Hyundai Kona – Joker w talii
Hyundai przyzwyczaił nas w ostatnich latach do tego, że wygląd samochodów marki jest stonowany, ale coraz bardziej charakterystyczny. Awangardowe projekty przekonują tylko pewną grupę odbiorców, natomiast bezpiecznie jest poruszać się w stylistyce powszechnie uznawanej za neutralną. Trochę inaczej jest w segmencie crossoverów – tutaj liczy się oryginalność, możliwości personalizacji, dynamiczna sylwetka i wiele charakterystycznych elementów nadwozia, które nie pozwolą pomylić samochodu z żadnym innym na rynku. To właśnie młodzi ludzie, pomiędzy 20. a 35. rokiem życia najczęściej decydują się na zakup crossoverów, które są wystarczająco kompaktowe, by łatwo zaparkować nimi w mieście. Są też jednocześnie wystarczająco przestronne, żeby przewieźć wygodnie 4, a okazjonalnie 5 osób. Mają dobrze wyglądać, dobrze się prowadzić i zużywać przy tym niewiele paliwa. Po latach obserwacji konkurencji Hyundai przystąpił do ofensywy, prezentując szokująco awangardowy model Kona. Ten samochód może być nazywany zamiennie: dużym crossoverem albo też małym SUV-em (to drugie nazewnictwo sugeruje sam Hyundai). To nowe otwarcie dla Hyundaia, który jako marka udowadnia, że wcale nie został z tyłu, a wprowadzenie nowego modelu ma sens tylko wtedy, kiedy jest się przekonanym, że odniesie sukces. Czy Kona to brawurowy wyskok czy przyszły hit sprzedaży?
Sportowy szok wizerunkowy
Na pierwsze jazdy nowym Hyundaiem Kona wybraliśmy się do Barcelony. Jak mówią sami przedstawiciele marki, to właśnie Kona ma być nowym początkiem dla tego producenta, ma wyznaczyć kierunek, w którym podążać będzie wypadkowa rozwoju najnowszych modeli. Kona to albo spory crossover, albo mały SUV – został stworzony dla ludzi aktywnie spędzających czas, którzy mają wszędobylską naturę i nie boją się wyróżniać z tłumu.
Wygląd zewnętrzny gra w tym samochodzie ewidentnie pierwsze skrzypce i dokładnie potwierdza teoretyczne założenia. Koreańczycy wiedzą, że zwłaszcza w Europie, coraz częściej klienci „kupują samochody oczami”. Nawet najlepsza technologia i osiągi bez atrakcyjnego „opakowania” nie mają szans na zdobycie rynku. Kona jest awangardowa i nowatorska – czerpie oczywiście z kilku charakterystycznych motywów dla swojej marki, ale pierwsze wrażenie powoduje, że sylwetka auta zapada głęboko w pamięć. Tak jak w przypadku znanych doskonale wszystkim, ekstrawaganckich crossoverów, takich jak Nissan Juke i Citroen C4 Cactus, pierwsze wrażenie po zobaczeniu Hyundaia Kona od razu dzieli obserwatorów na zwolenników i przeciwników – trudno w tej kwestii o kompromis. Przede wszystkim uwagę zwraca front samochodu – wydzielone światła do jazdy dziennej LED tworzą „brwi” głównych reflektorów, również wykonanych w technologii LED. Nie jest to nowe rozwiązanie stylistyczne, ale wciąż jest zjawiskowe i wygląda awangardowo, zwłaszcza na tle innych model Hyundaia. Sześciokątny grill ze sporej wielkości znaczkiem, wraz ze światłami i obszerną powierzchnią nielakierowanego, czarnego plastiku na zderzaku, powodują, że Kona wygląda bardzo sportowo i agresywnie. Choć przedni zwis nie wygląda na imponująco wysoki, to jednak ten samochód może pochwalić się prześwitem na poziomie 170 mm – nie jest to parametr pozwalający na atakowanie wymagających przeszkód, ale przy wyższych krawężnikach sprawdzi się idealnie. Z jakiejkolwiek strony nie spojrzymy na Konę, wszędzie widać przysposobienie samochodu do intensywnej eksploatacji, ale w dobrym stylu. Co widać na zdjęciach, nadwozie może być dwukolorowe, a szczególnie dobrze wyglądają intensywne kolory nadwozia połączone z czarnym dachem lakierowanym na wysoki połysk. Tył to udane zwieńczenie całości sylwetki – podzielone na dwa segmenty światła utrzymują efekt dynamicznego wyglądu, dach wieńczy mocno wysunięty spoiler ze zintegrowanym światłem stopu, a tylny zderzak nadaje masywności i każe traktować tego małego SUV-a poważnie. Jednym zdaniem: sportowa awangarda, która może się podobać, a nade wszystko, jest spójna i przemyślana.
Wnętrze stonowane, miejscami podrasowane
Otwierając drzwi nowego Hyundaia, zszokowani pierwszym wrażeniem, moglibyśmy spodziewać się kontynuacji stylistycznych fajerwerków. Ale to, co na zewnątrz szokowało niemal niewidoczne jest we wnętrzu. Deska rozdzielcza, kierownica, zegary – to wszystko wygląda bardzo prosto i klasycznie, i gdyby nie kilka elementów „ożywiających”, można byłoby powiedzieć: nudno. W tej kwestii postawiono przede wszystkim na funkcjonalność i ergonomię. Ekran multimedialny został umieszczony wysoko, niemal ponad deską rozdzielczą, przez co jest doskonale widoczny w trakcie jazdy i nie wymusza szukania wzrokiem wyświetlanych na nim informacji. Ekran ma przekątną ośmiu cali i za jego pomocą obsługiwać można np. połączony z samochodem telefon przez system Bluetooth lub za pośrednictwem Apple CarPlay czy Android Auto. Fabryczna nawigacja posiada system informowania o korkach w trakcie jazdy oraz bezpłatną aktualizację map przez 7 lat. Pod ekranem można zauważyć pierwszy kolorowy akcent – wokół nawiewów umieszczono dekor lakierowany pod kolor nadwozia. Akcenty w tym samym kolorze znajdują się wokół skrzyni biegów, przycisku uruchamiającego silnik, a także na kierownicy i fotelach (kontrastowe przeszycia).
Naszą szczególną uwagę we wnętrzu zwróciły dwie kwestie: klamki – lakierowane na czarny kolor oraz kierownica, która wygląda naprawdę dobrze i świetnie leży w dłoniach. Materiały wykończeniowe rozmieszczono z niemałym rozsądkiem – miejsca mające częsty kontakt z dłońmi są miękkie, a tam, gdzie nie sięgamy zbyt często zastosowano twarde plastiki, nie ma jednak mowy o przesadnych oszczędnościach. Można też doszukać się kilku przestarzałych, w dzisiejszych czasach, rozwiązań, takich jak mechaniczny hamulec ręczny czy analogowe zegary – choć pewnie ujmie to wszystkich wielbicieli klasycznych rozwiązań. Ciekawym sposobem na personalizację wnętrza jest możliwość zamówienia pasów bezpieczeństwa w trzech różnych kolorach, co znamy raczej jedynie ze sportowych samochodów marek premium.
Wyposażenie również robi wrażenie, zwłaszcza w najwyższej obecnie wersji Premiere Style, w której znajdziemy między innymi: podgrzewane (trzy stopnie), ale też wentylowane (!) fotele przednie wraz z podgrzewaną kierownicą, wyświetlacz head-up, asystenta zjazdu ze wzniesienia, blokadę napędu 4x4 przy niskich prędkościach, asystenta pasa ruchu i martwego pola, pełne światła LED, czy bezkluczykowy dostęp do samochodu. We wnętrzu miejsca jest dużo, kabina jest dość szeroka, a na tylnej kanapie łatwo jest zająć wygodną pozycję, między innymi z racji sporej przestrzeni na nogi. Bolączką jest bagażnik: raptem 361 litrów to skromny wynik, który przystaje bardziej do małego miejskiego crossovera niż nawet małego SUV-a. Wszyscy ci, którzy planują dłuższy wypad na urlop w cztery osoby na pokładzie Hyundaia Kona, są skazani na używanie bagażnika dachowego.
Koniec z udawaniem SUV-a – lepiej być SUV-em!
Kiedy pierwszy raz zasiedliśmy za kierownicą testowej wersji Premiere Style z silnikiem 1.6 T-GDI, pomimo katalogowych 177 koni mechanicznych, nie spodziewaliśmy się szczególnie szalonych osiągów. O sportowych wrażeniach z jazdy Hyundaiem Kona możemy zapomnieć, ale samochód porusza się po drodze wyjątkowo sprawnie. 7,9 sekundy potrzebne do osiągnięcia pierwszej „setki” na liczniku nie jest odczuwalne w sposób brutalny, ale daje pewność, że w razie potrzeby auto sprawnie wykona oczekiwany manewr. Odczucie przyspieszenia na pewno ogranicza napęd na cztery koła, ale jego zalety możemy odczuć w sytuacjach, w których przednionapędowe samochody będ miały trudności. Co ciekawe, w dniach, kiedy testowaliśmy Hyundaia Kona w Barcelonie, część jazd odbyła się podczas obfitych opadów deszczu. Podczas dynamicznych startów na skrzyżowaniach nie było mowy o zerwaniu przyczepności, a niewielki SUV nabierał prędkości bez względu na stan nawierzchni. Siedmiobiegowa skrzynia dwusprzęgłowa pracuje poprawnie, ale swoją skutecznością ustępuje europejskim odpowiednikom. Mimo to nie można powiedzieć, że odbiera radość z jazdy, a szczególnie po wybraniu przyciskiem trybu Sport, praca całego zespołu napędowego sprawia większą satysfakcję. Mocny silnik, dobre wartości przyspieszenia oraz niezły automat sprawiają, że podróżowanie zarówno na długich trasach, jak i podczas codziennych miejskich przepraw przez zatłoczone miasto, zdecydowanie należy do przyjemnych. Wersja z najmocniejszym silnikiem benzynowym i napędem 4x4, standardowo posiada wielowahaczowe zawieszenie tylne (przy silniku 1.0 - belka skrętna), co w połączeniu z rozstawem osi na poziomie 2600 mm sprawia, że komfort podróżowania porównywalny jest do sporych kompaktów czy SUV-ów właśnie.
Kiedy przyjdzie nam zjechać z utwardzonej drogi, raczej nie musimy obawiać się o to, czy samochód da sobie radę z błotem czy śniegiem. W razie potrzeby, przy niskich prędkościach, mamy możliwość zablokowania napędu na obie osie (który standardowo sterowany jest przez komputer). Wtedy zostanie przekazane do 50% momentu obrotowego na tylne koła. W segmencie, w którym Kona ma konkurować, to rzadko spotykane rozwiązanie, co na pewno docenią wszyscy amatorzy jazdy „na skróty”.
Do czego można się „przyczepić”? Do hałasu wewnątrz samochodu, pochodzącego od sporych opon (235/45 R18) oraz opływającego samochód powietrza. Słychać go już przy prędkości około 100 km/h. W tej kwestii można było zaoferować coś więcej niż konkurenci. Masa własna tej wersji też nie jest najniższa, wynosi ponad 1400 kg, co przekłada się na pewno na spalanie. Podczas jazdy w centrum Barcelony oraz po obwodnicach miasta samochód potrzebował średnio 8,9 l/100 km.
Silnik 1.0 T-GDI o mocy 120 koni mechanicznych to rozsądna propozycja dla wszystkich, którzy przez zdecydowaną większość czasu poruszają się w warunkach miejskich. Sześciobiegowy manual działa jak należy, a dzięki dobrze zestrojonym przełożeniom rozpędzanie Kony nie sprawia trudności. Z kolei podczas jazdy z prędkościami autostradowymi nie dobiega do nas smutny skowyt męczonego silnika. Przyspieszenie nie „rzuca na kolana” – sprint do „setki” zajmuje równo 12 sekund, aczkolwiek w praktyce samochód nie wydaje się być ospały. Pomimo słabej prezencji, opony zamontowane na 16-calowe obręcze aluminiowe zapewniają skuteczną amortyzację nierówności i mniej hałasu w kabinie względem „osiemnastek”.
Atrakcyjnie podane w rozsądnej cenie
Obecnie Kona występuje w dwóch premierowych wersjach wyposażenia: Premiere Comfort z silnikiem 1.0 120 KM, manualną sześciobiegową skrzynią i napędem na przednią oś oraz Premier Style, dostępną jedynie z napędem AWD, silnikiem 1.6 T-GDI 177 KM oraz z siedmiobiegowym automatem. Najtańsza wersja Hyundaia Kona kosztuje 73 990 zł i oczywiście, w tej cenie występuje z silnikiem trzycylindrowym. Za topową odmianę z najmocniejszym silnikiem należy zarezerwować kwotę 96 990, co przy tak bogatym wyposażeniu i mocnym zespole napędowym można postrzegać jako okazję. Silnik Diesla o pojemności 1.6 będzie występował w dwóch wariantach mocy: 115 KM z manulaną skrzynią biegów i napędem na przód oraz 136 KM z automatem, do wyboru z napędem na przód lub AWD. Kona z silnikiem wysokoprężnym trafi do sprzedaży w połowie 2018 roku.
Narodziny nowego lidera?
Wielu producentów, w tym Nissan czy Citroen, przekonało się, że podczas tworzenia nowego modelu odwaga popłaca, jeśli tylko jest to faktycznie odwaga, a nie brawura. Ciekawie wyglądający, wyróżniający się z tłumu crossover czy SUV, skierowany do ludzi młodych i prowadzących aktywny tryb życia, to zazwyczaj strzał w dziesiątkę. Nowy Hyundai Kona ma zapoczątkować ambitny marsz po pozycję europejskiego lidera sprzedaży pośród marek azjatyckich. To właśnie Kona ma wyznaczyć kierunek rozwoju. I jeśli tylko poziom będzie wzrastał z każdym kolejnym modelem, jak dotychczas, to wymarzony sukces jest kwestią czasu. Kona nie jest samochodem bez wad, nie spodoba się każdemu. Nie jest samochodem sportowym, ani samochodem rodzinnym, tak do końca nie jest jeszcze SUV-em, ale crossoverem już też nie. Jednak możemy być pewni, że znajdzie się spora grupa osób, której potrzeby zostaną w pełni zaspokojone, kiedy wybiorą ten nowy model Hyundaia. Poza ceną, przekonywującym argumentem jest także pięcioletnia gwarancja bez limitu kilometrów.
Kiedy spoglądaliśmy przez ramię ostatni raz na Hyundaia Kona przed opuszczeniem miejsca testów, pojawiła się myśl: czy ten awangardowy crossover to naprawdę koreański samochód?