Honda Accord VI - kosmopolityczna w każdym calu
Spośród wszystkich japońskich marek tak naprawdę tylko dwie mocno do mnie przemawiają - Mazda i Honda. Wiem, wiem, Honda od wielu już lat powstaje w Europie i "japońska" jest tylko z pochodzenia, ale mimo wszystko żywię do niej niekłamaną sympatię. Czy to za sprawą wolnossących, oszałamiających mocą silników benzynowych, czy też za sprawą pierwszego i jednocześnie jednego z najlepszych na świecie silników wysokoprężnych i-CTDi.
A może za sprawą dynamiki drzemiącej w każdym z tych aut, czy to w miejskim Jazzie, czy też w dostojnym Accordzie. W każdym razie ta marka jakoś jest bardzo bliska memu sercu. A model Accord szczególnie.
Historia Accorda narodziła się w 1976 roku i początkowo usadowiła go w… segmencie kompaktów! Tak, tak – tak dostojny dziś Accord swój debiut rynkowy odnotował klasę niżej. Dopiero z czasem ewoluował, urósł i zawitał do klasy D. Zresztą zawitał nie tylko do nowej klasy, ale także na nowe obszary geograficzne – do Europy i Ameryki. Z czasem zaczęto coraz mocniej różnicować wersje przeznaczone na rynek japoński, europejski i amerykański. Ostatecznie, wraz z nadejściem w 1997 roku najciekawszego w moim mniemaniu Accorda VI, linia modelowa została całkowicie podzielona w zależności od rynku zbycia – Accord sprzedawany w Europie zdecydowanie różnił się od tego sprzedawanego w Stanach Zjednoczonych i Azji.
Accord szóstej generacji, produkowany w latach 1997 – 2003, to swego rodzaju manifest możliwości japońskiej marki. Produkowane m.in. w brytyjskim Swindon auto urzekało na wiele sposobów. Agresywna stylistyka nadwozia i wnętrza, wyrazisty styl, nowoczesne i zaskakujące potencjałem jednostki napędowe oraz rozwiązania techniczne bliższe raczej autom pozycjonowanym o klasę lub dwie wyżej. Ot, choćby zmienne fazy rozrządu połączone z kolektorem ssącym o zmiennej długości i zaawansowaną elektroniką sterującą wtryskiem paliwa, sprawiały, że auto nie tylko zaskakiwało dynamiką w szerokim zakresie prędkości obrotowych, ale także potrafiło w razie potrzeby być stosunkowo oszczędne. Śrutowane gładzie cylindrów podnoszące trwałość jednostek napędowych, skomplikowane i niezwykle skuteczne zawieszenie wielowahaczowe, wałki wyrównoważające w silniku 2.3 16V eliminujące drgania, czy też cztery gwiazdki w testach zderzeniowych Euro – NCAP sprawiały, że Accord nawet dzisiaj zdumiewa zaawansowaniem technicznym. A to wszystko działo się już ponad 14 lat temu.
Tyle teorii – w praktyce auto okazywało się jeszcze bardziej wdzięcznym towarzyszem podróży. Piękne zegary w postaci trzech indywidualnych tub, świetne fotele, banalnie prosta obsługa i dźwięk jednostek napędowych – wszystko to sprawiało, że z auta nie chciało się wysiadać.
Niemal każda jednostka napędowa, za wyjątkiem najsłabszego 1.6-litrowego 115-konnego benzyniaka, zapewniała autu wystarczające osiągi i akceptowalną ekonomikę eksploatacji. Szczególnie popularne bywają jednostki 1.8 l i 2.0 l o mocach odpowiednio 136 i 147 KM. Każda z nich rozpędzała auto do 100 km/h w czasie ok. 10 s, przy czym mocniejszy silnik wyraźnie lepiej radził sobie z autem przy wyższych prędkościach. Dokładając do tego legendarną, nieprzesadzoną, japońską niezawodność nie sposób się dziwić, że właściciele owych aut niechętnie się ich pozbywali. A jak już zdecydowali się na taki krok, to cena bynajmniej do atrakcyjnych nie należała. Accord był, jest i z pewnością na długo jeszcze pozostanie w cenie.
Accord VI zmienił oblicze Hondy. Pokazał, że Japończycy nie tylko opanowali do perfekcji sztukę technicznego konstruowania samochodów, ale także bardzo dynamicznie uczyli się europejskiego pojęcia dobrego stylu. Accord VI w Europie zyskał niemałą popularność nie tylko ze względu na zastosowaną w nim technologię, ale także za sprawą uroku osobistego. W końcu Honda była nie tylko doskonała technicznie, ale także piękna, agresywna i drapieżna zarazem. Dokładnie taka, jaką być powinna. Prawdziwa Honda.