Hyundai i10 – sprosta naszym wymaganiom?
Nowy Hyundai i10 może sporo namieszać na rynku. Jest jednak jedno "ale"...
Wraz z rozwojem technologii, z roku na rok, stajemy się coraz bardziej wymagający i wybredni. To powoduje, że producenci samochodów mają coraz większe problemy z zaspokojeniem naszych potrzeb. Kiedy mniej więcej dekadę temu w samochodach pojawiły się wszelkiego rodzaju systemy bezpieczeństwa, pozwolić na nie mogli sobie tylko nieliczni, których grubość portfela wystarczała na zakup samochodu segmentu premium. Dziś nie zaimponujecie znajomym posiadaniem chociażby line assist, bo takie bajery dostępne są już nawet w samochodach miejskich. Co więc mają zrobić producenci, aby przekonać klientów właśnie do swojego modelu? Wybrałem się do Lizbony, aby sprawdzić, jaki przepis ma Hyundai na swój najświeższy model w gamie – i10.
Samochody miejskie to segment, który producentom, wbrew pozorom, przysparza bardzo dużo problemów. Stworzenie małego samochodu, który nie tylko będzie praktyczny, ekonomiczny, ale również będzie ciekawie wyglądał, miał sporo technologii i był atrakcyjny cenowo, to nie lada wyzwanie. Ograniczenia są ogromne, przede wszystkim przez ostatnią kwestię.
Opisując Hyundaia i10, zacznę jednak od stylistyki, która w koreańskiej marce idzie w naprawdę dobrym kierunku. Zwykle nie lubię wypowiadać się na ten temat, bo ocena wyglądu zawsze jest subiektywnym odczuciem – jedni wolą blondynki, inni brunetki, a jeszcze inni gry komputerowe. Nie wnikam. Tu jednak zrobię wyjątek, bo sam mam mieszane odczucia.
Przód nowego Hyundaia i10 wygląda całkiem zadziornie. Agresywne reflektory, sporych rozmiarów grill i ostro nakreślony zderzak. Całość sprawia wrażenie jakby ten malec na wciągniętych policzkach za chwilę miał Wam zrobić krzywdę. Jedne, co trochę mi przeszkadza, to światła do jazdy dziennej w technologii LED, które wyglądają jak doklejone do zderzaka, po czym – jakby na ostatnią chwilę – zostały zakupione w sklepie do wykańczania wnętrz. Na szczęście w odmianie N-line, która ma się pojawić w połowie tego roku, problem został rozwiązany. Naprawdę dobrze rozwiązany. Boczna linia jest znajoma, bo mocno nawiązuje do poprzedniej generacji. Dwukolorowe nadwozie, w tej klasie stało się prawie standardem, więc w i10 nie mogło tego zabraknąć. Podoba mi się też drobny, choć wyrazisty detal, czyli znaczek modelu umieszczony na słupkach C i D.
Skoro jesteśmy już w tym miejscu, niezwłocznie zmierzamy ku tyłowi, który – jak dla mnie – jest najsłabszym elementem stylistycznym nowego Hundaia i10. Czułbym się jednak nieswojo, jeśli powiedziałbym, że jest brzydki. Jest prosto, schludnie, nad wyraz poprawnie i przez to właśnie trochę nudno. W porównaniu do przedniej części nadwozia nie znajdziemy ti żadnych ciekawych elementów, ani wyraziście widocznej idei projektanta. Klasyka w czystej postaci. Szkoda, bo przód zapowiada coś ciekawszego.
Jeśli chodzi o wymiary nowego Hyundaia i10, to w porównaniu do poprzedniej generacji różnic w rzeczywistości nie zauważycie, choć są one widoczne na papierze. Długość nadwozia zwiększyła się o 0,5 cm i Hyundai mierzy teraz 367 cm, szerokość o 2 cm (168 cm), a wysokość zmniejszyła się o 2 cm i wynosi 148 cm. Całkowicie przeprojektowane zostało również wnętrze. Pojawił się modny, wystający na środku deski rozdzielczej, tablet. Zmieniono kierownicę, panel klimatyzacji i zegary. Do tego doszło parę ciekawych faktur i możliwości wyboru kolorystyki wnętrza. Oczywiście próżno tutaj szukać jakichkolwiek miękkich materiałów poza fotelami, ale to raczej nic dziwnego w tego typu samochodzie. Sama ergonomia wnętrza nadal pozostała na wysokim poziomie, a wiele schowków i półeczek z pewnością ułatwi Wam organizację przestrzeni wokół siebie. Bagażnik natomiast jest bardzo foremny, ale niezbyt pojemny, bo mieści tylko 252 litry Waszych bagaży.
Silniki nowego Hyundaia i10
Pod maską najmniejszego w gamie koreańskiego producenta modelu nadal będziecie mogli znaleźć dwa motory benzynowe o pojemnościach 1.0 i 1.2, z tą różnicą, że silniki Kappa zastąpiły silniki MPI. Teraz słabszy wolnossący 3-cylidrowy wariant oferuje 67 KM, a mocniejszy – również wolnossący, ale już 4-cylindrowy – zapewnia 84 KM. W przyszłości wraz z wersją N-line do oferty wejdzie silnik 1.0 T-GDi o mocy 100 KM. Wszystkie odmiany możecie zamówić z manualną 5-biegową skrzynią lub również 5-biegową zautomatyzowaną.
Na prezentacji miałem możliwość sprawdzić wszystkie odmiany silnikowe z oferty Hyundaia i10 i powiem jedno. Jeśli chodzi o motory, to różnice w prowadzeniu i odczuwalnej mocy naprawdę są niewielkie. Jedyną różnicą jest dźwięk silnika, który w odmianie z trzema cylindrami jest bardzo specyficzny, żeby nie powiedzieć bardziej rasowy.
Ogromna przepaść dzieli jednak skrzynie biegów. Manualna z każdym kilometrem będzie wzbudzała u Was zachwyt i pewnego rodzaju uzależnienie od zmiany biegów. Krótki skok lewarka oraz mechaniczna praca w pewnym sensie zachęca do coraz bardziej dynamicznej jazdy. Natomiast zautomatyzowana skrzynia, bo to nie jest pełny automat, jest zmorą dla kierowcy i powracającym przy każdej zmianie biegów koszmarem. Wolna praca skrzyni oraz długie wysprzęglanie będzie Wam zapewniało pewnego rodzaju lunapark, polegający na delikatnym przyhamowywaniu samochodu podczas każdej zmiany biegów. Jeszcze gorzej jest, gdy będziecie chcieli dynamicznie ruszyć na skrzyżowaniu, bo wtedy zachowuje się jakby dopiero zaczynała pracę w firmie IT, którą uzyskała dzięki kupionemu na bazarze dyplomowi ze studiów. Kompletnie nie wie, co ma robić.
Ile kosztuje nowy Hyundai i10?
Cennik nowego Hyundaia i10 otwiera kwota 42 100 zł za wersję Access, natomiast za topową odmianę Premium ze zautomatyzowaną skrzynią biegów będziecie musieli zapłacić 67 300 zł. Powiecie – dużo? Biorąc pod uwagę ceny około dekadę temu, owszem. Trzeba jednak przyjąć to z pełną świadomością, że aktualne ceny zawdzięczamy po części samym sobie. Ciągła potrzeba posiadania jak najlepszych technologii, wymyślnych bajerów i niezwykłego designu powoduje, że ceny musiały pójść w górę. Do tego normy UE, które również jako ludzie stworzyliśmy sami, powodują, że marki nie są w stanie im w pełni sprostać, a kary, które otrzymują od Unii Europejskiej, cedują na swoich klientów.
Musimy się zatem pogodzić z tym, że cena, którą proponuje Hyundai za nowego i10, jest ceną adekwatną do dzisiejszych czasów i przez to – moim zdaniem – w pełni akceptowalną.
A sam samochód? Osobiście uważam, że jest to propozycja, która może sporo namieszać na rynku, oczywiście jeśli zapomnimy i udamy, że w ogóle nie istnieje ta nieszczęsna skrzynia biegów.
Redaktor