Infiniti QX60 – Europa już nie zdąży pokochać „amerykańskiego” premium
Mimo iż Infiniti QX60 jest raczej samochodem do długich podróży autostradami, można nim również zjechać z utwardzonej nawierzchni i wspiąć się w niedostępne dla przednionapędowych aut górskie rejony. Sprawdziliśmy.
Szukając informacji na temat Infiniti QX60, pierwsza, na jaką trafimy, jest taka, że samochód ten produkowany jest na rynek amerykański. Niedostępny w Europie model sprowadzony został na stary kontynent za sprawą bułgarskiego przedstawicielstwa tej japońskiej marki w 2018 roku, czyli dopiero w szóstym roku produkcji. Tak, QX60 miało swoją premierę w 2012 roku (wówczas jako model JX35) i ma już siedem lat. Czy sprawia to, że wygląda staro? A skoro opracowano go dla klienta zza „wielkiej wody”, to czy spodoba się Europejczykom? Rynek europejski i północnoamerykański różnią się, a ich klienci mają różne wymagania.
Luksusowy wieloryb pośród drogowego planktonu
Już przy pierwszym kontakcie widać, że Infiniti QX60 jest samochodem dużym, bardzo dużym. Mierzy blisko 5,1 m długości, 2,2 m szerokości i 1,8 m wysokości. Z tymi gabarytami z trudem mieści się na standardowym miejscu parkingowym. Nadwozie zostało jednak zaprojektowane tak, aby wizualnie zgubić nadmiar centymetrów. Jego wygląd jest zwarty, a dzięki licznym opływowym zaokrągleniom, całość wydaje się lekka i zwinna.
We wnętrzu najbardziej widać amerykańskie pochodzenie dużego SUV-a Infiniti. Liczne linie prowadzące z deski rozdzielczej na boczki drzwiowe lub do tunelu środkowego nieznacznie rozchodzą się na łączeniach elementów. Nie jest to może poziom Chryslera, ale nie jest to też precyzja europejskiego Nissana. Zdecydowanie gorzej wypadają niektóre plastiki. Ramka wokół ekranu nawigacji, czy pomalowane na srebrno pierścienie wokół nawiewów i klamek wykonane są z tworzyw, które prawdopodobnie nawet w Dacii nie byłoby na miejscu. Są to jednak drobiazgi. Złe wrażenie szybko znika, gdy przyglądniemy się całości wnętrza. Począwszy od siedzeń, przez boczki drzwiowe, górę deski rozdzielczej, a na tunelu środkowym skończywszy, wszystko pokryte jest znakomitej jakości skórą. Jej grafitowy kolor rozjaśniają nici oraz kedry koloru złotego. Jasności wnętrzu dodaje także beżowa (na szczęście) podsufitka i dwa duże okna dachowe, z których przednie jest otwierane.
Kierownica Infiniti QX60, również obszyta skórą, zapowiada, do czego stworzono ten samochód. Jej niezbyt gruby wieniec, cztery ramiona i duża średnica zdecydowanie bardziej niż do sportowej jazdy, zachęca do komfortowego podróżowania po „highwayach”. Niestety i na niej znajdziemy elementy z nieprzystającego jakością plastiku o ostrych krawędziach, na których zgromadzone są przełączniki sterujące licznymi systemami.
Obszerne wnętrze Infiniti QX60 wymaga sprawnej wentylacji. Tu pochodzenie zza „wielkiej wody” okazuje się zaletą. Cały układ klimatyzacji jest bardzo wydajny i cichy. Osobną regulację temperatury mają nie tylko przednie fotele, ale również tylna kanapa, a dla pasażerów trzeciego rzędu przewidziano oddzielnie nawiewy.
Wymiary zewnętrzne nadzwyczaj dobrze przekładają się na ilość miejsca w środku. Zarówno z przodu, jak i w drugim rzędzie ilość miejsca jest niemal nieograniczona. Jeśli zaś przyjdzie nam podróżować z kompletem pasażerów, przesunąwszy nieznacznie środkowe siedzenia do przodu, w trzecim rzędzie również nie zabraknie przestrzeni, nawet dla wysokich osób. Dostęp do tylnych miejsc nie stanowi problemu. Gdy odchylamy oparcie środkowej kanapy, ta odjeżdża ona do przodu, jednocześnie podnosząc siedzisko, dzięki czemu „przytula się” do przedniego siedzenia, tworząc szerokie bezproblemowe wejście. Drzwi tylne zachodzą na błotnik i próg, dzięki czemu w deszczowy dzień nie ubrudzimy się podczas wchodzenia lub wychodzenia do drugiego i trzeciego rzędu.
We wnętrzu Infiniti QX60 nie zabraknie miejsca na drobiazgi. Poza kieszeniami w drzwiach i licznymi uchwytami na kubki (łącznie aż 8!) przed pasażerem z przodu znajdziemy ogromny podświetlany i chłodzony schowek. Niemałą skrytkę umieszczono także w podłokietniku. Jest ona podzielona na płytkę górną i głęboką dolną część. Bagażnik, którego tylna klapa otwierana i zamykana jest oczywiście elektrycznie, przy komplecie pasażerów ma 447 litrów, w konfiguracji pięcioosobowej 1150 litrów, a maksymalnie może pomieścić blisko 2200 litrów, robiąc z luksusowego SUV-a małego dostawczaka!
Czego chcieć więcej?
Infiniti przyzwyczaiło użytkowników do wysokiego standardu wyposażenia. Amerykańskie modele nie odstają pod tym względem. Do Polski sprowadzane są dwie topowe odmiany. Już tańsza – ELITE – oferuje między innymi wspominane okna dachowe, elektrycznie ustawiane, podgrzewane i wentylowane przednie fotele, ogrzewaną kierownicę, jak również tylną kanapę, świetnie grający system audio Bose, połączony z centrum rozrywki obejmującym dwa ekrany zamontowane w zagłówkach przednich siedzeń. W topowej wersji znajdziemy ponadto cały szereg asystentów jazdy i pasy bezpieczeństwa z funkcją elektrycznego dociągania.
Tylko wnikliwie analizując wyposażenie testowanego Infiniti QX60, można stwierdzić, że nie jest to już najnowsza konstrukcja. Zdradzają to miedzy innymi światła sufitowe – wszystkie wykonane w technologii klasycznych żarówek, brak oświetlenia ambientowego czy obecność zapalniczki! Niedzisiejsze są także zegary, z małym i prostym wyświetlaczem komputera pokładowego. Ale czy to wady?
Tylna część przedziału pasażerskiego ma z zewnątrz przyciemnione szyby, które o dziwo nie ograniczają jasności w samochodzie. We wszystkich trzech rzędach podłogę osłaniają grube welurowe dywaniki dopasowane do kształtu podłogi. W nocy elementy sterowania podświetlone są białym światłem. Zapomniano niestety o przełącznikach na panelu nad lusterkiem wstecznym, które w ciemności pozostają niewidoczne.
Wspomniane ekrany w zagłówkach foteli Infiniti QX60 obsługiwane są za pomocą pilota, a separację akustyczną ich użytkowników gwarantują bezprzewodowe słuchawki. Główny system multimedialny natomiast można obsługiwać dotykowo, lub za pomocą przełączników z kierownicy, a także używając tych zgromadzonych bezpośrednio pod ekranem. Menu jest mocno rozbudowane, a jego obsługę zdecydowanie ułatwiłoby pokrętło typu iDrive znane z BMW, jednak już po kilku dniach użytkowania z łatwością odnajduje się potrzebne funkcje. Grafika menu jest może lekko przestarzała, lecz nie można jej odmówić czytelności. System umożliwia podłączenie telefonu, jak również źródła dźwięku poprzez gniazdo USB. Tu niestety znowu uwidacznia się wiek konstrukcji. W całym QX60 są aż cztery gniazda 12V, dwa kompletne przyłącza pod zewnętrze urządzenia AV, a tylko jedno (!) USB. Z tyłu QX60 znajdziemy też gniazdo sieciowe, jednak jest ono chyba największym negatywnym zaskoczeniem – to gniazdo 120V typu amerykańskiego.
Nie najlepiej jest też w przypadku nawigacji. Cały system multimedialny Infiniti QX60 nie ma w ogóle języka polskiego, ani możliwości obsługi głosowej (w USA jest to możliwe), co w tej klasie i przy tej cenie jest ewidentnym faux pas. Choć sama mapa jest aktualna, to jednak w małych miejscowościach nie znajdziemy numerów domów. Wartą odnotowania jest za to możliwość ręcznego ustawienia celu bezpośrednio na mapie, zatem jeśli wiemy dokładnie, gdzie jest miejsce, do którego chcemy dojechać, a nie znamy dokładnego adresu, po prostu na nie klikamy, a nawigacja sama nas doprowadzi.
Wyposażenie topowej wersji HI-TECH różni się od bazowej w zasadzie wyłącznie ilością asystentów kierowcy, których zbiorczo Infiniti nazywa – tarczą bezpieczeństwa. Składają się na nią – inteligentny tempomat z kontrolą dystansu, asystent martwego pola, pasa ruchu, system ostrzegania przed kolizją, inteligentne wspomaganie hamulców i hamowania awaryjnego. Przy włączonej „tarczy” Infiniti QX60 potrafi nie tylko jechać niemal autonomicznie, ale nawet samo gwałtownie zahamować! Jeśli korzystamy wyłącznie z tempomatu, potrafi on być nieco nadaktywny, wyhamowując pojazd dużo za wcześnie, nawet przy ustawieniu minimalnego dystansu do auta poprzedzającego. To pewnie kolejna „amerykańskość” tego kolosa.
Mimo swoich gabarytów Infiniti QX60 jest łatwe do wyczucia. Pomagają w tym ogromne lusterka zewnętrzne, wysoko poprowadzona maska, którą widać zza kierownicy nawet przy opuszczonym maksymalnie siedzisku fotela kierowcy, jak również system kamer obejmujący całą przestrzeń wokół samochodu. Można zarzucić kamerom, że ich jakość to „tylko” VGA, jednak obraz na ekranie jest wyraźny i nawet w ciemności nie traci na jakości, umożliwiając bezpieczne parkowanie po zmroku.
Infiniti QX60 jeździ tak, jak wygląda
Każdy, kto lubi amerykańskie samochody, polubi też Infiniti QX60. Zawieszenie zestrojone jest na maksymalny komfort. Mimo dwudziestocalowych felg, Infiniti izoluje pasażerów od wszelkich dziur, a na nierównościach co najwyżej nieznacznie się buja. Wysoki komfort resorowania odbija się negatywnie w zachowaniu na krętych drogach, na których ważący ponad dwie tony SUV mocno się wychyla, niemal „podpierając się lusterkami”. Dzięki napędowi na cztery koła nie ma, na szczęście, tendencji do podsterowności i na ile pozwala mu jego masa, zachowuje się stabilnie. Sam układ kierowniczy również nie skłania do sportowej jazdy. Jego przełożenie jest mało bezpośrednie, dzięki czemu nawet nagłe szarpnięcie kierownicą nie zakłóci spokoju podróżujących. Wielkość auta daje o sobie znać podczas manewrowania. Infiniti QX60 zdecydowanie nie wygra konkursu na najbardziej zwrotny samochód na miejskim parkingu.
W mieście czy na trasie Infiniti jeździ bez chwili zawahania. Duży silnik znakomicie radzi sobie z masą SUV-a, rozpędzając go zawsze swobodnie. W każdym zakresie prędkość można płynnie zwiększyć. Zaskakująco skrzynia CVT nie sprawia, że wyjący silnik przeszkadza w rozmowach pasażerom.
Mimo iż Infiniti QX60 jest raczej samochodem do długich podróży autostradami, można nim również zjechać z utwardzonej nawierzchni i wspiąć się w niedostępne dla przednionapędowych aut górskie rejony. Te ostatnie, nawet nocą, będą doskonale oświetlone, dzięki bardzo wydajnym biksenonowym reflektorom.
Wolna jazda w górach czy po miejskiej dżungli wydatnie przyczynia się do wzrostu spalania. Infiniti QX60 potrafi spalić po mieście nawet ponad 17 litrów na każde 100 kilometrów. Na trasie tę wartość można obniżyć o około 5 litrów. To nadal dużo, jednak nie można zapomnieć, że silnik wprawia w ruchu siedmioosobowy, ponad dwutonowy pojazd. Infiniti wymyśliło sposób na nieznaczne zmniejszenie apetytu swojego dużego SUV-a. Pokrętłem na tunelu środkowym można zmienić tryb pracy układu napędowego na EKO. Może on wzbudzić uśmiech nie jednego fana motoryzacji. Jego działanie przejawia się bowiem tym, iż w mniej więcej 1/3 skoku pedału gazu pojawia się wyczuwalny opór, mający powstrzymać kierowcę przed mocniejszym wciskaniem tegoż. Realnie, zamiast obniżać spalanie, tryb EKO zmienia Infiniti QX60 w zawalidrogę.
Jak na warunki amerykańskie silnik ma dość rozsądną pojemność – 3.5 litra i sześć cylindrów w układzie „V”. Jest to klasyczna wolnossąca jednostka, pozbawiona jakże irytującego systemu start-stop. Dzięki brakowi turbosprężarki, motor QX60 brzmi bardzo rasowo. Podczas wkręcania się na obroty przyjemnie mruczy, wywołując uśmiech na twarzy kierowcy. Ponad ćwierć tysiąca koni mechanicznych zapędzonych do galopu, katapultuje ciężkiego SUV-a do 100 km/h w zaledwie 8,4 sekundy i robi to przy harmonii dźwięków, której aż chce się słuchać z otwartą szybą! Coraz rzadziej można dziś cieszyć się prawdziwym dźwiękiem jednostki napędowej, której nie trzeba podkręcać „przeinżynierowanym” układem wydechowym, czy graniem głośnikami.
Ceny Infiniti QX60 zaczynają się od 350 tys złotych. To dużo, jednak na taki poziom cen wpływają liczne obciążenia podatkowe, którymi obłożone są samochody przywożone do Europy z USA. Teraz można wejść w posiadanie tego krążownika z rabatem wynoszącym 100 tysięcy złotych. Jeśli więc ktoś poszukuje bardzo dużego rodzinnego SUV-a, z luksusowym wyposażeniem i wspaniale brzmiącym silnikiem, któremu jest w stanie wybaczyć kilka jakościowych niedociągnięć – Infiniti QX60 jest właśnie dla niego. Trzeba się jednak spieszyć. Koncern Nissan-Renault ogłosił niedawno, że marka Infiniti, ze względu na zbyt restrykcyjne normy czystości spalin narzucone przez Unię Europejską, całkowicie zniknie ze starego kontynentu.