Ja chcę jeszcze raz...
...mawiał pewien sympatyczny osioł ze "Shreka". Siedząc za kierownicą Focusa, to samo powtarzałem po każdym zakręcie.
O Focusie zdążyłem już się tyle nasłuchać, że obrzydł mi, jeszcze zanim do niego wsiadłem. Przez dobrych parę lat nic tylko czytałem, jakie ma cudowne zawieszenie albo jaki jest niezawodny. Ford? Niezawodny? Bohater filmu „Kingsajz" skomentowałby to jednym zdaniem: „W d… się poprzewracało!".
Im więcej pochlebnych opinii czytałem o Focusie, tym bardziej wątpiłem w ich prawdziwość i szczerość. Być może również dlatego, że jako były (i chwała Bogu) właściciel jednego z modeli tej marki z połowy lat 90. miałem z nim więcej problemów, niż polski rząd ma z załataniem dziury budżetowej. Badziewne wykonanie, galaretowate zawieszenie, paliwożerny silnik i układ kierowniczy żywcem przeszczepiony z ciężarowego Jelcza – nie było z czego się cieszyć. Nic więc dziwnego, że do nowego Focusa podchodziłem jak pies do jeża – ostrożnie i z dystansem.
Fura dla czterech pancernych
Przyznać muszę jedno – pierwszy Focus bardzo mi się podobał. Projektując go, Ford udowodnił, że samochód wcale nie musi wyglądać banalnie i nudno. Niestety, przy jego tworzeniu styliści wyczerpali chyba cały zapas fantazji, jaki mieli zarezerwowany na 10 lat, bo z następcą nie poszło im już tak dobrze. Wręcz przeciwnie. Nowy Focus wygląda tak, jakby rysował go księgowy w chwilach przerwy na kawę. Brzydki w żadnym wypadku nie jest, ale z tłumu innych aut nie wyróżnia się absolutnie niczym. No, może jedynie sportową jak na kompakt sylwetką, szczególnie w trzydrzwiowej wersji z pakietem „sport" obejmującym m.in. 16-calowe felgi i spojler nad tylną szybą. Gdyby auto było jeszcze troszkę niższe, a koła szczelniej wypełniały nadkola, to mogłoby pretendować do roli małego, choć na pewno nie oryginalnego coupé.
A tak przy okazji, skoro dach w Focusie opada ku tyłowi pod tak małym kątem, to ciekawe, ile wejdzie do bagażnika? Pewnie maksymalnie dwie siatki z zakupami. Otwieram klapę i... Proszę bardzo! Tak powinien wyglądać kufer w każdym kompakcie – duży, ustawny, z wielkim otworem załadunkowym. Na upartego przewiózłby pewnie nawet pralkę. Jeżeli na tylnych fotelach miejsca także nie oszczędzano, to chyba po raz pierwszy będziemy mieli do czynienia z kompaktem uszytym na miarę sporej rodzinki. Chcąc się przekonać, czy tak jest w rzeczywistości, chwytam za klamkę i ciągnę wielkie wrota do siebie. Otwierają się mniej więcej z taką łatwością i gracją jak drzwi stodoły, ale w końcu to trzydrzwiówka. Kto ma zamiar często wozić więcej niż jednego pasażera, zdecydowanie powinien wybrać wersję pięciodrzwiową. Ma mniej uroku, ale jest znacznie praktyczniejsza. W „coupé" gramolenie się na kanapę przypomina włażenie do czołgu. Janek się wciśnie, ale Gustlik lepiej niech nie próbuje, tym bardziej że będzie mu ciasno. Na tylnych fotelach wygodnie mogą usiąść osoby o wzroście nieprzekraczającym 1,8 metra, co jak na kompakt jest niezłym wynikiem. Wyżsi pasażerowie będą walili głowami o sufit, ale cóż... zdarza się to nawet w kombiakach.
Tak czy inaczej, gdyby się postarać i logicznie rozplanować miejsce, to nawet do trzydrzwiowego Focusa bez większych kłopotów wcisnęliby się czterej pancerni, a i dla Szarika znalazłoby się miejsce w bagażniku. Warunek jest jeden: barczysty Gustlik musi usiąść za kierownicą, bo tam miejsca jest więcej niż w niejednej limuzynie z segmentu wyżej. Niestety, nie oznacza to, że w fotelu kierowcy siedzi się wygodnie. Siedzisko umieszczono za wysoko, dzięki czemu można zajrzeć głęboko w oczy kierowcom w busach stojących obok nas na światłach. Do tego w żaden sposób nie mogłem wyregulować oparcia i kierownicy w taki sposób, żeby zająć wygodną pozycję (choć samo „krzesło" było bardzo komfortowe). Za blisko, za daleko, za mało miejsca na kolana, nie dosięgam pedałów... I tak w kółko. Boże! Czemuś dał mi te 194 centymetry?! Zaraz, zaraz... Już wiem! Żebym mógł dosięgnąć do dźwigni zmiany biegów w Focusie! Została bowiem umieszczona tak daleko, że za każdym razem trzeba odrywać plecy od oparcia, aby zmienić przełożenie. Konstruktorzy Forda mają chyba ręce długie jak szympansy...
Na szczęście mają też praktyczne umysły, dzięki którym rozplanowali wnętrze tak, że połapanie się w nim nie sprawi najmniejszych trudności nawet dziadkowi, który właśnie przesiadł się z „malucha". Trzeba jedynie przyzwyczaić się do fordowskich smaczków, takich jak nietypowe uruchamianie wycieraczki tylnej szyby czy spryskiwanie przedniej.
Solidną, niemiecką robotę widać także w wykończeniu Focusa. Prezentuje on zupełnie inny poziom niż Escort i Mondeo z lat 90., w których podczas jazdy po wertepach trzeba było przytrzymywać plastikowe części, żeby nie odpadły. Teraz wszystko jest solidnie poskładane, a czepiać się można jedynie szczegółów, np. trzeszczących obudów głośników podczas puszczanych nieco głośniej kawałków hip-hopu z charakterystycznym „łubu-dubu". No i te materiały... Jest co prawda fajne aluminium (konsola środkowa, obwódki nawiewów i zegarów, klamki), a górę deski obito miękką i przyjemną w dotyku gumą, ale mimo wszystko trochę tu za dużo taniego plastiku. Do tego ciemnoniebieski kolor deski rozdzielczej w testowanym egzemplarzu nie wszystkim przypadnie do gustu. Taką samą barwę ma skóra na kierownicy, przez co wygląda, jakby pobrudził ją kierowca, który bawił się flamastrem i nie umył rąk. Na szczęście wnętrze można urządzić w tradycyjnej czerni albo połączyć ją z eleganckim beżem. Jednym słowem – dla każdego coś dobrego.
Drezyna na sportowo
Dokładnie to samo można powiedzieć o gamie silników w Focusie. Benzynówki zaczynają się od skromnych 80 koni, a kończą na cudownych 225 w wersji ST. Ci, którzy za kółkiem spędzają więcej czasu, wybiorą pewnie jednego z czterech oferowanych diesli. I nie ma co owijać w bawełnę – jeżeli ktoś nie ma duszy rajdowca, powinien wybrać właśnie któregoś z „ropniaków". Dla wielbicieli adrenaliny pozostaje wyłącznie ST, bo 145-konna dwulitrówka, jaka trafiła pod maskę „testówki", daje frajdę z jazdy tylko na papierze. Na asfalcie sprawia wrażenie nie mniej żwawej od drezyny ścigającej się z Intercity. Auto rusza z miejsca, dopiero gdy wskazówka obrotomierza mija cyfrę 4, a żeby z właściwym skutkiem wyprzedzić tira, przy 60 na godzinę trzeba wrzucić dwójkę.
Dwulitrowy 136-konny diesel bez zadyszki zrobi to samo z piątki. Ponadto sprawia wrażenie szybszego, bardziej porywczego, nieokiełznanego i... sportowego. To brzmi jak bluźnierstwo, ale jest faktem. Jeszcze nie jesteście przekonani? To dodam, że benzyniak żłopał w mieście 12 litrów na setkę, a gdy ciągnąłem się za autobusami jak żółw, schodził do niecałych 10. Diesel w folderze pali 7,4 litra, a w rzeczywistości około 8. Nie trzeba studiować filozofii, żeby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski, ani matematyki, żeby obliczyć, ile można oszczędzić, kupując TDCI. Gdyby przyznawać punktację za ekonomię, osiągi i przyjemność z jazdy, diesel wygrałby z benzyniakiem 3:0. Valkover!
Aż szkoda, że benzynową dwulitrówką nie da się poszaleć, bo zachęcają do tego zarówno świetnie wyprofilowane, sportowe fotele (utrzymają nawet rajdowca z tuszą sumo), doskonale leżąca w dłoniach kierownica i skrzynia biegów prosząca się o to, żeby jak najczęściej jej używać. Brakuje jej jedynie szóstego biegu, przez co przy wyższych prędkościach silnik daje się we znaki uszom pasażerów. To kolejny argument przemawiający za dieslem, który standardowo ma 6-biegową skrzynię ograniczającą hałas i zużycie paliwa.
Jest jeszcze jedna rzecz, która wręcz prowokuje do szaleństw za kółkiem Focusa...
Prze(czołg)any Niemiec
...to fakt, że na asfalcie równie trudno wyprowadzić go z równowagi jak czołg na poligonie. W tym momencie powinienem przeprosić konstruktorów zawieszenia i układu kierowniczego Forda za to, że wątpiłem w ich umiejętności. Odwalili kawał solidnej roboty, a przy okazji napędzili konkurencji stracha. Do tej pory żaden kompakt nie miał z asfaltem tak dobrych stosunków jak Focus. Wystarczy wejść w menu pokładowego komputera i wybrać jedno z ustawień – sport, komfort lub standard. Najlepiej od razu zdecydować się na to pierwsze i zacząć zabawę...
Ja chcę jeszcze raz! Każdy zawijas na drodze w wykonaniu Focusa zasługiwałby na opisanie w książce „Zakręty historii". Samochód sprawia wrażenie, jakby równie pewnie trzymał się suchutkiej nawierzchni i lodu. Kierownica kręci się dokładnie tak, jak powinna – nie za lekko i nie za ciężko. Daje poczucie pełnej kontroli nad erupcją namiętnych uczuć, do jakiej dochodzi między oponami a jezdnią. Do tego pomimo przedniego napędu samochód jest delikatnie nadsterowny i potrafi przyjemnie zarzucić tyłem. Jednak żeby naprawdę wyprowadzić go z równowagi i postawić bokiem bez użycia hamulca ręcznego, trzeba być specjalistą. Przy takich walorach jezdnych zamawianie systemu kontroli trakcji (ESP) jest takim samym nonsensem jak montowanie siodełka dla dzieci w stacjonarnym rowerku stojącym w sypialni.
Przyznaję szczerze, że nie mam pojęcia, jak Niemcy to zrobili, ale jeszcze nigdy auto o tak sportowym zestrojonym zawieszeniu nie było jednocześnie tak komfortowe. Polskie dziury zdają się naturalnym środowiskiem Focusa. Trzęsie trochę jedynie na poprzecznych nierównościach, ale już w koleinach radzi sobie bez zarzutu. Inni producenci mają od kogo się uczyć.
Ford grzechu wart?
Może grzechu nie, no chyba że jakiegoś lekkiego. Na pewno jednak wart jest pieniędzy, jakich żądają za niego w salonach. Najprostszego Focusa można kupić za 50 tys., a testowany benzyniak w promocyjnym wyposażeniu Silver X (m.in. z klimatyzacją) kosztuje niecałe 65 tys. Lepiej jednak dorzucić jeszcze piątkę i kupić 136-konnego diesla. Inwestycja zwróci się po przejechaniu 50-60 tys. kilometrów, a przyjemności z jazdy będzie znacznie więcej.
Okazuje się, że wbrew obiegowym opiniom w Fordzie potrafią robić dobre samochody. Focus jest tego jeżdżącym dowodem. Ma zawieszenie, jakiego zazdroszczą mu inne kompakty, sporo miejsca w środku i jest nieźle wykonany. Jeżeli do tego będzie bezawaryjny, to może liczyć na łatwy i przyjemny żywot, podobnie jak jego właściciele. A jak wiadomo, przyjemność jest w życiu bezcenna. Za resztę można zapłacić kartą. Niekoniecznie Mastercard.
Kwestionariusz – Ford Focus 2.0 Sport
- obywatelstwo: niemieckie
- wiek: produkowany od 2005 roku
Wymiary
- długość – 4342 mm
- szerokość – 1840 mm
- wysokość – 1497 mm
- rozstaw osi – 2640 mm
- pojemność bagażnika: 385 l
- pojemność zbiornika paliwa: 55 l
Serce
- silnik benzynowy o pojemności 1999 cm sześc.
- 4 cylindry, 16 zaworów
Tężyzna fizyczna
- moc: 145 KM przy 6000 obr./min
- maksymalny moment obrotowy: 185 Nm przy 4500 obr./min
- napęd: na koła przednie
- skrzynia biegów: ręczna, 6-stopniowa
Zajęcia na bieżni
- sprint 0-100 km/godz. – 9,2 s
- prędkość maks. – 206 km/godz.
Apetyt
- miasto – 10-12 l/100 km
- trasa – 6-7 l/100 km
Stan majątkowy
- 4 poduszki powietrzne, ABS, centralny zamek z pilotem, 3-ramienna skórzana kierownica, sportowe zawieszenie i fotele, elektrycznie sterowane szyby i lusterka.
Wartość
- od 64 850 zł