Hiszpański krewny - Nowy Seat Leon
I kto by pomyślał, że wszystko zaczęło się od Toledo, któremu zmieniono kształt bagażnika. Hatchback, o dźwięcznej nazwie Leon, przypadł do gustu klientom jako odskocznia od nudnego Golfa IV. Przypadł na tyle, że w roku 2005 projekt kolejnej generacji powierzono już Walterowi de'Silva, który pokazał, że zna się na swoim fachu. Siedem lat później, lecąc do Hiszpanii na jazdy testowe Leonem numer 3 zastanawiałem się, czy nowe dziecko Seata udźwignie ciężar sukcesu swoich poprzedników.
Grupa VAG przejmując takie marki jak Skoda czy Seat, dała im szansę na rozwój i uchroniła je przed upadkiem i całkowitym zapomnieniem. Doświadczenie oraz technologie wypracowane przez Niemców zaprocentowały w autach, które wcześniej uważane były za niezbyt atrakcyjne. Po początkowym prowadzeniu za rękę, producenci z Czech i Hiszpanii samodzielnie wypłynęli na szerokie wody. O ile Skoda płynie pewnie, pokonując wzburzone fale i z każdym nowym modelem kontynuuje zaakceptowaną przez użytkowników stylistykę, to z Seatem nie zawsze było tak pięknie. Najlepszym tego przykładem jest model Toledo, który w trzecim wydaniu postanowił rozchorować się na zapalenie tożsamości, odcinając się jednym pociągnięciem od swoich poprzedników. Ktoś jednak w porę zorientował się, że coś tu nie gra i teraz widzimy tego skutki – wszystkie auta w gamie są spójne pod kątem wyglądu i wreszcie można je nazwać prawdziwą rodziną. Również wygląd nowego Leona został podporządkowany nowemu DNA Seata. Sprawdźmy jak tym razem poszło Hiszpanom.
MQB
Te trzy tajemnicze litery to skrót od nazwy Modularer QuerBaukasten, czyli nowej uniwersalnej platformy opracowanej przez Volkswagena. Dzięki takiemu rozwiązaniu grupa VAG może produkować na jednej płycie podłogowej wiele aut. Posłużyła ona również do budowy nadwozia nowego Leona. Co to oznacza? Ano tyle, że jego konstrukcja jest zaprojektowana i zbudowana całkiem od nowa. Dzięki temu nowy Leon, choć krótszy od swojego poprzednika o 5 cm, ma o 6 cm większy rozstaw osi. Nikomu nie trzeba raczej tłumaczyć, że oznacza to dużo większą ilość miejsca w środku, ale o tym później. Dodatkowo wzorem nowego Golfa, od którego notabene nowy Leon jest nieznacznie większy, został dość znacznie odchudzony, bo prawie o 90 kg.
Na zewnątrz
Jak wygląda Leon – każdy widzi, ale kiedy pierwszy raz zobaczyłem go na żywo, to pomyślałem sobie: Tak! To jest prawdziwy duch Hiszpanii! Koniec z nudą i obłymi garbusami. Nadwozie pełne jest ostrych linii – właściwie można by za pomocą kilkunastu kresek naszkicować obraz nowego Leona. Atletyczna i agresywna sylwetka podkreślona jest dodatkowo poprzez boczne przetłoczenia, a także wyraźnie zarysowany kształt przednich reflektorów, halogenów, lusterek bocznych, a na tylnych światłach skończywszy. Pozostając w temacie świateł, to warto nadmienić, że Seat Leon jest pierwszym autem w segmencie, które może zostać wyposażone w przednie reflektory wykorzystujące technologię LED. Emitują one światło o temperaturze barwy na poziomie 5500K, czyli bardzo zbliżonej do światła dziennego, dzięki czemu jazda nocą nie męczy tak oczu. Podczas jazd testowych mieliśmy okazję sprawdzić ich działanie. Faktycznie – nie dość, że wyglądają pięknie, to równie skutecznie jak lampy ksenonowe oświetlają drogę przed samochodem. Przedstawiciele Seata dodają, że lampy LED są całkowicie bezobsługowe i będą świecić do końca świata, a nawet jeden dzień dłużej. Ciekawe co na to lobby żarówkowe?
W środku
Jeśli zakochałeś się w wyglądzie nowego Leona i nie możesz spać po nocach, to mam na to lekarstwo. Tanie, właściwie nawet darmowe – zajrzyj do jego wnętrza, a zaraz Twoje miłosne zapędy zostaną ostudzone. Wsiadając do środka dostajemy przysłowiowy kubeł zimnej wody na głowę. Tu nie ma miejsca na fajerwerki i popisy designerów. Pamiętacie ten dowcip: Co ma żołnierz pod łóżkiem? Żołnierz pod łóżkiem ma porządek. Parafrazując: Co ma Seat Leon w środku? Seat Leon ma w środku porządek. Oprócz porządku ma też dużo miejsca zarówno z przodu, jak i z tyłu, dobrej jakości materiały wykończeniowe, wygodne siedzenia, czytelne zegary (przypominające te w Audi), przyjemną w dotyku, choć trochę cienką kierownicę, a także zwrócony w stronę kierowcy dwukolorowy kokpit, w którym centralne miejsce zajmuje ekran dotykowy o przekątnej 5,8” z trójwymiarową grafiką. No dobrze, a czego nie ma Leon w środku? Nie ma możliwości obniżenia siedziska na tyle, żeby kierowca nie miał wrażenia, że siedzi dodatkowo na poduszce, a także regulacji wysokości pasów bezpieczeństwa. Bagażnik w nowym Leonie urósł o prawie 40 litrów i ma ich teraz 380, ale wysoki próg załadunku może przeszkadzać w wypełnieniu tej przestrzeni.
Jazda
Kiedy nasyciliśmy już swoje oczy widokiem nowego Leona, przyszedł czas na jazdy próbne. Na pierwszy ogień poszedł egzemplarz wyposażony w jednostkę wysokoprężną 2.0 TDI (150 KM) i automatyczną skrzynię DSG. Trasa testowa wiodła zarówno przez autostrady, jak i urocze, kręte drogi Andaluzji. Temat autostrady możemy śmiało pominąć, bo prawdziwą frajdę z jazdy dały nam dopiero wijące się serpentyny w okolicach Malagi. Nie wiem czy samo słowo frajda wystarczająco dobrze oddaje uczucie, jakie towarzyszy prowadzeniu nowego Leona. Raczej nie – prędzej będzie to duża, a dla niektórych nawet dzika frajda. Dzięki zwiększonemu rozstawowi osi auto prowadzi się niezwykle łatwo, natomiast niezwykle trudno jest je wyprowadzić z równowagi. Układ kierowniczy działa bardzo precyzyjnie, dlatego kierowca nie musi martwić się, czy auto wykona manewr tak jak on sobie tego życzy. Jedyne co doskwierało nam podczas jazd, to brak manetek do zmiany przełożeń przy kierownicy. Skrzynia DSG potrafiła niepotrzebnie kręcić wysoko na obroty silnik, zamiast wcześniej zmienić bieg na wyższy. Mimo tego trzeba przyznać, że auto z tym silnikiem jest naprawdę dynamiczne – przyspieszenie do „setki” w czasie 8,4 s mówi samo za siebie.
Drugą połowę trasy spędziłem za kierownicą auta z silnikiem 1.4 TSI (140 KM) w połączeniu z manualną, 6-biegową skrzynią biegów. Auto, jak wszystkie wersje z silnikami o mocy poniżej 110kW, miało inne zawieszenie z tyłu – belkę skrętną zamiast wielowahacza. Różnica w prowadzeniu jest tylko minimalnie zauważalna – dość powiedzieć, że zakręty byliśmy w stanie pokonywać z takimi samymi prędkościami, jak mocniejszy diesel. Jednostkę 1.4 TSI trzeba pochwalić za elastyczność i umiarkowany apetyt na paliwo – nawet ciężka noga i trzymanie wysokich obrotów podczas podróży, nie pozwoliły na spalanie wyższe niż 7l/100km.
Podsumowanie
Niestety nie znamy jeszcze cen nowego Leona. Szczerze mówiąc, nie chciałbym być na miejscu osoby, która ten cennik będzie ustalać, ponieważ auto będące bardzo blisko spokrewnione z Golfem, pozycjonowane do tej pory wyraźnie niżej od niego, dzisiaj wcale nie musi czuć się jak ubogi krewny.
Sprawdź aktualne promocje Seata!