Koenigsegg CCXR Trevita - szwedzka perfekcja
Niektóre samochody zapierają dech w piersiach. Mogą być całkowicie bezsensowne, skrajnie niepraktyczne i oczywiście kosmicznie drogie, ale spoglądanie na nie sprawia po prostu czystą przyjemność. Nie inaczej jest z modelem Koenigsegg CCXR Trevita. Zamiast długich wstępów, zapraszamy do lektury opisu tego niezwykle ciekawego modelu.
Koenigsegg to stosunkowo mało znana, szwedzka firma produkująca supersamochody. Z pewnością jej popularność nie jest tak szeroka jak Audi czy Volvo, niemniej jednak w świecie fanów motoryzacji marka ma swoje miejsce wśród takich gigantów jak Ferrar, Porsche czy Lamborghini. Ba! W większości przypadków marka z kraju wiecznych mrozów jest liderem, zaś wymienieni wcześniej konkurenci mogą jej tylko pozazdrościć. Z pewnością w tym momencie naraziłem się wielu miłośnikom wymienionych wcześniej marek, ale nie umniejszając im w żadnym stopniu, Koenigsegg jest po prostu niesamowity.
Co ciekawe, mimo wielu problemów na rynku motoryzacyjnym, wbrew kryzysowi, który wstrząsnął światem w posadach, marka Koenigsegg cały czas prosperowała bardzo dobrze. Owszem, kilka modeli szwedzkiej marki nieco ucierpiało, a mowa tu w szczególności o specjalnych modelach CCX Edition oraz CCXR Edition, których produkcję z planowanych 20 sztuk (sześć CCXR i czternaście CCX) zmniejszono do zaledwie 6 (cztery CCXR i dwa CCX), w tym jednego egzemplarza z kierownicą po lewej stronie. Dla wielu obserwatorów taki zabieg to synonim upadku, kryzysu, a już na pewno dużych problemów, ale nic bardziej mylnego. Dla Koenigsegga było to nawet pozytywne, gdyż obniżenie produkcji sprawiło, że modele te stały bardziej elitarne, ekskluzywne, a co za tym idzie, dużo droższe.
Na przytarcie nosa wszystkim spekulantom i „specom”, którzy źle wróżyli szwedzkiej marce, w marcu 2009 roku na Salonie Samochodowym w Genewie zaprezentowano koncepcyjny model Quant o napędzie elektrycznym, opracowany wspólnie z NLV Solar. Firma zdecydowała się również wystartować ze specjalnym programem indywidualizacji dla klientów Custom Vision. Firma wzięła później udział w wystawach Top Marques w Monako, New York Auto Show oraz MPH w Sztokholmie, a w marcu niespodziewanie magazyn "Forbes" wyróżnił model CCXR jako jeden z 10 najpiękniejszych samochodów w historii motoryzacji. Czy to ma być kryzys i zapaść marki?
Niejako manifestem siły i ugruntowanej pozycji miał być specjalny model auta, który już na pierwszy rzut oka miał pokazywać, w jakiej kondycji jest szwedzki producent. Jeśli ktoś potraktowałby to przesłanie dosłownie, z pewnością stwierdziłby, że Koenigsegg jest najlepszym producentem supersamochodów na świecie. Wystarczy spojrzeć na model CCXR Trevita z bliska, a żadne słowa nie będą potrzebne. Stwierdzenie, że Koenigsegg CCXR Trevita jest olśniewający, w tym szczególnym przypadku wydaje się wręcz dosłownym określeniem. Czemu? Zacznijmy od początku.
Sekret tkwi w nadwoziu auta, które zostało w całości wykonane z włókien węglowych. Ale w tym miejscu przerwa – włókna węglowe są zazwyczaj czarne, poza tym, co w nich takiego specjalnego? Otóż Koenigsegg zdecydował się na specjalny proces produkcji o nazwie Proprietary Diamond Weave. Nie dość, że włókna w tym przypadku są koloru białego, to na dodatek powleczono je milionami diamentowych drobinek. Taki eksperyment poskutkował dość nietypowymi doznaniami wzrokowymi. Muszę przyznać, że do tej pory wszelkie dodatki pokroju diamentów, szkiełek, błyskotek, cyrkonii i innych biżuteryjnych pierdółek wywoływały u mnie mimowolną niestrawność, jednak w przypadku CCXR Trevity muszę przyznać, że to jest po prostu piękne. Być może wiele osób uzna to za blichtr, przepych, tandetę, może trochę wioskę, ale ja zostałem oczarowany.
Dobrze, dość już tych wątpliwej rangi uniesień, wróćmy do głównego bohatera. Jeśli chodzi o stronę technologiczną, model Trevita nie różni się od standardowego modelu CCXR. Sercem maszyny jest 4,7-litrowe, 32-zaworowe V8 z dwoma sprężarkami Rotex rozwijające imponującą moc przeszło 1000 KM. Ta obłędna siła trafia na tylne koła poprzez 6-stopniową skrzynię biegów i mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu. Co ciekawe, jednostka może wypić zarówno mieszankę E85, jaki i E100, a na naszej zwykłej, 98-oktanowej benzynie ta diabelska błyskotka osiąga 817 KM. Dysponując takim sercem CCXR Trevita może rozpędzić się od 0 do 100 km/h w niespełna 2,9 sekundy, zaś teoretyczna prędkość maksymalna to ponad 400 km/h.
Po zachwytach nad jednostką wróćmy do spraw cielesnych. Model Trevita oprócz efektownego nadwozia otrzymał również nowe, efektowne felgi oraz to, czego brakowało wielu modelom Koenigsegga – dwupoziomowe tylne skrzydło przyciskające zgrabny tyłek Trevity do nawierzchni. Oprócz tego auto dostało karbonowo-ceramiczne tarcze hamulcowe z systemem ABS, jak również hydrauliczny układ pozwalający na tymczasowe zwiększenie prześwitu, co może być przydatne w mieście, o ile ktokolwiek zdecydowałby się na wyjazd w miasto ponad 800-konnym potworem.
Nie zabrakło również zestawu multimedialnego oraz informacyjnego. Co ciekawe, Trevita posiada wyposażenie, które w „zwykłym” modelu CCXR dostajemy dopiero po dopłacie. Są to między innymi łopatki łopatki skrzyni biegów przy kierownicy, układ wydechowy ze stopu nikiel-chrom z dodatkiem żelaza czy analogowe zegary.
Wokół samochodu od samego początku wisiała poświata tajemniczości. Auto, zgodnie z nazwą (Trójca Białych) powstało w liczbie zaledwie 3 egzemplarzy i na dobrą sprawę nie wiadomo czy i komu zostały sprzedane. Wiadomo jedynie, że jeden egzemplarz trafił do RPA, zaś jego nieoficjalna cena to… 5 milionów dolarów. Być może dla syna arabskiego szejka to jedynie kieszonkowe.