Lexus CT200h e-CVT F-Sport - sport dla oszczędnych
Lexus CT200h jest z nami od 2010 roku, ale w tym roku oferta została odświeżona. Najmniejszy z braci zyskał nową twarz, po raz pierwszy pojawiła się też wersja F-Sport, którą ostatnio przetestowaliśmy.
Myśląc o dziale „F” Lexusa, do głowy przychodzi nam przede wszystkim sedan IS F i supersamochód LFA. Niedawno dowiedzieliśmy się, że w drodze do salonów jest już coupe z prawdziwego zdarzenia – model RC F. Niestety próżno szukać wersji CT F, która mogłaby konkurować z Mercedesem klasy A AMG czy Audi S3. Zamiast tego, za dopłatą 36 200 złotych względem podstawowej wersji, możemy teraz wykupić pakiet F-Sport ze sportowym wyposażeniem i kilkoma innymi dodatkami, choć wciąż z silnikiem hybrydowym.
Lexus CT200h otrzymał w tym roku przede wszystkim nowy wygląd atrapy chłodnicy, który w F-Sport stanowi kratka o ciekawej fakturze. Zderzaki zyskały sportowe akcenty, 17-calowe felgi są inaczej pomalowane, a z tyłu zamontowano dłuższy spoiler z dwoma otworami. Wszystkie te detale sprawiają, że samochód wygląda na dość mocno tuningowany i właściwie tylko logo „F-Sport” na bokach zdradza jego fabryczny rodowód. Linie wszystkich wersji kompaktu są dość kanciaste, typowe dla obecnego trendu u japońskiego producenta – wystarczy spojrzeć na półkę na klapie bagażnika. Lakier testowego modelu to, dostępna tylko w tej wersji, biel „F”.
W środku od razu rzucą nam się w oczy dwie rzeczy – duże logo na kierownicy i ekran, który wygląda jak by miał się chować, ale wciąż tam jest. Deska rozdzielcza mocno nawiązuje wyglądem do kształtów na zewnątrz - ostre linie delikatnie wpadają w większe powierzchnie. Nie ma tu wiele zmian względem zeszłorocznego modelu. Wnętrze nabrało za to nowego charakteru za sprawą skórzanego wykończenia Dark Rose, z czerwonymi fotelami i kontrastowymi przeszyciami. Materiały, z których wykonano wnętrze są wysokiej jakości, ale nie wszędzie. Niektóre miejsca są wykonane z twardego plastiku; podobnie jest ze skórzanym podłokietnikiem, pod którym od razu czuć twardszą powierzchnię. Podróżujący na tylnej kanapie znajdą sporo miejsca na nogi, o ile nikt w samochodzie nie ma więcej niż 1,8 m wzrostu. Bagażnik o pojemności 375 litrów również nie zachwyca, ale w końcu gdzieś trzeba było zmieścić baterie silnika elektrycznego.
Niemniej, w kokpicie poczujemy się raczej dobrze. Zajmiemy wygodną pozycję za kierownicą na fotelu regulowanym elektrycznie w dziesięciu kierunkach. Dodatkowo ustawimy wysokość i odległość koła kierownicy – tyle, że ręcznie. Od razu zaczniemy też rozgryzać system multimedialny Lexusa, do którego trzeba się chwilę przyzwyczajać. Sterujemy nim za pomocą dżojstika Remote Touch, który wydaje się być zbyt luźny, by trafić w jakąkolwiek opcję, ale wiąże się z nim całkiem ciekawa technologia. Możemy bowiem wykonywać jedynie takie ruchy, na jakie pozwalają opcje na ekranie. Przykładowo, jeśli będzie to 8 opcji w dwóch rzędach – jego pozycje zablokują się właśnie w ten sposób. Ciężko właściwie domyślić się, jak zostało to wykonane i od strony programowej, i od technicznej, ale brawa za pomysł i realizację. Na 7-calowym ekranie wybierzemy opcje telefonu, muzyki, a nawet skorzystamy z usług sieciowych takich jak Google Street View czy Panoramio. Najsłabszym punktem systemu jest nawigacja – nie była zbyt dokładna w docieraniu pod konkretny adres, a w dodatku ma niesamowicie denerwujący głos.
Próbując ruszyć, zetkniemy się po raz pierwszy z dość dziwną skrzynią biegów. Od samochodów premium oczekiwalibyśmy raczej przyjemnego oporu stawianego przez niektóre elementy ruchome. W ten sposób sugerowałyby o solidnym wykończeniu, które przetrwa długie lata eksploatacji. W CT200h skrzynia biegów chodzi przesadnie lekko, sprawiając wrażenie delikatnej i, przede wszystkim, oderwanej od całej mechaniki samochodu. Jeśli to wasz pierwszy raz z hybrydą, zdziwienie nie ustanie. Samochód rusza do przodu kompletnie bezgłośnie, a przy delikatnym traktowaniu gazu potrafi poruszać się tak nawet do 45 km/h, a nawet więcej w przypadku podtrzymywania rozwiniętej prędkości. Mocniejsze wciśnięcie gazu obudzi silnik benzynowy, ale on również nie brzmi jak coś powszechnie nam znanego. Winna jest temu bezstopniowa skrzynia e-CVT, która nieprzerwanie podaje moment obrotowy na koła. Pracuje zawsze w stałych zakresach, przez co jadąc z jednostajną prędkością, będzie utrzymywała obroty silnika w zakresie 1000-2000 obr./min. Z kolei podczas szybszego przyspieszania stale podaje 4-5 tys. obr./min, utrzymując przy tym monotonny, niezbyt przyjemny dźwięk silnika. Jednostka napędowa w wersji F-Sport to dokładnie ta sama hybryda, co w innych CT – składa się z benzynowego silnika VVT-i o pojemności 1.8 litra i elektrycznej jednostki, które razem generują moc na poziomie 136 KM.
Do jazdy Lexusem CT trzeba się przyzwyczaić. Silnik wyje, ale przyspieszenie w żadnym wypadku nie wciska w fotel. Prędkościomierz mówi jednak, że jedziemy coraz szybciej. Taki stan rzeczy wynika z niezbyt sportowego momentu obrotowego, równego 142 Nm przy 4000 obr./min. Ogółem, testowany model nie jest zbyt szybki, bo rozpędza się tylko do 182 km/h, a przyspieszenie do „setki” zajęło mu 11,1 s. Mało sportowe osiągi. Pakiet F-Sport skupia się mimo wszystko na innym aspekcie – prowadzeniu. Podstawowa wersja ma, specjalnie do niej zaprojektowane, tylne zawieszenie typu Double Wishbone, ale w wersji F-Sport oferuje zmodyfikowane nastawy resorów, inną charakterystykę przechyłów nadwozia w osi wzdłużnej i tłumiki drgań skrętnych nadwozia. Przekłada się to na świetne właściwości jezdne - konstrukcja jest sztywna i praktycznie nie przechyla się na zakrętach. Po wybraniu trybu Sport i wyłączeniu kontroli trakcji, w pełni cieszymy się jazdą po krętych trasach, na których samochód delikatnie nadrzuci tyłem po odjęciu gazu, dając przy tym mnóstwo frajdy z jazdy. Hamulec jest z kolei dość czuły i reaguje z opóźnieniem na odpuszczenie pedału. Nie zdziwi to jednak tych, którzy jeździli już hybrydami, bowiem w ten właśnie sposób pracują hamulce z odzyskiwaniem energii hamowania.
Jak zdążyliście zauważyć, CT200h ma pokrętło wyboru trybu jazdy, które można ustawić w jednej z trzech pozycji – Eco, Normal i Sport. Eco będzie starać się jak najczęściej używać silnika elektrycznego, Normal zapewnia te same nastawy co Eco, ale jest wyważony pomiędzy osiągami a ekonomią. Z kolei tryb Sport zmieni przełożenie kierownicy na bardziej bezpośrednie, wyostrzy charakterystykę zawieszenia i będzie preferował silnik spalinowy. W trybie Normal podświetlenie zegarów jest niebieskie, a w miejscu obrotomierza wyświetla aktualny stan pracy – Charge, Eco lub Power. Sport podświetli przyrządy na czerwono, a po lewej stronie pojawi się już obrotomierz z prawdziwego zdarzenia. Hybrydowy silnik Lexusa może nie jest najmocniejszy, ale na pewno ekonomiczny. Jazda w mieście i na autostradzie owocuje spalaniem w granicach 5.5 l/100 km, w terenie niezabudowanym nawet 4 l/100 km. Jeśli postanowimy poszaleć w trybie Sport, często hamując i mocno przyspieszając, i tak nie przekroczymy poziomu 7.5 l/100 km.
Lexus CT200h F-Sport to kompromis pomiędzy miejskim, oszczędnym kompaktem a sportowym hot hatchem. Do sposobu prowadzenia trzeba się przyzwyczaić, ale koniec końców potrafi dać dużo przyjemności z jazdy – szczególnie w trybie Sport. Silnik hybrydowy niestety nie do końca wykorzystuje potencjał całej konstrukcji, jest bowiem nieco zbyt ospały i zwyczajnie za słaby w stosunku do ponad 1400 kg masy własnej pojazdu. Dostaliśmy więc świetne zawieszenie i ciekawe wnętrze, ale brakuje mocy. Hybryda, owszem, powinna zostać w ofercie producenta, ale zdecydowanie przydałaby się jednostka wyłącznie benzynowa, najlepiej z manualną skrzynią biegów. Jeśli szukacie oszczędnego kompaktu z segmentu premium, CT200h będzie naprawdę tani w utrzymaniu. Jeśli jednak szukacie czegoś, co posiada odpowiedni zapas mocy, w tym Lexusie go nie znajdziecie.
Lexus CT200h kosztuje 108 700 zł w podstawowej wersji zwanej Elite. F-Sport to wydatek co najmniej 144 900 zł, a testowany przez nas egzemplarz kosztował około 160 tysięcy złotych.
Redaktor