Hyundai Grand Santa Fe - przyzwoita propozycja
Dzisiejsze duże SUV-y są autami kompletnymi. Z gracją bliską kompaktowi są w stanie przewieźć nawet 7 osób, zapewniając warunki podróży równe niemal prezesowskiej limuzynie. BMW X5, Volkswagen Touareg, Mercedes M, Audi Q7 czy nowiutkie Volvo XC90. Do wyboru do koloru a cena w każdym przypadku zbliżona do 2 pokojowego mieszkania blisko centrum. Jest jednak wśród dużych SUV-ów propozycja tańsza i, przynajmniej na papierze, nie gorsza od europejskiej ekstraklasy. To Hyundai Grand Santa Fe. Sprawdźmy co proponują Koreańczycy w walce z konkurencją.
Konstruktorzy z dalekiego wschodu wykazali się nie lada wiarą we własny produkt. Bo skoro do auta tej klasy proponują jeden (słownie jeden) silnik do wyboru, muszą być absolutnie przekonani o jego genialności. Pod maską Hyundaia znalazł się 2.2 litrowy diesel o mocy 197 KM. Moc to słuszna, tym bardziej że Grand Santa Fe waży niewiele ponad dwie tony, co jak na te wymiary (ponad 490 cm długości) wydaj się wartością nieprzesadną. Moment obrotowy też do najniższych nie należy, 436 Nm pozwala sprawnie wyprzedać w każdych warunkach. Nie mam specjalnych zastrzeżeń ani do pracy silnika (wydaje z siebie przyjemny pomruk), ani do osiągów ("setka" w okolicach 10 sek.). Pozostaje jednak pewien niedosyt. Po pierwsze Grand Santa Fe jest skonfigurowany z "zaledwie" sześciobiegowym automatem. Oczywiście sześć biegów to nie mało, ale europejska konkurencja od dawna proponuje 8 przełożeń. Więcej biegów to bardziej miękka, płynna, jazda, lepsza ekonomika, wyższy komfort prowadzenia. Po drugie o w tej klasie aut przydałby się jednak jakiś wybór jednostek napędowych. Może jakaś benzyna? Wiem, że europejczycy w dużych SUV-ach z miażdżącą przewagą wybierają diesle, ale Hyundai ma przecież znakomitą V6-tkę z Genesisa. Czemu by jej nie zaoferować w Grand Santa Fe? Trudno, jest jak jest i jak wspomniałem oferowany diesel nie budzi zastrzeżeń. Niestety nie budzi też emocji. Hyundai z tym motorem jest autem wystarczająco dynamicznym ale bez nutki zawadiactwa. Dobrze, że przynajmniej spalanie utrzymuje się na rozsądnym poziomie ok. 8 litrów w cyklu mieszanym.
Grand Santa Fe prowadzi się... dostojnie. Auto dosłownie połyka wszelkie nierówności. Jego żywiołem jest autostrada, gdzie, nie przymierzając, odpływamy w chmurach błogości i spokoju jaki oferuje nam prowadzenie tego Hyundaia. Zjechanie na bardziej kręte drogi ujawnia pewne tendencje auta do bujania się na zakrętach. Nie jest to ani niebezpieczne ani nieprzyjemnie. Po prostu natura Grand Santa Fe to stoicki spokój i próba dynamiczniejszego pokonywania łuków zwyczajnie mu "nie leży". Chcesz być mistrzem szybkiego łuku? Nie ten model, nie ten typ, nie ten adres. Tu jest majestat spokoju i już. Zawieszenie pracuje harmonijnie, miękko wybiera nie tylko nierówności ale nawet typowe dla na tej szerokości geograficznej dziury niewiele mniejsze od średnicy studzienki kanalizacyjnej. Do tego napęd na cztery koła. Charakter auta zdecydowanie skłania do spokojnej, relaksującej jazdy. Tym bardziej, że Hyundai juz w standardzie proponuje pneumatyczne zawieszenie oparte na samopoziomowaniu tylnej osi.
Ale, zacząłem od jazdy a jak właściwie siedzi się w Grand Santa Fe, jakie wrażenie sprawia wnętrze auta? W tym miejscu mogę wypowiadać się tylko w samych superlatywach. Materiały użyte do wykończenia wnętrza Hyundaia są wysokiej jakości. To miękkie, wysokogatunkowe plastiki na desce rozdzielczej i boczkach drzwi. Do tapicerowania siedzeń użyto skóry. Niby nic specjalnego w tej klasie aut ale wystarczy porównać katalogi europejskiej konkurencji by przekonać się, że niewielu z owych producentów oferuje skórę w standardzie a niektórzy żądają za nią dopłaty na poziomie dwutygodniowych wakacji dla całej rodziny w dobrym standardzie na Dominikanie. Nie tylko skóra, właściwie wszystko w opisywanym Grand Santa Fe jest wyposażeniem standardowym: podgrzewane fotele przednie i tylne, kamera cofania, nawigacja satelitarna , czujniki parkowania i czujniki deszczu , pneumatyczne zawieszenie. Koreańczycy zdają się wychodzić założenie, że zaoferują wielkie, siedmioosobowe auto z jednym silnikiem i jednym pakietem wyposażenia ale za to obejmującym już wszystko co tylko można w aucie tej klasy sobie zażyczyć. Minus takiej polityki (jeżeli można to w ogóle nazwać minusem) to brak możliwości personalizacji auta bo po cóż i jak personalizować coś, co od opon po czubek anteny wyposażone jest na maksymalnym poziomie? Bierzesz Grand Santa Fe? Bierzesz go z całą dobrocią inwentarza, koniec kropka.
W tym miejscu wypada również wspomnieć o jakości podróżowania nie tylko kierowcy ale i pasażerów. O ile w drugim rzędzie siedzeń w naturalny na tym poziomie sposób podróżuje się komfortowo jak w limuzynie, o tyle niewiele mniejszy komfort panujący w rzędzie trzecim to już nie taka oczywistość. Znamy przecież auta teoretycznie siedmioosobowe. Tyle, że w trzecim rzędzie albo nie zmieści się nikt o wzroście powyżej 120 cm, albo podróżuje tam niemal jak w trumnie w ciemności i bezruchu. Ten Hyundai jest rzeczywiście siedmioosobowy. Bez zażenowania i skazania na tortury można w trzecim rzędzie posadzić nawet teściową, mówiąc jej, że przecież szanujący się prezes podróżuje z daleka od kierowcy (a w klasycznej limuzynie to i za szybką).
Nie wspomniałem o wyglądzie Grand Santa Fe i nie uczyniłem tego do tej pory bez powodu. Po prostu moim zdaniem nie ma wiele do powiedzenia na ten temat. Grand Santa Fe jest autem estetycznym, można by się pokusić o stwierdzenie, że przy swoich gabarytach nawet ładnym ale we mnie jego wygląd nie wywołał szczególnych emocji. Po prostu jest to duży, proporcjonalnie narysowany samochód. Nie sprawa wrażenia ani ociężałego ani specjalnie lekkiego, jest neutralny i nie mogę w nim znaleźć z zewnątrz nic co mogłoby przykuć moją uwagę na dłużej. Nie jest to absolutnie zarzut wobec Hyundaia, po prostu siła Grand Santa Fe tkwi w jego obszernym, komfortowym, znakomicie wykonanym i doskonale wyposażonym wnętrzu. Ten Hyundai znakomicie wywiązuje się z zadania jakie postawili przed nim konstruktorzy: w komfortowych warunkach przewieźć na długim dystansie po prostej do siedmiu osób, taki krążownik w dobrym tego słowa znaczeniu. Ten Hyundai niczego nie udaje.
Czy Grand Santa Fe ma szanse w starciu z europejską konkurencją? Moim zdaniem zdecydowanie tak. Oferuje dokładnie to samo co auta z Niemiec czy Szwecji przy cenniku kończącym się na długo przed tym nim cennik produktów europejskich się zacznie. W pełni wyposażony Grand Santa Fe kosztuje bowiem 216 tys. zł. To oczywiście dużo, pamiętajmy jednak z jakim samochodem mamy do czynienia. Za takie pieniądze trudno kupić przyzwoicie wyposażony kompakt klasy premium, nie mówiąc o kompletnym, siedmioosobowym SUV-ie z dieslem pod maską.
Hyundai Grand Santa Fe 2.2 CRDI 197 KM, 2015 - test AutoCentrum.pl
Wyświetlenia: 7 565Już zdążyliśmy przywyknąć do wysokich ambicji koreańskich producentów, którzy bez większych kompleksów chcą walczyć z europejskimi producentami. Co najważniejsze, walczą bardzo dzielnie, czego przykładem może być Hyundai Grand Santa Fe – świetnie wyposażony, pojemny, funkcjonalny, ładnie zaprojektowany. Czy w tym wszystkim jest jakiś haczyk?