Kia Stinger – rewolucyjne Gran Turismo
Kia po raz pierwszy pokazała pazur. Początkowo moglibyśmy pomyśleć, że pewnie produkują jakiegoś hot hatcha. I pomylilibyśmy się. Nowa propozycja to napęd na cztery koła, silnik V6 o mocy prawie 400 KM i nadwozie limuzyny w stylu coupe. Czy to oznacza, że… Kia stała się obiektem marzeń?
Cee’d, Venga, Carens, Picanto… Czy te modele wzbudzają jakieś emocje? Widać w nich ogromny postęp Koreańczyków. To dobre samochody, ale dla fanów mocniejszych wrażeń w zasadzie nic tu nie ma. Może poza modelem Optima GT, osiągającym 245 KM i rozpędzającym się do 100 km/h w 7,3 sekundy. To całkiem szybki sedan, ale to nadal nie to.
„To” nadeszło dopiero później – całkiem niedawno – i nazywa się Stinger.
Gran Turismo po koreańsku
Choć samochody w stylu Gran Turismo kojarzą się przede wszystkim z Europą, to jednak coraz większa liczba producentów z różnych krańców świata tworzy takie modele. Oczywiście tradycyjne Gran Turismo to spore, dwudrzwiowe coupe, ale w ostatnich latach Niemcy upodobali sobie „czterodrzwiowe coupe” – sedany o bardziej dynamicznych liniach. Kia najwyraźniej chce „dopiec” europejskim producentom.
Wygląda świetnie, choć nie z każdy element stylistyki może się podobać. Specyficznie wyglądają paski tylnych lamp, pociągnięte bardzo daleko na boki samochodu. Można by się bawić w zgadywanie, która część samochodu przypomina inny model. Przykładowo, tył niektórym kojarzy się z Maserati Gran Turismo, a przód z BMW serii 6. Nie widzę jednak sensu – to nowy samochód, zaprojektowany przez doświadczonych ludzi, Petera Schreyera i Gregory’ego Guillaume’a. Jako całość wygląda po prostu bardzo dobrze i robi odpowiednie wrażenie. Choć to „zwykła” limuzyna, bardzo zwraca na siebie uwagę – szczególnie teraz, kiedy od premiery nie minęło jeszcze tak dużo czasu.
Kia plus
Standardy wnętrz Kii są nam raczej znane. Materiały są ogólnie dobre, ale nie wszystkie. Choć dizajn mógłby z powodzeniem pojawić się w aucie marki premium, to jednak wykonanie – choć dobre – nie dorównuje droższym konkurentom. Nie o walkę z klasą premium jednak w Stingerze chodzi.
To samochód do dalekich podróży i po pokonaniu paruset kilometrów możemy w zupełności to potwierdzić. Fotele są duże, wygodne, ale też całkiem dobrze trzymają ciało w zakrętach. Pozycja za kierownicą jest niska i choć zegary nie są tak wysoko, jak w Giulii, do naszej dyspozycji mamy wyświetlacz HUD. Możemy więc w pełni skupić się na drodze. Swoją drogą, zegary są bardzo dobrze zaprojektowane – ładne i czytelne.
Podróż umilają nam jednak fotele z funkcją podgrzewania i wentylacji, podgrzewana kierownica, dwustrefowa klimatyzacja i świetny system audio. Ekran systemu infotainment jest dotykowy, ale to spory samochód, więc aby go obsłużyć, musimy się odrobinę wychylić z fotela.
Ilość miejsca z przodu jest godna limuzyny – możemy się rozsiąść w fotelu i wciągać tak setki kilometrów. Z tyłu również jest całkiem nieźle, ale trzeba pamiętać, że to coupe – miejsce nad głową jest trochę ograniczone. Masywne przednie fotele też zabierają trochę miejsca. Z tyłu mamy do dyspozycji bagażnik, który mieści 406 litrów. To żaden rekordzista, ale powtórzmy jeszcze raz – to przecież coupe.
Ogólne wrażenie jest świetne. Sądząc po wnętrzu, to samochód stworzony dla kierowcy. Zapewnia mu komfort godny klasy premium, ale okraszony niższą jakością materiałów. Nie niską – jeśli europejskie marki stosują materiały „bardzo dobre”, w Kii znajdziemy po prostu „dobre”.
Odpalamy V6!
Na premierę Stingera czekaliśmy z wypiekami na twarzy, ale wcale nie dlatego, że miał być czymś, co „zmiecie” konkurencję z powierzchni Ziemi. Wszyscy byli po prostu ciekawi, jak wyjdzie Kii samochód, który zapowiadał się bardzo ambitnie.
Szybko więc powtórzmy – 3,3-litrowy silnik V6 wspierany jest przez dwie turbosprężarki. Osiąga 370 KM i 510 Nm w zakresie od 1300 do 4500 obr./min. Pierwsza „setka” pojawia się na liczniku po 4,7 sekundy. Czasem wcześniej.
Za przeniesienie napędu odpowiada 8-biegowa, automatyczna skrzynia biegów i napęd na cztery koła.
I jeszcze jedna ważna informacja – za cały samochód odpowiedzialny jest Albert Biermann. Jeśli nie mówi wam nic to nazwisko, to powie jego CV – szef inżynierów BMW M, zajmujący się tworzeniem samochodów sportowych od ponad 30 lat. Przechodząc do Kii, musiał wiedzieć, jak cenne okaże się jego doświadczenie przy pracach nad Stingerem.
No, właśnie – jak? Bardzo, choć Stinger nie ma wiele wspólnego z tylnonapędowymi M-kami, które wesoło „zamiatają” tyłem. Już tłumaczę.
Gran Turismo nie powinno być zbyt twarde, ani zbyt agresywne. Powinno za to zachęcać kierowcę do angażowania się w jazdę i pokonywania zakrętów z właściwą linią i odpowiednim operowaniem kierownicą, gazem i hamulcem.
Wydawało się, że Stinger będzie agresywny. W końcu pokonał aż 10 000 testowych kilometrów na samym Nurburgringu. Nie został jednak zaprojektowany, by zejść poniżej 8 minut na Zielonym Piekle. Dopracowywano tam wiele podzespołów, ale nie po to, by bić rekordy.
Mamy więc progresywny układ kierowniczy o bezpośrednim przełożeniu. Jeśli droga jest kręta, sprawdza się świetnie, większość zakrętów pokonamy bez odrywania rąk od kierownicy. Nie każdemu przypadnie jednak jego praca podczas jazdy na wprost. W obrębie pozycji środkowej mamy wrażenie minimalnego luzu. To jednak tylko wrażenie, nawet bardzo małe ruchy kierownicą sprawiają, że Stinger skręca.
Zawieszenie jest przede wszystkim komfortowe, bardzo dobrze wygładza nierówności, ale czuć w nim też sportowe zacięcie. Samochód zachowuje się w zakrętach bardzo neutralnie, potrafi przenosić przez nie naprawdę duże prędkości.
Skrzynia biegów zmienia przełożenia błyskawicznie, choć – kiedy używamy łopatek – pojawia się minimalne opóźnienie. Najlepiej zostawić ją w trybie automatycznym, albo dostosować punkty zmiany biegów do jej charakteru.
Napęd na cztery koła sprawdza się bardzo dobrze na suchym asfalcie – Stinger jeździ jak przyklejony. Kiedy droga zrobi się mokra, trzeba jednak wziąć poprawkę na "ambicje" silnika V6 – w ostrzejszych zakrętach mocne wciśnięcie gazu owocuje mocną podsterownością. Odpowiednie operowanie gazem pozwala jednak pobawić się też tyłem i jeździć w poślizgach – w końcu większość momentu trafia na tylną oś. Zabawy jest tu naprawdę dużo.
Ale co z silnikiem? V6 brzmi bardzo przyjemnie dla ucha, ale wydech jest… za cichy. Oczywiście, idealnie pasuje do komfortowego charakteru Stingera, ale jeśli liczyliśmy, że dźwięk 370-konnego V6 będzie odbijał się od wszystkich kamienic, możemy się zawieść. Wiemy już jednak, że polski oddział Kii planuje wprowadzić dedykowany, sportowy wariant.
Przy tych osiągach spalanie raczej nie przeraża. “Książkowo” Kia ma zużywać 14,2 l/100 km w mieście, 8,5 l/100 km poza nim i 10,6 l/100 km średnio. W praktyce spokojna jazda po mieście owocowała spalaniem rzędu 15 l/100 km.
Obiekt marzeń?
Do tej pory raczej o żadnej z Kii nie powiedzielibyśmy, że jest obiektem marzeń. Stinger ma jednak wszystkie cechy, które mogłyby go nim uczynić. Odpowiednio wygląda, świetnie jeździ i szokująco dobrze przyspiesza. O brzmienie układu wydechowego będziemy musieli jednak zadbać sami.
Największym problemem Stingera jest jednak jego znaczek. Dla jednych ten samochód jest zbyt tani – wersja z 3,3-litrowym V6 kosztuje 234 900 zł i ma na pokładzie już w zasadzie pełne wyposażenie. Na osobach, które do tej pory wiązały się z niemieckimi markami premium, to nie robi wrażenia. To zbyt wcześnie, by można było z dumą powiedzieć “jeżdżę Kią”, kiedy wszyscy wokół mają Audi, BMW, Mercedesy i Lexusy.
Po drugiej stronie barykady są jednak ci, którzy – nadal patrząc przez pryzmat marki – uważają, że Stinger jest za drogi. „230 tysięcy za Kię?!” – słyszymy.
Istnieje więc ryzyko, że Stinger GT nie będzie hitem – choć powinien. Oferuje tak wiele, za tak relatywnie niedużo. Być może rynek do niego jeszcze nie dojrzał?
Nie takie jest jednak jego zadanie. To samochód, który ma właśnie zmienić postrzeganie Kii w świecie motoryzacji. Wprowadzenie takiego modelu do produkcji może wpłynąć na sprzedaż wszystkich pozostałych modeli. Choć jeździsz Cee’dem, to jest to samochód marki, która robi TAKIE samochody jak Stinger.
I koreańskie Gran Turismo dokładnie to robi – prowokuje do rozmów, do zastanowienia się nad swoim światopoglądem i odpowiedzenia sobie na pytanie: czy to, za co do tej pory płaciłem tak dużo, faktycznie musi być takie drogie? Z pewnością warto będzie śledzić rozwój sytuacji Stingera na rynku. Być może kiedyś jeszcze faktycznie zamarzymy o Kiach?
Redaktor
Kia Stinger GT 3.3 T-GDI 370 KM, 2017 - test AutoCentrum.pl
Wyświetlenia: 16 862Czy rynek zaakceptuje nowego gracza w segmencie Gran Turismo?
Podobno, kiedy szef marki Kia po raz pierwszy zobaczył model Stinger, powiedział do sztabu, który za niego odpowiadal: „Błagam, oby jeździł tak samo dobrze, jak wygląda”. Za moment sprawdzimy, co potrafi najmocniejsza Kia w historii.
Stinger to zupełnie nowa jakość. Pierwsze w historii Gran Turismo tej marki prezentuje się godnie – jest bardzo dynamicznie i sportowo, elegancko i nowatorsko zarazem. Wszystko łączy się w obraz, który mocno zapada w pamięć, co w przypadku jakiegokolwiek modelu Kia, dotychczas było raczej niemożliwe.
Co w Stingerze najbardziej rzuca się w oczy? Jakie elementy nadwozia podkreślają indywidualizm tego modelu? A co zdaje się do niego nie pasować?
We wnętrzu z kolei – na pierwszy rzut oka jest nieźle. Jest w środku jednak jeden element, który raczej nie powinien się znaleźć w klasie premium – a do nich Stinger ma zamiar aspirować. O co konkretnie chodzi, dowiecie się w filmie. Sprawdzimy, ile miejsca ma kierowca i pasażerowie, a także ile pomieści bagażnik.
Wiele samochodów wygląda bardzo dobrze, a jeździ... tak sobie. Chyba największym rozczarowaniem dla fana motoryzacji jest zajęcie miejsca w samochodzie wyglądającym na prawdziwego sportowca, a po pierwszych kilku kilometrach przekonanie się, że jest to zupełnie zwykły, niczym niewyróżniający się pojazd… A jaki pod tym względem jest Stinger?
Zapraszamy na test modelu: Kia Stinger GT 3.3 T-GDI 370 KM, 2017.