Hyundai Tucson - stara nazwa, nowe możliwości
"Takson", "Tukson", "Tason", "Tuson"? Jak to się właściwie wymawia? Hyundai Tucson był już kiedyś produkowany. Został zastąpiony przez model ix35, a teraz producent znowu wraca do starej nazwy. Ale czy auto jest na tyle dobre, że warto nauczyć się jej wymowy?
Nowy crossover ma poważne zadanie - musi pociągnąć dalej sukces Hyundaia w Europie. A w szczególności popularny segment SUVów, bo na Starym Kontynencie aż 1.2 miliona kierowców wyłożyło gotówkę na uterenowione Hyundaie. Nowa broń nazywa się Tucson. Swoją drogą - koncern zrobił naprawdę sporo, by Europejczycy nie kojarzyli emblematu Hyundaia z modelem Pony, w którym nawet Brad Pitt jest aseksualny. Marka wybudowała we Frankfurcie swoje centrum na rynek europejski. I to nie byle jakie. Ponadto auta miały coraz mniej wspólnego z koreańskimi odpowiednikami, bo nawet ich testy były przeprowadzane u nas, by lepiej poznać rynek. I wreszcie na koniec - europejskie modele nie płyną do nas statkami, na których według mitu mogłyby być nawet produkowane… Fabryki też są ulokowane u nas, w Europie.
Choć Hyundai ix35 był całkiem udanym samochodem, to również na niego przyszedł czas. Doczekał się ładniejszego następcy. Ale czy lepszego? Według Hyundaia, Tucson jest rewolucją. Właśnie dlatego nazwa została zmieniona - by podkreślić nowy kurs, który obrał crossover z Korei. Ale czy ten kurs w praktyce faktycznie jest taki nowy? Niekoniecznie. Konstrukcja auta jest zbliżona do poprzednika, została udoskonalona. Nawet silniki są podobne, więc za wiele się nie zmieniło. W takim razie czy ten samochód jest w ogóle wart zachodu?
Rodzinne powiązania
Pierwszy Tucson miał azjatycki design... Ten już taki nie jest. Stylistyką dość mocno nawiązuje do większego Santa Fe, ale to nie wada. W końcu to całkiem niezły wzór. Styliści mieli sporo polotu i najwyraźniej zarząd dał im w pewnym stopniu wolną rękę. Nawet ogromny grill wygląda jak twarz Iron Mana - Tucson prezentuje się muskularnie oraz urodziwo. Całość podkreślają ładne przetłoczenia, niezłe proporcje i smaczki w stylu LEDowego oświetlenia i chromowanych elementów. Koncern postanowił zaprezentować swój produkt we Frankfurcie nad Menem. "Miejscówka" teoretycznie nie jest specjalnie wyszukana, ale w przypadku Hyundaia ma spory sens.
To właśnie we Frankfurcie producent ma swoją główną siedzibę w Europie, którą nie omieszkał się pochwalić. Przygotował też kilka pomysłów na dokładne poznanie auta. Wnętrze? Testówki były ponure, ale użyte materiały okazały się dość dobre. Pomiędzy fotelami znalazły się miejsca na kubki, a ilość schowków każdemu powinna wystarczyć. Panel z klimatyzacją nie został przysłonięty przez dźwignię skrzyni biegów. Z kolei w dolnej części kokpitu pojawiły się gniazda - m.in. 12V i USB. Niestety te drugie jest na widoku, dlatego lepiej nie zostawiać w nim na noc pamięci z muzyką - można stracić szybę. Przyjemnym dodatkiem jest system nawigacji TomTom, który ma aż 7-letni okres darmowych aktualizacji. Wskaźniki są z kolei podświetlone na niebiesko, ale kolor nie wypala wzroku tak, jak w Volkswagenach z końcówki lat 90'. Pasażerowie tylnej kanapy ucieszą się też z możliwości podgrzewania siedziska oraz sporej ilości przestrzeni. To dzięki dużemu rozstawowi osi - prawie 2.7m. A jak to auto zachowuje się na drodze?
Kilka możliwości
Na początek kilka słów na temat silników. Do wyboru jest parę wariantów. Oznaczenie GDI może sugerować diesla, ale w praktyce nosi je motor benzynowy 1.6l. Ma dwa warianty mocy - 131KM oraz 176KM w wersji doładowanej. Większe pole manewru mają miłośnicy jednostek wysokoprężnych. Podstawowy 1.7 CRDi osiąga niezbyt porażające 115KM. Większy 2.0 CRDI to już 136 lub 185KM, co przy takich gabarytach jest lepszym wyborem. Testowy egzemplarz posiadał flagowego diesla. Czy taki napęd podnosił ciśnienie?
Frankfurt nad Menem to nie tylko beton i korki. Okolice są naprawdę malownicze, a lekko górzysty teren jest uzbrojony w niekiedy wyjątkowo kręte drogi, które chętnie sprawdzą możliwości Tucsona. 400Nm momentu obrotowego to naprawdę słuszny wynik dlatego auto nie miało większych problemów z podjazdem pod wzniesienia i elastycznością. Na ruchy prawej stopy reagowało od razu. Czy moc 185KM porażała? Nie. Crossover Hyundaia był po prostu dynamiczny. Oferował lekką rezerwę mocy i chętnie współpracował nawet przy prędkościach autostradowych. Jednak z jazdą Rollercoasterem miało to niewiele wspólnego. Mimo tego 185-konnego diesla śmiało można polecić. Jest kulturalny, a kabina została świetnie wygłoszona, dlatego nawet podczas wysokich prędkości w środku jest po prostu cicho. Automat też nadąża za resztą. Co prawda przy gwałtownych manewrach chwilę trwa zanim dobierze odpowiednie przełożenie, ale i tak pracuje dość szybko i delikatnie. Co z zawieszeniem?
Górskie serpentyny nie przestraszyły Tucsona. Zawieszenie jest dość sprężyste i nie pozwala na nadmierne wychyły nadwozia. Dzięki temu kierowca czuje się pewnie, a wóz nie sprawia takiego wrażenia, jakby miał się sturlać z najbliższej skarpy w dół. Poprzeczne nierówności są tylko trochę dokuczliwe, ale w zdecydowanej większości przypadków na drodze komfort i tak jest zachowany. Możecie też liczyć na garść przydatnych systemów - Tucson rozpoznaje znaki drogowe, utrzymuje właściwy pas ruchu, monitoruje martwe pole... Może mieć też tryby jazdy - „aż” dwa, normal i sport. Ten drugi zmienia m.in. charakterystykę automatu i układu kierowniczego, przez co auto staje się trochę zrywniejsze. A co z jazdą w terenie?
Szczypta off-road'u
Dość duży nacisk producent położył też na design auta. W pobliżu centrum Frankfurtu przygotował nawet specjalną stację, na którą można było przyjechać i poznać bliżej artystyczną stronę Tucsona. Designer na żywo rysował auto w skali 1:1, a projekty przedstawiały cały proces tworzenia. Dzięki temu auto może się podobać.
Czy taka mieszanka się sprzeda? Ceny nie są jeszcze znane. Kilka dni temu Hyundai podał jedynie równowartość flagowej wersji Tour de Pologne na naszym rynku - jej cennik otwiera kwota 149 900zł. Dotarłem za to do cen w USA i tam najtańszy wariant można mieć za 22 700$. Teraz pewne jest jedno - ciężko się do czegoś konkretnego przyczepić w tym aucie. I właśnie dlatego warto nauczyć się wymowy nazwy „Tucson” - crossovery mają ciekawego rywala.