Jeep Grand Cherokee Trackhawk. Tego jeszcze nie było!
Jest tak bez sensu, że ma sens. Ten pomysł jest wręcz głupi. Wsadzić 700-konny silnik do wielkiego, 2,5-tonowego SUV-a, żeby bił rekordy na ćwierć mili. A jednak Jeep to zrobił. Jak wyszło?
Amerykanie mają ciekawe pomysły. Przez lata tworzyli samochody sportowe, które nie za bardzo lubiły skręcać. Mustangi, Corvetty czy Challengery – szybkie, głównie na prostych. Dopiero niedawno doszli do wniosku, że przyjemność z jazdy to nie tylko szybka jazda na prostej i bulgot V8. Te przemyślenia doprowadziły do powstawania samochodów, którymi przyjemnie i szybko jeździ się też w zakrętach.
Amerykańska wolność udzieliła się chyba pomysłodawcom Jeepa Grand Cherokee Trackhawk. Stworzyli najszybszego seryjnego SUV-a na ćwierć mili. Bo mogą.
Jak wyszło? Czy to w ogóle skręca? Sprawdźmy!
Niby dyskretny, a wszyscy patrzą
Jeep Grand Cherokee Trackhawk na pierwszy rzut oka wygląda zupełnie jak SRT. Widać więc, że to bardziej sportowa niż terenowa odmiana, ale czy rzuca się w oczy? Nie powinien. Ma sportowe zderzaki i cztery 4-calowe końcówki układu wydechowego, ale poza tym to nadal Grand Cherokee.
Kiedy jednak zaczniemy się mu przyglądać, okazuje się, że na masce mamy dwa wloty powietrza, na boku napis „Supercharged”, a z tyłu logo „Trackhawk”. Do tego dochodzą standardowe 20-calowe felgi, które możemy też zamówić w wersji z kutego aluminium – wtedy masa nieresorowana zmniejsza się aż o 5,4 kg.
Za felgami kryją się hamulce Brembo z sześciotłoczkowymi zaciskami z przodu i czterotłoczkowymi z tyłu. Przednie tarcze mają aż 40 cm średnicy, tylne o 5 cm mniej. To największe tarcze, jakie do tej pory zamontowano w seryjnym SUV-ie. I to dzięki nim samochód, ważący 2,5-tony, jadący z prędkością 97 km/h, zatrzymuje się na dystansie 35 m. A więc wiemy już, że Trackhawk hamuje. Bardzo dobrze.
W porównaniu do SRT, ze zderzaka zniknęły światła przeciwmgielne. Trackhawk zasysa powietrze każdym możliwym otworem. Ta wersja jest jeszcze o 2,5 cm niższa niż SRT. Nadal utrzymywałbym jednak, że Trackhawk nie powinien się wyróżniać.
A jednak przykuwa mnóstwo spojrzeń. Być może wokół nas jest więcej fanów motoryzacji, niż się wydaje, bo reakcje są pozytywne i jest ich naprawdę dużo. A to za nami ktoś pojedzie. A to spróbuje się zmierzyć na światłach. A to zachęci do przegazówki. Ci ludzie wiedzą, że to, co widzą, to rzadki okaz. W końcu w Polsce jeździ raptem kilka egzemplarzy, z czego przynajmniej dwa to samochody prasowe.
Najlepiej wyposażona wersja
Wnętrze pokryte jest dedykowaną dla tego modelu tapicerką – połączeniem skóry i zamszu. Wszystko ozdobione karbonowymi i metalowymi wstawkami. Ten samochód ma być przede wszystkim „premium”. W opcjach możemy wybrać fotele skórzane w kolorze czarnym lub specjalnym bordowym.
W standardzie dostajemy prawie wszystko – ponieważ to najdroższy Grand Cherokee w ofercie. Aktywny system tłumienia hałasu, skóra na desce rozdzielczej i specjalne dywaniki – za to wszystko nie będziemy musieli dopłacać. W jakimś stopniu jest to samochód rodzinny, dlatego jako opcję producent przewidział centrum rozrywki z ekranami z tyłu, wejściami HDMI i odtwarzaczem Blu-Ray.
Na kierownicy zobaczymy napis Trackhawk, a obrotomierz wyskalowano aż do 320 km/h, ale jeśli chodzi o większe różnice względem innych Grand Cherokee, to poza najlepszym wyposażeniem ich nie dostrzeżemy.
To nie samochód. To monstrum!
Jeep Grand Cherokee Trackhawk, jako najszybszy SUV na tym dystansie, pokonał 1/4 mili w zaledwie 11,6 s. Dla porównania, McLaren 570S pokonuje ten sam dystans w 10,9 s. To naprawdę wielki wyczyn w wykonaniu Jeepa.
Zauważcie, że ten rekord padł w samochodzie z pełnym wyposażeniem, który waży przecież ponad 2,5 tony. Jak to możliwe?
Oczywiście odpowiada za to jego wielkie serce. Chociaż silnik V8 HEMI jest mniejszy niż w SRT, bo ma 6.2 litra zamiast 6.4 litra, to jednak moc, jaką generuje, jest wprost kolosalna. 710 KM przy 6000 obr./min. i co najmniej 868 Nm przy 4800 obr./min.
W informacjach odnośnie tego samochodu można znaleźć wiele nieścisłości, jeśli chodzi o moc, która wynika głównie z różnic pomiędzy modelem oferowanym w Stanach Zjednoczonych, a w Europie. Podajemy więc wartość 710 KM, która wynika z przeliczenia 522 kW mocy wpisanych w dowodzie rejestracyjnym.
Taka moc to proszenie się o problemy, jeśli poszczególne podzespoły nie byłyby wzmocnione. Zabiegów, które mają sprawić, że ten silnik i układ przeniesienia napędu nie rozpadną się po kilku przyspieszeniach do 100 km/h, jest tu mnóstwo. Jest kuty wał korbowy i tłoki. Zawory są chłodzone sodem. Układ dolotowy zasysa 30 000 litrów powietrza na minutę, a przy tym układ chłodzenia utrzymuje w dolocie temperaturę 60 stopni.
Dzięki temu, więcej niż raz, Trackhawk przyspiesza do 100 km/h w zaledwie 3,7 sekundy. Mamy tu napęd na cztery koła Quadra-Trac i seryjnie montowany mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu dla tylnej osi.
Jest też system Launch Control, ale działa on dość specyficznie. Próbuje utrzymać samochód w miejscu chyba tylko za pomocą hamulców, ale nawet Brembo nie potrafi zatrzymać 710 gotowych do boju koni mechanicznych. W Launch Control Jeep sunie więc do przodu.
W przeniesieniu mocy na koła pomaga 8-biegowa skrzynia ZF, która w zależności od trybu jazdy, skraca czas zmiany przełożeń, by w trybie Track zmieniać biegi o 68% szybciej niż w trybie Auto. Czyli w zaledwie 160 milisekund. To nie jest skrzynia dwusprzęgłowa, dodajmy.
No dobrze, ale jak to jeździ? Jak to brzmi? Pięknie. Dźwięk wydechu jest przeraźliwie brutalny. Zmianom biegów na wysokich obrotach towarzyszą szarpnięcia i strzały. Pasażerowie, którzy nie spodziewają się nagłego przyspieszenia, nie mogą złapać oddechu. Do tego dochodzi jeszcze wysoki dźwięk kompresora – wydaje się, jakby ten samochód napędzany był czarną magią, a nie paliwem.
Przy takich osiągach zawieszenie jest jeszcze całkiem miękkie i w całkiem dużym komforcie możemy pokonywać tym samochodem tysiące kilometrów.
Niestety, Trackhawk nie jest bez wad. Chyba powinien zmienić nazwę na Draghawk, bo faktycznie jest to samochód głównie do szybkiej jazdy na prostych. Mam wrażenie, że zwykły hatchback byłby szybszy w łukach niż ten kolos.
W zakręcie czuć, jak ciężko pracuje napęd, by utrzymać Jeepa na „w miarę” określonym torze jazdy. Usuwa się raz przodem, raz tyłem. Mercedes-AMG GLE Coupe 63 S jest o ponad 100 KM słabszy, ale za to o wiele bardziej precyzyjny w zakrętach – jemu udaje się oszukiwać fizykę jeszcze lepiej. Trackhawk pozostaje niedościgniony na prostych.
Nie ma nic za darmo. Trackhawk pali naprawdę dużo. W mieście to 25,5 l/100 km, w trasie 11,7 l/100 km, a średnio 16,8 l/100 km. To jednak tylko zapewnienia producenta. Czasem nawet na trasie nie uda się zejść poniżej 17 l/100 km. W mieście nieraz komputer pokaże 40 l/100 km... – i to nie będzie spalanie chwilowe.
Na szczęście zbiornik paliwa mieści 93 litry, ale przy tym apetycie na paliwo czasem może nie starczyć nawet na 300 km...
To jest okazja!
Jeep Grand Cherokee Trackhawk to najdroższy wariant tego modelu. Ceny zaczynają się od 530 tys. zł, ale w standardzie mamy już praktycznie wszystko. Porównajcie to sobie z Mercedesem-AMG GLE Coupe 63 S, który kosztuje bazowo 638 500 zł, spokojnie dołożymy do niego jeszcze z 200 tys. zł w dodatkach, a i tak będzie miał „tylko” 585 KM.
Trackhawk to wręcz samochód z wyprzedaży. Ale w porównaniu do SRT jest sporo droższy – słabszy brat kosztuje 375 tys. zł.
Głupi-genialny samochód
Nie wiem, kto wpadł na tak głupi pomysł, jak Jeep Grand Cherokee Trackhawk, ale to wyszło genialnie. Dźwięk silnika łamie żebra, przyspieszenie uderza w potylicę, a przeciążenia występujące podczas jazdy sprawią, że po intensywnej jeździe tym samochodem wysiądziesz, jak po głośnym, rockowym koncercie.
Trackhawk jest bardzo amerykański. Powstał prawdopodobnie tylko i wyłącznie dlatego, że się dało. Dodge akurat miał silnik z Hellcatów – czemu miałby się nie sprawdzić w dużym Jeepie? Przed zakrętami trzeba mocno zwalniać, ale tę prędkość możemy odzyskać bardzo szybko. Przyjemność z jazdy jest więc zachowana.
Nie jeździłem jeszcze samochodem, który wzbudzałby we mnie tyle mieszanych uczuć. Nie planowałem z nim spędzać więcej czasu – spędziłem o wiele za dużo i tyle samo zatankowałem. Jest kompletnie bez sensu, ale dlatego chcesz go mieć. A do tego jeszcze potrafi być komfortowym samochodem na co dzień.
Efekt chyba przerósł wszystkie oczekiwania.
Redaktor