Kia Stonic – prosta i nieskomplikowana
„Wrażeń nigdy dość” – tymi słowami Kia reklamuje swoje najnowsze dziecko. Patrząc na to auto z zewnątrz, możemy pomyśleć, że rzeczywiście nie będziemy się w niej nudzić. Prawda jest niestety trochę odmienna. Ale czy to źle? Nie wszyscy poszukują adrenaliny i wyścigowych aspiracji. Niektórzy chcą proste, mało skomplikowane auto do jazdy na co dzień. Właśnie dla tych osób idealna będzie Kia Stonic.
Drapieżnie, ale bez przesady
Widząc Stonica z zewnątrz, naprawdę możemy powiedzieć „WOW”! Liczne załamania i przetłoczenia z pewnością mogą się podobać. W tym wszystkim na szczęście ktoś wiedział, co robi – crossover Kii zaprojektowany jest „ze smakiem”.
Z przodu w oczy rzuca się grill z chromowanymi wstawkami oraz lampy z ciekawie zaprojektowanymi światłami do jazdy dziennej. Niestety tylko „dzienne” są LED-owe, a cała reszta oparta jest o tradycyjną żarówkę. W tym segmencie bardzo modne jest osłanianie dolnej partii nadwozia plastikowymi osłonami. W Stonicu również nie mogło tego zabraknąć.
A co z profilu? Jest jeszcze lepiej! Nasz wzrok od razu skupia się na słupku C, który przeciągnięto wzdłuż dachu – bardzo odważne. Na dolnej linii okien znalazło się miejsce na chromowaną listwę. Patrząc na linię boczną, widzimy, że projektanci byli górą, a praktyczność zeszła na dalszy plan. Potwierdzeniem tego jest mocno pochylona tylna szyba – wygląda dobrze, ale zmniejsza przestrzeń bagażową. Sportowego wyglądu dodaje mała lotka na tylnej klapie.
Przechodząc do tyłu, możemy się lekko zdziwić. Kia w tym miejscu nie przedłużyła indywidualnej linii stylistycznej Stonica, tylko mocno zainspirowała się starszym, większym bratem – modelem Sportage. W związku z tym jest tu dużo spokojniej.
Cała karoseria „robi robotę”. Zwraca na siebie uwagę, ale wykonuje to bardzo delikatnie.
Klasyka Koreańczyków
Wnętrze jest wręcz kopią Kii Rio. Ale czy to źle? Absolutnie nie! Wszystko jest bardzo przemyślane, funkcjonalne i solidnie złożone. Plastiki we wnętrzu są twarde, ale w tej cenie nie możemy oczekiwać niczego innego – ważne, że podczas jazdy „nie odzywają się”.
Jak na auto miejskie, w środku znajdziemy masę schowków i półek. Nie zabrakło też dwóch uchwytów na kubki. Na duży plus zasługuje kierownica – wielofunkcyjna, podgrzewana i jak wykonana! Została ścięta u dołu, a ponadto miejsce, gdzie trzymamy dłonie, wykonano z perforowanej skóry, dzięki czemu bardzo wygodnie się ją trzyma. Pozytywnym zaskoczeniem są natomiast fotele – jak na ten segment są wyjątkowo wygodne.
Miejsca z przodu nie powinno nikomu zabraknąć, a przecież Stonic oparty jest o płytę małego, miejskiego Rio. Nawet z tyłu przestrzeń jest w zupełności wystarczająca. Rodziców z pewnością ucieszą dwa fakty: szeroko otwierane tylne drzwi i ISOFIX na skrajnych miejscach. W zimę i lato niestety pasażerowie tylnego rzędu mogą odczuć pewien brak – z tyłu nie przewidziano nawiewów. Nie ma też podłokietnika. Crossoverów używamy głównie na krótkich odcinkach, ale chyba nikt nie obraziłby się, gdyby te „luksusy” jednak były dostępne.
O ile przestrzeń pasażerska zaskakuje pozytywnie, o tyle bagażnik rozczarowuje - oferuje 332 litry. Trochę mało jak na dzisiejsze standardy. Przeszkadzać może też wysoki próg załadunku. Sytuację trochę polepsza obecność haczyków na zakupy i możliwość składania oparć w proporcji 1/3 i 2/3.
Mieszczuch na szczudłach
Na początek najważniejsza kwestia – Kia Stonic to crossover, który dobrze czuje się tylko w mieście. Wtedy pokazuje swoje największe atuty. Jeśli jednak wyruszymy nią w trasę, możemy się niemiło zaskoczyć. Krótko zestopniowana skrzynia biegów, niski moment obrotowy silnika i niezbyt dobre wyciszenie to niestety również cechy małej Kii. O tym wszystkim na szczęście zapominamy, gdy wjedziemy do miasta. Tu Stonic czuje się jak ryba w wodzie, ale nie ma się co dziwić – przecież koreański producent „stroił” to auto właśnie do takich warunków.
O ile przy wyższych prędkościach układ kierowniczy mógł być za lekki, o tyle w mieście, przy manewrowaniu, sprawdza się świetnie. Do tego jego przełożenie również zasługuje na pochwałę – aby przejechać rondo na wprost, nie musimy bardzo skręcać kierownicą, wystarczą tylko małe ruchy.
Skrzynia biegów zbiera plus za precyzję i krótki skok lewarka.
Zawieszenie również woli „połykać” dziury, niż szybko pokonywać zakręty. Z progami spowalniającymi i krawężnikami nie ma też najmniejszego problemu. Wszystkie te miejskie przeszkody przejeżdża komfortowo.
A silnik? Dla jednych będzie to największa wada, a dla innych zaleta. Pod maską naszej testówki pracuje jednostka 1.4 DOHC o mocy 100 KM i momencie obrotowym na poziomie 133 Nm przy 4000 obr./min. Jeśli pragniemy jakichkolwiek wrażeń, to niestety musimy szukać dalej. Auto z tym silnikiem do setki przyspiesza w 12,6 s. Wynik mówi sam za siebie. Brak turbiny sprawia, że elastyczność jest słaba. Poniżej 2000 obr./min. nic się nie dzieje. Dopiero powyżej 2500 obr./min. możemy mówić o jakimkolwiek przyspieszaniu. Jednak zawsze istnieje druga strona medalu – jednostka wolnossąca ma też swoje plusy. Nie uświadczymy tu np. zjawiska turbo dziury. Inną i chyba najważniejszą pozytywną stroną, szczególnie w Polsce, jest bezawaryjność takiej jednostki. Nie mamy skomplikowanego systemu turbodoładowania, czego szczególnie obawia się nasza część Europy.
Dla każdego coś miłego
W dzisiejszych czasach, aby się wybić przed innych, producenci stosują różne sztuczki. Kia postawiła na szeroką możliwość personalizacji. Konfigurując Stonica, na początku stoimy przed wyborem odpowiedniej wersji wyposażenia. Już podstawowa „M” jest uzbrojona we wszystkie potrzebne rzeczy, czyli system multimedialny z dużym ekranem, manualną klimatyzację oraz elektryczne szyby i lusterka. Dokładając 5,5 tys. zł do poziomu „L”, otrzymamy dodatkowo automatyczną klimatyzację, kamerę cofania oraz alufelgi. Najwyższa wersja „XL” to już koszt dodatkowych 6,5 tys. Dostaniemy wtedy już wyposażenie godne auta klasy wyższej, a mianowicie podgrzewaną kierownicę i fotele przednie, bezkluczykowy dostęp oraz nawigację z 7-letnią aktualizacją.
Przy wyborze nowego auta musimy zdecydować się jeszcze, co będzie „mieszkać” pod maską. Niezależnie od naszego wyboru zawsze otrzymamy manualną skrzynię biegów oraz napęd na przód. Możemy przebierać między trzema „benzynami” oraz jednym „dieslem”. Tylko najsłabsza jednostka zasilana benzyną (1.2 o mocy 84 KM) wyposażona jest w 5 biegów – cała reszta ma 6 przełożeń. Oprócz wolnossącego 1.2 mamy jeszcze 1.4 DOHC 100 KM, trzycylindrowe 1.0 T-GDI o mocy 120 KM i diesla 1.6 produkującego 110 KM.
Skoro już wybraliśmy wersję wyposażenia i silnik, czas na wygląd zewnętrzny. Kia oferuje dziewięć podstawowych lakierów i możliwość zmiany koloru dachu i lusterek. Dzięki temu możemy skomponować ze sobą np. szare nadwozie i pomarańczowe lusterka z dachem czy białe nadwozie z czerwonymi elementami. W środku również możemy trochę „poszaleć” i dokupić „Pakiet kolorystyczny wnętrza – orange”, który – jak sama nazwa wskazuje – zamieni szare dodatki w kontrastowy pomarańczowy kolor.
Jest dobrze!
Konkurencja może się bać. Stonicowi, którego ceny zaczynają się od 54 990 zł, może zagrozić tylko Citroen modelami C3 Aircross (52 900 zł) oraz C4 Cactus (52 990 zł). Z ceną 55 900 zł blisko Kii jest jeszcze Nissan Juke. Trochę więcej będziemy musieli wydać natomiast w salonie Fiata, gdzie model 500X startuje od 59 900 zł. Jeśli nasz portfel dysponuje większymi funduszami, możemy zastanowić się nad Mazdą CX-3 za 68 400 zł lub Volkswagenem T-Roc, oferowanym już od 76 490 zł.
Kia, tworząc Stonica, poszła inną drogą niż większość producentów. Zbudowała na swój sposób unikatowy samochód – u konkurencji na próżno szukać drapieżnie wyglądającego crossovera z wolnossącym silnikiem. Nie zaimplementowała też w swoim modelu skomplikowanych systemów czy napędu na 4 koła. Postawiła na proste, sprawdzone i mało problematyczne rozwiązania. Celuje tym samym w bardzo liczną grupę ludzi, która potrzebuje auta, aby przewiozło ich z punktu A do punktu B, nie „zawracając przy tym głowy”.