Kia Stinger GT – Apeluję! Bądźcie świadomi swoich poglądów
Kia Stinger GT, pomimo swojego wieku, nadal zaskakuje niedowiarków.
Gdy zacząłem przygotowywać się do napisania artykułu na temat Kii Stinger GT, długo zastanawiałem się, jak powinien wyglądać wstęp. I to skłoniło mnie do pewnej refleksji. Znacie książkę autorstwa Gustave Le Bon „Psychologia tłumu”? Zajmuje się ona problematyką dużych zbiorowisk. Francuski naukowiec przeanalizował w niej zachowania zbiorowości i założył, że w tłumie myśli poszczególnych osób opanowuje wspólna idea, a jego specyfiką jest zarażanie się emocjami. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ coraz częściej mam wrażenie, że z bardzo podobnymi zachowaniami mamy do czynienia wśród fanów motoryzacji.
Nie chcę oczywiście uogólniać, ale ciężko nie odnieść wrażenia, że większość marek odbierana jest bardzo podobnie przez spore grono kierowców. Przykładem jest właśnie Kia, która nadal postrzegana jest (tylko dlatego, że inni tak twierdzą) jako wytwór koreańskiej wyobraźni, któremu daleko do europejskich producentów. Co gorsze, taki pogląd podzielają i rozpowszechniają nawet te osoby, które nigdy nie siedziały za kierownicą jakiegokolwiek modelu Kii. To stereotypowe podejście może być krzywdzące, a gdy odniesiemy je do najnowszego modelu – Stingera GT, moja ocena zamienia się w głębokie przekonanie.
Największym i najczęściej popełnianym błędem jest kierowanie się logotypem. Tak naprawdę ten problem nie dotyczy tylko motoryzacji, ale także wielu innych dziedzin. Oczywistą kwestią jest, że oryginalna marka podnosi prestiż, ale nie zawsze oznacza korzystanie z wybitnej jakości produktów. Wiecie, że w przypadku ubrań oznaczenie „Made in ….” brane jest na podstawie miejsca ostatniego etapu produkcji danej rzeczy? To oznacza tyle, że wystarczy, iż we Włoszech zostanie przyszyty jeden guzik do marynarki i na metce pojawia się „Made in Italy”. Cała reszta została wykonana w Chinach razem z rzeczami, które możecie znaleźć na bazarze koło bloku.
Zmierzam trochę okrężną drogą by powiedzieć, że wiele marek, które są postrzegane jako te „gorsze”, podzespoły i technologię mogą dzielić z najlepszymi, ale niestety nie mają metki „Made in Italy”.
Kojarzycie pana Alberta Biermanna? Nawet jeśli tak, to pewnie głównie z pracy, jaką wykonał dla BMW. W niemieckim koncernie pracował od lat 80. ubiegłego wieku i był jednym z konstruktorów boskiego i kultowego już BMW M3 E30. Gdy parę lat temu ogłosił swoje odejście na rynek azjatycki, by rozwijać sportowe modele marek Hyundai i Kia, wiedziałem, że ta współpraca na pewno zaowocuje, a koreańskie samochody zyskają nowego ducha. Nie myliłem się.
Aby jednak tych, co nadal są zamroczeni jednokierunkowym podejściem, przekonać do bardziej perspektywicznego spojrzenia na motoryzację, zacznę od serca Kii Stinger GT. Pod maską znajdziemy silnik V6 o pojemności 3,3 litra i mocy 366 KM. Moment obrotowy wynosi 510 Nm, jednak ważniejsze jest to, że jest on dostępny w zakresie od 1300 do 4500 obr./min. Takich parametrów ciężko szukać u innych producentów spoza klasy premium, co zdecydowanie przemawia na korzyść Stingera. Mimo panującego obecnie downsizingu, Koreańczycy zdecydowanie nie poszli na kompromis, a ja zdecydowanie to popieram.
Decydując się na ten model, otrzymujemy go z 8-stopniową, automatyczną skrzynią biegów i napędem na cztery koła, gdzie w trybie Sport aż 80 procent momentu obrotowego może trafić na tylną oś. System stabilizujący tor jazdy nigdy nie pozwoli Wam na stuprocentową samowolkę i zawsze będzie gdzieś czaił się za rogiem, pozostawia jednak naprawdę sporę pole do zabawy i wkracza tylko w ostateczności. Równie dużo frajdy z jazdy otrzymamy poruszając się nim w mieście. Auto przyspiesza do setki w 5,5 sekundy i robi to bardzo sprawnie, bez zbędnego opóźnienia. Muszę przyznać, że jak na limuzynę tych rozmiarów wynik jest naprawdę niezły.
Całkiem przyzwoicie wypada również spalanie Kii Stinger GT, ale niestety tylko na papierze. Będąc w trasie, według producenta możemy spodziewać się zużycia na poziomie 10 l/100 km. Spokojna jazda po mieście ma dać wynik w okolicach 12 l/100 km, jednak nie oszukujmy się, dysponując taką mocą, ciężko nam będzie powstrzymać się od bardziej dynamicznej jazdy i agresywnego startu spod świateł. Przynajmniej na początku.
Uważam, że bardziej realny wynik z jazdy Kią Stinger GT po mieście to około 15 l/100 km. Powiecie, że to nie tak mało? Pewnie tak, ale biorąc pod uwagę 6-cylindrowy silnik, który musi się czymś pożywić, uważam, że jest to akceptowalny wynik.
Do dyspozycji mamy również pięć trybów jazdy: Eco, Comfort, Sport i Sport+ oraz Smart. Ten ostatni to propozycja, w której auto powinno dostosować się do naszego stylu jazdy. No właśnie, powinno, ale to nie do końca udane rozwiązanie. Działania trybu Eco chyba nie muszę specjalnie tłumaczyć, bo z grubsza polega on na odurzeniu pedału gazu, który zachowuje się tak, jakby nie do końca kontaktował i działa z ogromnym opóźnieniem. Comfort, pomimo nazwy, nie jest tak komfortowy, jakbym tego oczekiwał. Ale za to Sport i Sport+ działają dokładnie tak jak powinny, bo wyzwalają w Stingerze jego pierwotne instynkty.
Kia Stinger GT – Neon Orange tylko podkreśla jej sportowy charakter
Czy Kia Stinger GT wygląda równie dobrze, jak jeździ? Zdecydowanie tak! Szczególnie w ostrym, pomarańczowym kolorze Neon Orange, który podkreśla jego sportowy charakter. Ciekawie kontrastuje on z wyraźnie zaznaczonymi „wlotami powietrza”. Dlaczego użyłem cudzysłowu? Bo to tylko stylistyczne zaślepione dodatki. Szkoda… Co gorsza, to zabieg stosowany coraz częściej przez większość marek.
Warto jednak zawrócić uwagę na to, że bez dopłaty mamy tutaj praktycznie wszystko. W wersji podstawowej Kii Stinger GT, która podstawowa jest tylko z nazwy, otrzymujemy 19-calowe, ciekawie zaprojektowane felgi, skórzaną tapicerkę, elektrycznie regulowane fotele, które są podgrzewane i wentylowane, nagłośnienie składające się z 15 głośników firmy Harman Kardon, kamerę cofania oraz dużo systemów bezpieczeństwa. Gdybyśmy usilnie chcieli za coś dopłacić, to pozostaje nam do wyboru inny kolor lakieru lub panoramiczny szklany dach. I to chyba tyle.
Wnętrze Kii Stinger GT jest nie tylko dobrze wyposażone, ale także dobrze wykonane. Spasowanie elementów jest na naprawdę wysokim poziomie. A co z wymiarem praktycznym? Myślę, że Stinger GT ma się czym pochwalić. 5 drzwi, sporo miejsca – zarówno dla kierowcy, jak i pasażerów oraz bagażnik o pojemności 406 litrów, który możemy dodatkowo powiększyć, składając tylną kanapę.
Zanim ocenisz Kię Stinger GT, przetestuj ją
Tak więc apeluję. Warto najpierw sprawdzić, a potem oceniać produkt. Oczywiście nie zawsze będziemy miło zaskoczeni, ale na pewno bogatsi o kolejne doświadczenia, To natomiast spowoduje, że nasze decyzje i opinie będą dużo bardziej świadome.
Po kolejnym spotkaniu z Kią Stinger GT nadal uważam, że jest to bardzo dobre auto w prawie każdym względzie. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że śmiało mogę wyruszyć do boju z osobami, które krytykują ten samochód, powtarzając słowa „Przecież to tylko Kia...”. To nie tylko Kia. Stinger GT to samochód, który – pomimo swojego wieku – nadal potrafi pokazać pazur, zaskoczyć niedowiarków, a co najlepsze – przyćmić konkurentów marek premium w starciu jeden na jeden.
Redaktor