Hyundai Kona – czym zaskoczyła nas limonkowa koreańska nowość?
Mnogość dostępnych na rynku crossoverów sprawia, że ich widok na drogach jest już bardzo popularny, nawet może trochę nudny. Ostatnio testowaliśmy jednak Hyundaia Konę, który swoim limonkowym kolorem powodował uśmiech na twarzy wielu osób. Ale czy poza tym świetnym kolorem ma coś innego do zaoferowania?
„Więc chodź, pomaluj mój świat”
Temu nikt nie zaprzeczy – kolor testowanej Kony przyciąga wzrok! Choć niektóre elementy auta wywołują skrajne emocje, to przez ten lakier jestem w stanie przymknąć na nie oko.
Najbardziej kontrowersyjne są dla mnie przednie lampy – podzielono je na aż sześć części! Dwie sztuki przeciwmgłowych, dwa główne reflektory i dwa paski ze światłami LED do jazdy dziennej i kierunkowskazami. Pewne inspiracje możemy dostrzec po kształcie grilla, który przypomina odrobinę ten z Audi… Hyundai postanowił, gdyby tego wszystkiego było jeszcze mało, że dorzuci tu i ówdzie parę chromów – niech się dzieje!
Z boku Kona wygląda masywnie – wszystko przez ostre przetłoczenia i liczne czarne plastiki. Nasza testówka ma ponadto szare lusterka i dach. Trzeba przyznać, że dobrze się to komponuje. Odcienie szarości spotkamy też na 18-calowych alufelgach.
A jak jest z tyłu? Lampy ponownie zostały podzielone na kilka części. Również i tu spotkamy sporo plastiku i chromu. Brakuje mi jednak końcówki układu wydechowego lub chociaż jego imitacji. Na tylnej klapie jest pewien mały szczegół, który bardzo cieszy – napis 4WD. Mały crossover z napędem na cztery koła? To nie zdarza się zbyt często!
Całość wygląda dość specyficznie… Koreańczycy mają odwagę!
Detale robią różnicę…
We wnętrzu jest już dużo spokojniej. Deska rozdzielcza jest prosta, mało skomplikowana – każdy przycisk jest na swoim miejscu. Ergonomia stoi na wysokim poziomie, podobnie jak praktyczność. Mimo wszystko gdzieniegdzie znalazło się miejsce na nawiązanie do zewnętrznego lakieru nadwozia. Pasy, obramowanie nawiewów czy szwy foteli zostały wykończonego limonkowym kolorem. Ciekawie prezentują się wewnętrzne klamki – zostały stworzone z czarnego, połyskującego tworzywa. Trochę może to przypominać ceramikę z BMW. Wygląda nawet dobrze, ale pod względem praktyczności to dość słabe rozwiązanie.
Wymiary Kony to niecałe 4,2 m długości i równe 1,8 m szerokości. Rozstaw osi to natomiast 2,6 m. Po tych wielkościach w środku raczej nie powinniśmy oczekiwać jakiś cudów z przestrzenią dla pasażerów, ale jest nadzwyczaj dobrze! Z przodu poprawną pozycję za kierownicą znajdziemy bardzo szybko za sprawą szerokiej, elektrycznej regulacji fotela oraz kolumny kierowniczej. A ile zostaje miejsca z tyłu za kierowcą o wzroście 1,86 m? Na nogi jest nawet sporo, ale powoli zaczyna brakować go nad głową. Będąc przy tylnej kanapie warto wspomnieć o braku nawiewu – w upalne albo mroźne dni może to doskwierać.
Przejdźmy do bagażnika – załadujemy do niego 361 litrów. Większość konkurencji oferuje większe bagażniki, ale często nie mają wtedy napędu 4WD – coś za coś.
Konie muszą pić!
Większość aut z tego segmentu jest nastawionych na komfort. Hyundai Kona w niektórych aspektach również przejawia komfortowe nastrojenie, ale czasem ma też sportowe oblicze.
Pod maską naszej Kony znajduje się silnik 1.6 T-GDI o mocy 177 KM oraz maksymalnym momencie obrotowym na poziomie 265 Nm dostępnym bardzo nisko – już przy 1500 obr./min. Jednostka ta świetnie radzi sobie z napędzaniem tego mieszczucha. Bez problemu pozwoli nam szybciej ruszyć spod świateł i zostawić większość aut za nami. Sprint do setki – według naszych pomiarów – to zaledwie 7.2 sekundy! Niektórych może to zdziwić.
Gorzej sprawa ma się ze spalaniem – Kona lubi sobie „wypić”. Bardzo spokojna trasa między Krakowem, a Warszawą poskutkowała zużyciem na poziomie 7 litrów na 100 km. Na autostradzie będzie to jednak już trochę ponad 10 litrów. Podobnych wartości możemy się spodziewać, jeżdżąc w mieście. Silnik 1.6 powinien uzyskać lepsze rezultaty, ale spora moc, napęd 4WD i automat robią swoje. Wpływ na to ma też kiepska aerodynamika – na płaskim terenie, gdy nie naciskamy pedału gazu, auto dość szybko samo zwalniało.
Testowany silnik zawsze połączony jest z 7-biegową, dwusprzęgłową skrzynią biegów i napędem na wszystkie koła. O ile w innych autach skrzynia ta spisuje się bardzo dobrze, o tyle tu wyczuwam jakiś konflikt między nią, a jednostką napędową – nie zawsze potrafią się „dogadać”. Czasem skrzynia za późno zmieni przełożenie, czasem za wcześnie – takie rzeczy dzieją się w trybie Eco i Normal. W Sporcie jest rzeczywiście sport, czyli to, czego oczekujemy. Aby ratować tę sytuację, przydałyby się łopatki za kierownicą do zmiany biegów, ale niestety ich nie uświadczymy.
Na dużą pochwałę zasługuje obecność napędu na cztery koła. Oczywiście w teren raczej nikt nie pojedziecie tym autem, ale w zimie na pewno pozytywnie odczujemy jego obecność.
Zawieszenie Kony również nastawione jest na sportowe doznania. Każdą nierówność odczujemy na naszych plecach. Czy to źle? Zależy od naszych upodobań – jedni wolą dokładnie czuć, co się dzieje na drodze, a inni preferują „pływać” przy pomocy pneumatyki. Dzięki takiemu zestrojeniu spokojnie możemy szybciej pokonywać zakręty i czerpać większą przyjemność z jazdy. Warto jeszcze wspomnieć o różnicach w zawieszeniu poszczególnych wersji – jeśli wybierzemy mocniejszy wariant benzynowy, to otrzymamy z tyłu wielowahacz, w słabszej – jesteśmy skazani na belkę skrętną.
Na koniec układ kierowniczy, który ze sportem ma mało wspólnego. Jest po prostu – zwyczajny. Kierownica chodzi lekko, ale wciąż precyzyjnie. Nie zaskoczyła mnie niczym pozytywnym, ani niczym negatywnym.
Nowoczesne rozwiązania
Hyundai Kona zaskakuje nie tylko wyróżniającym się z tłumu wyglądem, ale też bardzo bogatym wyposażeniem. Na pokładzie znajdziemy nawet wentylowane fotele! Oprócz tego są też oczywiście podgrzewane – podobnie jak kierownica. Nie zabrakło też wyświetlacza HUD – działa on co prawda w oparciu o dodatkową szybkę wysuwającą się przed kierowcą, ale jak to mówią, „lepszy rydz niż nic”.
Na wyposażeniu znajduje się ponadto pełny zestaw systemów bezpieczeństwa. Mowa o asystencie martwego pola czy przekroczenia pasa ruchu. O bezpieczeństwo nasze i pieszych dba asystent ostrzegania przed kolizją. Kwestia multimediów również stoi na bardzo wysokim poziomie – 8-calowy system multimedialny (wspiera Android Auto i Apple Carplay) współpracuje z systemem nagłośnienia Krell. Czy czegoś w tym wszystkim zabrakło? Niestety tak – aktywnego tempomatu, a przecież jego pomoc w dłuższej trasie jest nieoceniona.
Ceny koreańskiej limonki
Podstawowa odmiana Hyundaia Kona z silnikiem 1.0 T-GDI o mocy 120 KM to wydatek rzędu 69 990 zł. Testowana wersja Premium z mocniejszym silnikiem 1.6 T-GDI to już koszt 114 990 zł.
Jak to się prezentuje na tle konkurencji? Przeciętnie – Fiat 500X zaczyna się od 57 900 zł, Opel Mokka X startuje od 70 050 zł, a Volkswagen T-Roc od 78 390 zł.
Na koniec ciekawostka. Zarówno Kia, jak i Hyundai wypuścili swoje nowe crossovery – Stonica i testowaną Konę. Choć mogłoby się wydawać, że skoro te marki mają ze sobą tyle wspólnego, to wspomniane wyżej auta również będą do siebie bardzo podobne. Nic bardziej mylnego. Stonic oferuje wolnossące silniki, tylko napęd na przód i mniej zaawansowane wyposażenie. Kona jest dokładnym przeciwieństwem – pod maską ma mocny, turbodoładowany silnik, napęd na wszystkie koła i bardzo bogate wyposażenie. Tym zagraniem koreańscy producenci pokazują, że są poważnymi graczami i nie szukają wszędzie oszczędności. Mogą sobie pozwolić na różnorodność i uzupełnianie wszystkich niszy swoimi modelami.