Łabędziątko ze znakiem Aston Martin
Unia Europejska wkracza w niemal każdy element życia, nie omijając niestety motoryzacji. Normy emisji spalin zabiły już wiele niebanalnych samochodów, a ostatnio topór zwany Euro 5 ściął Hondę Civic Type R oraz Forda Focusa ST. Unijne restrykcje dotknęły również Aston Martina, który by zmniejszyć średnie zużycie paliwa swoich samochodów, wprowadził model Cygnet.
Potężne DBS, Rapide, Virage czy DB9 mają ogromne silniki, których apetyt na paliwo jest niemal nieograniczony. Unijne zalecenia, które na przyszły rok zostały ustalone na 135 g/km CO2 są nie do osiągnięcia dla dużych i wysilonych jednostek Astona. By kary były mniejsze, firma postanawia więc do swojej oferty wprowadzić pojazd, który spowoduje, że flota Astonów będzie wyglądała o wiele bardziej ekologicznie. Zbudowany na podstawie Toyoty iQ mały, miejski Cygnet charakteryzuje się zużyciem paliwa w cyklu mieszanym na poziomie 5 litrów na setkę, co przekłada się na emisję CO2 w wymiarze 120 g na km.
Aston poszedł po linii najmniejszego oporu – zamiast kombinować z hybrydami czy silnikami elektrycznym, tak jak robi to Porsche, zdecydował, że dogada się z Toyotą i wypuści ekskluzywnego malucha. Specjaliści od marketingu muszą tylko przekonać klientów, że to prawdziwy Aston Martin, a księgowi zadbali już o to, by cena Cygneta była adekwatna do prestiżu marki. Szczególnie narzekają ponoć wierni fani klasycznych Astonów mający w swoich garażach modele DB4 czy DB5. Urlich Bez, szef brytyjskiej firmy przyznaje, że są kontrowersje wokół maluszka, jednak działania Aston Martina są przystosowane do aktualnych warunków finansowych i politycznych.
Pod maską nowego projektu rzecz jasna nie znajdziemy widlastej ósemki, a japoński silnik o pojemności 1,33 litra znany z Yarisa, który produkuje niecałe sto koni mechanicznych. Wydawać by się mogło, że ta niewielka stadnina pozwoli na dość szybkie przyspieszanie do 100 km/h. Niestety – niecałe dwanaście sekund wydaje się być wynikiem niesatysfakcjonującym fanów Aston Martina. Dostępna na polskim rynku Toyota iQ jest wyposażona w jednostkę 1,0 VVT-i, która pozwala na osiągnięcie 100 km/h w 15 sekund, co jest wynikiem jeszcze gorszym, jednak po niej nikt nie oczekuje doskonałych osiągów. Logo Aston Martin powinno zobowiązywać, prawda? Warto przy tym zaznaczyć, że na innych rynkach, filigranowa Toyota dostępna jest z silnikiem montowanym w Cygnecie, więc wkład konstrukcyjny Brytyjczyków jest niemal żaden. A można było przecież wykrzesać kilkanaście koni więcej z tego małego silniczka, tak by zdziwić nie jednego posiadacza hothatcha. Wtedy zapewne paliłby nieco więcej, ale przynajmniej bardziej pasowałby do Aston Martina.
Niektórzy powiedzą, że cała para poszła w stylistykę. Przód Cygneta swoim potężnym grillem nawiązuje do większych braci, jednak ciężko powiedzieć, że Łabędziątko wygląda zupełnie inaczej niż trzykrotnie tańsze iQ. Sportowego sznytu starają się dodać LED-owe duże reflektory, metalowe detale wykończenia, jednak pod względem designu, mały mieszczuch zawiódł niejednego miłośnika motoryzacji.
Marek Reichman, szef projektantów zapewnia za to, że materiały (skóra, aluminium, alcantara) z jakich wykończono wnętrze jest takie samo jak z innych modeli Astona. Możliwości konfiguracji wnętrza są duże, a samochód został bogato wyposażony. Wewnątrz znajdziemy dziewięć poduszek powietrznych (tyle samo ma podstawowa Toyota iQ), systemy kontroli trakcji, klimatyzację, podgrzewane siedzenia (tego w iQ nie ma) i system audio ze sterowaniem z kierownicy. Wewnątrz trzymetrowego samochodu miejsce znajdą cztery osoby, jednak tylna kanapa dedykowana jest raczej dzieciom. Z resztą – poza modelem Rapide, Astony raczej nie dają możliwości komfortowego przewiezienia całej rodziny.
Aston Martin Cygnet nie został co prawda przetestowany przez organizację EuroNCAP, jednak iQ poddano crash-testom. Samochód uzyskał pięć gwiazdek i doskonałe noty za ochronę kierowcy (91%). Wysokie bezpieczeństwo w tak małym pojeździe jest możliwe, dzięki nowoczesnej konstrukcji pojazdu oraz połączeniu systemów kontroli jazdy z poduszkami powietrznymi.
Samochód ma trafić do klientów, którzy posiadają już duże samochody tej marki, ale przez korki nie chcą przebijać się DB9 czy Rapide. Za taką przyjemność zapłacić muszą 42 tys. euro, czyli ok. 160 tys. zł. Nic droższego w tym segmencie nie znajdziemy. W następnym też. Aston Martin planował w 2009 roku, że rocznie Cygnet znajdzie ok. 4 tysięcy nabywców. Teraz mówi się o 1200 sztukach, co i tak jest dużą liczbą jak na tego producenta.
Niedawno firma zapowiedziała limitowaną wersje Cygnet & Colette, który kosztuje prawie 200 tys. zł, a wyróżnia się tylko detalami – niebieskimi detalami wnętrza, felgami oraz dwiema poduszkami na tylnej kanapie. Bynajmniej nie powietrznymi. Dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy płacimy nie za dodatki, a unikatowość samochodu. Mieszczuszek pojawi się zaledwie w czternastu egzemplarzach.
Mam wrażenie, że fani marki i motoryzacji w ogóle, myśląc o Baby Astonie bynajmniej nie wyobrażali sobie luksusowego konkurenta dla Smarta. Co najwyżej wykoncypowali sobie samochód mogący powalczyć na rynku małych, sportowych pojazdów pokroju Mercedesa klasy C Coupe czy CLK. Cóż – bez wątpienia do tych samochodów Cygneta zbliża jedno – cena.
Fot. Aston Martin