Kolekcja Seata - ukryta perełka
Wyszedłem z hotelu, wsiadłem do podstawionego samochodu i zostałem przewieziony gdzieś w zakątek Barcelony. Auto zatrzymało się przed wielką bramą, a ja zostałem poproszony o schowanie aparatu fotograficznego - posłuchałem ochroniarza, bo po jego minie stwierdziłem, że byłby gotów mi go zgnieść w rękach. Brama otworzyła się, a samochód ruszył dalej w drogę pośród dziesiątek hal, aż w końcu po długim czasie zatrzymał się przed jedną z nich. Podziwiam wprawę kierowcy, bo ja i tak straciłem orientację kwadrans temu. Pozwolono mi wyciągnąć aparat, tak więc wyszedłem z auta i wszedłem do hali, która oświetlały promienie słoneczne wpadające przez okna. Wtedy zrozumiałem w jak wyjątkowym miejscu jestem - przede mną stała prawie cała, ukryta kolekcja Seata.
Do opowiadania o dobytku hiszpańskiej marki został przeznaczony wysłannik Seata, który niestety nie komunikował się w języku angielskim, ale za to wziął ze sobą tłumaczkę, która przekładała wszystko na język polski. Była Czeszką... Po wejściu do budynku stwierdziła, że: „Tłumaczenie nie będzie takie dobre, ale będzie dobre”, dlatego rozbawiony nie mogłem doczekać się wykładu na temat aut. Porsche ma swoje spektakularne muzeum w Stuttgarcie, które jest prawdziwą wizytówką marki. Podobnie jak kratery w drogach w przypadku naszego kraju. Ferrari również nie jest gorsze, ale nie tylko supersamochody mają czym się pochwalić. Choćby Volkswagen czy Skoda też udostępnili kawał swojej historii zwiedzającym. Seat poszedł jednak własną drogą, dlatego w jego przypadku celowo użyłem słowa „kolekcja”.
210 aut zamkniętych w ukrytym budynku na terenie starej fabryki. Żaden z samochodów nie jest udostępniony zwiedzającym, kolekcji prawie nikt nie widział na oczy, a ponadto mało kto w ogóle o niej wie – oto jak hiszpańska marka strzeże swojego dobytku. Ale właściwie dlaczego? Zadałem te pytanie mężczyźnie, który wpuścił mnie do budynku i bardzo szybko otrzymałem odpowiedź: „Bo muzea są niemodne”. Coś w tym jest, bo niedługo przeniosą się pewnie na Facebooka, ale mimo wszystko żal nie zobaczyć na własne oczy modeli, które stoją zamarłe w hiszpańskiej hali.
Kolekcję otwiera Seat 1400, który jakby nie było jest całkiem niezłym wstępem. Był skierowany do ministerstw, a dziennie konstruowano 5 takich aut. Ciekawą odmianą jest model 1400 Visitas, który różni się od pierwotnej wersji jednym, małym szczegółem – ma odcięty dach. I przy okazji też drzwi. Podobnie wyglądają samochody, które sturlały się w filmach z przepaści, ale Visitas i tak jest prawdziwym ewenementem. Znane są zaledwie 3 egzemplarze tego modelu – jeden z nich przebywa właśnie w kolekcji producenta. Mimo tego Visitas blednie przy Seacie 600 Savio dosłownie pod każdym względem.
Po pierwsze – Savio jest czymś w rodzaju skrzyżowania minivana z sedanem przez co wygląda jeszcze dziwniej od Visitas. Po drugie – egzemplarz, który przebywa w budynku jest jedynym, który w ogóle powstał. Po co komu takie auto? Otóż jego rola była z góry określona – miał obwozić gości. I to nie byle jakich. Do fabryki w Barcelonie przyjeżdżali zagraniczni inwestorzy. Potrzebne było auto, które przewiozło ich po obiekcie i przy okazji było zbudowane w oparciu o dostępne modele Seata. Dobrze by było, gdyby jeszcze zachęciło inwestorów do wyłożenia pieniędzy. Tłumaczka z Czech przełożyła na „nasz” język informację, że charakterystyczny element auta to „szklana kapoka”. W praktyce jest to po prostu przeszklony dach Savio umożliwiający podziwianie fabryki inwestorom. Do auta mieściło się nawet 6 osób, a jego konstrukcja opierała się na Seacie 600 i Fiacie Multipla.
Skoro jestem przy temacie Seata 600 – to właśnie on zmotoryzował Hiszpanię i również jego nie mogło zabraknąć w kolekcji. Podobnie jak model 850, został stworzony we współpracy z Fiatem, z którym to Seat początkowo jednoczył siły. Oczywiście do czasu, bo każdy mariaż może się rozpaść jak małżeństwo. Seat 850 był dostępny zarówno w tradycyjnej wersji, jak i z nadwoziem 4-drzwiowym, coupe oraz spider. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie.
Seat 127 był drugim co do ilości sprzedanych sztuk przez hiszpańską markę. A Model Panda miał nawet w pewnym sensie swój polski akcent. Na jego podstawie został skonstruowany Papamobile dla Jana Pawła II. I to w zaledwie 15 dni. Tylko po co papieżowi mały i ciasny Seat, skoro miał przecież potężnego Mercedesa? Jak na ironię – Mercedes był właśnie zbyt potężny oraz szeroki i nie był w stanie wjechać na stadion Camb Nou. A to przecież właśnie tam Jan Paweł II odprawił mszę dla 120 tys. ludzi w 1982 roku. Małe jest piękne, ale duże może więcej? Jak widać niezupełnie – Seat Panda bez problemu przedarł się przez wejścia do stadionu.
W kolekcji nie zabrakło również ciekawych projektów z zamierzchłych czasów. Zastanawiałem się dlaczego niewielkie cabrio, Marabella Playa, nie trafiło nigdy do sprzedaży. Przypominało zwykłą Marabellę w nieco bardziej plastikowej i letniej wersji. Powód okazał się prosty jak zwykle – jego produkcja była mimo wszystko zbyt droga. Ale nawet tłumaczka stwierdziła, że „auto jest extra”. Moją uwagę szybko przykuł jednak inny egzemplarz – pomalowany miejscami na żółto. Okazało się, że wiąże się z nim ciekawa historia.
W 1982 roku rozpadła się współpraca Fiata i Seata. Ten pierwszy pozwał hiszpańską markę o to, że kopiuje jego pomysły i sprzedaje plagiat Fiata Ritmo. Sprawa trafiła do trybunału, a Seat postanowił się bronić. Pomalował w swoim modelu na żółto wszystkie elementy, które były inne, niż w Ritmo. Jak widać auto faktycznie jest niepokojąco podobne do włoskiego odpowiednika, ale skoro człowiekowi wystarcza operacja plastyczna do zmiany image, to nie inaczej musi być w świecie motoryzacji. Inny przód, klamki, kosmetyka wnętrza i tylnej części nadwozia… To wystarczyło, by Fiat przegrał sprawę.
Z Hiszpanii wywodzi się trochę gwiazd światowego show biznesu, przez co również w tej branży Seat mógł błysnąć. Do kolekcji trafił unikatowy Seat Altea, który dostała Shakira podczas swojego tournee. Wyglądał całkiem ciekawie – fioletowy lakier dobrze komponował się ze zmysłowymi alufelgami, a na masce widniał autograf gwiazdy. Ale co to – kawałek dalej stoi druga, identyczna Altea z takim samym autografem na masce! Czyżby gwiazdorski samochód miał tyle wspólnego z Shakirą, co Putin z demokracją? Okazało się, że Seat stworzył kopię auta, a moje wątpliwości po raz kolejny rozwiała tłumaczka: „Oni mieli dwa - kopia jeździła, a drugi był na pokazywanie”. I wszystko jasne.
Przy okazji spaceru wśród eksponatów wpadła mi do głowy jedna myśl: „czy prezes Seata też ma Seata”… Okazało się, że tak. A konkretniej – miał. Teraz ciemny egzemplarz Altei XL stoi w budynku kolekcji. Jego właściciel miał największe udziały w firmie. Jednak szczerze zdziwiłem się, gdy dostrzegłem ostatnią generację Seata Toledo. Z autem nie wiązała się żadna, dziwna historia. Swoich odcisków palców nie zostawiła na nim również żadna gwiazda, przez co nie jest wart kilka razy więcej niż zwykle. W takim razie co on tu robi? Wszystko wyjaśniło się, gdy rzuciłem okiem na rejestrację – „TOLEDO PROTOTIPO”. Cóż, brawa dla Seata za odwagę, bo wersja produkcyjna nie różniła się praktycznie niczym. Zza moich pleców wynurzyła się jednak tłumaczka i dodała: „To wpadka, oni go nie chcą znać!”. Cóż – jednak historia lubi się powtarzać, bo Toledo III wygląda jak Seat 600 Savio – bryła minivana i „zadek” sedana.
Wśród wystawionych samochodów nie zabrakło również licznych aut sportowych. Niektóre z nich wymagają renowacji i wyglądają jakby dopiero co zjechały z toru do Pit Stopu. Inne zostały zachowane w znacznie lepszym stanie i zaskakują różnorodnością - choćby egzemplarz z wycieraczką w bocznej szybie, który służył do wyścigów na lodzie. Obok modeli wyścigowych stoją koncepty. Jedne nieco „kiczowate” z zeszłego stulecia, inne współczesne oraz wysmakowane. Większość z nich nie trafiła do produkcji ze względu na zbyt wysokie koszta produkcji. A szkoda, bo na uterenowiony model Salsa sam chętnie bym się skusił. Nieźle wygląda, a w mieście bez problemu podjedzie pod krawężniki, które niedługo osiągną wysokość Romana Giertycha.
Budynek kolekcji jest zamknięty, pojedyncze egzemplarze czasami opuszczają miejsce swojego spoczynku na prośbę mediów, ale na co dzień stoją samotnie w hali. Do kompletu brakuje obecnie 40 samochodów Seata. 120 z 210 wystawionych to rzadkie i nietypowe ewenementy. W kolekcji znajduje się 30 aut sportowych, 30 konceptów, a pozostałe egzemplarze są nowe i reprezentują różne epoki. Żal było mi opuszczać te tajemnicze miejsce, bo wiem, że drugi raz nikt mnie tu już nie wpuści. Ale właśnie na tym polega jego magia – kolekcja mogłaby na siebie zarabiać, ale tego nie robi, bo została stworzona z pasji, a nie dla pieniędzy. Aż dziwne, że w dzisiejszych czasach to jest możliwe.