Hilux na Biegunie Południowym
Na białym kontynencie zwykle wykorzystuje się transportery gąsienicowe, ale są wolne, palą więcej niż ważą a o komforcie jazdy raczej trudno mówić. Planując wyprawę do Bieguna Południowego naukowcy z wyprawie indyjskiego Narodowego Centrum Badań Antarktycznych i Oceanicznych (NCAOR) postawili na Toyotę Hilux, która zdobyła sobie wcześniej opinię bardzo trwałego i odpornego na niekorzystne warunki samochodu.
Może nieco dziwnie wygląda w tym kontekście informacja, że auta są produkowane w Republice Południowej Afryki, ale zanim zaczęły brodzić w śniegu zabrali się za nie specjaliści z islandzkiej firmy Arctic Trucks, dostosowujących od lat Toyoty, w tym i Hiluxy do ciężkich warunków tamtejszej zimy. W samochodach zamontowano dodatkowe ogrzewanie Webasto, pałąki chroniące przed wpadnięciem w lodowe rozpadliny i wyciągarki. Przede wszystkim jednak zmieniono koła. Islandczycy wybrali największe ze stosowanych przez ich firmę opon, o rozmiarze 44 cale! Takie koła wykorzystują na Islandii służby ratownicze czy myśliwi operujący w najbardziej niedostępnych, zaśnieżonych rejonach. Sekret ich skuteczności na śniegu to nie tylko rozmiar, ale i niższe ciśnienie - w antarktycznych Hiluxach utrzymywano je na poziomie 20 atmosfer, podczas gdy w normalnych warunkach wynosi ono 29 atmosfer. Wieloletnie doświadczenia Islandczyków wskazują, że wielkie koła lepiej radzą sobie z sypkimi nawierzchniami, takimi jak świeży śnieg a niższe ciśnienie daje im lepsze dopasowanie opony do nawierzchni.
Montując tak duże koła trzeba było także dostosować do nich wysokość zawieszenia i szerokość nadkoli. Zmianie uległo przeniesienie napędu, obniżono przełożenia skrzyni biegów i dodano najniższe, nazwane crawler gear, czyli biegiem pełzania. Automatycznie utrzymuje ono niską prędkość, co daje kierowcy więcej czasu i możliwości na szukanie najlepszej drogi w niesprzyjającym terenie.
Samochody uzbrojono także w żurawie, ułatwiające załadunek i rozładunek aut, bo trwająca od 10 listopada do 5 grudnia wyprawa wymagała zabrania sporych zapasów. Przede wszystkim trzeba było dużo paliwa. Każdy z samochodów wyruszał w drogę na przyczepce zapas 1280 l paliwa, a do tego części zamienne i wyposażenie wyprawy. To kolejny powód dla którego wybrano Hiluxy – samochód, który waży 2,2 tony ma ładowność 1,5 tony i może holować przyczepy o masie do 3 ton.
Hiluxy były napędzane standardowymi turbodieslami o pojemności 3 litrów i mocy 171 KM. Na Antarktydzie lano im jednak do baków lotnicze paliwo Jet A-1. Jest ono bardziej odporne na niskie temperatury, ale mniej wydajne. Zawiera także dodatkowe środki smarne. Lać trzeba go było bardzo dużo. Silniki pracowały na okrągło. Przez całą dobę siedem dni w tygodniu pracowało też dodatkowe ogrzewanie, bo mróz sięgał nawet 56 stopni poniżej zera. W takich warunkach średnie spalanie samochodów wyniosło 50 l/100 km. Szokująco dużo? Dla kierowców jeżdżących w normalnych warunkach, nawet prowadząc wielkie terenówki w miejskim tłoku to na pewno ogromna liczba, ale to i tak 5 – 8 razy mniej niż zużywają gąsienicowe transportery. To już duża ulga, biorąc pod uwagę, że na Antarktydzie baryłka ropy potrafi kosztować nawet 10 000 dolarów! Toyota zapewnia, że wyprawa była znacznie szybsza od wszystkich poprzednich, a i bardziej oszczędna. Potrzebny był tylko jeden punkt tankowania ustawiony 1500 km od miejsca startu – bazy antarktycznej Maitri. W całej wyprawie nie chodziło jednak o sportowe wyczyny. Indyjscy naukowcy badali chemię śniegu, tereny lodowcowe i ukryte pod lodem skały.
Wyprawa wymagała jednak także specjalnego przeszkolenia w prowadzeniu samochodów w tak ekstremalnych okolicznościach. Islandczycy zapewniają, że w normalnych warunkach prowadzenie auta o tak wielkich kołach po asfalcie nie stanowi wielkiego problemu, ale poradzenie sobie z samochodem w tak specyficznym terenie jak pola lodowe czy śnieżne pustynie może sprawiać wielkie problemy. Przyjeżdżając na Islandię można wynająć samochód przystosowany do jazdy w artktycznych warunkach, ale jeżeli nie macie w tym doświadczenia nie dostaniecie samochodu zanim nie przejdziecie przeszkolenia u specjalistów z Arctic Trucks. Ciekawe ile zajęło przygotowanie naukowców do pokonania w skrajnie trudnych warunkach trasy o długości 4600 kilometrów?