzie. Co prawda przy ostrzejszych zakrętach i mocnym hamowaniu auto odrobinę tańczyło, ale nie było w tym nic nieprzewidywalnego. Byłem pewny, że auto zareaguje dokładnie tak, jak tego chcę bez żadnych niespodzianek. Prowadzenie było naprawdę przyjemne, zaś delikatne piszczenie opon było jedynie wskazówką, że zbliżam się do limitu przyczepności. Nie było zbyt wielu okazji do sprawdzenia pełnych właściwości jezdnych, ale gdy tylko była możliwość wciśnięcia pedału gazu do końca, spod maski wydobywał się głęboki ryk, którego mógłbym słuchać godzinami. Niestety nie było mi to dane, gdyż te kilka okrążeń minęło błyskawicznie. Czy było warto?
Pytanie retoryczne…
Odpowiedź na powyższe pytanie jest oczywiste. Tak! To nic, że przejazd po torze był krótki i pozostawił ogromny niedosyt. To nic, że cały pobyt był zorganizowany co do minuty i nie było czasu nawet na spokojne zrobienie zdjęć w różnych warunkach - musiałem poświęcić obiad, aby wrócić z galerią. To nic, że cały wyjazd opłaciłem ogromnym zmęczeniem oraz niedospaniem. To wszystko to drobnostka, bo Mercedes-AMG GT okazał się rewelacyjnym autem, w którym kilka wad – twarde zawieszenie i odrobinę zbyt cukierkowy wygląd – nie ma większego znaczenia, gdyż posiadacz tego modelu dokona świadomego wyboru wydając co najmniej 552 tysiące złotych. Czy będzie żałował? Oczywiście nie, a jeśli będzie miał okazję od czasu do czasu pojawić się na jakimś torze, doceni swój zakup w pełni.