KIA Sportage - została tylko nazwa
Powiedzmy sobie szczerze, poprzednie generacje tego auta nie stanowiły przełomu stylistycznego w branży. Pierwsza była nudna i działała jak melisa, drugą można było straszyć niegrzeczne dzieci w przedszkolu, a jedyną sensowną motywacją nabywców tych aut była ich atrakcyjna cena. Tak czy inaczej, w sumie 238.000 aut znalazło nabywców na całym świecie, co mogłoby uśpić czujność szefów KIA, a wtedy los kolejnej generacji Sportage nie wyglądałby różowo.
Na szczęście pewnego dnia na biurku szefów koncernu wylądował ciekawy raport, z którego wynikało, że nabywcy Sportage uśmiechają się w salonie tylko jeden raz – przy kasie, a następnie ze smutną miną odjeżdżają w siną dal. Powód był oczywisty – przede wszystkim stylistyka. Jednogłośnie postanowiono to zmienić, nie zważając na środki. Niewiele później na innym biurku, oddalonym o wiele tysięcy kilometrów wylądowało wypowiedzenie podpisane przez Pana Petera Schreyera, który dziękował za współpracę i cieszył się, że dane mu było w tej firmie narysować VW Golfa IV, nowego Garbusa i Audi TT, ale szukając nowych wyzwań, zaczyna właśnie pracę dla KIA. Musiał się rozstać pokojowo, bo pozwolono mu zabrać jego ulubiony ołówek, którym z powodzeniem kreśli od 2006 roku w nowym centrum projektowym KIA we Frankfurcie coraz ciekawsze auta. W ramach rozgrzewki narysował przebojowe Soul, Sorento a następnie zabrał się za bohatera tego testu. Z poprzedniego modelu przejął nazwę i … na szczęście już nic więcej.
Tyle słowem wstępu. Pozostańmy jednak przy pracy projektanta. Prototyp nowej generacji Sportage widzieliśmy już 3 lata temu w Detroit pod nazwą Kue. Bohatera tego artykułu zobaczyliśmy po raz pierwszy na zdjęciach już na początku tego roku i każdy miał okazje przekonać się, że szefowie KIA zatrudnili właściwych ludzi. Crossover zadziornie mruży duże oczy, strasząc agresywnie wykrojonym zderzakiem. Pręży muskuły nadkoli i liczne przetłoczenia, chowając kierowcę w bezpiecznym wnętrzu, za wysoko poprowadzoną linią okien. Optycznie ukryty słupek B i odwrócony (zwróćcie uwagę na ten trik!) słupek C wydłużają i bez tego wyrośnięte o 9 centymetrów auto, a opcjonalne 18-calowe felgi podkreślają dodatkowo dynamizm jego sylwetki. Auto wygląda jak tygrys, szykujący się do skoku. Nawiązanie do tygrysa nie jest przypadkowe, bowiem producent twierdzi, że wspólny dla wszystkich nowych modeli KIA grill auta ma kształt właśnie tygrysiego nosa. Jeśli jednak chcesz się tym skojarzeniem chwalić wśród znajomych, wybierz kolor Orange Premium – będzie im łatwiej to sobie wyobrazić. Nie słyszałem wcześniej o tygrysach, które mają LEDy w oczach, sięgnąłem więc do encyklopedii i znalazłem w niej opis takich tygrysich ras jak Qashqai, ix35, Kuga, Rav4 czy Tiguan - okazało się że tylko koreański szczep Sportage oferuje swojemu nabywcy światła do jazdy dziennej wykonane w technologii LED.
Techniczne szczegóły też są znane nie od wczoraj. Nadwozie usztywniono, z przodu zastosowano kolumny McPersona, z tyłu znajdziemy komfortowe, choć drogie w naprawie wielowahaczowe zawieszenie. Skrzynie biegów zostały opracowane wspólnie przez Hyundai-KIA dla Sportage i jego krewniaka Hyundai ix35. Są to skrzynie manualne 5 i 6 biegowe lub automatyczna 6 biegowa, którą można zamówić kosztem 5000 złotych do mocniejszych silników benzyny i Diesla. A silników do wyboru znajdziemy cztery: benzynowy 1,6 o mocy 135 KM, który ma się spodobać aż 40% nabywców, 2.0 CRDi o mocy 136 KM, na którym ma się zatrzymać wybór co czwartego klienta. Pozostali klienci skorzystają z 2-litrowej benzyny o mocy 163 KM oraz 115-konnego 1,7 CRDi. Napęd AWD stał się opcjonalny, co pozwoliło na obniżenie ceny wyjściowej o 8000 złotych. Jeśli decydujesz się na mocniejsze silniki, to warto jednak pomyśleć o dokupieniu AWD. Napęd ten w normalnych warunkach drogowych napędza tylko przednie koła, a więc nie powoduje zwiększonego zużycia paliwa, a w sytuacji podbramkowej przekazuje połowę mocy na tylną oś, ułatwiając utrzymanie pojazdu na właściwym torze. Ekstra otrzymasz wtedy systemy ułatwiające jazdę w pochyłym terenie oraz możliwość ręcznego zablokowania podziału mocy po równo na obie osie do jazdy w trudnych warunkach. Ekologom spodoba się opływowe nadwozie o współczynniku oporu powietrza Cx=0,32 oraz opcjonalny system Eco Dynamics, który w mniejszych silnikach zatrzymuje silnik na postoju a w większych szuka dodatkowych oszczędności w bardziej ekonomicznym sterowaniu silnikiem, skrzynią biegów a nawet klimatyzacją.
Producentowi udało się utrzymać cenę na atrakcyjnym poziomie porównywalnym ze swoimi bezpośrednimi konkurentami przy zachowaniu nieprzyzwoicie długiej 7 letniej gwarancji (do przebiegu 150.000 km) oraz przyzwoitym wyposażeniu oferowanym w 4 pakietach nazwanych odzieżowo S, M, L oraz XL. W standardzie znaleźć można 6 poduszek, system stabilizacji toru jazdy, asystenta hamowania, system kontroli trakcji, komputer pokładowy, radio z mp3 i wiele innych udogodnień. W zależności od wersji, nabywca może się cieszyć m.in. wspomnianymi wyżej LEDami, wielofunkcyjną regulowaną w dwóch płaszczyznach kierownicą, dwustrefową automatyczną klimatyzacją oraz tempomatem. Z opcji dodatkowych warto zastanowić się nad systemem inteligentnego kluczyka, pozwalającym na otwieranie i uruchamianie auta bez konieczności wyjmowania klucza z kieszeni (2000 złotych), podwójnym otwieranym oknem dachowym (4000 złotych), nawigacją z dotykowym ekranem i kamerą cofania (5000 złotych) oraz większymi felgami o średnicy 18 cali (1500 złotych).
Kiedy otrzymałem zaproszenie na prezentację Sportage, to pomyślałem, że nie będzie on miał łatwego zadania. Osobiście uważam, że jeśli mam zapłacić więcej niż za auto z segmentu C to w pierwszej kolejności auto powinno zyskać na przestrzeni. W drugiej kolejności może dostać cechy terenowe, lewitacyjne czy inne paranormalne. Na początku jednak musi być przestrzeń. Dziwne? Myślę, że każdy kierowca o wzroście oscylującym wokół dwóch metrów wie o czym mówię. Nie ma nic gorszego niż podpieranie kierownicy kolanami, podsufitki głową, czy wysłuchiwanie litanii ofiary, którą zesłano na miejsce za rosłym kierowcą. Dlatego właśnie niewielkie miejskie terenówki nigdy nie wzbudzały mojego zainteresowania, bo kosztowały o wiele więcej niż kompakt, a nie dawały w zamian wiele więcej przestrzeni. Kiedy więc dowiedziałem się, że auto testowe jest wyposażone w okno dachowe to nauczony gorzkim doświadczeniem (kiedyś zrezygnowałem z jazdy testowej Lexusem GS, bo przez okno dachowe podsufitka obniżyła się na tyle, że musiałbym się niemal położyć na fotelu kierowcy) spodziewałem się najgorszego i … dałem się pozytywnie zaskoczyć! Po pierwsze nad głową znalazłem kilka centymetrów do stylowej czarnej podsufitki, po drugie wielofunkcyjna kierownica zechciała się ustawić tak, aby nie kolidować z moimi kolanami a po trzecie prawie udało mi się usiąść za sobą na tylnej kanapie. Prawie - to jak wiemy duża różnica, jednak poza Superbem i przedłużonymi wersjami drogich samochodów taka sztuczka nie udaje się nikomu, więc Sportage i tak wypadł świetnie. Auto optymalnie wykorzystuje swoje 4,4 metra długości, oferując nabywcy bagażnik o 574 litrach pojemności (po złożeniu tylnej kanapy powiększa się on do 1563 litrów) i regularnych kształtach , co w tym nadwoziu nie powinno dziwić.
Udostępnione mi auto miało dwulitrowy silnik Diesla, automatyczną skrzynię biegów i było wyposażone niemal we wszystko, co producent przewidział. Z ciekawości zajrzałem do konfiguratora i zauważyłem, że zamawiającemu ręka się omsknęła tylko przy opcji skórzanej tapicerki. Tak wyposażone auto cennikowo zbliża się do 130.000 złotych. Osobiście uważam, że rozrzutnością jest kupowanie auta w cenie 2-krotnie wyższej niż cena startowa, jednak auta testowe rządzą się swoimi prawami. Po przejechaniu 10 kilometrów z przyjemnością zorientowałem się, że zapomniałem zostawić w salonie kluczyki od swojego auta, a więc mam powód do zrobienia dodatkowego kółka po Krakowie. Jazda tym autem to przyjemność i dodatkowe kilometry były miłą niespodzianką. Auto przekonuje do siebie przede wszystkim nowoczesnością – zaczynając od wzornictwa wnętrza, poprzez elektroniczne gadżety w wyposażeniu, na niezłym systemie audio ze złączem typu iPod kończąc. Do ergonomii miałem kilka uwag, ale o tym później. Silnik chętnie wkręca się na wysokie obroty, choć z racji swojej konstrukcji szybko dociera do końca skali obrotomierza. Przy bardziej dynamicznej jeździe skrzynia biegów ma więc pełne ręce roboty. Automatyczna skrzynia odbiera trochę wigoru 136-konnemu silnikowi, który testowałem już w zestawieniu z manualem w Hyundai ix35, jednak miłośnicy „automatów" nie muszą zmieniać swoich upodobań – zrywność tego auta jest nadal na bardzo przyzwoitym poziomie! Elektryczne wspomagana kierownica powinna moim zdaniem stawiać większy opór w mieście - zbyt łatwo ją obrócić przypadkowym ruchem ręki. Sportowo zestrojone zawieszenie pozwala na pewniejsze pokonywanie zakrętów, informując jednak z nadmierną dokładnością o każdym wyboju na drodze. Nie ma wątpliwości – to bulwarówka, która uwielbia równy asfalt, co producent również przyznał, rezygnując w standardzie z napędu na wszystkie koła.
Po trzech dniach i 800 kilometrach nowym Sportage, znalazłem zaledwie kilka ergonomicznych drobiazgów, które można by było poprawić. Przycisk do sterowania komputerem został nieszczęśliwie umieszczony za daleko na konsoli. Brak stałego zegara jest dziwnym przeoczeniem - zegar wyświetla się, co prawda, na ekranie nawigacji, jednak jest zbyt mały i w różnych trybach wędruje do różnych miejsc na ekranie. Czujniki parkowania wyświetlają informacje na konsoli a kamera cofania na ekranie, można więc nabawić się zeza chcąc zaparkować przy pomocy elektroniki. Ja ze swoim wzrostem notorycznie wyłączałem kolanem system stabilizacji toru jazdy, ponieważ wyłącznik umieszczony został nisko pod kierownicą jako wypukły przycisk – łatwo go niechcący wyłączyć, a to przecież element bezpośrednio wpływający na bezpieczeństwo jazdy. Wystarczyłoby utopić go głębiej w konsoli i problemu by nie było.
Oprócz tego wielu dziennikarzy na prezentacji narzekało na z trudem domykające się drzwi kierowcy, a w moim egzemplarzu przy autostradowych prędkościach uszczelki okna dachowego radośnie gwizdały coś po koreańsku – co można zaliczyć do „chorób wieku dziecięcego", do wyeliminowania w najbliższych tygodniach produkcji.
To są jednak drobiazgi do usunięcia, ewentualnie przyzwyczajenia się, a najważniejsze odczucia, które zostaną z nabywcą tego auta na długi czas to: komfort, estetyka, praktyczność, przyciąganie spojrzeń innych kierowców i spokój posiadacza 7-letniej gwarancji.
Sportage będzie produkowany na Słowacji, w Korei Południowej oraz w Chinach, z czego na rynek europejski trafi produkcja ze słowackiej Żyliny. Trzymam kciuki za Słowaków, aby w seryjnej produkcji jak najszybciej wyeliminowali wszystkie niedociągnięcia. W końcu importer planuje sprzedaż ponad 3600 sztuk Sportage w tym i przyszłym roku - nie można zawieść tylu nabywców.
Wracając do dokonań Pana Schreyera, osobiście uważam, że z poprzedniego modelu mógłby nie przejmować nawet nazwy. To auto ma w sobie tak niewiele wspólnego z poprzednikami, że kontynuacja nazwy jest wręcz myląca. Jeśli kolejna generacja będzie równie rewolucyjna, niech ją nazwie „Flyage".