Kia Carnival - koreański kamikadze
Antybohater. Tyle mniej więcej wystarczy powiedzieć o tym aucie analizując zestawienia TÜV i Dekry. Przynajmniej z ostatnich pięciu - sześciu lat. Carnival, Kia Carnival, niemal zawsze plasuje się na ostatnim miejscu niemal każdej listy najbardziej niezawodnych aut. Zdecydowanie łatwiej sporządzić listę jej wad, niż zalet. Zresztą dysproporcja byłaby tak przytłaczająca, że wręcz nieetyczna dla niejednego właściciela Carnivala.
A jednak jak pokazuje praktyka aut tych na ulicach jest całkiem sporo. Zatem co sprawia, że to antypopularne auto jest tak popularne?
Przestrzeń. To pierwsze skojarzenie, jakie przychodzi mi na myśl. Drugie – cena. Zwykle za dodatkową przestrzeń przychodzi dodatkowo zapłacić. Natomiast w przypadku Kii tę dodatkową przestrzeń dostaje się jakby z przeceny. Dlaczego? Koszmarnie zła opinia ekspertów na temat koreańskiego vana sprawiła, że to koreańskie cudo produkowane w miejscowości, której nazwy nie sposób wymówić, kosztuje przysłowiowe grosze. W zamian oferuje przepastne wnętrze oraz całkiem przyjemne warunki podróży. A to, że częściej niż w przypadku innych konstrukcji trzeba zaglądać do serwisu, w przypadku tego modelu zaskoczeniem być nie powinno. Jest to poniekąd wkalkulowane w ryzyko zakupu tego auta.
Mierzące niemal pięć metrów nadwozie o szerokości 1.9 m i wysokości 1.75 m oferuje królewskie warunki podróży. Przynajmniej osobom okupującym pierwszy i drugi rząd siedzeń. Choć „rząd” to zdecydowanie nieodpowiednie określenie – znajdują się tam bowiem cztery indywidualne fotele, z których każdy oferuje bardzo komfortowe warunki podróży (dobre wyprofilowanie, dużo przestrzeni, podłokietniki, miłe w dotyku materiały tapicerskie0. Trzeci rząd siedzeń to faktycznie rząd, na którym w razie potrzeby można jeszcze przewieźć dodatkowe trzy osoby. Łącznie na pokład Kii Carnival można zabrać aż siedem osób i… niemal zero bagażu. Bagażnik za ostatnim rzędem siedzeń ma symboliczną pojemność i rzeczy należy tam „upychać” pionowo, co skutkuje ich wypadaniem przy otwieraniu klapy bagażnika. Nieporozumienie.
Pod maską koreańskiego vana pracować mogą sześciocylindrowe widlaste jednostki benzynowe o pojemności 2.5 litra i różnych wariantach mocy (150, 165, 175 KM). Jednak Carnival to auto słusznych gabarytów i jeszcze słuszniejszej masy (prawie 2 tony), do napędu którego, ze względów czysto ekonomicznych, najlepiej nadają się jednostki wysokoprężne. Te montowane pod maską Carnivala to starszy konstrukcyjnie 2.9 TD (126, 135 KM) oraz nowoczesny 2.9 CRDi o mocy 144 KM wykorzystujący technologię common rail. Już najsłabsza wersja benzynowa potrafi spalić w mieście 14 – 15 litrów, na trasie ok. 9 – 10. Najsłabszy diesel na trasie „łyknie” ok. 8 – 9 litrów na każde 100 km, w mieście nawet i 11 litrów. Teoretycznie jest to dużo, ale należy pamiętać tutaj o masie auta – 2 tony to nie mało i by wprawić je w ruch potrzeba niemałego nakładu energii.
Jednak spalanie to nie największe utrapienie właścicieli karnawałowo brzmiącego Carnivala. Nagminne usterki, drogie i nie najlepiej dostępne części zamienne, opieszały serwis i ogólne negatywne nastawienie do modelu sprawiają, że decydując się na zakup Carnivala sporo ryzykujemy. Owszem, auto potrafi bardzo przyjemne zaskoczyć komfortem podróży i wyposażeniem, ale wszystko to przestaje mieć znaczenie, gdy nagminnie coś odmawia posłuszeństwa. I zapewnienia właścicieli, że „Carnival nie jest aż taki zły” na nic się tu zdają – w raporty niezawodności TÜV I Dekry nie można bezgranicznie wierzyć, ale bądź co bądź dają one przybliżony obraz rzeczywistości. A niestety ta ukształtowana przez Carnivala do kolorowych się nie zalicza. Zatem czy warto? Jeśli lubisz przestrzeń na wzór amerykański i nie boisz się zaryzykować – to czemu nie. Jeśli przede wszystkim cenisz niezawodność – zapomnij o tym aucie. Bo Carnival to chyba największa w dziejach „wtopa” Kii…