Infiniti FX 30d - made for Europe
Sprzedam Infiniti FX45 w efektownym miedzianym kolorze i z silnikiem V8. Motoryzacyjny obiekt pożądania kierowców, najlepiej rozpoznawalny premium SUV wszechczasów. Z trudem "wyrwany" na aukcji w USA, w najbogatszej wersji - może być Twój za jedyne .... złotych.
Do dziś pamiętam to ogłoszenie w gazecie sprzed 5 lat. Było ciekawe, bo prezentowało „ef-iksa” nie jako środek transportu, lecz jako obiekt pożądania. Zapewne sprzedawca nie musiał długo czekać na klienta, choć to z pewnością nie było zasługą wyłącznie anonsu napisanego z pasją. Auto rzeczywiście budziło emocje i pożądanie - tak wielkie, że Europa oszalała na jego punkcie i w ramach prywatnego importu z USA „ef-iksy” zaczęły się wlewać szerokim strumieniem na Stary Kontynent. Większość z nich miało co prawda bardziej racjonalny i oszczędny silnik 3,5 V6, lecz czasem na ulicy spotkać można było egzemplarz z dumnym „45” na tylnej klapie i V8 pod maską.
Oczywiście wygląd to nie wszystko – Europejczycy pokochali tego crossovera pierwszej generacji również dlatego, że jeździł na poziomie najlepszych europejskich bestsellerów, a już na pewno lepiej od pozostałych amerykańskich SUVów. Był żwawy i zwrotny jak niejedna osobówka i dlatego z taką łatwością przekroczył Atlantyk. Można było mieć zastrzeżenia do plastików czy szczegółów wykończenia, ale to typowe dla większości aut wyprodukowanych dla klientów z USA, więc nikogo to nie raziło. I wreszcie – FX miał bardzo atrakcyjną cenę, szczególnie w porównaniu z czołowymi europejskimi rywalami. Chociaż bezpośrednich konkurentów wówczas praktycznie nie miał – jeśli się weźmie pod uwagę kształt i proporcje nadwozia nawiązujące bardziej do coupe niż do kombi. Dopiero 3 lata po rozpoczęciu produkcji FX konkurencja wreszcie zareagowała i na rynek wjechał przyszły bestseller - BMW X6.
Po 6 latach produkcji pierwszej generacji przyszedł czas na drugą i w 2009 roku nowy FX ujrzał światło dzienne. Projektanci poszli na całość – ostre linie, liczne detale, agresywne zmrużone oczy, olbrzymie 21-calowe koła – wreszcie imponujące rozmiary nadwozia o długości niemal 5 metrów.
Tego auta, emanującego stylem i luksusem nie da się przeoczyć na ulicy, choć moim zdaniem w swoim dążeniu do wyróżnienia się ociera się ono miejscami o granice kiczu. Myślę tu o zbyt rzucających się w oczy skrzelach w nadkolach, fantazyjnie ukształtowanym grillu czy wreszcie wspomnianych reflektorach, których kształt przypomina mi trochę podbite oczy kibica po derbach Krakowa.
We wnętrzu samochód nie wygląda już tak ekstrawagancko jak na zewnątrz. Po otwarciu drzwi uwagę przykuwają elektrycznie regulowane, wentylowane fotele z logiem marki na miękkiej, pikowanej tapicerce. Diagonalne przeszycia na skórze dodają nowoczesnemu wnętrzu trochę sprawdzonego czasem „oldskulowego” charakteru.
Kokpit wygląda świeżo i atrakcyjnie, choć niektóre pokrętła odstają poziomem od reszty i aż się proszą o lepsze wykończenie. Mnogość przycisków na konsoli czy kierownicy rozprasza kierowcę na początku, jednak po kilku godzinach jazdy da się do tego przyzwyczaić. Pewien estetyczny zgrzyt można znaleźć prosto przed oczami kierowcy, gdzie między łagodnymi biało-niebieskimi tarczami prędkościomierza i obrotomierza znajduje się jadowito czerwony ekran komputera pokładowego. Wygląda to niezbyt składnie, choć czerwień ożywia spokojną kolorystykę wnętrza. Sportowego akcentu dodaje trójramienna kierownica i pokaźnej wielkości łopatki do zmiany biegów pod nią.
Poprzedni FX nie grzeszył nadmiarem miejsca na tylnej kanapie, szczególnie nad głowami pasażerów. Druga generacja urosła oczywiście o kilka centymetrów na długość oraz w rozstawie osi, co daje pasażerom więcej miejsca na nogi. Nadal jednak dwumetrowiec na tylnej kanapie się nie rozsiądzie. Za to nad głową jest sporo przestrzeni, chociaż ogólnie odnosi się wrażenie, że z zewnątrz auto obiecuje więcej miejsca, niż naprawdę oferuje w środku. Kierowca tego jednak nie zauważy – jego fotel da się bez najmniejszego problemu ustawić pod dowolny wzrost. Można mieć zastrzeżenia jedynie do bagażnika, który ma pojemność 410 litrów i choć subiektywnie nic mu nie brakuje, to jednak konkurencyjne BMW X6 oferuje 160 litrów więcej.
Benzynowe silniki świetnie sprawdzały się w przypadku indywidualnego importu do Europy, lecz z chwilą uruchomienia po tej stronie Atlantyku oficjalnej sprzedaży Infiniti sytuacja się zmieniła. Jasne było, że słupki europejskiej sprzedaży nie pójdą do góry, dopóki pod maską FX nie znajdzie się mocny silnik Diesla. Statystyki są bezwzględne – aż trzech na czterech klientów wybierających segment SUV decyduje się na ten rodzaj napędu. Dlatego w połowie 2010 roku Nissan wspólnie z Renault opracowały jednostkę V6 o mocy 238 KM i 550 Nm momentu obrotowego.
Brzmi nieźle – przynajmniej na papierze. Dodatkową zaletą takiego silnika jest też rozsądne spalanie, które w trasie waha się w okolicach 8-9, a w mieście 11-12 litrów, zależnie od intensywności ruchu. Choć przyśpieszenie do 100 km/h zajmuje temu silnikowi niezłe 8,3 sekundy, to jednak obydwa „benzyniaki” są znacznie szybsze. Już słabszy z nich przekracza „setkę” półtorej sekundy wcześniej, nie mówiąc o topowym V8, który pędzi 100 km/h już po 5,8 sek.
Za przeniesienie napędu odpowiada montowana seryjnie siedmiobiegowa automatyczna skrzynia. Nie nazwałbym jednak tego duetu skrzyni i silnika idealnym. Jadąc autem z nowoczesną skrzynią biegów i z silnikiem o monstrualnym momencie obrotowym, spodziewam się, że będzie ono z łatwością osiągało prędkości do 70 km/h poprzez samo tylko lekkie muskanie pedału gazu. Tymczasem samochód wymaga wyraźniejszego deptania pedału gazu, na co skrzynia reaguje redukcją, a silnik wzrostem obrotów. Auto oczywiście sprawnie i płynnie przyśpiesza do żądanej prędkości, ale połączenie wyższych obrotów i, co najważniejsze, większego hałasu spod maski i z wydechu wzmaga subiektywne wrażenie, że przyśpieszenie przychodzi mu z niezrozumiałym wysiłkiem. Kolejne potwierdzenie tego wrażenia przychodzi z chwilą zwolnienia pedału gazu, kiedy samochód zamiast żwawo toczyć się do przodu, zaczyna zauważalnie zwalniać, jakby jechało pod górę.
Brakuje tu lekkości, za którą Europejczycy pokochali pierwszego FXa. W materiałach promocyjnych Infiniti wspomina o ciężkiej pracy, którą wykonali projektanci, aby tłumiki wydawały z siebie przyjemne sportowe brzmienie, lecz w moim odczuciu brzmienie to symuluje nie tyle sportowe emocje, co przeciążony silnik.
Z kolei przy niskich obrotach nie czuć prawie, że pod maską pracuje diesel, czy w ogóle jakikolwiek silnik. Na zewnątrz – owszem, nie można się pomylić, ale w środku dla niskich obrotów zadbano zarówno o właściwą akustykę, jak i o eliminację wibracji.
Przy większych prędkościach skrzynia reaguje na kickdown zdecydowaną redukcją i rozkręca silnik do ponad 4000 obr/min. Poziom hałasu rośnie jeszcze odrobinę, lecz auto daje z siebie wówczas wszystko i przyjemnie przyśpiesza. Tylko ten tłumik… znalazłem jednak rozwiązanie – podgłośniłem Rammsteina. I oto FX natychmiast wraca do formy. Komfortowym wnętrzem samochód świetnie maskuje aktualną prędkość, o której informuje tylko prędkościomierz, ale to nie jazda na wprost jest w nim najlepsza, tylko pokonywanie zakrętów!
W zakrętach ten ciężki SUV zachowuje się jak nieźle wyważona osobówka, a to dzięki sprężystemu zawieszeniu. Nie można go nazwać bardzo komfortowym, ale dzięki tej twardości cudownie trzyma się drogi a dostrojony do gustów Europejczyków precyzyjny (jak na SUV) i przyjemnie ciężki układ kierowniczy pozwala na pewne ustawianie auta w zakręcie. Zaimprowizowany test łosia ujawnił chwilę nadsterowności, którą zawieszenie opanowało bez żadnych działań ani z mojej strony, ani ze strony elektronicznych systemów stabilizujących tor jazdy. Ten model świetnie radzi zarówno ze swoją masą, jak i z relatywnie wysokim, typowym dla SUVów środkiem ciężkości.
Infiniti nie żałuje nowoczesnej elektroniki do swojego flagowego europejskiego SUVa. Auto testowe miało aktywny tempomat, system ostrzegający przed niezamierzoną zmianą pasa ruchu oraz system czterech kamer pozwalający na łatwe manewrowanie na parkingu. Przy okazji - promień skrętu mógłby być nieco mniejszy.
Czy po wprowadzeniu Infiniti do Europy FX nadal jest takim hitem jakim był ówczesny „efektowny miedziany FX45”? Dopasowany do gustów Europejczyków, utwardzony, bardziej luksusowy, z mocnym dieslem, narysowany ze zdecydowanym pazurem – ma wszelkie szanse na sukces. Do tego cena 263.300 zł, to cennikowo około 27tys. mniej, niż BMW X6 3.0 xDrive a po uwzględnieniu różnicy w wyposażeniu nawet 90tys zł, a to już bardzo duża różnica. Czy te wszystkie zalety gwarantują powodzenie? Powinny, lecz liczba mijanych na ulicy X6 kontra FX tego nie potwierdza. Dlaczego?
Szukając przyczyn tego stanu rzeczy, wskazałbym ekstrawagancki wygląd zewnętrzny, który wielu się podoba, lecz nie do każdego pasuje, oraz subiektywną ociężałość auta przez niewystarczające wyciszenie silnika przy wyższych obrotach. Aha - i dobrą pamięć klientów, którzy pierwszego FX kupowali z USA za połowę dzisiejszej ceny – a mało kto lubi dziś płacić drożej za to, co wczoraj kupował dwa razy taniej.
fot. Zachar Zawadzki, Krzysztof Łopata