Gwiazdor - Ford Mustang
9 minut i 42 sekundy. Tyle dokładnie trwał jeden z najdłuższych i najbardziej widowiskowych pościgów w historii kina. Uczestnikami tego emocjonującego pojedynku na drodze były dwa kultowe już dziś samochody, Dodge Charger oraz Ford Mustang. Za kierownicą tego drugiego auta siedział niejaki Frank Bullitt grany przez samego Steve McQueen`a
40 lat po premierze tego kryminału, amerykański oddział Forda zdecydował się na odświeżenie legendy pokazując całemu światu specjalną edycję Mustanga. Ford Mustang Bullitt, tak brzmiała pełna nazwa tego limitowanego modelu. Co prawda amerykańscy producenci aut przyzwyczaili nas do tego że niemalże na co drugim samochodzie zza oceanu odnajdziemy napis ”limited” to jednak 7700 wyprodukowanych sztuk Bullitta A.D. 2008 śmiało można nazwać edycją limitowaną.
Czym różni się Bullitt od ”zwykłego” Forda Mustanga? Po pierwsze, Bullitt jest prawie taki sam jak protoplasta wszystkich samochodów czyli Ford T. Występuje on w każdym kolorze lakieru pod warunkiem że będzie to kolor czarny lub ciemnozielony. Po drugie, na całej karoserii żeby nie wiem jak się starać nie odnajdziemy ani jednego emblematu czy też znaczku Forda. Logo rumaka lub występujące w mocniejszych wersjach oznaczenie ”GT” na tylnej klapie zostało zastąpione czarnym ”celownikiem” z wyeksponowanym i budzącym respekt napisem ”Bullitt”. Po trzecie …. więcej zmian w wyglądzie auta nie odnajdziemy. W większości innych samochodów które występują w jakichś specjalnych edycjach otrzymujemy w stosunku do serii więcej spojlerów, błyskotek i innego typu mniej lub bardziej potrzebnych bajerów. W przypadku prezentowanego modelu jest zupełnie inaczej. Ford postanowił pozbawić Bullitta wszystkich zbędnych ”świecidełek” i chwała mu za to.
Sylwetka tego muscle cara jest bardzo atrakcyjna i przywodzi na myśl sportowe auta klasy GT. Całe szczęście designerzy Forda nie ugięli się pod wpływem księgowych i nie zepsuli klasycznej linii zapoczątkowanej przez model z 1964 roku. Dlaczego o tym wspominam? Gdybyśmy chcieli odtworzyć pościg z wspomnianego na początku artykułu filmu, lecz zamiast aut z lat sześćdziesiątych posłużylibyśmy się współczesnymi edycjami Chargera i Mustanga porównanie to wypadło by co najmniej dziwnie. O ile Ford zachowałby swój charakter i godnie reprezentował swojego protoplastę to Dodge ze swoim czterodrzwiowym nadwoziem w niczym nie przypominał by drapieżnego Chargera z 1968 roku.
Po otwarciu potężnych drzwi oczywiście pozbawionych ramek okiennych, wszystkich tych którzy spodziewali się wszelkiego rodzaju udziwnień w stosunku do standardowej wersji może spotkać lekki zawód. Zarówno wygląd zewnętrzny jak i wnętrze Bullitta nie różni się zbyt wiele od wnętrza ”zwykłego” Mustanga. Tak naprawdę tylko emblematy na progach oraz duże logo na kierownicy zdradzają że mamy do czynienia z czymś naprawdę unikalnym. Skórzane, wygodne fotele, deska rozdzielcza wykończona aluminium, efektywna klimatyzacja i porządny system audio. Jednym słowem na pokładzie tego ”rumaka” mamy wszystko co jest niezbędne do komfortowego pokonywania zarówno tych krótszych jaki i nieco dłuższych tras. W awaryjnych sytuacjach ”Bullitem” może podróżować czwórka pasażerów jednak osobom siedzącym z tyłu będzie brakowało nieco miejsca zarówno na nogi jak i nad głową.
Zostawiam w spokoju tylną kanapę ponieważ z niej kierować tym autem się nie da i wygodnie rozsiadam się za kierownicą tego ”rumaka”. Po przekręceniu kluczyka odnajduję pierwsze logo marki Ford które dosłownie przez kilka sekund pojawia się na wyświetlaczu umiejscowionym w centralnym punkcie konsoli środkowej. Słysząc donośny ale zarazem dostojny bulgot który dochodzi spod przedniej maski postanawiam wysiąść jeszcze na chwilę z samochodu i przyjrzeć się z bliska pracy tego monstrum. Gdy przednia maska unosi się ku górze naszym oczom ukazuje się potężna ”V-ósemka”. W oczy od razu rzuca się rozpórka na której oprócz numeru VIN, emblematu z napisem Bullitt oraz znaczka Ford Racing widnieje indywidualny numer samochodu.
Mimo tego że dźwięk jednostki napędowej jest naprawdę fantastyczny nie mogę odmówić sobie sprawdzenia co tak naprawdę to auto potrafi. Zapinam pasy, wrzucam pierwszy bieg (Ford Mustang Bullitt posiada 5-biegową manualną skrzynię biegów co swego rodzaju ewenementem wśród amerykańskich samochodów) i mieląc tylnymi oponami ruszam ostro z miejsca. 315 koni mechanicznych oraz 440 niutonometrów z olbrzymim impetem ciągnie tego muscle cara do przodu. Sprint do pierwszej setki trwa niewiele powyżej 5 sekund a wspomniany wyżej potężny moment obrotowy pozwala na bezstresowe wyprzedzanie kolumny ciężarówek niemalże w każdych warunkach.
Dzięki tylnemu napędowi oraz możliwości całkowitego wyłączenia kontroli trakcji możemy krzyknąć ”na pohybel ekologom!” i zostawiając czarne ślady na asfalcie oraz kłęby białego dymu w powietrzu zgrabnie kręcić popularne nie tylko wśród drifterów ”bączki”. Jeśli zdecydujemy się już na tego typu zabawę warto kątem oka spoglądać na tylne opony oraz wskaźnik poziomu paliwa. Tak naprawdę nie wiadomo która z tych dwóch rzeczy pierwsza się ”skończy”. Jak na prawdziwą ponad 4 litrową ”V-ósemkę” przystało, silnik swoje pić musi. To ile litrów połknie to monstrum zależy tylko i wyłącznie stylu jazdy oraz ciężaru prawej nogi kierowcy. 10,20,30 litrów. Auto jest w stanie pochłonąć dosłownie każde ilości paliwa.
Co prawda tylne opony były jeszcze w całkiem dobry stanie a paliwa w baku wystarczyłoby na ponad sto kilometrów to jednak musiałem grzecznie odstawić ”rumaka” do swojego ciepłego garażu. Wspominając krótko ten jakże wspaniały dzień stwierdzam że Ford Mustang w swojej podstawowej wersji już jest samochodem obok którego nie da się przejść obojętnie. Dodatkowo jeśli mamy szczęście spotkać na swojej drodze limitowaną wersję Bullitt serce prawdziwych wielbicieli ”amerykanów” zacznie bić jeszcze mocniej. Wspaniały butelkowo-zielony kolor, łatwość wprowadzania auta w poślizg oraz niesamowita atmosfera panująca podczas obcowania tym samochodem która kojarzy się z uliczkami w San Francisco sprawiają że nawiązanie do tradycji wyszło Fordowi na piątkę z plusem. Ciekawe jakie zdanie na temat tego ”rumaka” miałby Steve McQueen.