Honda Civic Tourer - kombi dla młodych duchem
Honda Civic "pożegnała się" z nadwoziem kombi gdy zaprzestano produkcji VI generacji. Japoński kompakt stał się samochodem skierowanym do młodych kierowców, którzy bardziej cenią stylistykę niż możliwości załadunku. Czy nowy Tourer ma za zadanie zmienić ten wizerunek?
Civic Tourer należy do grupy samochodów, które o wiele lepiej prezentują się na żywo, niż na zdjęciach. Po kilku dniach spędzonych z autem mogę stwierdzić, że jeśli podoba się wam Civic dziewiątej generacji w wersji pięciodrzwiowej, Tourer też przypadnie wam do gustu. Rok temu, po przejrzeniu oficjalnych galerii, nie byłem, delikatnie mówiąc, fanem tego kombi. Teraz dochodzę do wniosku, że to jeden z najciekawszych stylistycznie pojazdów na rynku.
Przede wszystkim, przód zaczyna się stosunkowo nisko, a całe nadwozie sprawia wrażenie klina. Pas przedni jest już znany z hatchbacka – sporo czarnego plastiku w kształcie litery „Y” plus charakterystyczne reflektory zachodzące na wyraźnie zaznaczone błotniki. Z boku Civic prezentuje się całkiem nieźle - klamki tylnych drzwi są w słupku C, tak jak w pięciodrzwiowym kompakcie, a całość podkreślają efektowne przetłoczenia. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego użyto ciemnego tworzywa jako nakładek na nadkola. Czyżby Tourer miał przypominać pojazd terenowy? Największe poruszenie wywołują tylne lampy, które wychodzą poza obrys nadwozia. No cóż, jeśli styl tego auta powszechnie nazywany jest „UFO”, trudno oczekiwać niemieckiej, klasycznej linii. Civic Tourer ma się wyróżniać.
Nadwozie kombi wymusiło zwiększenie długości o 235 milimetrów w stosunku do hatchbacka. Szerokość i rozstaw osi pozostały bez zmian (a więc wynoszą odpowiednio 1770 i 2595 milimetrów). Ale to właśnie rozciągnięcie auta o ponad 23 centymetry umożliwiło wygospodarowanie 624 litrów pojemności bagażnika. A to sporo. Dla porównania, Peugeot 308 SW czy na przykład Skoda Octavia Combi oferują 14 litrów mniej. Zapakowanie bagaży ułatwia niski próg załadunku – 565 milimetrów. Po złożeniu siedzeń otrzymujemy 1668 litrów.
Dzięki systemowi Magic Seats możemy nie tylko złożyć oparcia kanapy uzyskując płaską powierzchnię, ale i podnieść siedziska, a wtedy mamy do dyspozycji całkiem sporo miejsca w poprzek pojazdu. To jeszcze nie koniec! Pod podłogą bagażnika znajdziemy 117 litrowy schowek. Takie posunięcie wymusiło zrezygnowanie z koła zapasowego. Honda oferuje jedynie zestaw naprawczy.
Wnętrze znamy już z hatchbacka – nie wprowadzono żadnych znaczących poprawek. A to oznacza, że jakość materiałów i ich spasowanie można ocenić tylko i wyłącznie na piątkę z plusem. Dla osób, które pierwszy raz zasiadają w fotelu Civica, wygląd kokpitu może wydać się nieco dziwny. Po zajęciu miejsca stajemy się „otuleni” przez konsolę środkową i szerokie boczki drzwi. Obrotomierz umieszczono w tubie tuż przed kierowcą, a prędkość wyświetlana jest cyfrowo tuż nad małą kierownicą, która świetnie leży w dłoniach. Tuż obok znalazł się komputer pokładowy. Projekt kabiny doceniłem po przejechaniu dosłownie kilku metrów. Zakochałem się w nim chwilę później.
Nie oznacza to jednak, że wewnątrz nie ma się do czego przyczepić. Przede wszystkim, fotel kierowcy umieszczono za wysoko. Jest to spowodowane obecnością zbiornika paliwa pod podłogą auta. Nie uświadczymy regulacji odcinka lędźwiowego – ta opcja dostępna jest dopiero w najwyższym pakiecie wyposażenia „Executive”. Ponadto, obsługa komputera pokładowego odbywa się z kierownicy, ale jego system nie można nazwać najbardziej intuicyjnym na świecie. Podobny problem z rozgryzieniem elektroniki miałem w testowanej wcześniej „CRV-ce”. Tak więc w Civicu powinno pójść bez żadnych przeszkód. Niestety, tak nie było.
Zbiornik paliwa pod podłogą zabrał też trochę miejsca na stopy pasażerom z tyłu. Dostępna przestrzeń na kolana jest niemal identyczna jak w hatchbacku, czyli mówiąc inaczej, niskie osoby będą zadowolone, a te ze wzrostem powyżej 185 centymetrów będą musiały się nieco gimnastykować aby znaleźć wygodną pozycję na czas dłuższej podróży. Do ich dyspozycji jest podłokietnik z dwoma uchwytami na kubki (ale, co dziwi w kombi o takiej pojemności, nie przewieziemy nart bez składania siedzeń). Razi brak nawiewów klimatyzacji w drugim rzędzie siedzisk.
Japończycy nie rozpieszczają klientów pod względem dostępnych silników. Do wyboru mamy dwie (!) jednostki: benzynową 1.8 i-VTEC oraz wysokoprężną 1.6 i-DTEC. Pod maską testowanego auta zagościł pierwszy motor. Generuje on 142 konie mechaniczne przy 6500 obr./min i 174 niutonometry przy 4300 obr./min, a moc przekazywana jest na asfalt przez sześciobiegową skrzynię manualną.
Kiedy odpalałem Civica, pierwszą rzeczą która przykuła moją uwagę było basowe mruczenie. Ten dźwięk nieco przypominał mi starsze Hondy, które upalane są przez „młodych gniewnych”. Pomruk zachęca do ciągłego sprawdzania jak rzędowa czwórka pod maską zachowuje się w najwyższych partiach obrotów. Żeby jeździć dynamicznie, praktycznie cały czas będziemy musieli kręcić silnik do samego końca. Poniżej 4500 obrotów jednostka nie wykazuje ogromnych chęci do przyspieszania (po włączeniu trybu ECON jest jeszcze gorzej). Wyprzedzanie wymaga redukcji nawet o dwa biegi.
Możliwości auta nie wyróżniają się szczególnie na tle konkurencji, bowiem silnik 1.8 zapewnia „setkę” w mniej więcej 10 sekund. W warunkach miejskich jednostka napędzająca ważące około 1350 kilogramów auto zadowoli się 9-ma litrami benzyny na każde sto kilometrów, a w trasie powinniśmy uzyskać spalanie wynoszące 6,5 litra.
Pomimo tego, że osiągi nie powalają na kolana, Tourer oferuje kierowcy solidną dawkę radości. Wpływa na to chociażby krótki skok drążka zmiany biegów. Pochwalić należy również zawieszenie. Choć z tyłu zamontowano belkę skrętną, Civic daje sporo zabawy i pewnie trzyma się drogi. Układ kierowniczy przekazuje naprawdę dużą ilość informacji, a w ekstremalnych sytuacjach samochód jest zdumiewająco przewidywalny. Jedyną wadą (ale to za mocne słowo) są małe przechyły nadwozia. Japończycy zdali sobie sprawę, że kombi trafi do osób, które nie zawsze chcą wchodzić w zakręty na granicy przyczepności. Dlatego też udało się zapewnić całkiem niezły poziom komfortu jak na auto starające się od kilku generacji pielęgnować swój, jakby nie patrzeć, usportowiony wizerunek.
Hondę Civic Tourer możemy kupić za 79 400 złotych (ceny hatchbacka zaczynają się od około 66 500 złotych). Do wyboru mamy 4 wersje wyposażenia: Comfort, Sport, Lifestyle i Executive. Testowane auto (Sport) to wydatek 84 100 złotych. Za tę kwotę otrzymujemy między innymi dwustrefową, automatyczną klimatyzację, siedemnastocalowe felgi, światła do jazdy dziennej LED czy na przykład tempomat. Co ważne, producent nie przewidział żadnej możliwości indywidualizacji pojazdu poprzez zakup dodatków. Przy kupnie Tourera wybieramy tylko i wyłącznie pakiet, nic więcej.
Dodatkowe 235 milimetrów pozwoliło na stworzenie naprawdę dużego bagażnika. Dochodzę jednak do wniosku, że Civic Tourer jest wyłącznie pokazem możliwości i dobrą zagrywką marketingową. Niezmieniony rozstaw osi odbija się na pasażerach tylnej kanapy, a walka na kolejne litry wymusiła poświęcenie koła zapasowego na 117-litrowy schowek. Oczywiście testowana Honda nie jest złym samochodem. Ale klientów nie zdobywa się tylko tym, kto ma większego...kombiaka.