Honda CR-Z - Push the button
Hybrydowe auta już niejeden raz gościły na naszym redakcyjnym parkingu i znam już te strzałeczki przelewające beznamiętnie energię od silnika do baterii i z powrotem, czy nienaturalną ciszę, towarzyszącą jeździe na samych bateriach. Są to auta nowoczesne, drogie i uszczęśliwiające swoich ekologicznych właścicieli - oszczędne zarazem, choć zwykle nie tak bardzo oszczędne, jak to obiecywano w katalogach. Jednym słowem: auta stworzone dla idei innej niż frajda z jazdy, nie zawsze spełniające obietnice, ale zawsze podkreślające ekologiczne i ekonomiczne aspiracje właściciela.
I właśnie dlatego, zbliżając się do siedziby Honda Poland po odbiór hybrydowego CR-Z, myślałem raczej o nadchodzącym weekendzie czy o planach wakacyjnych zamiast wypatrywania „swojego” testowego auta na parkingu. „Żadna tam filozofia… pojeżdżę, napiszę i będzie to kolejne potwierdzenie tego co już wiem na ten temat” - myślałem. A tymczasem… już po paru dniach nie mogłem wsiąść do CR-Z bez szerokiego uśmiechu i z bólem zacząłem odliczać dni do terminu zwrotu auta. Co takiego znalazłem w tej małej Hondzie, że moje nastawienie do jej hybrydowej natury zmieniło się diametralnie? Odpowiedzi szukaj niżej.
Miks epok
Projektując wygląd tego auta Honda miała względnie łatwe zadanie. Chcąc uzyskać współczesną, a właściwie przyszłościową wersję CRX-a musiała użyć tylko sprawdzonych reguł. Niskie, klinopodobne nadwozie pożyczono więc od samego CRX-a. Techniczne rozwiązania pożyczono z modelu Insight, a wnętrze… no cóż, projektanci wnętrza CR-Z musieli skorzystać z tych samych środków rozluźniających, które 5 lat temu chwalili sobie panowie projektujący pięciodrzwiową Hondę Civic – wnętrze jest równie oryginalne.
Jeśli o Civiku mówi się, że wygląda jak statek kosmiczny, to CR-Z jest międzygwiezdnym myśliwcem, zdolnym do zabrania drugiego pilota. Piloci mogą być słusznego wzrostu, bo miejsca z przodu nie zabraknie. Z tyłu – wręcz przeciwnie. Tylną kanapę najlepiej potraktować jako ładownię do amunicji, bo żaden dorosły tam się nie zmieści – a jeśli się uprze, to niech uważa na szkło nad głową, które może przebić głową na pierwszym progu zwalniającym.
Wnętrze auta przytłacza kierowcę mnogością przycisków. Auto jak gdyby chciało powiedzieć kierowcy: „Jeszcze nie ruszyłeś, a już Cię przerastam”. Próbowałem w trasie policzyć widoczne przed sobą przyciski, jednak przy 60-tym zacząłem ziewać i dla własnego bezpieczeństwa musiałem przerwać to niezbyt pasjonujące i jak się zdaje niekończące się zajęcie.
Zajmowanie miejsca to raczej wpadanie do fotela. Auto jest tak niskie a fotel dało się obniżyć w takim stopniu, że po zajęciu miejsca poczułem się jak w gokarcie. Fotele są wygodne, dobrze wyprofilowane i pokryte materiałem zapewniającym kierowcy dobre trzymanie w zakrętach.
Jak to działa?
Teraz kilka zdań o technice. Humanistów proszę o nie przespanie następnego przystanku. CR-Z (Z – symbolizuje zero emisji, co nie jest do końca zgodne ze stanem faktycznym, jednak marzyć trzeba!) to coupe typu 2+2 z silnikiem benzynowym o pojemności 1,5 litra i mocy 114 KM oraz z niewielkim 14-konnym silnikiem elektrycznym, umieszczonym pomiędzy swoim spalinowym bratem a skrzynią biegów. Za odpowiednią współpracę tych dwóch silników odpowiada system IMA (Integrated Motor Assist), z którego Honda musi być bardzo dumna, bo umieściła jego nazwę nie tylko na obrotomierzu, ale także na tylnej szybie. Podczas hamowania system odzyskuje energię, ładując baterię i zaznaczając ten fakt radosnym zielonym paskiem na desce rozdzielczej. Co ciekawe, hamowanie silnikiem ładuje baterie w znacznie mniejszym stopniu, niż przy użyciu hamulców. Podczas postoju na światłach auto gasi dodatkowo silnik, aby oszczędzić każdą kolejną kropelkę paliwa.
Cokolwiek ten system robi – robi dobrze, bo w efekcie kierowca ma do dyspozycji 124 konie mechaniczne i 174 Nm, dostępne już od 1500 obrotów/min. Czuć to podczas rozpędzania, kiedy auto, popychane zawsze gotowym do pracy silnikiem elektrycznym, przyśpiesza niezależnie od tego, gdzie przebywa wskazówka obrotomierza.
Aby było jasne, że nie mamy tu do czynienia ze zwykłą hybrydą, Honda przygotowała coś, o czym właściciele innych hybryd mogli tylko pomarzyć - ręczną, 6-biegową skrzynie biegów. Wiem jak działają bezstopniowe skrzynie biegów i wiem, że idealnie pasują do hybrydowej natury auta, lecz jazda ze skrzynią bezstopniową CVT odbiera kierowcy pełną kontrolę nad obrotami i tym samym czyni go zaledwie trybikiem w projekcie realizującym zadanie przemieszczenia się z punktu A do punktu B. Co innego skrzynia ręczna – kiedy tylko chcesz robisz redukcję o 3 biegi w dół i od razu wiadomo kto tu rządzi!
To nie mogło się skończyć nudą. I nie skończyło…, ale nie dzięki skrzyni biegów, ani zadziornemu sportowemu nadwoziu, lecz dzięki trzem magicznym przyciskom po lewej stronie od kierownicy.
Magiczne przyciski
Niespodzianka, którą kryje w sobie CR-Z to nie zapierające dech w piersiach przyśpieszenie, tylko możliwość wyboru, jakim autem CR-Z ma być. Japończycy nie szukają kompromisów tam, gdzie ich nie ma – zamiast tego dają kierowcy trzy bardzo różniące się od siebie tryby pracy: Eco, Normal i Sport. Na subtelności przy tym nie ma miejsca – kierowca w każdej chwili jest w stanie rozpoznać aktualnie wybrane ustawienie.
Eco – to przede wszystkim znieczulony pedał gazu i oszczędność paliwa. Doping ze strony auta nie ustaje ani na chwilę – komputer już przy około 50 km/h sugeruje jazdę na 6 biegu, a najbardziej widowiskowa jest aureola wokół prędkościomierza, która zmienia kolor w zależności od stylu jazdy.
Przyśpieszenia oznaczone są intensywnym niebieskim kolorem, krótkie chwile neutralnej jazdy to kolor lazurowy a odcinkom przejechanym ekologicznie towarzyszy, a jakżeby inaczej, kolor zielony. Do tego słynna gra, w której na ekranie komputera rosną (lub więdną, w zależności od stylu jazdy) kolejne drzewka czy kwiatki. To wszystko działa na wyobraźnię kierowcy, a efekt zadziwia: na odcinku o długości ok 100km na trasie Kielce – Kraków, jadąc przepisowo, zobaczyłem na komputerze wynik 3,7 litra na 100 km, a do Krakowa wjechałem ze wskazaniem 3,9. To 0,5 litra mniej, niż deklaruje sam producent!
Tryb Normal działa podobnie jak Eco, lecz pedał przyśpieszenia staje się bardziej czuły i auto łapie trochę wigoru, bardziej pasującego do sportowej strony CR-Z. Reszta reguł opisanych wyżej pozostaje bez zmian – przed oczami nadal zmieniają się kolory aureoli, kwiatki nadal sprawnie rosną na swoich klombach, a na postojach auto się wycisza, wyłączając nawet wentylację kabiny pasażerskiej.
Czas na tryb Sport! I kolejna zmiana w charakterze CR-Z. I to jaka zmiana! Układ kierowniczy staje się przyjemnie ciężki, nieuważne dotknięcie gazu, które w trybie Eco nie zostało by nawet zauważone, teraz skutkuje spontanicznym zwiększeniem obrotów. Na drugim biegu auto rozpędza się aż do 99 km/h, kiedy obroty sięgają wartości 6500 i komputer odcina dopływ paliwa. Z deski rozdzielczej znikają niepotrzebne sugestie zmiany biegów, a wspomniana wcześniej aureola przybiera na stałe złowieszczy krwistoczerwony kolor.
Auto, które obiecuje sportowe wrażenia zarówno swoim wyglądem jak i znaczkiem na grillu, zaczyna dopiero w tym trybie dawać kierowcy trochę tak oczekiwanych sportowych wrażeń. Dopiero teraz mam okazję docenić pracę skrzyni biegów. Może nie jest to poziom „wyciętej w diamencie” skrzyni Mazdy MX-5, ale tej też nic nie brakuje - skoki lewarka są krótkie i precyzyjne a do tego wsteczny wylądował tam, gdzie lubię najbardziej – po prawej od 6-go biegu. Całość uzupełnia dźwięk silnika, który (być może to subiektywne wrażenie) staje się w trybie Sport nieco głośniejszy i bardziej wyzywający.
Gokart na prąd
CR-Z nie umie jeździć na samej baterii, więc jego silnik spalinowy jest w ruchu zawsze włączony. Dzięki temu bateria się nie rozładowuje i zawsze ma zapas energii, który się przyda przy kolejnym przyśpieszeniu. W większości sytuacji wystarcza tryb Normal, który jest rozsądnym kompromisem wrażeń z jazdy i oszczędności.
Auto bardzo dobrze trzyma się drogi i pokonuje zakręty w niemal gokartowym stylu. Koło kierownicze robi niewiele ponad 2 obroty pomiędzy skrajnymi położeniami, przy większości manewrów kierowca nie ma więc potrzeby odrywania rąk od kierownicy. Powiedzieć, że (szczególnie w trybie Sport) układ kierowniczy jest czuły, to nie powiedzieć nic – tak ostre i natychmiastowe są reakcje auta na najmniejszy obrót ręką.
Niski środek ciężkości i dobre wyważenie (dzięki bateriom schowanym pod tylną kanapą) sprawiają, że prowokacyjne ruchy kierownicą czy gazem w zakręcie nie wywierają na wiewiórce (tak nazwałem auto ze względu na kolor nadwozia) żadnego wrażenia. Do tego ten długi drugi bieg, wystarczający do większości testowych tras i zachęcający swoim wigorem i dźwiękiem do dalszej jazdy. Szybko zapomniałem więc o ekologii i o zużyciu paliwa, ciesząc się z wysokich obrotów i dając się porwać kolejnym zakrętom. Kiedy podjechałem wreszcie pod dom, to byłem zagrzany nie mniej, niż opony i hamulce i nawet widok usychających drzewek w komputerze karcącym mnie za nieekologiczną jazdę nie zdołał mi popsuć humoru.
Dzięki dobrym właściwościom jezdnym widok migającej diody systemu stabilizacji toru jazdy to w zakręcie niezmiernie rzadkie wydarzenie, jednak na prostej inżynierowie Hondy mocno przesadzili, dławiąc silnik przy najmniejszym poślizgu przednich kół. W efekcie chcąc szybko ruszyć z miejsca musisz bardzo uważać z gazem, ponieważ natychmiast po pierwszym piśnięciu opon nastąpi zdławienie silnika i auto niemal stanie w miejscu. Na szczęście przycisk wyłączenia elektronicznych kagańców jest duży, widoczny i działa – to znaczy po jego użyciu możesz już odjechać ze świateł z długim piskiem opon.
Podsumowanie
Patrząc na sylwetkę tego coupe odruchowo szukam jego konkurentów i nie znajduje ich zbyt wielu. Właściwie to żadnego..? VW Scirocco? Raczej nie, Hondy z jedyną wersją silnikową nie można porównywać do VW z całą paletą silników. Może Peugeot RCZ, które przypomina CR-Z także z nazwy? Też nie, Honda jest zbyt ascetyczna na tle luksusowego charakteru francuskiego sportowca. Nie musimy jednak koniecznie szukać punktu odniesienia – niezależnie od tego czy istnieje i jaki jest, Honda proponuje nam ciekawą interpretację hybrydy, która potrafi wyjść kiedy trzeba na pierwszy plan, a innym razem usunąć się w cień.
Patrząc na sylwetkę tego coupe nie da się także ukryć, że CR-Z mimo wszystko nie posiada tak sportowego charakteru jaki zapowiada swoim wyglądem. Z przyśpieszeniem 9,9 sekund do „setki” Honda może zawstydzić co najwyżej Ikarusa, lecz nie samym przyśpieszeniem żyje człowiek, prawda? Posiadanie auta, które ma trzy tak różne charaktery to też niezła frajda! Auta, które za naciśnięciem magicznego guzika sprawia, że człowiek raz czuje się sportowcem, a innym razem ekologiem.
Jak to śpiewały dziewczyny z Sugarbabes: „If you're ready for me boy, You'd better push the button and let me know”. A więc: jeśli jesteś gotów, wciśnij odpowiedni guzik i daj tej małej Hondzie znać kim chcesz dziś być…