Ładowanie hybrydy plug-in w aglomeracji – ułatwienie czy wielki problem?
Do wykorzystania pełnego potencjału plug-ina, potrzebny jest w zasadzie stały dostęp do gniazdka elektrycznego lub szybkiej ładowarki. Co jeśli jednak mieszkamy w bloku, bez swobodnej możliwości ładowania samochodu? Czy w takim wypadku zakup i użytkowanie samochodu takiego jak Prius Plug-in Hybrid ma sens? Sprawdziłem to, jeżdżąc kilka dni po Aglomeracji Śląskiej.
Realia rynku motoryzacyjnego – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – zaczynają bardzo dynamicznie się zmieniać. Wiele marek, w tym miedzy innymi Porsche, rezygnuje z oferowania silników Diesla w swoich samochodach. Inne marki, ujawniając plany rozwoju na najbliższe 5 lat, również sugerują, że nie będzie już miejsca dla silników wysokoprężnych w ich przyszłych ofertach. Przyszłość samochodów zdaje się stać pod znakiem silników benzynowych, ale także hybrydowych i elektrycznych. Są tacy, którzy będą musieli się przekonać do zmiany. Znam osoby, które dziś kompletnie nie wyobrażają sobie zmiany konwencjonalnego napędu na układ hybrydowy czy w pełni elektryczny. Ja natomiast jestem reprezentantem grupy entuzjastów i fanów alternatywnych źródeł napędu. O ile silniki hybrydowe uważam jako pewnego rodzaju wersję demonstracyjną pełnoprawnej jazdy „na prąd”, to hybrydy plug-in z możliwością przemierzania kilkudziesięciu kilometrów na w pełni załadowanych bateriach, są ciekawym rozwiązaniem. Dają możliwość pokonywania codziennych rutynowych dystansów z wykorzystaniem jedynie energii elektrycznej. Jednocześnie, dzięki silnikowi spalinowemu, nie jesteśmy skazani na rezygnację z dalekich podróży.
Czy hybryda "do gniazdka" sprawdzi się w sytuacji, gdy mieszkamy w bloku, nie mając możliwości swobodnego ładowania samochodu? Sprawdzimy na przykładzie Toyoty Prius Plug-in.
Technologia naszym sprzymierzeńcem
Pierwszym krokiem podjętym w celu ułatwiania sobie zadania elektrycznych łowów, było ściągnięcie i zainstalowanie w telefonie kilku aplikacji, pomagających zlokalizować publicznie dostępne ładowarki w najbliższej okolicy. Jedna z aplikacji – dostępna jest dla systemów iOS, Android, ale także w wersji dla komputerów – to PlugShare (www.plugshare.com). Było to moje podstawowe narzędzie, ułatwiające planowanie tras z uwzględnieniem znajdujących się po drodze ładowarek. Dzięki niemu można również uzyskać informacje o godzinach otwarcia punktu ładowania, rodzaju dostępu do niego (publiczny lub na terenie prywatnym), o tym, czy ładowanie jest płatne czy darmowe oraz opinie użytkowników na temat niemal każdego punktu.
Mnóstwo samochodów, ogromna sieć drogowa
Aglomeracja Śląska jest różnie definiowana, zarówno terytorialnie, jak i pod względem liczby ludności. Pewne jest natomiast, że jest to jeden z dwóch obszarów w Polsce o największym zagęszczeniu mieszkańców na kilometr kwadratowy. Szacunkowo przyjmuje się, że na terenie miast w promieniu do 30 kilometrów od Katowic zamieszkuje ponad dwa miliony ludzi.
Czy jazda po Aglomeracji jest trudna lub szczególnie uciążliwa? Wiele ułatwia zarówno biegnąca na południu Polski autostrada A4 (która na odcinku od Gliwic do Mysłowic jest darmowa), jak również biegnąca w sercu miast Drogowa Trasa Średnicowa (DTŚ), która pozwala na bardzo sprawne przemieszczanie się pomiędzy ścisłym centrum Katowic, Gliwic czy Zabrza.
Niestety, sieć ładowarek dla samochodów elektrycznych lub PHEV jest niewielka. W tym momencie publiczny dostęp do ładowania można znaleźć niemal jedynie w sąsiedztwie największych galerii handlowych. Na trasie prowadzącej z Katowic do Bielska-Białej ulokowano także Supercharger Tesli. Jest z nim jednak mały problem – poza Modelem X i Modelem S nie naładujemy w tym miejscu żadnego innego auta. Niemniej większość ładowarek dostępnych w Katowicach, Gliwicach, Bielsku-Białej czy Sosnowcu obsługuję wtyczkę typu 2, czyli dokładnie taką, jaką ma Prius Plug-in. Podjechałem więc w kilka miejsc, zarówno w nocy, jak i w godzinach szczytu, w weekend, a także w dni powszednie. Okazuje się jednak, że „publiczny dostęp” nie oznacza łatwego dostępu do łądowania...
Elektryczne problemy
Problemy, z jakimi borykają się kierowcy samochodów „na prąd”, prawdopodobnie w całej Polsce są jednakowe. Wjeżdżam na parking galerii handlowej, ale niestety odnalezienie miejsca, w którym są ładowarki, nie jest łatwe... W większości przypadków nie ma żadnych banerów, strzałek, drogowskazów czy oznaczeń. Wielokrotnie zdarzało mi się objeżdżać kilka „hektarów” parkingu dwa lub trzy razy, zanim znalazłem punkt ładowania. W końcu jest, wyczekany, odszukany w męczarniach. Podjeżdżam i oczywiście widzę, że jest zajęte. Nie przez Teslę. Nie przez Hyundaia Ioniq. Nawet nie przez BMW i3. Na miejscu dla ładujących się samochodów elektrycznych stało Audi A4 TDI oraz kilkunastoletnia Toyota Picnic. Wokół tych dwóch aut oczywiście też nie można było znaleźć wolnego miejsca i samochodu nie udało się podładować. Taki scenariusz w moim przypadku powtórzył się jeszcze dwukrotnie, co może powodować niemałą frustrację. Może należałoby karać mandatami osoby parkujące na takich miejscach w sposób podobny, jak kierowców parkujących bezprawnie na miejscach dla niepełnosprawnych?
Kolejnym problemem są dostępne całodobowo publiczne ładowarki. Owszem, są one czynne całą dobę, ale po podejściu do urządzenia, czytamy: „Aby naładować samochód, należy zadzwonić do osoby zajmującej się obsługą. Godziny pracy od 9:00 do 17:00”. Próba naładowania samochodu w takim miejscu w nocy lub wcześnie rano jest niemożliwa. Warto więc korzystać z internetowych wyszukiwarek i portali zrzeszających kierowców samochodów elektrycznych, bo tam często takie sytuacje i reguły postępowania są dokładnie opisane przez innych użytkowników.
Kierowca samochodu elektrycznego lub hybrydy plug-in musi również zaopatrzyć się w karty operatorów płatnych ładowarek, bez których naładowanie samochodu również nie jest możliwe. Nie można zapłacić za takie ładowanie kartą płatniczą czy gotówką, co niewątpliwie utrudnia sprawę i wymaga wdrożenia się w realia użytkowania samochodu elektrycznego.
Katowice, nie Amsterdam
Choć Aglomeracja Śląska to ogromne skupisko ludzi z setkami tysięcy samochodów i setkami pojazdów elektrycznych, już dzisiaj jeżdżących po tych drogach, to jednak użytkowanie auta z gniazdem ładowania wymaga dobrej znajomości lokalnej infrastruktury. Nie chcę powiedzieć, że właścicielom aut z alternatywnymi źródłami napędu rzuca się kłody pod nogi, jednak codzienna obsługa samochodu zasilanego paliwami kopalnymi jest tysiąckroć łatwiejsza.
Nic więc dziwnego, że osoby decydujące się na samochody elektryczne lub hybrydy plug-in na własną rękę dbają o możliwości ich ładowania. Montują we własnych garażach oraz w siedzibach swoich firm urządzenia typu wallbox, które pozwalają na szybkie ładowanie akumulatorów. Taki stan rzeczy pokazuje, że posiadanie samochodu „na prąd” jest dobrem luksusowym, dostępnym jedynie dla osób o pewnym statusie społecznym.
Jako kontrę do takiego stanu rzeczy można podać infrastrukturę w mieście Amsterdam. Tam na elektromobilność stawia się od lat. Dostęp do publicznych ładowarek jest tak powszechny, że co trzecia, jeśli nie co druga, latarnia uliczna na parkingach w centrum Amsterdamu posiada publicznie dostępne gniazda ładowania. W takich warunkach użytkowanie samochodu elektrycznego jest prostsze, a paradoksalnie – szukanie stacji benzynowej jest trudniejsze. Jeśli w latach dwudziestych obecnego wieku w Polsce ma jeździć milion samochodów elektrycznych, to czeka nas bardzo, ale to bardzo dużo pracy…