Infiniti Q30 2.0T - drogowy koncept
Projektanci często rozpalają naszą wyobraźnię nieziemskim konceptem, by w momencie premiery pokazać coś zupełnie innego. Nie jest to jednak regułą. Wyjątek stanowi choćby Infiniti Q30, które wygląda prawie identycznie jak prototyp. Tylko czy na pewno tego chcemy?
Śledząc od lat rynek motoryzacyjny, nie można nie zauważyć kiedy księgowi zaczynają wchodzić z butami na deski kreślarskie. Gdy samochód ma przyciągnąć uwagę, zwiększyć popularność marki, pokazać jej najnowsze osiągnięcia technologiczne i rozkochać w sobie tłum - droga wolna. Cena nie gra roli, róbcie jak uważacie - powiedzą finansiści. Kiedy jednak przychodzi czas, by z konceptu zrobić wersję produkcyjną, która ma się sprzedać w tysiącach sztuk, projektanci usłyszą - „O, nie, nie. To nie przechodzi, to zmień, to nie może być tak pogięte, niech to będzie bardziej… zwyczajne”. Oczywiście częściowo winne są tu też przepisy poszczególnych krajów, które na przykład wymagają ustawienia reflektorów na odpowiedniej wysokości, ale uznajmy, że więcej „szkody” czyni tu oszczędność.
Infiniti Q30 wygląda wobec tego jakby księgowi o nim zapomnieli. Wzięli urlop. Zanim zorientowali się, że prototyp zwany QX30 nie powinien w takiej formie trafić do produkcji, ktoś nacisnął Enter i machina ruszyła. Na szybko zmienili co tylko mogli, ale okazało się, że niewiele.
No bo jak w dzisiejszym świecie uznać, że ktoś te wszystkie przetłoczenia i zabiegi stylistyczne produkuje świadomie? W segmencie C? Wszystkie popularne hatchbacki, nawet te uznawane za „premium”, prezentują raczej zachowawczy styl, który może jest nawet ładny, ale często daleko mu do miana „interesującego”.
Luksusowy czołg
Z tego miejsca docieramy jednak do wnętrza. Konceptualny projekt ma wzbudzać podziw z zewnątrz, ale w środku już nie musi. Jeśli za bardzo skupimy się na wyglądzie, ryzyko przenosi się na codzienną praktyczność. I - niestety - tutaj to nie tylko ryzyko. Piękna, sportowa linia auta to także słaba widoczność w środku i mniej miejsca nad głową.
Wygodne fotele regulujemy elektrycznie - odpowiednie przełączniki znajdują się na panelu drzwi. Pomiędzy czytelnymi zegarami wbudowano ekran komputera pokładowego o szarym tle. Z czymś nam się to kojarzy? Naturalnie. Infiniti Q30 to Mercedes GLA w przebraniu. To tłumaczy niską linię dachu, takie, a nie inne umiejscowienie regulacji fotela i ten komputer. Na szczęście tych nawiązań do Mercedesa nie ma tu zbyt wiele - Infiniti całkiem skutecznie się o to postarało.
Materiały we wnętrzu to naprawdę wysoka półka. Cały kokpit ścieli skóra i alcantara z kontrastowymi przeszyciami. Konsola centralna nijak nie przypomina tej z niemieckiego kuzyna, podobnie zresztą jak ekran systemu multimedialnego - to nie Command Online, a autorski interfejs Infiniti InTouch, który znamy choćby z Q50. Swoją drogą, nawigacja bardzo ochoczo informuje nas o wszystkich fotoradarach w okolicy, ale ma nieaktualną bazę. W Krakowie widzi radary, o których słuch już dawno zaginął - większość z nich nie działa od dobrych paru lat. Miejscami przeszkadza też niedokładna lokalizacja językowa - zdarzają się opcje o angielskich nazwach.
Spójrzmy jednak jeszcze raz na stronę praktyczną Q30. Miejsca z przodu nie brakuje. Z tyłu, co ciekawe, również nie jest najgorzej, szczególnie, jeśli chodzi o ilość miejsca nad głową. Wyżsi pasażerowie kanapy mogą narzekać jedynie na zagłówki o małym zakresie regulacji. Nie znalazłem też w konfiguratorze możliwości dodania podłokietnika do kanapy. Bagażnik mieści 430 litrów.
Szybki - tak, sportowy - niekoniecznie
Sportowy samochód to przede wszystkim poczucie kontroli podczas jazdy z większymi prędkościami. Testową wersję napędza najmocniejsza jednostka w ofercie, która próbuje uczynić Infiniti Q30 samochodem sportowym. I w pewnych aspektach jej się to udaje, ale są tu też elementy, którym do sportu daleko.
Sercem Q30 jest 2-litrowy silnik benzynowy, który rozwija 211 KM przy 5500 obr/min i daje 350 Nm już od 1200 obr/min, aż do 4000 obr/min. To - obok wersji 2.2d - jedyna opcja na dodanie napędu na obie osie do naszego Infiniti. Napęd ten jest w stanie przekazać do 50% momentu na tylną oś.
Osiągi pozwalają na bardzo sprawne poruszanie się po miastach i autostradach. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h zajmuje 7,3 s, a maksymalna prędkość to 230 km/h. Za przeniesienie napędu odpowiada dwusprzęgłowa, automatyczna skrzynia DCT, która może pracować w trzech trybach - S, E i M. „S” to sport, „E” to ekonomiczny, a „M” manualny, w którym zmieniamy biegi za pomocą łopatek. Tutaj mam najwięcej zastrzeżeń. Automatyczny tryb sportowy nie nadąża za „szarpanym” stylem jazdy. Spóźnia redukcje lub dobiera zbyt wysokie biegi. W trybie manualnym z kolei musi się chwilę zastanowić, zanim wykona nasze polecenie. Jeśli jednak chodzi o wrażenia z dynamicznej jazdy - zmiany przełożeń są przede wszystkim płynne i nie zaburzają komfortu, jaki panuje wewnątrz.
Ten komfort zaburza jednak zawieszenie. Wielowahaczowa konstrukcja dokładnie odseparowuje poziome i pionowe ruchy kół i zapewnia stabilne prowadzenie, ale amortyzatory i sprężyny są twardo zestrojone. Jeśli lubimy samochody w sportowym klimacie - jest fajnie, ale ktoś, kto w podróży szuka komfortu może się rozczarować. Tym bardziej, że nie mamy możliwości zmiany stopnia sztywności zawieszenia.
Zwróćmy też uwagę na hamulce. Już w podstawowych wersjach dostajemy pakiet tarczowych hamulców Brembo o średnicy 295 mm. Z silnikami 2.0T i 2.2d na przednią oś trafiają jeszcze bardziej skuteczne, 320-milimetrowe tarcze. Infiniti Q30 2.0T waży 1545 kg, czyli prawie o 100 kg więcej od wersji przednionapędowej, więc dobrze, że ta moc jest pod kontrolą.
Jak jeździ najszybsze Q30? Przede wszystkim pewnie. Jest sztywne, zwarte, nie przechyla się na zakrętach bardziej, niż byśmy tego oczekiwali. Nie da się jednak wyłączyć kontroli trakcji, więc możecie zapomnieć o wyjeżdżaniu driftem na skrzyżowaniach - tym bardziej, że na tylną oś nigdy nie trafi większość momentu. Na zewnątrz na pewno robi wrażenie dźwięk układu wydechowego. Jest głośny i przeraźliwie sykliwy. Absolutnie nie zdradza, że pod maską jest czterocylindrowy silnik.
A jak ze spalaniem? Producent deklaruje, że w mieście zmieścimy się w 8,7 l/100 km. Niekoniecznie, bo ciężko było zejść poniżej 10 l, a przez większość czasu spalanie wynosiło ok. 11,2 l/100 km. W trasie będzie to ok. 8 l/100 km. Jak na kompakt sporo, ale jeśli decydujemy się na samochód ze słowem „Sport” gdzieś wokół nazwy, to raczej nie liczymy na oszczędność. A jeśli liczymy, to zawsze możemy kupić 170-konne 2.2d. Wrażenia będą zbliżone, a ekonomia jazdy na pewno lepsza.
Wyróżnij się
Bezkompromisowe podejście do wykończenia wnętrza w aucie segmentu C to nadal rzadkość, a genialny wygląd potrafi przyćmić większość problemów natury ergonomicznej. W tym samochodzie na pewno się wyróżnisz i na pewno nie będziesz narzekać na osiągi - dopóki mówimy o wersjach „cywilnych”. Audi ma bowiem S3, Mercedes superszybkie A45 AMG, a BMW M135i. Infiniti na tym tle wypada raczej blado, bo daje „tylko” 211 koni. Moc to wystarczająca, ale przy takich 381 KM Mercedesa wygląda to raczej przeciętnie.
2.0T występuje tylko w wersji wyposażenia Sport i kosztuje minimum 158 876 zł. Mercedes A 250 4MATIC Sport o praktycznie tej samej konstrukcji kosztuje 152 200 zł. Audi A3 Sportback z silnikiem 1.8 TSI o mocy 180 KM z najbogatszym wyposażeniem kosztuje 143 300 zł. S3 Sportback deklasuje Infiniti mocą, ale z automatem kosztuje aż 177 100 zł. Z kolei BMW 125i o mocy 218 KM z wyposażeniem M Sport (poziom najwyższy) kosztuje 146 200 zł.
Obawiam się więc, że Infiniti Q30 może nie przebić się przez mur konkurencji. Dajemy jednak około 150 tys. zł na kompakt - a to sugeruje, że być może nie myślimy racjonalnie, za to mamy odpowiedni zapas gotówki. Możliwe więc, że nie będziemy liczyć każdej złotówki wydanej na samochód, a pokierujemy się emocjami. A te z pewnością w Q30 odnajdziemy.
Redaktor