Hyundai ix35 2.0 CRDi 4WD - z rezerwą do zmian
Mówią, że jeśli stoisz w miejscu, to zostajesz w tyle. Ale jeśli coś się sprzedaje, to czy warto wprowadzać jakieś zmiany? Przez 6 lat Hyundai mówił - "Niekoniecznie".
Koreański producent może mówić o sukcesie Hyundaia ix35 już od pierwszego roku po premierze. Już wtedy, w 2010 roku, jako następca Hyundaia Tucsona osiągnął poziom 47,5 tys. sprzedanych sztuk w Europie. Kolejne lata przynosiły ciągły wzrost, aż wreszcie w zeszłym roku na Starym Kontynencie sprzedanych zostało 93 540 sztuk. W tym miejscu zaczynają się problemy. Ciągnąć dalej ten sam model licząc na dalszy wzrost, czy pokazać coś nowego? Na ten moment egzamin zdaje jeszcze opcja pierwsza.
Ogarniający wszystkich konsumpcjonizm zmusza nas do ciągłego kupowania. A jeśli mamy już wszystko, to kupowania tego samego, ale w nowym opakowaniu. Producenci samochodów szybko się adaptują do powstałych w ten sposób warunków, co najlepiej widać na przykładzie Volkswagena Passata. Z roku na rok nie zmienia się znacząco, a nowe modele - choć dopracowane – z pewnością nie zaskakują. Droga Volkswagena jest zapewne poparta chłodną kalkulacją, ale nie można odmówić jej słuszności. Skoro nadal znajduje się tylu klientów, by pomysł się opłacał, to dlaczego producent miałby od niego odstąpić? Szkoda tylko, że taka postać rzeczy przyczynia się do pogłębiania nudy panującej na drogach.
Sześcioletni hit
Hyundai, widząc sukces ix35, nie mógł oprzeć się pokusie wyciśnięcia z niego co się da. W efekcie od 2009 roku, czyli od czasu premiery, w salonach stoi ten sam samochód – za wyłączeniem delikatnego liftingu, który miał miejsce w roku 2013. Lifting ten miał zatrzeć granicę pomiędzy konkurencją nowszej generacji a SUV-em Hyundaia. To odbyło się poprzez unowocześnienie lamp przednich i tylnych w postaci efektownych pasów LED i lamp bi-ksenonowych. Gdyby to nie był ix35, taki zabieg mógłby nie przejść. Na szczęście projektantom z Korei udało się stworzyć ponadczasową bryłę, która mimo popularności, ani zbytnio się nie nudzi, ani nie starzeje.
Linie nadwozia są dynamiczne, a zarazem eleganckie. Od ix35 bije spokój i harmonia, ale ma on w sobie coś zadziornego, co przykuwa uwagę przechodniów. Frontowe lampy połączone są łukiem, który dzieli sześciokątny grill. Jego górną część zdobi chrom, podobnie zresztą jak obwódki świateł przeciwmgielnych. Z tyłu powinno nam się spodobać dość wyraźne osadzenie pojazdu na drodze, które obrazuje rozszerzająca się ku dołowi sylwetka. Zderzaki są częściowo zabudowane plastikiem, co może nie budzi najlepszych skojarzeń, ale zapewne sprawdza się podczas przejazdu przez jakieś niższe krzaki. Jeśli postanowicie w ten sposób sprawdzić, jak mogli czuć się czołgiści powalający drzewa – czarny plastik zachowa odpowiedni wygląd na dłużej, niż gdyby w tym miejscu widniał lakier.
Zmiany bez szaleństw
Wnętrze Hyundaia ix35 miało swój charakter i ten też charakter zachowało przez ostatnie lata. Pozornie zmieniło się tu niewiele, ale po liftingu miała poprawić się jakość materiałów i wykonania wnętrza. Z poprzednią generacją ix35 styczności niestety nie miałem, ale materiały użyte w środku są jak najbardziej w porządku. Plastiki są twarde, ale spasowane całkiem nieźle, choć wspomnieć muszę o podłokietniku, który nader chętnie skrzypiał na co bardziej nierównych drogach. W fotelu można się naprawdę wygodnie rozsiąść, ale w dłuższych trasach potrafi doskwierać dość twarde oparcie. Kierownica dobrze leży w rękach, do tego w chłodniejsze dni bardzo przyjemnym dodatkiem okazała się funkcja jej podgrzewania. Jeśli jednak zdecydujemy się na system inteligentnego parkowania ISP, musimy zrezygnować z podgrzewania. Cóż, albo kręcimy nią my i mamy ciepło, albo kręci nią komputer, a w tym czasie ręce grzejemy na siedzeniu. Warto jednak wspomnieć o ogólnej przestrzeni wewnątrz, bowiem jest tu naprawdę szeroko. Nie ma mowy o stykaniu się ramionami z pasażerem – właściwie to mamy tu do niego całkiem daleko.
Pośrodku deski rozdzielczej testowego modelu znalazł się 4,3-calowy wyświetlacz służący do obsługi telefonu, multimediów i wyświetlania obrazu z kamery cofania. Moduł ten dostępny jest w standardzie w pakietach wyposażenia Style i Premium, ale zabrakło w nim nawigacji i przyznajmy – to nie jest zbyt duży ekran, jak na dzisiejsze standardy. Wielu kierowców ma w kieszeni większy telefon. Tym ciekawiej będzie wyglądał tu oferowany za 3,5 tys. zł Pakiet Korzyści GO!, który doda do wnętrza połączenie skóry syntetycznej i naturalnej, jak i zestaw multimedialny Blaupunkt NY 830 z dużo większym ekranem dotykowym.
Mocy mu nie brakuje
W testowym Hyundaiu ix35 znalazła się chyba najciekawsza jednostka napędowa 2.0 CRDi o mocy 184 KM generowanej przy 4000 obr./min. Napęd na cztery koła, w Polsce, dostępny jest tylko w tej wersji silnikowej, ale jest to też zestawienie najbardziej sensowne ze względu na moment, którym dysponuje ten diesel. Całe 383 Nm w zakresie 1500-2500 obr./min. Dodatkowym atutem Hyundaia ix35 jest też wielowahaczowe zawieszenie z tyłu, które powinno zapewnić lepszą przyczepność na nierównych drogach. A jak to wygląda w praktyce?
Mocy, a przede wszystkim momentu nie brakuje. Jazda Hyundaiem nie męczy, bowiem na każdym biegu dysponujemy wystarczającym zapasem, by wyprzedzić tarasującego nam drogę delikwenta. Co do zawieszenia, to mimo dobrze rokującego zawieszenia, pokonywanie zakrętów o nierównej nawierzchni nie jest aż tak stabilne, jak by się wydawało. Nadwozie zaczyna wtedy chybotać na boki, co w konsekwencji może prowadzić do poślizgu. Życia nie ułatwia nam masa auta wynosząca 1601 kg, która też lubi dać o sobie znać przy ostrzejszych manewrach. W przypadku wystąpienia poślizgu, nawet z pozoru delikatnego, kontrola trakcji reaguje dość brutalnie i potrafi bardzo mocno obniżyć moc silnika. Bywa to o tyle denerwujące, że wydaje się nadużywać swojej władzy, wydłużając czas działania na tyle długo, by dać kierowcy czas na przemyślenie swojego stylu jazdy – „Może trochę wolniej, co?”. Nie zawsze, moim zdaniem, potrzebnie.
W ciężki teren testowym SUV-em się nie zapuściłem, ale jazda po żwirowej drodze nie najlepszej jakości wypadła całkiem pozytywnie. Zawieszenie fajnie tłumi nierówności i po takich nawierzchniach możemy poruszać się całkiem szybko – zachowując względny komfort. Luźna nawierzchnia sprowokowała też do testów napędu 4WD. Napęd możemy zblokować, a kontrolę trakcji wyłączyć. Przy takim ustawieniu pozwolimy sobie nawet na zamaszyste slajdy, z których z łatwością wyjdziemy delikatną kontrą i ujęciem gazu. Jeśli mieszkacie w górzystym terenie, to z pewnością przydadzą się systemy DBC i HAC – odpowiednio kontroli zjazdu i ruszania pod górę.
2-litrowy motor w praktycznym ujęciu spala sensowne ilości paliwa. Może nie dotarłem nijak blisko poziomu, który obiecywał producent, czyli około 5,7 l/100 km w trasie, ale nie była to też jazda „o kropelce”. Trasę z Warszawy do Krakowa pokonałem ze średnim spalaniem wahającym się od 7,6 do 8,1 l/100 km – nie najgorzej. Prędkości autostradowe podwyższają ten wynik do 8,5 l/100 km, natomiast wjazd do miasta wyniósł spalanie do przedziału 10-11 l/100 km. Rekordów oszczędności nie udało się pobić, ale powyższe wartości, przy tej mocy, nie oddalają ix35 od konkurencji.
Korzyści, korzyści
Hyundai ix35 to mimo wieku nadal bardzo ciekawy SUV. Przede wszystkim przekonuje wyglądem, ale i przestrzenią wewnątrz – przynajmniej na przednich fotelach. Dodatkowo powinien spodobać nam się mocny silnik, napęd na cztery koła i przystępne spalanie, choć konfiguracja taka, jak testowa to koszt minimum 133 400 zł.
Sięgając półkę wyżej, moglibyśmy w tej cenie pokusić się już o Audi Q3, które ze 150-konnym dieslem i manualną skrzynią biegów wyniesie nas 133 600 zł. Wersja, która również będzie miała 184 KM, a najlepiej jeszcze automat, to już całe 158 700 zł – tu już porównania nie ma. Z drugiej strony, najbliżej do Hyundaia jest Maździe CX-5. Ten popularny japoński SUV, ze słabszym 150-konnym silnikiem diesla, może kosztować nawet 109 900 zł, ale już z napędem 4x4 i automatem będzie to od 134 400 do 142 900 zł. Wybór 175-konnego motoru to już minimum 148 900 zł. Innym, podobnym gabarytowo, konkurentem mógłby być przedstawiciel z Niemiec – Volkswagen Tiguan. Ten w zbliżonej konfiguracji kosztowałby około 142 tys. zł.
Nie można jednak przejść obojętnie obok dodatkowych korzyści płynących z posiadania Hyundaia. Wspomniany wcześniej Pakiet Korzyści GO! za 3,5 tys. zł to także 5-letnia gwarancja bez limitu kilometrów (za wyłączeniem zakupu do firm taksówkarskich, przewozowych itp.), a w niej 5-lat obsługi assistance z zapewnieniem próby naprawy na miejscu zdarzenia, holowania do najbliższego dealera, dostarczenia pojazdu zastępczego, transportu dla pasażerów, a nawet zakwaterowaniem. Przez te 5 lat, możemy też raz do roku podjechać do ASO i za darmo dokonać przeglądu pięciu punktów kontrolnych, choć nie w ramach przeglądów okresowych. Brzmi zachęcająco.
To jak to jest z tymi zmianami? Choć ix35 ma na karku już 6 lat, a w obecnych warunkach jest to całkiem sporo, nadal nie wydaje się odstawać od konkurencji. Mądry lifting niewielkim nakładem unowocześnił jego wygląd, ale też zadbał o zestawienie przyzwoitych wersji silnikowych w ofercie. Jest w tym też trochę metafizyki – Hyundai ix35 wydaje się mieć to „coś”. Choć raczej nie przepadam za SUV-ami, to jako jeden z niewielu przekonał mnie do siebie. Mimo kilku mniejszych wad, jego zalety pozwalają nam postrzegać go jako kompletnego i kompetentnego przedstawiciela swojej klasy. Nic więc dziwnego, że jest aż tak popularny, choć jego czas już chyba nadszedł. Następca, już po powrocie do nazwy Tucson, pojawi się szybciej, niż się wydaje. Kierunek – tegoroczny Salon Samochodowy w Genewie.
Redaktor