Kuriozalny czy fenomenalny? Nowy Mercedes-Benz Klasy G
Jak zmienił się Mercedes Klasy G? I jak ten kolos jeździ po bezdrożach?
Mercedes Klasy G, czyli tak zwana Gelenda, to samochód, który niezwykle rzadko można spotkać na ulicy. Kiedy jednak już mamy to szczęście i mija nas ten monumentalny SUV, wówczas rzadko kto jest w stanie bezbłędnie określić, która to generacja G Klasy właśnie przejechała obok. Ten samochód to symbol, ikona, legenda – wiele określeń jest tutaj adekwatnych. Fenomen kwadratowego Mercedesa, którego genezą powstania są samochody wojskowe, polega właśnie na tym, że od kilkudziesięciu lat jego wygląd w zasadzie się nie zmienił.
Mało kto pamięta także, jaka była przyczyna powstania nadwozia typu SUV – miały to być auta terenowe o luksusowym wnętrzu, rodem z samochodów klasy wyższej. I choć 95% SUV-ów na rynku właściwości terenowe ogranicza już tylko do większego prześwitu i napędu na wszystkie koła, to w przypadku Mercedesa Klasy G nie ma najmniejszych wątpliwości, że jest to samochód terenowo bezkompromisowy. Ale czy którykolwiek z właścicieli najnowszej Gelendy choć raz zjedzie nią z asfaltu?
Od 1979 wszystkie egzemplarze Klasy G produkowane są w jednej fabryce w austriackim Grazu. Powstały takie nadwozia jak dwudrzwiowy van, dwudrzwiowy kabriolet, trzy- i pięciodrzwiowy samochód terenowy, a nawet tak ekstremalne odmiany jak sześciokołowy pick-up, ultra terenowe 4x42 oraz najbardziej luksusowa wersja cabrio Maybach Laundalet.
Kształt karoserii? Każdy fan motoryzacji rozpozna go bez pudła – karoseria wygląda jak blacha cięta z metra, kwadratowe i prostokątne kształty, masywne drzwi, których dźwięk podczas zamykania przypomina starą ciężarówkę. Czy jednak decydując się na najnowszą, zaprezentowaną w tym roku na targach w Detroit wersję, kupujemy ten sam samochód co 39 lat temu? Oczywiście że nie.
Najnowsza generacja oznaczona symbolem W464 zmieniła się na pierwszy rzut oka jedynie w detalach. Przede wszystkim światła do jazdy dziennej spod reflektorów głównych znalazły się w obrysie lampy, tworząc obwódkę idealnie okrągłego reflektora. To jednak nie koniec zmian. Są one odczuwalne w zasadzie dla każdego, kto miał styczność z poprzednią generacją tego legendarnego wszędołaza.
Technicznie producent deklaruje, że Klasa G urosła w każdej sferze: jest dłuższa od poprzednika o 5,3 cm, szersza o 6,4 cm oraz wyższa o równe 4 cm. Z jednej strony pojawia się pytanie: po co powiększać kolosa, ale okazuje się, że nie jest to wynikiem megalomanii, a każdy milimetr więcej został efektywnie wykorzystany na poczet komfortu użytkowania. To, co najłatwiej zauważyć, to przestrzeń na tylnej kanapie – pasażerowie z tyłu mają 15 cm więcej miejsca na nogi oraz 5,6 cm więcej przestrzeni na tylnej kanapie. Kierowca i pasażer z przodu również zyskali w tych przestrzeniach odpowiednio 3,8 cm oraz 5,6 cm.
Wnętrze znacznie odmłodniało
Kierownica przypomina tę z zaprezentowanej niedawno najmniejszej Klasy A. Również system multimedialny i zegary (dwa ekrany o przekątnej 12,3 cala) oraz wygląd deski rozdzielczej dostosowano do najnowszych trendów oraz osiągnięć marki Mercedes-Benz w tej materii. Wykonanie wnętrza jest na najwyższym poziomie i, widząc ten samochód z zewnątrz jako toporny wehikuł na każde warunki, wewnątrz możemy korzystać z luksusu rodem z prawdziwej limuzyny. Ten pojazd to prawdziwy monument, niezależnie od tego, ile masz wzrostu, przy Gelendzie poczujesz się malutki, a Twój wzrost pomoże Ci jedynie przy… zajmowaniu miejsca w kabinie.
Moje nędzne 174 cm wzrostu powodowały, że aby po raz pierwszy wdrapać się do kokpitu Klasy G, musiałem podjąć dwie próby. Używanie progu pod drzwiami to żadna ujma – po prostu inaczej nie da się wejść i wyjść z tego wehikułu z gracją. Po zajęciu miejsca widzimy w zasadzie tylko trzy rzeczy: niską i bardzo szeroką szybę jak w czołgu, ogromną i kanciatą maskę ze wspaniałymi kierunkowskazami na przednich rogach nadwozia oraz malutki świat pod nami.
Ilość kierunków, w które można sterować fotelem jest niemożliwa do zapamiętania, a jednocześnie jest gwarancją na to, że absolutnie każdy znajdzie tutaj idealną pozycję dla siebie. Do naszej dyspozycji podczas testów na południu Francji przygotowano najmocniejsze odmiany z silnikami V8 o pojemności czterech litrów: G500 o mocy 422 KM oraz 610 Nm, a także kuriozalną odmianę G63 AMG, dysponującą mocą 585 KM i absolutnie szalonym momentem obrotowym na poziomie 850 Nm! Słabsza z okrutnie mocny G-Class przyspiesza do setki w 5,9 sekundy przy masie własnej 2429 kg, natomiast AMG taki sprint zajmuje 4,5 sekundy, pomimo że jest cięższa od G500 o 131 kg.
Ruszamy w drogę!
Jak wygląda jazda po utwardzonych drogach takimi samochodami? Uwierzcie, bardzo trudno wyrazić to słowami. Dynamika jazdy, niezależnie od prędkości, jest zachwycająca. Trakcja przyprawia o zawrót głowy, wydaje się przeczyć zasadom fizyki, bo przecież tak wysoki i ciężki samochód nie ma prawa pewnie prowadzić się w ostrych zakrętach – a jednak. Środek ciężkości położony jest bardzo wysoko, a o to, żeby kierowca i pasażer nie wypadli z foteli na ciasnych szykanach dbają pneumatyczne fotele, które dopompowują się natychmiast, kiedy żyroskop samochodu poczuje przeciążenie – technologia rodem z wahadłowców kosmicznych.
Aby po drogach publicznych poruszać się pewnie za kierownicą Klasy G, trzeba nabrać nieco wprawy. Szerokość samochodu, która wynosi 1944 mm, wymaga sporej uwagi w trakcie manewrów parkingowych oraz w wąskich uliczkach. Przy dynamicznym wyprzedzaniu należy pamiętać, że ponad dwie tony wagi trzeba będzie zatrzymać. I choć hamulce w obu odmianach są fenomenalnie skuteczne, to jednak w tej materii zasady fizyki mają coś do powiedzenia. Problemem jest także podróżowanie z wyższymi prędkościami. Pomimo bardzo grubych uszczelek i dziesiątek kilogramów mat wygłuszających wnętrze, powyżej 120 km/h szum wiatru zaczyna dawać się we znaki. Ale jest to oczywista konsekwencja tego, jak wygląda Klasa G – nie ma sensu szukać informacji, jak wygląda współczynnik oporu powietrza dla tego modelu. Ale asfalt to raptem preludium do tego, co tak naprawdę potrafi Gelenda. Nieważne, czy bardziej cywilna G500 czy sportowa G63 AMG. Kiedy wjeżdżacie w wymagający teren, kolos przemienia się w prawdziwego wojownika.
Konstrukcja G-Klasy nadal oparta jest na ramie. Dostępna jest pełna blokada dyferencjałów. Prześwit (G500) zwiększono do 24,1 cm. Głębokość brodzenia to obecnie aż 70 cm, a trawersy wymuszające przechył boczny samochodu o 35 stopni (o 7 stopni więcej niż poprzednio), są nadal bezpieczne. Kiedy przyjechaliśmy na poligon offroadowy, byliśmy pewni, że naprawdę wymagającą kamienistą trasę pokonamy odmianą G500, tymczasem zaproszono nas do AMG. Sportowa wersja w trudny teren?! Choć na początku byłem nieufny, to z każdą kolejną pokonaną (bardzo szybko) przeszkodą moje oczy otwierały się coraz szerzej. Ten kolos, ważący 2,5 tony, mający niemal 600 koni mechanicznych pod maską, poza asfaltem radził sobie niezwykle dziarsko. Choć oczywiście więcej przyjemność dostarcza na asfaltowych drogach, to jednak przejazdy na przełaj nie są dla niego żadnym problemem. Instruktorzy jazdy offroadowej oraz organizatorzy prezentacji za wszelką cenę chcieli udowodnić nam, że niezależnie, jaką wersję Mercedesa Klasy G wybierzemy, ona zawsze pozostanie terenowym samochodem z prawdziwego zdarzenia.
Wzór do naśladowania
Jak podsumować Gelendę jednym zdaniem? Ten samochód jest tak kuriozalny, że aż żal go nie kupić. Oczywiście, jeśli tylko dysponujemy wolnymi środkami na poziomie 540 500 zł, wówczas możemy stać się posiadaczem wersji G500 w podstawowej, otwierającej cennik konfiguracji. Za odmianę AMG G63 trzeba zapłacić minimum 200 000 zł więcej. A więc najszybszy na świecie, prawdziwy SUV kosztuje 3/4 miliona złotych. Uwierzcie, dywagacje na temat tego, czy Klasa G jest warta swojej ceny, kompletnie nie mają sensu. Chętnych nie brakuje, ani na świecie, ani w Polsce, gdzie tych legendarnych Mercedesów sprzedaje się naprawdę sporo każdego roku, zarówno w wersjach standardowych, jak i specjalnych. Jeśli którykolwiek z producentów samochodów chciałby kontynuować któryś ze swoich legendarnych modeli, przywrócić go na nowo do życia, ale zachowując 100% pierwotnych założeń, to moim zdaniem nie ma lepszego wzoru do naśladowania niż Mercedes-Benz Klasy G. Nawet jego wady są czymś, za co tak naprawdę chciałbyś zapłacić.