Kia Sportage 2.0 CRDi XL AWD - crossover z czołówki
W Korei mawiają: "aby rano zobaczyć księżyc, nie trzeba nań czekać od wieczora". I tak, aby zawojować rynek nie trzeba wielu dekad udoskonalania modelu. Kia Sportage udowadnia, że wystarczy jeden dobry pomysł poparty skuteczną technologią, by przez kilka lat okupować czołowe miejsca rankingów sprzedaży. Największą zaletą tego samochodu wydaje się cena. Jednak żyjemy w czasach wybrednych klientów i dużej konkurencji, więc jeden atut to zdecydowanie za mało. Dlatego sprawdziłem, co ten zgrabny crossover z Korei ma jeszcze do zaoferowania , bo jestem przekonany, że musi być dobry w wielu innych rzeczach. Na widelec trafiła bogato wyposażona odmiana z silnikiem wysokoprężnym 2.0 CRDi.
Zacznijmy od tego, że wersja, którą przyszło mi sprawdzać z pewnością nie jest najczęściej wybieraną konfiguracją. Dlaczego? Znów muszę wspomnieć o cenie. Testowana Kia, to odmiana z 184-konnym turbodieslem i najbogatszą opcją wyposażenia sygnowaną znanym z odzieży "XL" - te dwie literki zapowiadają dużo i jest w tym trochę racji. Jakby komuś było mało standardowych "bajerów" dorzucono panoramiczny dach, napęd na obie osie, automatyczną skrzynię i kilka innych dodatków, które skutecznie windują cenę. Tym sposobem prezentowana wersja jest niemal dwukrotnie droższa od podstawowej, benzynowej wersji 1.6 wycenionej na niespełna 69 tysięcy złotych. Czy warto tyle wydać na tak skonfigurowanego, prawie "wszystkomającego" Sportage'a?
Po pierwsze zainwestujemy swoje oszczędności w wygląd crossovera Kii i będę to dobrze wydane pieniądze. Mimo 4-letniej obecności na rynku wygląda oryginalnie i świeżo. Za sprawą dużych połaci blach na powierzchni bocznej samochód prezentuje się muskularnie i masywnie, ale żeby całość nie wyglądała ociężale projektanci dorzucili wąskie, wspinające się ku górze boczne szyby i agresywnie zarysowany pas przedni z grillem, który według Koreańczyków ma przypominać tygrysi nos. Podobieństwo jest wątpliwe, ale brzmi zachęcająco. Lampy zarówno z przodu jak i z tyłu są wyraźnie wypukłe, co niewątpliwie dodaje stylizacji smaczku. Ciekawym zabiegiem jest również nieregularne poprowadzenie górnej krawędzi przedniej szyby, dzięki czemu nawet ten element samochodu opiera się nudzie. Koreański producent opracował nadwozie, które naprawdę może się podobać i jest na tyle pewny swego, że nawet nie nikt nie wspomina o planowym liftingu. Mnie to nie dziwi, Sportage wygląda nowocześniej i lepiej od niektórych znacznie świeższych konkurentów.
Dobrze, czas otworzyć drzwi i zajrzeć do środka. A tu? Nie ma rozczarowania, za to jest sporo czerni i...pomarańczy. Testowany Sportage została wyposażona w kosztujący 500 zł pakiet stylistyczny o jednoznacznej nazwie "Orange", który niewątpliwie ożywia wnętrze, ale... No właśnie. Na początku uważałem, to za świetny pomysł. Kabina wydawała się weselsza i mniej przytłaczająca ilością czarnego plastiku, jednak po dłuższym czasie stwierdziłem, że intensywny kolor dodatków działa nieco irytująco. Klasyczne, utrzymane w ciemnej tonacji wnętrze to lepsze rozwiązanie na dłuższą metę. Niemniej jednak warto zauważyć, że za niedużą kwotę można zdecydowanie odmienić kolorystykę kabiny Sportage'a. Pomarańczowe nici zagościły na obszyciach foteli, podłokietniku, boczkach drzwiowych, a charakterystyczne wzorki zdobią oparcia przednich "krzeseł" i tylnej kanapy. Ten dodatek jest niczym krawat, który zmienia wygląd całego garnituru. Pozostawiam Wam odpowiedź, czy jesteście na tyle odważni, by go założyć.
Rzućmy okiem na deskę rozdzielczą. A tu dostajemy coś na kształt dwóch kondygnacji, wyraźnie odciętych głębokim przetłoczeniem. Na górze znalazło się miejsce na kratki nawiewu i radio oraz, rzecz jasna, zegary. Na niższym "piętrze" odnajdziemy panel sterowania automatyczną klimatyzacją, pod którą znajduje się gniazdo USB i AUX wraz z gniazdkiem 12V. Tak zaprojektowana konsola jest zarówno bardzo ergonomiczna jak i ciekawa. Wszystkie przełączniki znajdują się pod ręką i jedynie guzik komputera pokładowego znajdujący się obok licznika nie ma najwygodniejszej lokalizacji. Ale ten mały szczegół nie jest wstanie zepsuć dobrej noty, którą Sportage uzyskuje za ergonomię. Kierownica znakomicie leży w dłoniach, masywny lewarek skrzyni biegów niemal stapia się z ręką, a wszystkie schowki są duże i łatwo dostępne. W drzwiach zmieścimy nawet 1,5-litrową butelkę wody. Rekreacyjna Kia robi ukłon w stronę spragnionych sportowców i potrzeb podczas długich podróży. Na koniec słówko o materiałach. I tu pojawia się mały zgrzyt, bo paradoksalnie to co przyciąga oczy może odpychać dłonie. Twarde tworzywa nie zachęcają do kontaktu z nimi. W tym miejscu zaczynamy sobie uświadamiać skąd bierze się naprawdę atrakcyjna cena tego samochodu. Spasowanie elementów w kilku miejscach też budzi lekkie wątpliwości, ale trzeba przyznać, że nic tu nie hałasuje. Może wnętrze crossovera Kii wydaje się nieco plastikowe, ale z drugiej strony nie ma tu udawania - plastik, to plastik, a wiadomo, że tak jak z intelektualisty nie da się zrobić osiłka, tak z polimerów aluminium lub drewna.
Wspomniałem, że przyszło mi jeździć najbogatszą wersję wyposażeniową, ale na konsoli środkowej czeka nas niespodzianka. Nie, to nie wielki ekran dotykowy, który chcielibyście zabrać ze sobą do domu. Zaskoczeniem jest jego brak. Rozczarowani? Już tłumaczę, dlaczego warto z tego zrezygnować. Nie ma co filozofować, wszystko rozbija się o sprawy finansowe. Kolorowy wyświetlacz wzbogacony o nawigacje kosztuje niemało, bo około 4 tysiące złotych, dlatego rozsądniej będzie wybrać zwykłe radio z mało porywającym wyświetlaczem monochromatycznym, dokupić nawigację z wyprzedaży, a za resztę pieniędzy pojechać na wakacje. Co Wy na to? Ja już wybrałem.
Pora porozpychać się łokciami i sprawdzić, czy wyjdą cało z pojedynku z wnętrzem Kii. Pomyślicie, przecież wiadomo, że skończy się siniakami, bo materiały wykończeniowe są piekielnie twarde. To fakt, ale nasze łokcie nie wszędzie dosięgną, bo Sportage oferuje całkiem sporo miejsca. Z przodu wygodnie usiądą nawet bardzo wysocy pasażerowie, co prawda z tyłu będzie już nieco gorzej, ale za sprawą symbolicznego tunelu środkowego nawet trójka podróżujących ma szanse tutaj przetrwać. W obu rzędach siedzeń brakuje miejsca na głowy. Kia pod tym względem nie rozpieszcza. Panoramiczny dach zabiera kilka centymetrów przestrzeni i wtedy okazuje się, że ani pan z melonikiem, ani pan z trwałą nie mają tu czego szukać. Za to całkiem sporo kapeluszy, a nawet fryzjera można zapakować do bagażnika, który połyka 460 litrów sprawunków i choć nie ma wielu dodatkowych schowków lub podwójnej podłogi, to jest całkiem praktyczny. Kufer skrywa inny, coraz rzadszy element - pełnowymiarowe koło zapasowe, ale szkoda, że po złożeniu tylnej kanapy nie otrzymujemy płaskiej podłogi. Wracają do przodu - początkowo nieco symboliczny wydawał mi się stopień regulacji kolumny kierowniczej, jednak to chyba świadome działanie konstruktorów, bo da się tu wygodnie usadowić. Na koniec słówko o fotelach, którym ciężko coś zarzucić - choć nie da się ich regulować w nieskończenie mnogiej liczbie płaszczyzn, to są wygodne i nieźle trzymają ciało w zakrętach.
Pora dać upust zapędom prawej stopy, zatem przekręcam kluczyk, by usłyszeć jak Sportage przemawia do kierowcy. Zaczyna się spokojnie. Pod maską znajduje się dwulitrowa jednostka wysokoprężna, z której konstruktorzy wykrzesali 184 konie mechaniczne. Brzmi nieźle, biorąc pod uwagę, że Kia nie cierpi na nadwagę (masa własna wynosi 1640 kg). Silnik dobrze sobie radzi, a potężny moment obrotowy na poziomie 390 Nm wyrywa Kię do przodu bez żadnych oporów. Żwawe konie mogłyby nieco ciszej dyszeć w ostrym galopie, ale dźwięk motoru jest całkiem przyjemny. Osiągnięcie pierwszej setki zajmuje Sportage'owi 9,8 sekundy. A maksymalnie możemy go rozpędzić do 195 km/h. Nie są to wartości powodujące szybsze bicie serca, ale na co dzień w zupełności wystarczają. Rozpieszczony automatami uzbrojonymi w dwa sprzęgła początkowo miałem ochotę mocniej ponarzekać na działanie sześciostopniowej automatycznej skrzyni, jednak nie ma co przesadzać. Tańszy w utrzymaniu "klasyk" daje sobie radę przyzwoicie. Redukcja nie zajmuje całego dnia, a tak naprawdę drażni tylko nieco opóźnione wrzucanie wyższych przełożeń przy spokojnej jeździe. Jak wspominałem, mięsisty lewarek skrzyni świetnie leży w dłoni, co może kusić do ręcznej zmiany biegów (tak, jest taka możliwość), ale lepiej sobie darować, bo to wcale nie przyspiesza podróży, a jedynie zamienia ją w mniej leniwą. A przecież nie po to wybiera się automat...
A co ze spalaniem? Też nie jest źle, o ile nie będziemy przekraczać 100 km/h. Przy prędkościach autostradowych Sportage staje się niebezpiecznie paliwożerny i może pochłaniać ponad 10 litrów oleju napędowego na każde "setkę". Przy spokojnej jeździe w trasie zobaczymy na wskaźniku wyniki w okolicach szóstki, a w mieście wystarcza 8-9 litrów. Biorąc pod uwagę moc i wagę samochodu oraz klasyczny automat trzeba uznać, że Kia może nie liczy każdej kropli paliwa, ale obchodzi się z nim rozsądnie.
Crossovery to typowo miejskie stworzenia, które idealnie czują się w betonowej dżungli. Kia sprawia podobne wrażenie. Z ochotą wskakuje na wysokie krawężniki, a za sprawą podwyższonej pozycji za kierownicą i dużych lusterek daje niezły przegląd sytuacji na ulicy. Jedynie spoglądanie przez małą, tylną szybę sprawia, że czujemy się jak w czołgu. Widać naprawdę niewiele, ale z pomocą przychodzi kamera cofania, której ekran umieszczono w lusterku wstecznym. Wymagające przyzwyczajenia rozwiązanie okazuje się bardzo praktyczne. Samochód jest zwrotny i nieprzerośnięty (wymiary: 4400x1855x1645mm), dlatego znalezienie miejsca parkingowego nie przysporzy nam kolejnej porcji siwych włosów.
A co jeśli kierowcy zachce się opuścić betonowy las i odetchnąć świeżym powietrzem na łonie natury? Testowany egzemplarz został wyposażony w kosztujący 8 tysięcy złotych napęd na cztery koła i jeśli takiego potrzebujecie szczerze go polecam. Radzi sobie w każdych warunkach, przy niższych prędkościach można go zablokować na stałe jednym przyciskiem i nawet zimowe błoto (tegoroczna zima nie uraczyła kierowców na południu Polski) nie są wstanie sprawić Kii większych kłopotów. Do dyspozycji mamy też asystenta zjazdu, i przyznam, że tego nie spodziewałem się w miejskim crossoverze. Pamiętać trzeba jedynie o tym, że prześwit wynoszący 170 mm, to jednak za mało na Rajd Dakar, nawet jeśli rozgrywany jest w Ameryce Południowej. Zatem jeśli w porze lunchu chcecie odetchnąć świeżym powietrzem na łonie natury, a buty chcecie mieć czyste, ze Sportage'em może Wam się to udać.
Zwłaszcza, że dojazd asfaltowymi drogami w ciekawe miejsce też będzie należał do przyjemności. Crossover Kii prowadzi się neutralnie, zupełnie jak samochód osobowy. Pomaga zapomnieć o chorobach, na które cierpią duże SUV- podczas pokonywania zakrętów. Zawieszenie jest jędrne i stanowi dobry kompromis między właściwościami jezdnymi a komfortem podróżowania. Zachowanie na drodze to duży atut Sportage'a.
Za każdym razem, kiedy zatrzaskiwałem drzwi Kii irytowała mnie jedna rzecz - aby je zamknąć trzeba użyć naprawdę sporej siły i uwierzcie mi, ciężko się do tego przyzwyczaić. Ale oprócz tego uświadamiałem sobie, że Sportage, to naprawdę niezły samochód, który niczego nie udaje. Wygląda atrakcyjnie niezależnie od miejsca, w którym się znajduje i nawet sfotografowany na łonie natury nie wzbudza podejrzeń, że został tam wklejony przez wprawnego grafika. W dodatku dobrze się prowadzi i ma ciekawe oraz wystarczająco przestronne wnętrze. Po dłuższym czasie nawet jakość tworzyw użytych do wykończenia kabiny można zaakceptować. A czy warto zapłacić za wersję taką jak testowana? Okazuje się, że tak, bo nawet tak doposażony Sportage jest tańszy od konkurencji. Crossover Kii ma wszelkie atuty, by nadal pozostać "zawodnikiem z czołówki".