Koreańska ekstraklasa - Hyundai Equus VS460
Na ulicach najczęściej spotykamy Hyundaie segmentów B i C. Sporadycznie widujemy bardziej luksusową Sonatę. Warto wiedzieć, że koncern z Korei ma w zanadrzu coś jeszcze. Flagowego Equusa, który gra w jednej lidze z... Mercedesem klasy S.
Historia modelu Equus sięga 1999 roku. Wówczas na rodzimym rynku koncern przedstawił limuzynę, którą w kolejnych latach podróżowały głównie koreańskie elity. Dekadę później odsłonięto nowego Equusa. Znacznie ciekawiej stylizowany samochód wypłynął na szersze wody. Można go zamówić m.in. w rosyjskich i amerykańskich salonach Hyundaia.
Flagowy model koreańskiego koncernu podejmuje nieśmiałe próby ukrycia własnej tożsamości. Tradycyjny logotyp Hyundaia znajdziemy jedynie na pokrywie bagażnika. Na masce, felgach oraz kierownicy pojawiły się oznaczenia specjalnie przygotowane dla Equusa. Warto dodać, że logotyp na masce występuje w dwóch postaciach - tradycyjnego, płaskiego znaczka oraz uskrzydlonej figurki, w której na upartego można się doszukiwać nawiązań do słynnego Spirit of Ecstasy.
Próba tworzenia nowej linii modelowej nie jest przełomowym rozwiązaniem. Przed laty na podobny krok zdecydowały się koncerny Nissan i Toyota, tworząc marki Infinity oraz Lexus. Wyraźne odseparowanie flagowych modeli od tańszych ułatwia budowanie ich ekskluzywnego wizerunku.
Wygląd 5,16-metrowego Hyundaia nie pozostawia złudzeń. Equus mierzy wysoko. Projektanci nadwozia nie silili się na stylistyczne udziwnienia, stawiając na proste, masywne linie. Podobieństwa do innych limuzyn są widoczne. Zmieniają się wraz z perspektywą, z której oglądamy Equusa. Przednia część przywodzi na myśl Mercedesy, profil wraz z charakterystycznie przełamaną linią boczną jest zbliżony do znanego z Infinity M, natomiast tylne światła z charakterystycznymi świetlnymi „wężami” widzieliśmy wcześniej w BMW. Całość ozdobiono znaczną ilością chromu, który trafił na felgi i wszelkie listwy ozdobne lub ochronne nadwozia.
Hyundai Equus stanowi nie lada atrakcję na ulicach, która z wyjątkową skutecznością skupia na sobie spojrzenia pieszych. Kierowcy i pasażerowie samochodów stojących na sąsiednich pasach również głowią się, z jakim modelem mają do czynienia. Prawdopodobieństwo ponownego spotkania z nietypową limuzyną jest niewielkie. Poza prezentowanym egzemplarzem w Polsce znajduje się jeszcze jeden Hyundai Equus - limuzyna ambasadora Korei.
Gdy dociekliwi prowadzą burze mózgów i próbują ustalić, cóż za auto przemknęło obok nich, w przestronnej kabinie koreańskiej limuzyny panuje błoga cisza, sporadycznie przerywana przez stłumiony odgłos wybierania większych nierówności. Topowa wersja Ultimate otrzymuje w standardzie dwa indywidualne fotele z tyłu. To jednoznaczny sygnał, że Hyundai Equus jest samochodem, którym najlepiej podróżuje się z kierowcą. Można wówczas rozłożyć prawy tylny fotel, włączyć masaż pleców, włożyć do czytnika DVD płytę z ulubionym filmem i delektować się komfortem podróżowania na miarę lotniczej klasy biznes.
Kto chciałby osobiście zasiąść za sterami i czerpać radość z jazdy, może przeżyć rozczarowanie. Na prostych samochód jest szybki. Pod maską testowanej wersji Equus VS460 wierzgało 366 koni mechanicznych, które wraz z 439 Nm potrafią katapultować 2,1-tonowego sedana do „setki” w niecałe siedem sekund. Nawet pod dużym obciążeniem zmiana biegów następuje niezwykle płynnie. To zasługa 6-stopniowego „automatu” ZF, który trafiał również do Audi A8, Bentleya Continental, BMW serii 7, Maserati Quattroporte, Porsche Cayenne oraz innych modeli z najwyżej półki.
Wystarczy jednak dotrzeć do pierwszego zakrętu, by zrozumieć, że miękko zestrojonemu podwoziu Equusa daleko do jędrnych zawieszeń konkurentów. Nawet w trybie sportowym nadwozie wyraźnie przechyla się na ostrzej pokonywanych zakrętach. Zarodki pod- i nadsterowności pojawiają się wcześnie, ale interwencje systemu ESP utrzymują samochód w ryzach. Co Hyundai może zaoferować w zamian? Pneumatyczne miechy oraz koła w rozmiarze 245/50 R18 z zadziwiającą skutecznością „naprawiają” drogi. Producent zadbał, by Equus nadawał się do forsowania nawet bardzo zniszczonych odcinków - na konsolę środkową trafił przycisk do zwiększania prześwitu.
Wnętrze flagowego Hyundaia zostało wykończone materiałami najwyższej próby - podróżnych otacza przyjemna w dotyku skóra, masa drewna i miękkie tworzywa. Do wysmakowania i przywiązania do szczegółów znanego z niemieckich limuzyn trochę brakuje, a puryści zwrócą uwagę na fakt, że niektóre przełączniki i wyświetlacz komputera pokładowego są identyczne ze stosowanymi w tańszych modelach marki. W samochodzie tego kalibru nie powinno też zabraknać nawigacji.
Niepodważalną zaletą Hyundaia Equus jest natomiast łatwość obsługi. Wsiadamy i niemal od razu wiemy, co do czego służy. W epoce rozbudowanych systemów z niezliczonymi zakładkami, które służą do zarządzania funkcjami samochodów, to naprawdę ważne.
Kwestię wyposażenia Equusa można rozpatrywać z dwóch perspektyw. Bardziej przychylna pozwala na stwierdzenie, że w standardzie topowej wersji Ultimate otrzymujemy wszystko, co niezbędne - z odtwarzaczem DVD, systemem kamer parkowania, aktywnym tempomatem, skrętnymi ksenonami, wielostrefową klimatyzacją, lodówką w podłokietniku, domykaniem drzwi oraz arcywygodnymi fotelami z tyłu włącznie. Za cześć z powyższych udogodnień niemieccy konkurenci nie wahaliby się żądać kwot liczonych w tysiącach złotych.
Z drugiej jednak strony Equusowi brakuje smaczków dostępnych u konkurentów. W tym segmencie to niezwykle ważne. Klient jest gotowy wydać duże pieniądze nie tylko za komfort i osiągi. Wielu dopłaca również za wyrafinowane rozwiązania techniczne. Czego zabrakło? M.in. napędu hybrydowego lub na cztery koła, systemu noktowizyjnego, wyświetlacza przeziernego, nawigacji zintegrowanej z Google Earth, systemu monitorowania martwego pola…
Największym problemem Equusa jest jednak ograniczony prestiż. Samochód, chociaż świetnie dopracowany, blednie w konfrontacji z BMW serii 7, Mercedesem klasy S oraz Lexusem LS. Hyundai nie boi się jednak zestawiania z najlepszymi. Na internetowej witrynie modelu bez ogródek padają nazwy Mercedes-Benz S550 oraz Lexus LS 460. Koreańska limuzyna ma w zanadrzu argument, którego konkurenci nie są w stanie odeprzeć. Cenę. Dość powiedzieć, że w USA podstawowy Hyudaia Equus kosztuje zaledwie 59 tysięcy dolarów! Limuzyny z japońskim lub niemieckim rodowodem w bazowych odmianach z najsłabszymi silnikami zostały wycenione na 67-92 tys. USD. W tym miejscu warto wyjaśnić, czym w przypadku Equusa jest „podstawa” - bogato wyposażoną limuzyną z 8-biegową skrzynią oraz… 435-konnym silnikiem 5.0 V8 pod maską!
Poza niezwykle korzystną ceną Hyundai proponuje także wyjątkową formę obsługi serwisowej. Przez pierwsze pięć lat samochód jest objęty programem bezpłatnych przeglądów. Właściciel pojazdu lub jego podwładni nie muszą zaprzątać sobie głowy koniecznością odstawienia Equusa na przeglądy. Wystarczy telefon do dealera - samochód zostanie odebrany, a później odstawiony pod wskazany adres.
Życie dowodzi, że w segmencie największych limuzyn prestiż marki ma dużo większy wpływ na decyzje zakupowe od cennika, wyposażenia i technicznego zaawansowania samochodu. Świetnym przykładem jest Volkswagen Phaeton. Mimo że dzieli płytę podłogową oraz niektóre podzespoły z Bentleyem Continental, spróbujmy odpowiedzieć sobie na pytanie, którym z wymienionych samochodów wolelibyśmy jeździć i dlaczego…