Jaguar XE 2.0d Prestige - Rademenes
Przed nami czarny kot, nieduży, zgrabny, o miękkich kształtach. Po prostu uroczy. Czy jeśli go przygarniemy, spełni dla nas siedem życzeń?
To już drugie podejście angielskiej marki do modelu klasy średniej. Po okresie „błędów i wypaczeń”, jak niektórzy fani postrzegają okres zależności od Forda, przyszła pora na w pełni własną konstrukcję. Tym razem nikt nie może zarzucić Jaguarowi, że nowy model to Mondeo w przebraniu. XE to na wskroś angielski samochód.
Aby był śliczny
Wszystkie koty są do siebie podobne. Przynależność do rodziny kotowatych jest trudna do ukrycia. Tak samo jest z modelami Jaguara. Główny stylista marki Ian Callum postarał się, by można je było wyłowić z tłumu innych aut nadając im charakterystyczne cechy. Przymrużone oczy reflektorów, światła do jazdy dziennej w kształcie litery J, wyciągnięta jak do skoku maska silnika, czy zaokrąglony grill nawiązujący do pierwszego modelu XJ z 1968 roku, to elementy wspólne wszystkich współczesnych limuzyn tej marki.
W potoku innych aut można go nie zauważyć, z daleka pod pewnymi kątami można pomylić go z BMW serii 3, ale podobieństwo do czegoś innego, to problem niemal wszystkich dzisiejszych samochodów. Prawie każdy detal stylistyczny już kiedyś się pojawił, a na więcej niż odrobinę szaleństwa nie pozwalają zasady ergonomii, aerodynamiki, czy bezpieczeństwa. Można żałować, że Ian Callum nie wykazał się większą wyobraźnią, ale choć ciężko w to uwierzyć, efekt jest zamierzony. Mały Jaguar ma podbijać kolejne rynki stając się produktem masowym. A takie samochody nie mogą być nazbyt extrawaganckie.
Żeby był lekki
Jaguar jest jednym z pionierów seryjnie produkowanych samochodów zbudowanych w dużej mierze z aluminium. Za to postanowił być absolutnym pionierem we wdrażaniu tej technologii do klasy średniej. Struktura nadwozia modelu XE jest w ponad 75% zbudowana ze stopów lekkich, przez co udało się stworzyć naprawdę lekką konstrukcję. Warto wspomnieć, że jej zastosowanie nie wpływa na bezpieczeństwo. Ponad 70% użytego aluminium to wysoko wytrzymałe stopy serii 6000 o grubych przekrojach.
Masa własna testowej wersji wynosi 1365 kg i trudno użyć tu słowa zaledwie. Dla porównania BMW 320d o podobnych parametrach waży 30 kg więcej. Jak widać zastosowanie aluminiowej konstrukcji dało pożądane rezultaty. Ale widać też, że gdyby nie stopy lekkie, Jaguar miałby nadwagę w stosunku do bawarskiego konkurenta.
Aby był zwinny
W kocim świecie zwinność to podstawa. Umiejętność natychmiastowej zmiany kierunku, czy wspinania się stanowią cechy decydujące o przetrwaniu gatunku. W przypadku naszego angielskiego kota nie jest to aż tak ważne, ale nie zostały one zaniedbane. Układ kierowniczy już na samym początku daje do zrozumienia, że ma przypaść do gustu kierowcom lubiącym przemieszczać się dostojnie i z gracją. To uczucie jest wzmagane przez elektryczne wspomaganie kierownicy, które przez swoją „paliwooszczędność” wypiera klasyczne układy w tempie atakującego kota. Jednak układowi Jaguara nie można odmówić precyzji. Każdy najmniejszy ruch kierownicą od razu przekłada się na zmianę kierunku jazdy. Obserwując to możemy docenić sztywną aluminiową strukturę, która jak w przypadku ram rowerowych, robi ogromną różnicę w stosunku do konstrukcji stalowych.
Zawieszenie najmniejszego Jaguara zaprojektowano w podobnym duchu. Inżynierom udało się zestroić je tak, że jest bardzo komfortowe, ale przy zachowaniu umiarkowanego skoku zawieszenia. W praktyce oznacza to możliwość np. pokonywania śpiących policjantów z nieco większą prędkością, gdyż zawieszenie łatwo je tłumi i nie dobija. Jednocześnie nie jest na tyle miękkie, by uniemożliwiać bardziej dynamiczną jazdę. Zwłaszcza, że coraz popularniejszy systemem Torque Vectoring jest tu seryjny. Dla miłośników wykorzystywania możliwości podwozia zarezerwowano tryb sportowy. Zmniejsza on siłę wspomagania układu kierowniczego oraz usztywnia pracę amortyzatorów, jednak nie są to zmiany radykalne. Bo XE, jak każdy kot, wygodę ceni ponad wszystko. Oczywiście pod warunkiem, że żołądek nie jest pusty.
Sercem testowego Jaguara jest silnik wysokoprężny z nowej rodziny Ingenium. To także dzieło inżynierów grupy JLR i nie znajdziemy go w żadnej obcej marce. Zastanawiacie się, jak mała angielska firma poradziła sobie z konstrukcją współczesnego Diesla? Dwa słowa: bardzo dobrze. Nie wyśmienicie, bo dźwięk odpalającego silnika jest dość twardy i przez to irytujący, ale poza tym trudno mu cokolwiek zarzucić. W kabinie jest cicho, kultura pracy jest adekwatna do prestiżu marki, a moc 180 KM osiąganych z dwóch litrów pojemności i maksymalny moment 430 Nm dostępny już przy 1750 obrotach obiecują niezłe osiągi. O ich spełnienie nie trzeba się martwić, auto nabiera prędkości ochoczo nawet, gdy mknąc autostradą łamiemy już ograniczenia prędkości.
Częstym dylematem jest wybór wersji mocy. W przypadku Jaguara XE importer ułatwia sprawę oferując obydwie specyfikacje wysokoprężnego Ingenium (163 i 180 KM) w tej samej cenie (oprócz specyfikacji R-Sport). Mocniejsza wersja oferuje lepsze osiągi potrafiąc rozpędzić XE do 100 km/h w 7,8 sekundy, co jak na auto do codziennej jazdy w zupełności wystarcza. Wg oficjalnych danych zużywa przy tym średnio 4,2 l/100 km, czyli zaledwie 0,1 litra więcej, niż podstawowa 163-konna wersja. Ale decydując się na opcję 180 KM zasięg nie zmaleje. Odpowiada za to 56-litrowy zbiornik paliwa, o 9 litrów większy, niż w wersji 163-konnej.
Podstawowe wersje z silnikiem wysokoprężnym oferowane są ze skrzynią ręczną, ale do Jaguara takie rozwiązanie nie pasuje. O wiele lepszym wyborem jest ośmiostopniowy automat z trybem sportowym i łopatkami pod kierownicą. Jego praca jest niemal wzorowa, a zmiany biegów są tak szybkie, że próby wyręczenia elektroniki nie mają większego sensu. Na szczęście jeśli mimo wszystko nasze palce nie będą w stanie się powstrzymać od gry na manetkach, reakcje automatu zadowolą najbardziej wybrednych, a wielu z pewnością pozytywnie zaskoczą.
W praktyce zużycie paliwa niewiele odbiega od danych producenta. Wartości poniżej 5 litrów są do uzyskania przy spokojnej jeździe, choć nie wymagają zastosowania technik ekodrivingu. W teście średnie zużycie to 6,5 litra, maksymalne zaś niewiele ponad 8 l/100 km, co można uznać za bardzo przyzwoite wyniki.
Żeby cieszył rodzinę
Patrząc na nadwozie Jaguara XE trudno uwierzyć, że jest ono przestronne. Co prawda na przednich fotelach siedzi się bardzo nisko, więc miejsca nad głowami jest całkiem sporo, ale tylna kanapa oferuje go tylko tyle, by pomieścić osobniki o przeciętnym wzroście. Dotyczy to zarówno przestrzeni nad głowami, jak i miejsca na nogi. Otwór tylnych drzwi nie zachęca do zajmowania tam miejsca. Bagażnik też nie bije rekordów pojemnościowych mieszcząc 450 (z kołem zapasowym) lub 455 litrów (z kompresorem). BMW serii 3 zmieści nieco więcej, bo 480 litrów bagażu.
Przy odpowiednio dużym budżecie domowym rolę aut rodzinnych sedany już dawno oddały większym SUV-om. Od sedana segmentu C wymaga się głównie poprawności. Przynajmniej tak podeszli do tematu w Jaguarze. XE nie jest samochodem małym, ale wnętrze nie należy do obszernych. Z tego powodu ucieszy głównie dwuosobowe rodziny, które wychowanie dzieci mają już za sobą.
Dobre pochodzenie czarnego kota jest niepodważalne. Marka znana jest od lat z wysokiej jakości stosowanych materiałów i to widać we wnętrzu. W końcu Anglicy wiedzą wszystko o garbowaniu skóry i jej właściwym zastosowaniu - Jaguar nie jest tu wyjątkiem. Także inne materiały pasują do prestiżu małego XE, są przyjemne w dotyku i miło na nie popatrzeć. Wyjątek stanowią plastikowe łopatki zmiany biegów umieszczone pod kierownicą, ale w opcji są wykonane z pomalowanego na czerwono aluminium. Cóż, za doznania estetyczne trzeba czasem płacić ekstra. Jakość montażu też jest na wysokim poziomie, wzrok pasażerów nie natrafia na żadne mankamenty, choć te się zdarzają. Schowek pasażera wygląda jakby leżał równo, ale patrząc z dołu widać, że górna szpara do równych nie należy. Siedząc w fotelu nie da się tego zauważyć, ale mimo wszystko takie niedoskonałości nie powinny mieć tu miejsca.
Wnętrze XE robi na żywo lepsze wrażenie, niż na jakichkolwiek zdjęciach. Zasiadając w fotelu mamy przed sobą niedużą mięsistą kierownicę, zegary umieszczone w głębokich tubach, obok zaś 8-calowy dotykowy wyświetlacz multimedialny oraz wysuwane podczas rozruchu pokrętło zmiany biegów. Obsługa wszystkich systemów jest intuicyjna, ale i tu mamy wyjątek. Jest nim mało czytelny komputer pokładowy sterowany przyciskiem w dźwigience pod kierownicą. Dość przeciętne wrażenie robi też jego wyświetlacz wciśnięty pomiędzy zegary. Jest kolorowy, ale jego rozdzielczość mogłaby być wyższa.
Żeby był zdrowy przez wiele lat
Już podstawowa specyfikacja jest bogato wyposażona, więc według powszechnej opinii w XE ma się co popsuć. A przecież Jaguary nie są kojarzone z bezawaryjnością. Ale wraz z nową epoką i nowymi produktami Jaguar wszedł na nową ścieżkę jakościową. Potwierdzeniem bezproblemowej eksploatacji jest 5 lat gwarancji z limitem przebiegu wynoszącym 150 tys. km. Jeszcze lepszą wiadomością dla klientów jest darmowa 3-letnia obsługa serwisowa bez limitu kilometrów. Oznacza to konieczność pokrywania jedynie kosztów części eksploatacyjnych i ich wymiany, przeglądy zaś wliczone są w cenę samochodu.
Angielski kot
Jak widać nowy Jaguar XE nie jest wcale idealny i nie zamierza spełniać wszelkich naszych zachcianek, albo robi to na swój własny sposób. Wnętrze i bagażnik są raczej przeciętne i więcej przestrzeni oferują nawet kompaktowe sedany, zaś jakość wykończenia mogłaby być dopracowana także tam, gdzie zazwyczaj nasz wzrok nie sięga. Ale z drugiej strony XE to świetne auto. Oferuje doskonałe zawieszenie oraz cichy, gładko pracujący i bardzo oszczędny układ napędowy. W pokonaniu oporów przed zakupem Jaguara powinna pomóc długa gwarancja i atrakcyjny pakiet serwisowy. Pytanie tylko, czy to wszystko przekona klientów, że zamiast owczarka niemieckiego warto rozważyć zakup rzadkiego angielskiego kota?