M550d - BMW idzie własną drogą
Samochody sportowe zwykle kojarzą się z wielkim silnikiem benzynowym, który dzięki swojej mocy jest w stanie przestawić dwie planety w Układzie Słonecznym. Jednak od kiedy do głosu dopuszczono ekologów, pojawiła się moda na downsizing, czyli wyciskanie olbrzymich możliwości z jak najmniejszej pojemności skokowej. Samochody sportowe również to dotknęło - coraz częściej zamiast widlastych "ósemek", można spotkać motory V6. Lecz BMW postanowiło pójść własną drogą...
Co można powiedzieć o serii M-Power spod skrzydeł BMW? Linia modelowa dotyczy samochodów, które sprawiają wrażenie, jakby pracował nad nimi sam Bóg i to pomimo tego, że miał wiele innych, ciekawszych spraw na głowie. Te auta łamią wszystkie prawa fizyki na drodze, spod maski większych modeli dudnią 8- lub 10-cylindrowe monstra zasilane benzyną, a kierowca przed przejażdżką musi zażyć tabletkę Aviomarinu. Pasażerom będzie z kolei potrzebna cała paczka. Literka „M” na klapie bagażnika od zawsze oznaczała niesamowite emocje zapakowane w stosunkowo niepozorną karoserię. Kto się decydował na takie samochody? Majętni miłośnicy osiągów, którzy nie żałowali pieniędzy na stacji benzynowej. Tak było kiedyś. A jak jest teraz?
Bariera psychologiczna pokonana
Teraz klienci mają większy wybór. Przecieki prasowe o M z silnikiem Diesla pod maską nie były wyssane z palca. Inżynierowie z BMW przełamali kolejną barierę – tym razem psychologiczną - i ośmielili się połączyć silnik wysokoprężny z magiczną literką M! Na razie można to połączenie znaleźć pod maską trzech aut – Serii 5 w wersjach sedan i touring, X5 oraz X6. Oznaczenia typu „M5” czy „X5 M” mimo wszystko są zarezerwowane wyłącznie dla odmian benzynowych, dlatego producent wprowadził nowy symbol dla swojego supermocnego diesla – M50d. W ten sposób powstały modele M550d, X5 M50d oraz X6 M50d. To nie koniec zmian.
Spółka BMW od lat produkuje auta o sportowym zacięciu, a jej oddział BMW M GmbH – samochody, które potrafią uśmiercić człowieka o słabym sercu. Teraz powstała jednak jeszcze jedna gałąź – BMW M Performance Automobiles. Można powiedzieć, że to coś pomiędzy zwykłymi BMW, a BMW Serii M – oddział projektuje auta, które co prawda nie grożą zawałem, ale po przejażdżce i tak kierowca wyjdzie z samochodu mocno zdyszany.
Jak mi powiedział przedstawiciel BMW odpowiedzialny za rozwój silników Diesla, Wolfgang Stutz - taki właśnie był zamiar, BMW chciało wypełnić lukę pomiędzy „zwykłymi” modelami bawarskiej marki, a supersportowymi „eMkami”. Stąd kontrowersyjny dla wielu purystów pomysł łączenia silnika Diesla (który kojarzymy z „cywilnymi” autami) oraz literki M, kojarzonej z kłębami białego dymu z opon.
Niespodzianki techniczne
Każde auto przygotowane przez BMW M Performance Automobiles ma przeprojektowane zawieszenie M, trochę sportowych dodatków we wnętrzu i na nadwoziu. Po oznaczeniu „M50d” wnioskujemy, że pod maską takiego wozu pracuje wysokoprężny motor o pojemności 5 litrów i mocy, która jest w stanie wytworzyć prąd dla połowy naszego kraju. Pewnie ma również 8 cylindrów. Tymczasem jest zupełnie inaczej – M50d to stary dobry znajomy, który ma 3 litry pojemności i sześć cylindrów. Przynajmniej łatwo zgadnąć, że zasila go olej napędowy. Tylko czy oby na pewno ta jednostka zasługuje na literę „M” w nazwie?
Analizując suche dane techniczne diesel nie ma czego się wstydzić. Producent połączył go z 8-biegowym automatem i wycisnął z niego aż 381KM! Momentami można się zastanawiać czy niebo czasem nie zderzyło się już z ziemią, bo taka moc jest przecież trudna do osiągnięcia nawet w jednostkach benzynowych. Sekret tkwi w konstrukcji. Łatwo można się domyślić, że BMW wspomogło swoje dzieło turbosprężarką. Pytanie tylko jaką? Gdyby była jedna, to musiałaby mieć wielkość betoniarki, ale z drugiej strony - można przecież zastosować podwójne doładowanie. I znów się mylimy…
W motorze zostały zastosowane aż trzy turbosprężarki! Dwie z nich są konwencjonalne, napędzane za pomocą spalin. Jednak trzecia stanowi zupełną nowość – posiada własny silnik elektryczny, który wprawia ją w ruch, ale sukces nie tkwi wyłącznie w doładowaniu. 3-litrowy diesel znany ze zwykłych BMW zyskał lżejsze materiały i nowy układ Common Rail – piezoelektryczne wtryskiwacze potrafią wtłaczać olej napędowy do komór spalania pod ciśnieniem 2200 bar! Dzięki tym wszystkim zmianom nie tylko moc konstrukcji powala…
Czy takie parametry nie skrócą za bardzo żywotności tego silnika? Zapytałem oczywiście o to w wywiadzie. Okazało się, że testy nowego silnika obejmowały dystans ponad 50.000 km, po których silnik nie wykazywał najmniejszych oznak zużycia. Czy to się przełoży na równie sprawne funkcjonowanie po 350.000 km? Życie pokaże. A gdzie właściwie leży górna granica mocy, którą można wykrzesać z trzech litrów pojemności? Może za niedługo zobaczymy 3-litrowy silnik o mocy 450 koni mechanicznych? Wolfgang Stutz zapewnił mnie, że nie należy się już spodziewać mocniejszych wersji, ani żadnych dodatkowych pakietów podnoszących moc, ponieważ BMW musi zadbać o trwałość silnika i o normy emisji EURO6. Wynika z tego, że technologicznie Bawarczycy byli by pewnie gotowi do wykrzesania jeszcze wyższych parametrów – tyle, że nie mogą sobie pozwolić na zastosowanie tego silnika w seryjnej produkcji.
740Nm momentu obrotowego to potężny wynik, ale w jaki sposób można go łatwiej zobrazować? Cóż, gdyby robot kuchenny dysponował takim parametrem, to nawet nie potrafiłby zmienić pomidora w ketchup – warzywo po prostu by zniknęło… A jak dzięki temu zachowuje się samochód? On wręcz katapultuje się z miejsca po wdepnięciu pedału gazu. Maksymalny moment obrotowy jest dostępny w przedziale 2000-3000 obr./min., dlatego nawet nie trzeba wkręcać silnika na obroty. A w przeciwieństwie do innych diesli – ten to naprawdę lubi. Granicą jego możliwości jest 5400 obr./min., tylko z drugiej strony po co tak kręcić ten motor? 740Nm tylko czeka na każdy ruch prawej stopy, a pełna moc 381KM wchodzi do akcji już od 4000 obr./min.
Dobrze, że samochody z tą nowością pod maską są standardowo wyposażone w system xDrive, zapewniający optymalną trakcję – przejechałem testową trasę o długości około 150 km, krętymi i wilgotnymi drogami i mimo moich usilnych, a miejscami nawet nadmiernych starań, nie udało mi się uświadczyć migającej diody kontroli trakcji.
Zapytałem przedstawiciela BMW o to, czy tak wyśrubowane parametry silnika nie przełożą się na większą wrażliwość co do jakości paliwa. Jego zdaniem nie należy mieć co do tego żadnych obaw – nowy silnik nie jest bardziej wrażliwy niż inne słabsze jednostki oparte o tę konstrukcję.
Modele X5 oraz X6 to spore SUVy, które na oko ważą niewiele mniej od czołgu. Mimo tego nowemu dieslowi BMW zupełnie to nie przeszkodziło, by potrafił rozpędzić te dwa auta do „setki” w niewiele ponad 5 sekund! W przypadku Serii 5 jest jeszcze lepiej - touring osiąga 100km/h w 4.9s, a sedan w 4.7s. Szczególnie ten ostatni wynik jest niewiele gorszy od topowych M-Power z benzynowym monstrum pod maską. Jednak auta z oznaczeniem M50d mają zdecydowaną przewagę nad benzynowymi braćmi szczególnie pod jednym względem…
Producent zarzeka się, że nawet tak ogromne modele jak X5 czy X6 nie powinny spalić średnio więcej oleju napędowego niż 8l/100km. Jakby nie patrzeć – w rękach niektórych kierowców tyle paliwa zużywają benzynowe auta kompaktowe.
Tyle teorii. A jak jest naprawdę?
Cóż, porównując nową „eMkę” ze znaczkiem „d” do wersji benzynowej, należy powiedzieć, że … nie ma co porównywać. Mimo imponujących parametrów, charakterystyka pracy silnika Diesla nie pozwala cieszyć się tak dziką i niepohamowaną mocą i wysokimi obrotami – czyli tym, z czego słynie prawdziwe M5.
Chociaż… dźwięk nowego diesla jest fantastyczny. Tego się obawiałem – klekotu z pod maski, a tymczasem usłyszałem rasowy niski ryk, godny silnika benzynowego o wielkiej pojemności. Ktoś nad tym solidnie popracował i auto cieszy ucho, prowokując do coraz głębszego wciskania pedału gazu.
Oczywiście, jeśli nie będziemy porównywać M550d z M5 to jest to po prostu niewiarygodnie szybki, elastyczny a zarazem oszczędny samochód. Co prawda przy dynamicznej jeździe zużycie poniżej 8 litrów należy włożyć między bajki, ale czy 11 litrów/100 km odstraszy kogoś, kto chce przyśpieszać w 4,7 sek. do 100 km/h?
Czekamy na reakcję rynku
Bawarscy inżynierowie pokazali, że można skonstruować mocarnego diesla, który jeździ jak mocna jednostka benzynowa, wchodzi na podobne obroty i zapewnia dużo emocji. Nie ma też za wiele wspólnego z motorami wysokoprężnymi sprzed lat, które wytwarzały za autem zasłonę dymną, a swoim dźwiękiem mogłyby konkurować z młotem pneumatycznym. M50d jest cichy i ekologiczny, a dzięki swoim możliwościom udowadnia, że diesel i auto sportowe mogą być świetną kombinacją.
Jest tylko jedno „ale” – czy rynek przyjmie taką kombinację? Czy zaakceptuje połączenie literek „M” i „d”? Czy BMW nie zagrało na nosie miłośnikom prawdziwych benzynowych „eMek”? Zapytałem o to Wolfganga Stutza na koniec naszej rozmowy. W odpowiedzi usłyszałem, że BMW wprowadziło ten silnik na razie w 3 modelach i bacznie obserwuje reakcję rynku. W zależności od stopnia zainteresowania klientów silniki M50d mogą wejść także i do innych modeli.
Czy wejdą? Czas pokaże. Tak czy inaczej – podziwiam Bawarczyków za odwagę.
Wywiad: Zachar Zawadzki
Zdjęcia: Zachar Zawadzki, BMW