Lexus IS 200t - wojownik o gołębim sercu
Chyba każdy pasjonat motoryzacji zadał sobie kiedyś pytanie: jaki jest mój samochód idealny? Choć preferencje bywają różne, przepis wydaje się prosty - powinien być szybki, zwinny i piękny. Czy Lexus IS 200t ma szanse zawisnąć na sypialnianych plakatach i stać się obiektem westchnień wielu motomaniaków?
Model IS to jeden z głównych filarów marki Lexus, który za rok będzie obchodził swoją pełnoletność. Pierwsza generacja modelu ujrzała światło dzienne w 1999 roku. W ciągu tych 17 lat doczekaliśmy się jedynie trzech generacji usportowionej limuzyny, z czego obecny model jest na rynku już od 3 lat. We wrześniu 2015 roku do salonów wkroczyła jednak wersja silnikowa 200t. Jak się sprawdziła - mieliśmy okazję przekonać się podczas testów.
„Spójrz mi w oczy i powiedz mi, że jestem ładny”
Czy jest na sali ktoś, kogo nie zachwyca wygląd Lexusa IS? Nie? Tak myślałam. Pierwszą rzeczą, która od razu wyróżnia ten model w pakiecie F Sport na tle innych aut, jest kolor nadwozia. Powiedzieć o nim, że jest niebieski, to tak jakby nazwać dopiero pokazanego w Genewie Bugatti Chirona po prostu szybkim. Marka określa tę barwę jako „szafirowy niebieski metalik” i choć nie brzmi to zbyt dostojnie, faktycznie oddaje barwę lakieru. Głębię tego koloru można podziwiać godzinami. Niestety (albo i stety) ta barwa lakieru jest dostępna jedynie w wersji F Sport, co czyni ją jeszcze bardziej unikatową. Choć kolor auta jest sprawą istotną, liczy się też kształt, a diabeł jednak tkwi w szczegółach. Przód IS’a trudno nazwać subtelnym. Dominuje tu duży grill, kształtem przypominający klepsydrę. W przypadku wersji F Sport mamy do czynienia ze specjalną atrapą w romboidalny wzór, a nie standardowym „pasiastym” wariantem. Całości dopełniają soczewkowe reflektory i LED-owe światła do jazdy dziennej, które kształtem przypominają groty strzał. Patrząc na przód, po prostu nie ma się do czego przyczepić. Kolor, ostre krawędzie, przetłoczenia - to wszystko w idealnych proporcjach tworzy naprawdę piękną całość.
Tylne lampy na wiązują nieco do przednich świateł do jazdy dziennej, choć zdają się lekko rozpływać ku tylnym nadkolom. W dalszym ciągu jest jednak zachowana stylistyka ostrych krawędzi, a takie ukształtowanie lamp optycznie poszerza samochód. Całości dopełniają dwie końcówki wydechów, umieszczone po obu stronach zderzaka.
W profilu „Lex’a” dzieje się najmniej. Tak jakby konstruktorom skończyła się wena po zaprojektowaniu fenomenalnego przodu i niemal równie zachwycającego tyłu. Choć do bocznej linii nie można mieć zastrzeżeń, po uczcie dla oczu, jaką zgotował front, czuje się lekki niedosyt. Na szczęście sytuację ratują 18-calowe grafitowe felgi ze stopów lekkich, które także znajdziemy tylko w modelach z pakietem F Sport.
Jedno serce, dwa oblicza
Pod maską szafirowego IS’a, którego mieliśmy przyjemność testować, znalazł się turbodoładowany silnik benzynowy o pojemności 2 litrów i mocy 245 koni mechanicznych. Ta jednostka jest dość powszechna w gamie marki - znajdziemy ją również pod maską modelu NX 200t oraz najmłodszego RX 200t. Silnik współpracuje ze skrzynią automatyczną Sport Direct Shift o ośmiu przełożeniach, która - jeśli wierzyć plotkom - pierwotnie miała znaleźć się w sportowym modelu RC-F. Podczas spokojnej jazdy w trybie normal spisuje się wyśmienicie. Szczególnie biorąc pod uwagę jej elastyczność - przy prędkości 200 km/h obrotomierz wskazuje jedynie 3600 obr/min. Problemy zaczynają się, gdy chcemy od IS’a czegoś więcej, bez przełączenia go w tryb sport. Wówczas w skrzyni biegów zaczyna panować lenistwo pomieszane z chaosem. Przekładnia sprawia wrażenie, jakby nie bardzo wiedziała co ze sobą zrobić. Przy bezpardonowym potraktowaniu pedału przyspieszania, na pierwszą redukcję trzeba chwilę zaczekać. A w większości przypadków konieczne jest zrzucenie o co najmniej 2 lub 3 biegi niżej. Po kilku sekundach właściwe przełożenie wkracza do akcji, a Lexus wyrywa przed siebie, drąc się bez opamiętania. Nie jest w tym jednak ani przewidywalny, ani perfekcyjny. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda, jeżeli od samego początku uprzedzimy 200t o naszych zamiarach. Po przełączeniu w tryb sport skrzynia pracuje świetnie. Błyskawicznie dostosowuje się do niewypowiedzianych poleceń, zmieniając przełożenia na te, których kierowca aktualnie oczekuje. Przy tym dość długo przytrzymuje wysokie obroty, co pozwala wycisnąć z niego więcej niż można by się spodziewać na początku. Spisuje się tak świetnie, że łopatek przy kierownicy z powodzeniem mogłoby nie być. Dynamiczna jazda jest wówczas do tego stopnia przyjemna, że można zacząć doszukiwać się niewidzialnych nerwowych połączeń samochodu z mózgiem kierowcy.
Sprint od zera do setki zajmuje IS’owi 7 sekund, co jak na auto o masie 1590 kilogramów jest wynikiem więcej niż zadowalającym. Wskazówka prędkościomierza zatrzyma się przy 230 km/h, przez co trudno nazwać tego Japończyka demonem prędkości. Nie jest to jednak stricte sportowe auto - czego można by się spodziewać po wyglądzie zewnętrznym czy dumnym emblemacie F Sport - a raczej usportowiony sedan. Zużycie paliwa również potrafi być przyjazne kierowcy, choć obiecywane przez producenta 7 l/100 km nie jest zbyt wiarygodne. Podczas dynamicznej jazdy w mieście trudno zejść poniżej 12 litrów na 100 kilometrów, IS potrafi jednak odwdzięczyć się w trasie. Przy prędkości autostradowej zadowoli się 9 litrami, a jeśli zdejmiemy nogę z gazu i utrzymamy prędkość na poziomie 120 km/h, komputer pokładowy wskaże bardzo przyjemne zużycie 7,5 l/100 km.
Powróćmy jednak do kilku niuansów technicznych. 2-litrowa jednostka generuje maksymalny moment obrotowy 350 Nm dostępny od 1650 do 4400 obr/min i dzięki swojej kompaktowej budowie waży zaledwie 160 kilogramów. Silnik ten posiada głowicę cylindrów chłodzoną cieczą, kolektor wylotowy jest zintegrowany z blokiem, a za turbodoładowanie odpowiada bardzo wydajna sprężarka typu twin-scroll. Znajdziemy w nim również układ zmiennych faz rozrządu VVT-iW, który umożliwia przełączanie pracy silnika z termodynamicznego obiegu Otto podczas rozruchu w bardziej ekonomiczny cykl Atkinsona.
Nie bez znaczenia, jeśli chodzi o wrażenia z jazdy, jest również zawieszenie. Z przodu znajdziemy wariant dwuwahaczowy, z tyłu zaś dość rzadko spotykane zawieszenie wielodrążkowe. Dzięki przeniesieniu napędu jedynie na tylną oś, skłonienie IS’a do zabawy nie jest żadnym wyzwaniem. Choć trudno tę limuzynę nazwać „driftowozem”, odrobina deszczu budzi w nim pogromcę zakrętów. Sprzyja temu możliwość całkowitego wyłączenia kontroli trakcji. Dzięki stosunkowo sztywnym nastawom pokonywanie zakrętów szybciej niż pozwalają przepisy jest prawdziwą przyjemnością. Z drugiej jednak strony jazda po nierównościach nie jest drastycznie nieprzyjemna.
Wnętrze z innej epoki
Wnętrze Lexusa IS 200t jest dość kontrowersyjne. Pierwsze co rzuca się w oczy to czerwona skórzana tapicerka w odcieniu Dark Rose. Jest ona dostępna jedynie w pakiecie F Sport (oraz w F Impression za dopłatą). Choć o gustach się nie dyskutuje, sprawia ona wrażenie nieco przytłaczającej. Owszem, fotele w tym kolorze nadałyby wnętrzu nieoczywistego wyrazu, jednak w połączeniu z obiciem drzwi, jest go chyba nieco za dużo.
Abstrahując od samego koloru, warto skupić się na detalach. Wygląd konsoli środkowej raczej nikogo nie zdziwi. Znajdziemy tam dobrze znane, nieco staroświeckie przełączniki z irytującymi paskami, służącymi do zmiany temperatury ogrzewania. Choć old school bywa modny, Lexusowi przydałoby się jednak bardziej nowoczesne wnętrze. Szczególnie biorąc pod uwagę kontrast pomiędzy nie najświeższym klimatem wewnątrz, a drapieżnym wyglądem zewnętrznym i nowoczesnym silnikiem. Pomijając aspekty wizualne, wnętrze nie jest zbyt dobrze wygłuszone. Już przy prędkościach 120-130 kilometrów na godzinę, w kabinie robi się nieprzyjemnie głośno.
Do sterowania nawigacją, radiem i pozostałymi funkcjami komputera, służy niezbyt precyzyjny joystick. Choć po kilku dniach da się do niego przywyknąć, jego obsługa nie jest łatwa ani intuicyjna. Wymaga delikatnego poruszania prostokątnym gładzikiem, a trafienie nim w odpowiednią opcję podczas jazdy graniczy niemal z cudem.
Zupełnie inaczej sp rawa wygląda w przypadku zegarów. W modelu IS z pakietem F Sport ponownie widzimy nawiązanie do szybszego brata - Lexusa RC-F. Możemy wybierać pomiędzy dwoma ustawieniami. Standardowo w centralnej części znajdziemy obrotomierz z umieszczonym wewnątrz cyfrowym prędkościomierzem, a po bokach wskaźniki paliwa oraz temperatury silnika. Po naciśnięciu jednego z przycisków na kierownicy tarcza mechaniczne zostaje przesunięta w prawo, robiąc więcej miejsca wyświetlaczowi, który od tej pory może pokazać nam znacznie więcej informacji. Znajdziemy tam choćby wskaźniki aktualnie używanego przez przekładnię biegu, wskazania doładowania turbiny, nawigację, tempomat, zużycie paliwa, radio i wiele innych mniej lub bardziej potrzebnych opcji.
Na zakończenie wypadałoby odpowiedzieć na postawione na początku pytanie. Za Lexusa IS 200t z pakietem F Sport przyjdzie nam zapłacić co najmniej 216 600 zł. Niby niemało, ale jak na auto z segmentu premium jest to cena umiarkowana. Za tę kwotę otrzymujemy samochód prawie idealny. Drapieżny wygląd, mocny i elastyczny silnik oraz sposób prowadzenia, który sprawia, że nie chce się z niego wysiadać. Wszyscy jednak wiemy, że ideałów nie ma, a IS ma swoje wady. Ale to niczego nie zmienia. Idę powiesić plakat.