Infiniti FX - po co zmieniać coś, co jest dobre?
Jeszcze kilkanaście, nawet kilkadziesiąt lat temu producenci samochodów sprzedawali marzenia o wolności, niezależności i nieograniczonej niemal swobodzie. Miłośnicy motoryzacji oglądając reklamy samochodów rozpalali się do czerwoności i już liczyli swoje oszczędności odłożone na naukę dziecka czy nowy dom. Piękne scenerie, wspaniałe modele aut, seksowne kobiety i faceci z kilkudniowym zarostem - kto się z nimi nie uosabiał? Dziś reklamy mówią przeważnie o emisji CO2, automatycznym parkowaniu i wspaniałych ratach 0%.
Mam nadzieję, że za jakiś czas w spotach nie będą pojawiały się tylko zdjęcia dokumentów do podpisania, zaś wzmianka o nazwie modelu i marce nie będzie pojawiać się na końcu małym druczkiem albo w postaci przyśpieszonego do 100 słów na minutę lektora, jak w reklamach leków. Oczywiście nie o same reklamy mi chodzi, tylko o podejście do motoryzacji, zaś reklamy są najlepszym zwierciadłem tegoż właśnie podejścia. Zatrudniajcie mniej księgowych, a więcej wizjonerów – chciałoby się rzec.
Fuzja auta sportowego z …
Są oczywiście odstępstwa od tej normy, ale ku naszemu niezadowoleniu, bardzo nieliczne. Takim właśnie odstępstwem jest Infiniti FX. Czemu? Już w 2003 roku, gdy w szklanych pudełkach klientów w USA pojawiła się reklama tego modelu, mogliśmy poczuć magię sprzed lat. W reklamie nikt nie mówił o promocjach, wyprzedażach, kredytach czy pożyczkach, a już tym bardziej nie było mowy o tym, jak bardzo silnik auta chroni jelenie w puszczy oraz jak niewiele emituje CO2 do atmosfery. Reklama pokazywała pasję, z jaką powstawał model FX. Jak mówił lektor: „An idea is born…”. I to oddaje ducha tego auta…
A konkretniej? Jak powiedziano nam na prezentacji, FX jest fuzją samochodu sportowego z SUVem. Projektanci przyjęli założenie, że prawdziwe auto sportowe powinno legitymować się trzema atrybutami: długa maska, niska kabina oraz opadająca linia dachu. A kiedy narysowali nadwozie odpowiadające tym założeniom, to postawili to na podwoziu SUVa… Jak wyszło? Och, historia zna i wciąż podrzuca nam nowe przykłady, że zwykłe wysokie zawieszenie sportowego auta to zła droga… Od razu przychodzą na myśl Cayenne pierwszej generacji, a także najnowsze projekty Lagondy czy Urusa. A Infiniti po prostu się udało – bo nie musieli kopiować istniejącego samochodu, a więc na podwoziu SUVa postawili inspirację, a nie gotowe blachy.
Czas na nowości
Pierwsza generacja FX odeszła na dobrą sprawę nie dlatego, że się zestarzała. Po prostu rynek potrzebuje nowości, a więc w 2008 roku pojawił się nowszy model, który mimo mało rewolucyjnych zmian – podstawowa linia nadwozia pozostała bez zmian – wyglądał świeżo, imponująco i muskularnie. Nic więc dziwnego, że przez 4 lata od premiery nowy FX był najlepiej sprzedającym się modelem Infiniti na Starym Kontynencie.
Zdaniem producenta, mimo tak kosmetycznych zmian, nowy model po liftingu zyskuje jeszcze więcej genów właściwych FX-owi. Mało tego! Nowy model będzie tylko nieznacznie droższy od swojego poprzednika, co również powinno pozytywnie wpłynąć na jego popularność. No dobrze, auto nie jest tanie, o czym może świadczyć cena podstawowej wersji FX37 GT – 268 475 złotych, ale mimo to Infiniti FX jest ciekawą alternatywą np. dla niemieckich, statecznych marek. Ponadto miłośnicy jednostek wysokoprężnych mogą zakupić odpowiednik tego modelu w cenie wyższej o zaledwie półtora tysiąca złotych.
Przyjrzyjmy się cennikowi
Można narzekać na wysoką cenę podstawową i marudzić: „270 tysięcy za podstawę? Zdzierstwo!”. No dobrze, ale zanim ktoś zacznie kręcić nosem, niech zajrzy w specyfikację podstawowego modelu i sprawdzi, co oferuje. Oprócz tego, za tę kwotę otrzymujemy auto kompletne, nowoczesne i z pięciogwiazdkowym bezpieczeństwem. Infiniti każe sobie słono płacić za FX-a, ale w zamian daje nam również pokaźną listę wyposażenia, które zostało dodatkowo wzbogacone w najnowszym wcieleniu.
Gamę modelową na rok 2012 tworzą cztery wersje. Pierwszą z nich jest wspomniany już wariant FX37 GT w cenie 268 475 złotych. Auto w tej wersji napędzane jest kultowym już silnikiem Infiniti V6 o pojemności 3,7-litra i mocy 320 KM. Wersja z silnikiem Diesla - FX30d – jest wyposażona tak samo, ale w kieszeni zostaje sporo więcej pieniędzy na stacji benzynowej. Pod maską tego wariantu pracuje bowiem 3,0-litrowy silnik Diesla V6 o mocy 238 KM i imponującym momencie obrotowym 550 Nm. Mimo zadowalających osiągów, kosztująca 269 900 złotych wersja spala w cyklu mieszanym tylko 9 litrów paliwa na 100 km.
Kolejną grupą w ofercie jest wersja S. Auta z tą literką są oczywiście mocniejsze i bardziej sportowe. Ponadto, nie licząc modelu FX37, wszystkie egzemplarze są wyposażone w nietypowy system aktywnego sterowania tylnymi kołami RAS (Rear Active Steering). Nowością w tych wersjach jest również system ciągłej kontroli tłumienia w zawieszeniu CDC (Continuous Damping Control). Na pierwszy rzut oka Innfiniti FX w wersji S wyróżnia się nowymi 21-calowymi felgami aluminiowymi, przyciemnionymi kloszami lamp przednich, znaczkiem z czerwoną literą „S” na karoserii, bocznymi wlotami powietrza oraz nakładkami na progi w kolorze ciemnego chromu. Ceny tych modeli nie są przerażająco wyższe w porównaniu do podstawy – model FX37 S kosztuje 278 875 złotych, zaś FX30d S – 280 300 złotych.
Vettel Edition
Współpraca marketingowa z dwukrotnym mistrzem F1 Sebastianem Vettelem została ukoronowana stworzeniem topowego Infiniti FX Sebastian Vettel Edition. Pierwsze egzemplarze trafią do właścicieli na początku 2013 roku, ale nam już udało się zapoznać na żywo z jednym egzemplarzem. Mocniejszy silnik, karbonowe elementy wykończenia, obniżone zawieszenie, specjalny klang silnika – i zawrotna cena, wynosząca ponad 120 000 euro.
Warto zaznaczyć, że mimo wysokiej ceny Infiniti nie powinno mieć problemu ze znalezieniem chętnych – będzie ich bowiem w Zachodniej Europie zaledwie 50, a na całym świecie 200. Ciekawostką może być fakt, że cała Europa Zachodnia otrzymała tyle samo aut, co sama Rosja. Widać wyraźnie, jak obecność „swojego” zawodnika Vitalija Petrova podnosi zainteresowanie Formułą 1 i zwiększa tym samym potencjał sprzedażowy topowego FXa.
A na czym polegał facelifting?
Jak to dobitnie skomentował jeden z naszych czytelników w naszym profilu na Facebooku: „Po co poprawiać dobre?” Trafił w sedno, bo nawet sami projektanci z Infiniti uznali, że nie ma po co i nie zmienili wiele. Może bali się popsuć coś, co dobrze wygląda? Chyba tak, bo zmienili tylko tyle, aby po kilkudniowym treningu dało się odróżnić młodszego FX od starszego. Najbardziej widoczna nowość to przedni pas auta, który otrzymał grill w formie znanej z koncepcyjnego modelu Essence i emblemat wielkości pałacu kultury, inne światła przeciwmgielne i nieco zmieniony zderzak.
Jeśli jednak chcesz zaimponować sąsiadowi, to nie licz, że to zauważy (a przynajmniej od razu). Co więc masz zrobić? Wybierz jeden z dwóch nowych kolorów nadwozia lub nowy wzór felg. To już prawie koniec listy zmian. W nocy można podobno dostrzec różnicę w podświetleniu zegarów, ale nie chciałem zostawać na noc w Monachium, aby się przekonać, że owa zmiana będzie tak samo mało rzucająca się w oczy, jak te zewnętrzne.
Rewolucji więc nie ma, ewolucja także jest minimalna. Po co więc ten szum z faceliftingiem? No wiecie… tak się robi, że co jakiś czas trzeba coś zmienić. Dzięki temu można zrobić prezentację, zaprosić dziennikarzy i wylądować na pierwszych stronach portali i gazet. Skoro to czytasz, to efekt osiągnięty! Tak, tym razem zmieniono wyjątkowo niewiele, ale to moim zdaniem tylko kolejny dowód na prawdziwość przytoczonego wyżej komentarza: „Po co poprawiać dobre?”