Hyundai Tucson N Line 1.6 T-GDI – lepsze wcielenie bestselleru
Wersja N Line to nie tylko wygląd. Hyundai Tucson z tym pakietem stylistycznym zyskał coś jeszcze.
Praktycznie każdy producent oferuje klientom wizualne pakiety, których nazwa okraszona jest literami kojarzonymi z najmocniejszymi i najszybszymi samochodami w portfolio marki. Dosyć nie dawno do tego grona dołączyli Koreańczycy wraz ze swoim Hyundaiem i30 N Line oraz Tucsonem N Line, jednak poza zmianami w wyglądzie przygotowali oni także szereg usprawnień pod karoserią.
Hyundai Tucson to najlepiej sprzedający się model koreańskiego producenta w Europie. By utrzymać zainteresowanie tym samochodem, w 2018 roku pokazano wersję po delikatnym faceliftingu, a wraz z nią, poza pojawieniem się „miękkiej hybrydy”, zadebiutowała także odmiana N Line, mająca być uzupełnieniem gamy dla osób poszukujących czegoś bardziej wyrazistego.
Wizualnie samochód stwarza pozory jakby miał pod maską co najmniej 300 koni. Zmiany przychodzące wraz z pakietem stylistycznym są nie do pominięcia – mamy tutaj inaczej narysowany przedni zderzak z potężnym grillem, który zyskał inne wypełnienie niż pozostałe wersje Tucsona. Z tyłu dorzucono dwie owalne końcówki układu wydechowego, a całość dopełniono kilkoma emblematami oraz licznymi dodatkami pokrytymi fortepianową czernią.
Wnętrze także nabrało wyrazistości oraz charakteru. Pierwsze skrzypce grają tu mocno zaakcentowane czerwone przeszycia na fotelach oraz kilku innych elementach deski. By dodać jeszcze więcej stylu, Hyundai pokusił się o zmianę lewarka automatycznej skrzyni biegów, dorzucił grubszą skórę na kierownicę, która dodatkowo zyskała perforację. Na fotelach natomiast znajdziemy zamszową tapicerkę wraz z elementami skóry oraz dyskretne emblematy N. Całość buduje naprawdę przyjemny sportowy klimat.
Poza tym jest to wnętrze jak w każdym innym Tucsonie – z masą miejsca dla pasażerów, zarówno z przodu, jak i z tyłu oraz bardzo ergonomiczne. Schowków jest tutaj mnóstwo, funkcjonalność stoi na wysokim poziomie, bagażnik wciąż ma 513 litrów pojemności, a na jakość plastików i ich montaż nie można narzekać.
Jednak Tucson N Line to nie tylko wygląd. To przede wszystkim zmiany w układzie jezdnym, do których Hyundai podszedł naprawdę poważnie. Najwięcej uwagi poświęcono układowi kierowniczemu, dzięki czemu samochód znacznie żwawiej reaguje na plecenia wydawane przez kierowcę i przede wszystkim w zakrętach jest on bardziej precyzyjny i komunikatywny. Pokonywanie łuków Tucsonem jest naprawdę przyjemne, a do kręcenia kierownicą trzeba włożyć nieco więcej siły. Mimo to Hyundai wciąż jest świetnym kompanem na dalekie trasy.
Kolejnym elementem – poprawionym przy odmianie N Line – jest zawieszenie. Delikatnie zmniejszono prześwit oraz minimalnie usztywniono sprężyny – z przodu o 8%, a z tyłu o 5%. W teorii zmiany te kłócą się z filozofią SUV–a, jednak Hyundai zrobił to niemal perfekcyjnie, bo podobnie jak przy układzie kierowniczym, nie tracimy ani grama z komfortu i zyskujemy większą pewność oraz precyzję podczas jazdy w zakrętach. Tucson N Line seryjnie wyposażony jest w 19–calowe koła, które w żaden sposób nie przeszkadzają zawieszeniu w cichym i dobrym wybieraniu nierówności.
Testowany przez nas egzemplarz został wyposażony w turbodoładowaną benzynową jednostkę 1.6 T-GDI o mocy 177 KM i momencie obrotowym na poziomie 265 Nm. Silnik ten bardzo dobrze wpisywał się w charakter odmiany N Line – jest dynamiczny (do pierwszej setki rozpędza się w 8,9 sekundy) i został przyjemnie wyciszony, jednak zdecydowanie brakowało mu napędu na cztery koła. Brak trakcji dało odczuć się przede wszystkim przy ruszaniu, nawet na suchym asfalcie, a także podczas przyśpieszania z około 30 km/h. Na całe szczęście napęd na cztery koła jest dostępny w opcji wymagającej dopłaty 7000 zł. Polecam nie zapomnieć jej zaznaczyć podczas konfigurowania swojego Tucsona. Warto też rozważyć zakup 7–biegowej dwusprzęgłowej przekładni automatycznej DCT, która pracuje bardzo sprawnie. Poszczególne przełożenia wbijane są szybko i płynnie, a reakcja na gaz jest niemal natychmiastowa.
Lekkim rozczarowaniem jest zapotrzebowanie na paliwo tej jednostki napędowej. W mieście nie ma opcji, by zejść poniżej 10 litrów. Jeśli lubicie sobie od czasu do czasu przycisnąć i ruszyć szybciej spod świateł, to przygotujcie się na wyniki spalania nawet i w okolicach 12 litrów. Na trasie apetyt na bezołowiową spadał do okolic 7,5 litra, a przy prędkościach autostradowych Tucson potrzebował 9,6 litra na każde 100 kilometrów.
Cena Hyundaia Tucsona w odmianie N Line zaczyna się od kwoty 119 300 zł za wersję z wolnossącym silnikiem 1.6 GDI o mocy 132 KM, manualną przekładnią oraz napędem na przód. Jeśli patrzycie w stronę turbodoładowanej jednostki 1.6 T-GDI, to musicie przygotować się, że zostawicie w salonie minimalnie 137 400 zł. Najtańszym dieslem w odmianie N Line jest jednostka 1.6 CRDI o mocy 136 KM połączona z dwusprzęgłowym automatem – jej cena to 145 400 zł. Jeśli chcemy porównywać N Line do innych wersji wyposażenia, to najbliżej niej jest wersja Style. Wyposażenie w obu tych odmianach jest niemal identyczne, dlatego też możemy przyjąć, że dopłata za ciekawszy wygląd i znacznie przyjemniejsze prowadzenie to 7 500 zł.
Według mnie odmiana N Line jest zdecydowanie najciekawszą w ofercie Tucsona. Sprawia ona, że bardzo dobre auto staje się jeszcze lepsze, dając nam przy tym świetne właściwości jezdne i nie zabierając nic z użyteczności i praktyczności.